Czytałem "Captain Saru". Sympatyczna błahostka, IMHO nie oddająca sprawiedliwości pierwszemu Kelpianinowi w GF i jego kapitańskiemu potencjałowi, ale przynajmniej można się dowiedzieć czyje dokonania - i filozofię dowodzenia - musiał znać Picard, skoro w "Starship Mine" poradził sobie jak widzieliśmy

. Jednym słowem pochodzący z Kaminaru oficer kontra chciwi Orioni, w pojedynku, w którym - zgodnie z klasycznym Trekowym schematem - ten wygra, kto lepiej myśli. A ozdobione to rozważaniami o percepcji snów w ziemskiej kulturze. I odrobiną autoironii (wyśniony napęd jagódkowy i
bezgłowa Nike z Samotraki jako metafora Discovery). Oraz drobnymi okruszkami biografii załogantów (Tilly ma ponoć niezłe relacje z ojcem, też oficerem GF; Owosekun to zapamiętała himalaistka, która ileś razy właziła samotnie na Big E). Nic wielkiego, ale można sięgnąć, narracja lepiej skonstruowana niż w statystycznym odcinku DSC*. (Jednego tylko bym się czepił: czemu bohater tytułowy na zwiedzanie Luwru ubrał się po ziemsku - i to po XX/I-wieczno ziemsku - a nie w coś malowniczego, z ojczystej planety rodem? I czemu kolorystyka jeszcze bardziej ponura niż na ekranie?**)
* Acz widać pewne - lekko ciągnące rzecz w dół - ukłony w kierunku typowych dla tej serii technik opowiadania (dorzucanie nieistotnych wątków tła, zaczynanie i urywanie - kłania się wspominany parę razy rodziciel Sylvii, którego ostatecznie nawet nie pokazano, brak dłuższego zatrzymania przy tym, co najistotniejsze)...
** Nachalnych wzmianek o wspaniałości M.B. się nie czepię, to DISCO-norma.