USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Świat Star Treka / Z pamiętnika Admirała Kirka
 Strona:  ««  1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  »» 
Autor Wiadomość
Elaan
Użytkownik
#181 - Wysłana: 15 Mar 2012 18:40:22 - Edytowany przez: Elaan
Rozdział 16.

Dziennik kapitański, data gwiezdna 7413.9.
- Skanery nawigacyjne wykryły Intruza i nasze wykresy wskazują na brak zmian w jego szybkości lub kierunku. Spodziewamy się kontaktu wizualnego w ciągu najbliższych pięciu minut.

Gdy Kirk uzupełniał wpis do dziennika okrętowego, Decker wręczył mu odczyty statusu. Studiował je, obracając się jednocześnie do sternika.

- Wyłączyć skanery nawigacyjne; zredukować deflektory nawigacyjne do minimum, - rozkazał Kirk.
- Przednie skanery wyłączone, - powiedział Sulu. - Deflektory na minimum.

Oczy Kirka przepatrywały mostek, sprawdzając stanowisko po stanowisku, lecz nic na pokładzie okrętu nie wskazywało, że ktokolwiek z nich planuje lub oczekuje ewentualnego ataku.
Nie opuszczała go myśl o skanie sensorów, który sprowokował zniszczenie Epsilon Nine. Kirk odwrócił się w stronę konsoli sterowniczej.

- Nawigatorze?
- Utrzymujemy przechwycenie stożkowe i przewidywany kurs pościgowy, sir, - odrzekła Ilia.
- Pozdrowienia uniwersalnym kodem językowym?
- Będziemy nadawać standardowe pozdrowienie i powtarzać na wszystkich częstotliwościach, sir, - zameldowała Uhura.

Kirk spojrzał, by sprawdzić czy Spock jest przy stanowisku naukowym i poczuł ulgę widząc, że wszyscy członkowie załogi są na pozycjach alarmowych. McCoy wszedł na mostek i stanął za ramieniem Kirka.

- Czy mamy maksymalne powiększenie na głównym ekranie?
- Pełne powiększenie, - potwierdził Sulu. - Wciąż nic w polu widzenia, sir.

Gdyby mogli cokolwiek zobaczyć wcześniej - jak olbrzymia chmura przemieszcza się wprost ku nim z prędkością Warp 7, a oni sami pędzą ku niej z równą prędkością. Niewiarygodna szybkość ich nakładających się kursów zbliżeniowych, była komplikowana dodatkowo przez wyjątkową mechanikę hiperprzestrzeni, a martwy punkt odchylenia nawigacyjnego mógł sprawić, iż miną chmurę–Intruza o milion gwiazd. Lecz Kirk miał pełne zaufanie do Deltan.
Stożkowy kurs przechwytujący służył temu, by mogli się przyjrzeć Intruzowi, gdy przejdzie obok nich - lecz zawsze z „nosem” Enterprise skierowanym wprost ku centrum dziwnej chmury. W ten sposób, gdy Enterprise przekroczy granicę chmury, będzie przemieszczał się kursem równoległym o coraz mniejszym promieniu, jednak wciąż kierując się ku jej sercu, dopóki tor lotu nie wyprowadzi okrętu bezpośrednio poza chmurę – nieomal tak, jak gdyby był do niej uwiązany kauczukową liną. Pozostając poza zasięgiem chmury, Enterprise będzie w stanie wyprzedzić ją, co pozwoli Kirkowi na podejście do niej tak wolno lub tak szybko jak zadecyduje. Każdemu, kto spojrzałby poza dziób okrętu gwiezdnego w trakcie przechwycenia stożkowego, wydawałoby się, że wciąż zbliża się ku centrum chmury, lecz coraz wolniej, póki nie dotrze do niej całkiem blisko.
Klingoni nie przechwytywali chmury w ten sposób. Kirk miał nadzieję, że jakakolwiek byłaby owa podróżująca wśród gwiazd inteligencja, natychmiast zrozumie, iż manewry Enterprise zwiastują pokojowe zamiary.

- Widzi pan to, sir? - To było pytanie Deckera.

Kirk zdał sobie sprawę, że kilka sekund wcześniej cisza zapadła na mostku.

- Dziękuję, panie Decker. Komandor Uhura, może pani zacząć nadawanie pokojowych pozdrowień na wszystkich częstotliwościach.

Kirk był zadowolony, że w porę przypomniał sobie, iż łączność miała zostać nawiązana, gdy tylko chmura znajdzie się w polu widzenia. W przeciwnym razie, Will Decker mógłby podejrzewać, że człowiek, który zajął jego miejsce, zapadł w sen na jawie w tym tak ważnym momencie.
Tak, teraz on także miał ją w zasięgu wzroku. Był to zaledwie łebek od szpilki, o nieco tylko cieplejszej barwie, aniżeli zbita masa gwiazd wprost przed nimi.

- Przejść w stan czerwonego alarmu, - rzekł Kirk spokojnie.

Odłączono klaksony. Wiedział, że nie byłyby głośniejsze niż wewnętrzne alarmy, brzmiące w umysłach jego załogi. Wszyscy oni byli obecni na pokładzie rekreacyjnym i widzieli w obliczu czego wkrótce przyjdzie im się znaleźć - chmura zaczynała już zwiększać swoje rozmiary. Widzieli także zieloną śmierć, która wyłoniła się z niej, by zniszczyć formację trzech klingońskich okrętów gwiezdnych, z których każdy był co najmniej tak silny jak Enterprise.

- Wszystkie pokłady potwierdzają czerwony alarm, sir. - To był Decker, meldujący status okrętu.
Elaan
Użytkownik
#182 - Wysłana: 18 Mar 2012 20:23:00
Kirk skinął twierdząco głową na znak, że słyszał i tego właśnie oczekiwał, i ponownie zwrócił swoją uwagę ku sprawie życia i śmierci, jaką była konieczność przekonania Intruza, iż to przechwycenie ma pokojowy charakter. Enterprise nie może sprawiać wrażenia, że przygotowuje się do walki – było niezmiernie istotne, aby żaden skan lub wiązka nie zostały wyemitowane przez którekolwiek ze stanowisk na okręcie.
Lecz było to tylko przejawem zdenerwowania z jego strony, gdy zapytał czy na każdym stanowisku na statku z całą pewnością skanery i czujniki zostały wyłączone. Poza tym, to było niepotrzebne! W każdym razie, Decker mógł być teraz tego podwójnie pewnym. Kirk niemal się uśmiechnął, gdy zdał sobie sprawę jak bardzo nauczył się ufać zdolnościom tego młodego człowieka, którego miejsce zajął.
Chmura powiększyła się teraz do rozmiarów paznokcia. Czyżby zapomniał w ostatnich minutach o jakichś szczegółach? Kirk przebiegł oczyma pokrótce każde stanowisko mostka – ster, nawigacja, nauka, łączność, podtrzymywanie życia, broń defensywna; zatoczył wzrokiem pełny krąg.
Tymczasem chmura od wielkości łebka pinezki wzrosła już do rozmiarów dużej monety. Jego załoga widziała także wyłaniającą się z tej chmury śmierć, która pochłonęła życie ich współtowarzyszy z Gwiezdnej Floty na stacji Epsilon Nine i było pewne, że niektórzy spośród nich zaczynają odczuwać strach.
Lecz nie ulegało również wątpliwości, iż najbardziej doświadczona załoga jaką kiedykolwiek zgromadzono – przerażona czy nie, będzie posłuszna jego rozkazom. A Enterprise był najbardziej wyrafinowanym i najpotężniejszym okrętem gwiezdnym w całej Flocie. Kirk czuł większą pewność niż kiedykolwiek, że postąpił słusznie przejmując nad nim dowództwo. Decker był świetnym dowódcą statku, ale nie miał tej przewagi jaką dawała Kirkowi, zbudowana przez Gwiezdną Flotę, otoczka legendarnej postaci. Choć bywało to uciążliwe i głupie, niemniej jednak oznaczało, że Kirk miał załogę spojoną poprzez wiarę [ Kirk miał żarliwą nadzieję, że okaże się to prawdą ], iż jest znakomicie dowodzona.
Kirk poczuł przypływ uczuć dla tych mężczyzn i kobiet tutaj, którzy widzieli śmierć uderzającą z wnętrza tej chmury, a mimo to pozostali. Ta „zwyczajna” i piękna, błękitno-biała planeta, leżąca poniżej nich, zasługiwała na ochronę – to na niej wyrosła wytrzymała i godna, a zarazem niewątpliwie odważna rasa. Od początku czasu wyruszały inne grupy takie jak ta, garstki słabych ludzi, stających razem przeciwko ciemnościom nocy, przeciwko szablasto-zębnym zabójcom, przeciwko żywiołom morza, a wreszcie głębiom kosmicznej przestrzeni. Kształt i oblicze nieznanego zmieniało się w ciągu tych wszystkich eonów, lecz nie zmieniła się ludzka odwaga.

- Kapitanie, jesteśmy skanowani, - zameldował Spock.

Kirk dotknął przycisku łączności wewnętrznej okrętu.

- Wszystkie pokłady, tu mówi kapitan. Jesteśmy skanowani. Jakiekolwiek jest Wasze stanowisko, nie podejmujcie – powtarzam, nie podejmujcie żadnego działania, chyba że na mój wyraźny rozkaz.

Chmura przerastała już nadprzestrzenną masę gwiazd wprost przed nimi, przybierając właściwy sobie kształt tak szybko, że ich oczy mogły zobaczyć to rozszerzanie. Jej niesamowita luminescencja stawała się coraz bardziej widoczna.

- Skany pochodzą dokładnie ze środka chmury, - zakomunikował Spock. - Składają się one z wiązek energii zupełnie nieznanego rodzaju.

Ogrom chmury przysłonił teraz wszystkie gwiazdy w polu widzenia i wzrósł, aż wypełnił połowę ciemności przed sobą. Kirk czuł dreszcz zwiększania mocy napędu, gdy Enterprise kontynuował przechwytywanie stożkowe. Aczkolwiek chmura pojawiła się na ekranie jak gdyby była na wprost nich, w rzeczywistości przechodzili obok niej i wkrótce zaczną posuwać się za nią na kursie pościgowym.

- Klingoni po raz pierwszy uderzyli z tej odległości, - powiedział cicho Decker do Kirka.

To, co wcześniej wydawało się luminescencją, obecnie wyglądało jak rezultat kombinacji pięknych, wielobarwnych wzorów we wnętrzu chmury. Teraz można było zobaczyć jej prawdziwy rozmiar – średnicę, którą młody Branch określił jako osiemdziesięciokrotną odległość Ziemi od Słońca!
Była wystarczająco duża, aby ukrywać w swoim wnętrzu sporą gwiazdę z własnymi planetami! Jej wzorzyste kolory nabierały blasku w miarę jak chmura zaczynała dominować nad wszystkimi ciałami niebieskimi w przestrzeni przed nimi.

- Czy wyczuł pan jakąkolwiek obcą świadomość od chwili naszego pojawienia się, panie Spock?

Spock potrząsnął przecząco głową.

- Nie, kapitanie. Nie wyczuwam niczego.

Kirk rzucił Uhurze pytające spojrzenie.

- Kontynuujemy nadawanie pokojowych pozdrowień uniwersalnym kodem językowym na wszystkich częstotliwościach, sir. Brak odpowiedzi.

W całej tej sytuacji ta sprawa niepokoiła go najbardziej. Wszelka inteligencja zdolna do podróży międzygwiezdnych nie powinna mieć problemu z tłumaczeniem uniwersalnego kodu językowego. Jego składnikami były powszechne stałe jak Pi, proste związki molekularne, prędkość światła – niedorostek ze szkolnym komputerem mógł z łatwością odczytać jego sens.
Wszystkie oczy utkwione były w głównym ekranie. Jeśli cokolwiek ma zaatakować Enterprise , stanie się to wkrótce.

- Pięć minut do granicy chmury, - powiedziała Ilia.
- Przyspieszenie pościgowe do warp 8, 8, - zameldował Sulu.
- Nadal brak odpowiedzi na pokojowe pozdrowienia.

Głos Uhury, podobnie jak i Sulu, odzwierciedlał napięcie, które wszyscy odczuwali. Bezwłosa Deltanka wydawała się w tym momencie pozbawiona emocji, podobnie jak Wolkanin. Potem Kirk uświadomił sobie, że twarz Wolkanina zdradza przebłysk ekspresji. Spock wydawał się być zaskoczony odczytami na swojej konsoli.

- Sir, - odezwał się Spock, sprawdziwszy ponownie odczyty - według wstępnych szacunków z chmury emanuje pole siłowe dwunastego stopnia…
- Dwunastego stopnia?! - Sulu przerwał mu głosem pełnym niedowierzania.

Kirk czuł takie samo zaskoczenie. Pole siłowe dwunastego stopnia osiągało taką skalę, iż mogłoby zatrzymać obrót ziemskiego Słońca!

- W samym centrum chmury z pewnością znajduje się jakiś obiekt, - kontynuował Spock.

Kirk poczuł jak jego mięśnie napinają się w reakcji na myśl, że jeśli Intruz nie otworzy wkrótce ognia to w takim razie zrozumiał, że kurs przechwytujący Enterprise zwiastuje pokojowe zamiary. Teraz byli tak blisko chmury, że jej wielobarwne wzory gwałtownie nabrały blasku, pomimo iż w rzeczywistości nadal znajdowali się niezliczone tryliony trylionów kilometrów od niej.

- Cztery minuty do granicy chmury, - zameldowała Ilia.

Enterprise teraz zaczął wyprzedzać chmurę, wysuwając się dokładnie spoza niej. Silniki okrętu zaczęły wytracać moc. Z pewnością każdy gwiezdny podróżnik nie mógł nie zauważyć, że zamierzają podejść do chmury bardzo powoli.
Zabrzmiał klakson alarmowy.

- Uwaga, ostrzał. Kierunek 0.0, - ostrzegł głos komputera.

Widzieli wyrzucony z chmury mały punkt otoczony wijącą się, zieloną energią. Zmierzał dokładnie w ich kierunku.
Elaan
Użytkownik
#183 - Wysłana: 21 Mar 2012 15:53:54 - Edytowany przez: Elaan
Rozdział 17.

- Manewry uchyleniowe! - rozkazał Kirk.

Ręce Sulu poruszyły kontrolkami zanim jeszcze słowa te wybrzmiały do końca. Palce Ilii zatańczyły na klawiszach komputera nawigacyjnego, aby wyświetlić i zarejestrować zawiłości hiperprzestrzeni podczas tych manewrów.

- Maszynownia, miejcie zasilanie awaryjne w pogotowiu, - wezwał Decker przez interkom.

Na głównym ekranie mała zielona iskierka zdawała się unosić leniwie w ich kierunku. Kirk wiedział, że ogromna prędkość tej świetlistej kuli stanie się oczywista dopiero w ostatnich sekundach przed uderzeniem – w ostatniej chwili zdawać się będzie, iż przyspiesza i gwałtownie rośnie do swych prawdziwych rozmiarów. Słyszał jak komputer odlicza dwadzieścia sekund do uderzenia.

- Przednie deflektory na maksimum, pełna moc osłon, sir, - powiedział Decker, zwracając się w stronę Kirka.

Kirk widział odczyty Chekova równie dobrze jak Decker, lecz na tym polegało zadanie pierwszego oficera, aby zapewnić kapitanowi wszelkie istotne informacje, niezależnie od tego gdzie skierowana była jego uwaga.
Główny ekran ukazywał luminescencyjne wzory wewnątrz chmury, wyginające się i przemieszczające poprzez ekran, podczas gdy wykonujący manewry uchyleniowe Enterprise wchodził w zamaszysty zakręt. Wtedy, w najkorzystniejszym momencie wektorowym, jego potężne silniki osiągnęły moc awaryjną warp 9.
Wijące się wiązki energii z Intruza podążyły za nimi. Podążyły z dziecinną łatwością, bez wysiłku. Uderzyły. Pochłonęły ich! Ich fala uderzeniowa przebiła obronne pola siłowe okrętu, odbijając się od grubego pancerza z tritanium, wstrząsając ich ciałami i oszałamiając ich błony bębenkowe ogłuszającym trzaskiem wyładowań energii. U Kirka gruczoły wydzielające adrenalinę zareagowały konwulsyjnie, doprowadzając jego serce do panicznego bicia – przez chwilę jego umysł i ciało były sparaliżowane z przerażenia.
Podczas gdy Kirk walczył o odzyskanie kontroli nad sobą, ogłuszający trzask trwał nadal z niemalże demoniczną wyrazistością. Kirk widział jak wpływa to w podobny sposób na prawie każdego z nich. Pomimo, iż wszyscy oni widzieli obrazy tych wijących się wiązek, niszczących klingońskie krążowniki, nic nie mogło się równać z nieprawdopodobną realnością bezpośredniego uderzenia. Ich gwiezdny statek dygotał aż do mdłości; rozszalały ogień piekielny na zewnątrz czepiał się ekranów deflektora i pól siłowych okrętu niczym żywa istota, szarpiąc dziko systemy obronne, starając się znaleźć jakiś niezabezpieczony, słaby punkt.
Przez umysł Kirka przemknęła myśl, że jeżeli przeżyje, musi przedyskutować taktyczne znaczenie tego efektu szokowego z Heihachiro Nogurą. Szokująca niespodzianka nagłego uderzenia w kosmicznej przestrzeni tak ogłuszającym dźwiękiem jak ten, była warta rozważenia w przyszłości przy projektowaniu broni defensywnych. Kirk obracając się wokół, rzucił szybkie spojrzenie na Spocka i stwierdził, że ten wygląda jak pogrążony w modlitwie – dopiero niezwykła niedorzeczność tej myśli uświadomiła mu, iż Wolkanin poszukuje mentalnego kontaktu z inteligencją, która ich atakowała. Patrząc w przeciwnym kierunku, Kirk widział Sulu starającego się skupić swój wzrok i palce na współrzędnych, gdy na powrót ustawiał Enterprise na pozycji przechwytującej. Inni także zmuszali się, by całą uwagę poświęcać swojej pracy. Kirk czuł strużki zimnego potu spływające mu po plecach, gdy siedział tam, pragnąc sprawiać wrażenie spokojnego, co jak wiedział było niezbędne – zwłaszcza w tym momencie.
Decker ochłonął równie szybko jak Kirk i poczuł wyraźną ulgę widząc, że nie był jedynym oszołomionym na chwilę przeżyciem dzikiego strachu. Dotknął ramienia Kirka, by zwrócić jego uwagę, niemożliwym było bowiem przekrzyczeć ów dźwięk. Zastępca wskazywał panel inżynieryjny na mostku, który wykazywał jak ogromny pobór energii potrzebny jest do utrzymania pełnej mocy ich pól siłowych, a rezerwy sięgnęły sześćdziesięciu procent i wciąż spadały.


W maszynowni, Montgomery Scott z zaskoczeniem stwierdził, że kostki jego palców zaciśniętych na głównym panelu kontroli silników, zbielały. Nie było to spowodowane przez trzask wiązek obcej energii – awaryjne przyspieszenie do warp 9 podczas manewrów uchyleniowych było niemal równie ogłuszające tu, na dole. To odczyty rezerwy mocy tak martwiły Scotta – były teraz poniżej pięćdziesięciu procent. Nie miał wyboru, więc całkowicie wyłączył deflektory i przekierował całą moc do pola siłowego głównych osłon statku.
Cholera! W tej właśnie chwili, gdy to przełączał, obraz zielonego błysku pojawił się, migocząc, na jednym z ekranów monitorów kadłuba, znajdujących się za plecami Scotta. Potem zobaczył migoczące światła alarmowe, które sygnalizowały łańcuch szybko następujących zwarć, jak gdyby coś przeniknęło przez główne układy okrętu! Asystent głównego inżyniera Kugel zwrócił uwagę Scotta, wskazując na główną tablicę gdzie wystąpił efekt osłabienia, gdy fragmenty tego czegoś oddzieliły się, podążając układami statku w różnych kierunkach.
Potem kawałek tego czegoś znalazł drogę do maszynowni – wijący się, zielony ogień wytrysnął na konsoli pomocniczej. Kugel usunął mu się z drogi niemal w ostatniej chwili, lecz delikatny zielony bicz dotknął go – i z jego ust wydarł się krzyk bólu.
Na mostku operator konsoli bezpieczeństwa była zaskoczona odczytami alarmowymi o Intruzie na pokładzie, które pojawiały się wzdłuż ścieżki głównych układów statku. Potem zdała sobie sprawę co to musi być i gdzie zmierza część tego – lecz nie miała czasu przekazać ostrzeżenia.
Zamierający zielony promień trysnął z konsoli broni defensywnej – to wystarczyło, by przylgnąć na krótko do prawego ramienia Chekova i posłać go, wijącego się z bólu, na pokład. Automatyczny system tłumienia ognia zadziałał natychmiast, a poprzez rozpyloną mgłę słychać było udrękę cierpiącego Chekova. Decker wszedł pomiędzy Kirka i Sulu, przeskakując poręcz, aby przejąć od Chekova żywotne dla okrętu obowiązki przy obsłudze broni defensywnej.
Kirk zobaczył Ilię spieszącą do Chekova z natychmiastową pomocą, co było zgodne z procedurą w nagłych wypadkach, ponieważ konsola nawigacyjna będzie kontynuować dostarczanie i zapis danych podczas jej nieobecności.
To słabnie! Potem wiązki energii zniknęły, a ów rozdzierający uszy dźwięk wraz z nimi!

- Odzyskaliśmy pola siłowe! - Sulu odetchnął z ulgą, wymawiając te słowa.

W tle za jego plecami drzwi turbo-windy otworzyły się z westchnieniem, by wypuścić wchodzącą szybkim krokiem dr. Chapel, śpieszącą ku rannemu Chekovovi z zestawem pomocy medycznej.

- Maszynownia do mostka, - odezwał się główny inżynier. - Nasze rezerwy mocy spadły do poziomu niewiele ponad trzydziestu procent!
Elaan
Użytkownik
#184 - Wysłana: 24 Mar 2012 21:11:11 - Edytowany przez: Elaan
cd.

Kirk tak naprawdę nie miał nadziei na więcej – Scott zgłosił się, by dać kapitanowi szybką, opartą na zdrowym rozsądku analizę ich obecnej sytuacji. Kirk zaakceptował zalecenia, by włączyć przekierowanie wszystkich, nawet najdrobniejszych rezerw mocy z systemów kontroli grawitacyjnej, pochłaniaczy inercyjnych i podtrzymywania życia. Nawet wówczas Kirk wątpił, aby mogli wytrzymać więcej niż pięć lub sześć sekund w razie kolejnego ataku wiązek energii.

- To coś trzymało nas przez pełne dwadzieścia sześć sekund od chwili uderzenia, - zameldował Decker, jak gdyby czytając w myślach Kirka.

Obaj wiedzieli, że pozostanie im jeszcze sześć sekund od włączenia pola siłowego zanim kolejny atak skończy z nimi.
Na pokładzie obok konsoli broni defensywnej, Chapel za pomocą hypo-sprayu starała się uśmierzyć ból Chekova na tyle, na ile było to możliwe. Chciała się właśnie odwrócić i wezwać pomoc, gdy deltańska nawigator dotknęła jej ramienia.

- Pracowałam nad tym, by powstrzymać jego cierpienie, gdy pani się zjawiła, - powiedziała Ilia. - Proszę pozwolić mi dokończyć.

Było coś w spojrzeniu Deltanki co sprawiło, że Chapel skinęła przyzwalająco głową i odsunęła się. Ilia ujęła głowę Chekova w swoje dłonie, układając palce na jego skroniach. Potem Chapel zobaczyła wyraz lekkiego zaskoczenia na twarzy Chekova, a jego ciało zaczęło się odprężać.
Chapel znała, oczywiście, fizjologiczne podobieństwa pomiędzy odczuciami ekstazy i bólu i wiedziała, że zazwyczaj było to jakieś psioniczne dzielenie świadomości pomiędzy Deltanami poprzez doznania seksualne. Lecz było dla niej zaskoczeniem widzieć, że Ilia była w stanie przekazać swą własną świadomość w głąb umysłu Chekova, by obniżyć jego percepcję bólu.
Oczy Spocka rozszerzyły się i odwrócił się stanowczym ruchem w stronę Kirka. Nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek czuł się tak wyczerpany.

- Kapitanie, wyczułem… zakłopotanie. Nawiązano z nami kontakt. Dlaczego nie odpowiedzieliśmy?

Uhura obróciła się w jego kierunku, zszokowana.

- To niemożliwe, panie Spock. Jestem stale na nasłuchu i przeszukuję wszystkie możliwe częstotliwości.
- Intruz stara się z nami skomunikować, - nalegał Spock. - Bez względu na metodę, konieczne jest zlokalizowanie tej wiadomości.

Spock znów był przy swojej konsoli, jego ręce poruszały się szybko nad skomplikowaną klawiaturą, gdy programował komputer na przeszukiwanie rejestratorów przekaźnika. Uhura pospiesznie odwróciła się na powrót ku swojej konsoli, by zacząć własne, gwałtowne poszukiwania.
Kirk rzucił szybkie spojrzenie na wzorce chmury na głównym ekranie – były niemal na wyciągnięcie ręki. Jeżeli zdołaliby odnaleźć wiadomość, to mogliby ją przetłumaczyć, mogliby odpowiedzieć, Intruz mógłby przetłumaczyć ich odpowiedź…
Jak wiele czasu będzie im dane zanim spadnie na nich kolejna wijąca się wiązka energii?
Obraz świecącej chmury dawno temu rozlał się poza granice głównego ekranu na mostku. Wszystko co Sulu mógł zrobić, to utrzymać kurs celując dokładnie w centrum obłoku, by dać im jak najwięcej czasu na ostrzeżenie, gdy nastąpi kolejny atak.
Kirk uświadomił sobie, że jedynym wyborem jaki mu pozostał, było odwrócić się i udać, iż rezygnuje z bezpośredniego przechwycenia. Lecz wobec tego, że chmura znajdowała się teraz mniej niż dwadzieścia cztery godziny od Ziemi, utrata godzin poświęconych na manewrowanie mogła być…
Zabrzmiał klakson.

- Uwaga ostrzał, kierunek 0.0, - ostrzegł głos komputera.

Kirk zobaczył zielony punkt wyłaniający się z chmury.

- Spock, - powiedział, - czy ktoś może Ci pomóc?
- Nie, kapitanie, - odrzekł Spock.
- Uderzenie za dwadzieścia sekund, - odezwała się deltańska nawigator.

Kirk zawsze się zastanawiał, co by pomyślał w dniu, w którym ujrzałby swoją nieuchronną śmierć. Przekonał się, że odpowiedź była niemal absurdalnie prosta – był zirytowany, zwłaszcza gdy zdał sobie sprawę, że przeżyłby kolejny pełny wiek, zakładając oczywiście, iż nie przydarzyłby mu się żaden wypadek albo…
Nagle uświadomił sobie dobiegający skądś powtarzający się, ostry, niesamowicie szybki dźwięk. Odwrócił się w samą porę, by zobaczyć potwierdzające skinienie głowy Spocka. Ten sygnał pochodził wprost z konsoli naukowej!

- Wprowadzam teraz poprawki według pańskiej konsoli, Panie Spock, - powiedziała Uhura.
- Piętnaście sekund do uderzenia, - zameldowała Ilia.
- Częstotliwość ponad milion megahertzów, - Spock mówił szybko. - W takim tempie cała ich wiadomość trwała zaledwie milisekundy.
- Nie ma czasu, by teraz przetłumaczyć ich wiadomość, - powiedział Decker.
- Powtórzymy naszą standardową wiadomość uniwersalnym kodem językowym, - odpowiedział Spock. - Teraz programuję, aby przesłać ją z ich szybkością transmisji.

Kirk siedział czekając, bezradny. Spock będzie pracować tak szybko jak to możliwe bez ponaglania.

- Dziesięć sekund, - odezwała się Ilia.

Wreszcie Spock wcisnął przycisk i milisekundowy dźwięk wybrzmiał.

- Transmisja zakończona, - zameldował Kirkowi Decker.
- Pięć sekund, - oznajmiła dobitnie Ilia.

Otoczona wijącymi się wiązkami kula energii zawisła nad nimi, płomienno jaskrawa, ogromna… lecz nie uderzyła. W ostatniej chwili, akurat gdy owa skręcająca się furia wypełniała główny ekran, po prostu zniknęła im z oczu.
Ulga jaką odczuli, była niemal tak szokująca, jak ogłuszająco przenikliwy odgłos pierwszego uderzenia. Nie było okrzyków radości i początkowo patrzyli jedynie jeden na drugiego, jeszcze tak odrętwiali, że prawie nie rozumiejący.

- Wydaje się, iż nasze przyjazne komunikaty zostały odebrane i zrozumiane, - oznajmił Spock uprzejmie.
- Dziękuję, panie Spock.
- Minuta do granicy chmury, - zameldowała deltańska nawigator.
- Utrzymać obecną pozycję, - rozkazał Kirk.
Q__
Moderator
#185 - Wysłana: 26 Mar 2012 03:16:48
Elaan

Dotąd byłem skłonny przyznać wyższość powieści nad filmem (wiadomo, większe pole do rozbudowania wątków), w tym momencie jednak dochodzimy do scen, które znacznie fajniej jest obejrzeć, niż o nich czytać.
Trochę ten problem Roddenberry'ego z wiarygodnym opisem ekranowego piękna, przypomina zresztą klopoty samego V'Gera wynikłe z ujmowania wszystkiego od strony logiki...
Elaan
Użytkownik
#186 - Wysłana: 26 Mar 2012 12:31:24 - Edytowany przez: Elaan
Q__:
w tym momencie jednak dochodzimy do scen, które znacznie fajniej jest obejrzeć, niż o nich czytać.

Cóż, to prawda.
Widok wnętrza V`Gera na ekranie robi znacznie większe wrażenie, aniżeli w słownym opisie, z natury swej mniej efektownym [ zwłaszcza w moim przekładzie ].
Proporcje między kosmiczną drobiną, jaką jest Enterprise, a przepastnym ogromem V`Gera są wizualnie tak szokujące, że patrząc na ekran zdajemy się zapominać, iż to statek - V`Ger staje się niejako osobnym, myślącym, wrogim wszechświatem, w którym uwięzieni są bohaterowie.
Elaan
Użytkownik
#187 - Wysłana: 27 Mar 2012 17:53:43 - Edytowany przez: Elaan
Rozdział 18.

Delikatne krawędzie chmury wyglądały jak gigantyczna zorza polarna, Enterprise zdawał się posuwać naprzód chłostany przez wznoszące się zewsząd, pełne wdzięku draperie z przezroczystego, kolorowego światła.

- Skanery nawigacyjne i deflektory na pełną moc, - rozkazał Kirk, zwracając się do Ilii.
- Pełna moc skanerów i deflektorów, sir.

Do tej pory korzystali z deflektorów nawigacyjnych ustawionych na minimalną moc, akceptując niebezpieczeństwo napotkania dużych asteroid lub innych ciężkich odpadów kosmicznych.
Kirk obawiał się, że Intruz mógłby omyłkowo uznać deflektory na pełnej mocy za pole siłowe, a okręt za gotowy do ataku. No i, oczywiście, skanery nawigacyjne przeszukujące szeroki obszar przestrzeni na ich drodze, mogły zostać uznane przez pomyłkę za skany czujników – a to właśnie skan sensoryczny, prowadzony przez Epsilon Nine był przyczyną, która wywołała zniszczenie tej placówki dalekiego zasięgu.
Napięcie. Za wyjątkiem Spocka, każde oko na mostku wpatrzone było w ekran w nadziei, że owa zielona śmierć nie wyłoni się spośród tych wszystkich cudowności. Jednak ryzyko należało podjąć – chmura była wystarczająco duża, aby skrywać w swoim wnętrzu dosłownie wszystko, nawet gwiazdę z planetami – a potrzebowali skanerów do wykrywania i zmiany kursu okrętu, aby uniknąć zagrożeń zbyt dużych, by zatrzymały je deflektory. Skanery były także niezbędne do zlokalizowania tego co znajdowało się w sercu chmury i do utrzymania przez nich kursu równoległego z tym czymś. Wysłali ultraszybką transmisję wyjaśniającą to wszystko, lecz nie otrzymali odpowiedzi.

Rzeczywiste wejście do wnętrza obłoku było jeszcze bardziej spektakularne, aniżeli samo podejście. W ostatniej chwili okazało się ono wypełnione tak wspaniałymi wzorzystymi kolorami, że wydawało się im, iż pogrążają się w gigantycznej gwieździe. Mieli wrażenie lekkiego uderzenia – Kirk pomyślał, że uczucie to dziwnie przypomina czyste wejście do wody podczas prawidłowego skoku.
Będąc w chmurze, Enterprise zdawał się posuwać na grzbiecie wielkiej fali kolorów, przełamując ją i rozbijając, swoim ruchem zwijając pasma kolorów we wstążki i kuleczki, które powoli blakły i znikały w niezmiennie białym blasku jej środka. Enterprise stał się niczym biały, papierowy okręcik podwodny badający morze mleka. Zjawiskowe pokazy kolorów, które obserwowali od wejścia w obłok, były niczym pirotechniczne świętowanie ich pomyślnego przybycia tutaj. Pomimo tego, co mogło ich czekać w centrum obłoku za jakieś dwadzieścia minut, załoga mostka poczuła się nieco odprężona – na czas zrobili wszystko co mogli zrobić, by to coś spotkać, niezależnie od tego co jeszcze się przed nimi kryło.
Decker zwrócił uwagę Spocka na główny ekran.

- Czy jest pan nadal przekonany, że chmura stanowi rodzaj pola siłowego?
- Nie ma już co do tego żadnych wątpliwości, - oznajmił Spock od swej konsoli naukowej.
- Nawet zakładając możliwość istnienia pola siłowego tej wielkości, - kwestionował Decker, - to nadal nie wyjaśnia co sprawia, że jest ono widoczne.
- Anihilacja atomów wodoru, - rzekł Spock. - Biorąc pod uwagę prędkość Intruza, istnieje więcej niż wystarczająca ilość atomów w przestrzeni, aby utworzyć widoczny efekt.

Decker zauważył, że cokolwiek znajduje się w sercu chmury, potrzebowałoby niemal niewyobrażalnej mocy do anihilacji wolnych atomów wodoru na taką skalę – prowokując Spocka do wyjaśnienia jak zwykłe pole siłowe mogło niszczyć atomy wodoru w taki sposób, aby wytworzyć mieszaninę barw i wzorów, którą obserwowali.
Wolkanin odparł, że źródło energii było bez wątpienia równie złożone jak i potężne.

- Czy sugeruje pan, że może to być flotylla statków, panie Spock? - pytanie to padło z ust Chekova, siedzącego przy stanowisku broni defensywnej.
- Być może nawet armada, - odpowiedział Spock.

Potem Wolkanin zdał sobie sprawę, że był bliski odczuwania typowo ludzkiej przyjemności z dyskusji, i natychmiast zamknął się na powrót w swej dobrowolnej skorupie.
Pozostał tak przez długie minuty, które mijały, gdy Enterprise powoli zwalniał, sondując sobie drogę ku centrum obłoku.

- Mam odczyt dużego obiektu… - Ilia przerwała, niepewna tego, co rzeczywiście pokazywały jej skanery nawigacyjne. - Nie jestem w stanie powiedzieć na pewno, co ten odczyt oznacza.
- Szybki skan czujników? - zasugerował Decker.

Kirk potrząsnął przecząco głową. Nie mieli wyboru decydując się na użycie pomocy nawigacyjnych. Lecz skan sensorów mógł nadal zostać uznany za naruszenie prywatności.
Nie, czujniki nie były niezbędne – przynajmniej jeszcze nie.
Kirk był zaskoczony widząc, że chmura najwyraźniej przerzedza się ku środkowi. Przeszli przez mały, czysty obszar, następnie przez nieco większy.

- Jak strefa ciszy w oku huraganu, - powiedziała Uhura.
Elaan
Użytkownik
#188 - Wysłana: 31 Mar 2012 20:01:05
cd.

Wówczas zobaczyli coś! Ręce Sulu błyskawicznie powędrowały ku manetkom sterów manewrowania awaryjnego, lecz długie włókna obłoku natychmiast zakryły ów obiekt przed ich wzrokiem. Sulu zawahał się, jego ręce zastygły w gotowości – jego reakcja była niemal odruchowa, podobnie jak u pilota samolotu widzącego nieoczekiwanie szczyt górski w chmurach.
Zobaczyli kolejny gigantyczny kształt.

- To jest drugi z nich… - zaczął mówić Sulu.
- To wszystko jest częścią tego samego obiektu, - przerwała mu Ilia.

Deltańska nawigator wskazała na dowód odczyt na swoim skanerze.

- Utrzymać to wzajemne położenie, - powiedział Kirk szybko.

Zauważył ich zbliżanie się do kolejnego „okna” w obłoku, i jego celem było doprowadzenie Enterprise na tę czystą przestrzeń nim jego względny ruch ustanie. Ich kurs i prędkość były teraz dokładnie takie same jak niewiarygodnego ogromu, który nadal majaczył przed nimi w oddali, przysłonięty przez fragmenty chmury.

- Odległość od obiektu wynosi siedemdziesiąt tysięcy kilometrów, - zameldowała Ilia.

Cokolwiek to było, było wystarczająco ogromne, by pozostawać niemalże poza granicą ludzkiego rozumienia. Byli w tej samej skali do niego jak komar zbliżający się do ich własnego okrętu. Można było zobaczyć, że pojawiający się obiekt przybiera kształt spłaszczonej sferoidy – jego powierzchnia miała dziwną, połyskującą teksturę, jak gdyby zawierała niezliczone szczegóły, które z tej odległości trudno było rozróżnić.
Przy całym jego doświadczeniu z okrętami obcych ras, z których wiele bywało ogromnych, umysł Kirka po raz pierwszy nie potrafił pogodzić się z tym, iż mógłby to coś nazwać statkiem. To była największa rzecz, jaką kiedykolwiek spotkał w przestrzeni kosmicznej, większa nawet aniżeli największe orbitalne miasta. Był przygotowany na to, by spojrzeć w twarz temu co niesamowite, nawet przerażające – lecz to było niewyobrażalne.
Jeśli jest to statek, - pomyślał Kirk, - to jest to apoteoza wszystkich statków. Jeżeli Bóg kiedykolwiek zbudowałby statek, to byłby taki jak ten.
Uhura odwróciła się w jego stronę.

- Kapitanie, utraciliśmy kontakt z Gwiezdną Flotą. Transmisje nie są już w stanie przeniknąć ani w głąb ani poza obłok.
- Aktywować boję komunikacyjną, - rozkazał Kirk. - Przesłać te obrazy i nasz obecny status.
- Obliczyłem jego wymiary na… siedemdziesiąt osiem kilometrów długości. - To były słowa Deckera.

Prawie osiemdziesiąt kilometrów – ów statek na zewnątrz był dwukrotnie dłuższy niż stare Manhattan Island!

- Jego załoga może liczyć tysiące, setki tysięcy, - odezwała się Ilia.
- Lub zaledwie kilku z tych setek, za to metrowej długości, - rzekł Sulu.
- Brak odpowiedzi na nasze sygnały wywoławcze, - zameldowała Uhura.

Przekazywała je w ultraszybkim tempie transmisji Intruza, poprzez pełne spektrum częstotliwości.

- Boja komunikacyjna wystrzelona, - powiedział Chekov.

Kirk zwrócił się do Ilii i Sulu.

- Proszę zbliżyć nas na trzy minuty do Intruza, na odległość stu kilometrów.

Ilia natychmiast wprowadziła to do diagramu kursowego. Inni spoglądali na Kirka nerwowo, nawet Spock rzucił mu pytające spojrzenie, unosząc brew, gdy palce Sulu dotykały sterów manewrowych.

- Początek podejścia do Intruza, - odezwał się Sulu.

Kursy równoległe obu okrętów zmieniły się tylko nieznacznie, lecz nowy kierunek przybliżał ich coraz bardziej ku ogromowi Obcego. W miarę jak podchodzili, a obcy statek powiększał swoje rozmiary, lśniące tekstury na jego powierzchni zaczęły przemieniać się w bardzo precyzyjne, delikatne wzory.
Siedzący przy konsoli naukowej Spock, widział już wystarczająco dużo i teraz pogrążył się w medytacji, najwyraźniej w nadziei ponownego kontaktu ze świadomością, do której zdawał się być w identycznej proporcji, jak Enterprise do obcego okrętu.
Decker powrócił od konsoli Chekova, gdzie korzystał z namiernika optycznego.

- Jego szacowany rozmiar to dwieście pięćdziesięcio-siedmiokrotność naszej długości, sir, - rzekł Decker cicho. - Jego wyporność obliczamy na sześć milionów razy większą od naszej.
Elaan
Użytkownik
#189 - Wysłana: 4 Kwi 2012 20:03:36 - Edytowany przez: Elaan
cd.

Coraz to bliższy, obcy statek powiększał się, niewiarygodnie ogromny – jego zewnętrzna „tekstura” stała się masą skomplikowanych wzorów… właściwie czego? Złożoność jego powierzchni była tak niewiarygodna jak jego gigantyczny rozmiar.
Kirk zastanawiał się czy część z tego co widzi może być trwałą warstwą cząstek elementarnych. W innym miejscu powierzchnia zdawała się być ścianą energii – lecz w jaki sposób energia może działać niczym materia?
Myśli Deckera biegły podobnym torem. Czy to co widział było spójną materią? W świadomości niektórych naukowców była to zaledwie możliwość. Byłoby to możliwe dla technologii bardzo wysoko zaawansowanych – zmusić warstwy materii do stania się tysiące lub może miliony razy silniejszymi, aniżeli jakakolwiek znana substancja. Decker był wdzięczny, że dane mu było to zobaczyć, nawet jeżeli musiał być zastępcą dowódcy Enterprise, a nie jego kapitanem. Bez względu na rezultat, było to zdumiewające doświadczenie.

- Jaka jest nasza odległość? - zapytał Kirk.
- Dziewięćset sześćdziesiąt kilometrów i wciąż maleje, - odpowiedział Sulu.

Kirkowi wydawało się wręcz niemożliwe, że mogą być nadal tak daleko – obcy statek wzrósł do rozmiarów niewielkiego księżyca. Lecz jego załoga nie dała dotychczas żadnego znaku niezadowolenia ze zbliżania się Enterprise.
Kirk był świadom, nieprzyjemnie świadom, iż dzięki swojej szybkości Intruz wkroczy w ziemski system słoneczny za mniej niż jeden dzień. Nie miał czasu na powolne badania. Miał nawiązać kontakt z formami życia na pokładzie tego statku – kontakt przy użyciu siły, jeśli to konieczne.

- Panie Spock, - powiedział Kirk, - zaryzykujemy użycie sensorów. Zaczniemy od niskiego stopnia skanu powierzchni.
- Tak jest, kapitanie, - odrzekł Spock.

Kirk usłyszał niski szum skanerów, gdy zaczęły przeszukiwanie – potem wszyscy na mostku zostali oszołomieni przez oślepiającą eksplozję światła.
Oślepiającą – w dosłownym znaczeniu i wciąż trwającą. Kirk zasłonił oczy rękami, potem zmusił się, by patrzeć poprzez zmrużone powieki. Słyszał głośny, modulowany, brzęczący dźwięk – jaskrawe wzory tańczyły i migotały, gdy powoli odzyskiwał wzrok i uświadamiał sobie obecność, obcą obecność, która wtargnęła na jego mostek!

- Sądzę, że składa się to z plazmy energetycznej, - rzekł Spock podnosząc głos, by przekrzyczeć dźwięk tego czegoś.

Gdy oczy Kirka przywykły do blasku, dostrzegł, że to nie stoi na mostku, lecz przemieszcza się po nim. A opisanie tego jako plazmy energetycznej, wydawało się równie dobre jak każde inne. Były to wirujące masy zabarwienia ciemnoczerwonego i fioletowego, zmieszane z olśniewającymi błyskami, które wrzynały się w oczy załogi na mostku niczym rozpalone do białości iglice. Całość była dwukrotnie grubsza od dorosłego człowieka i o głowę wyższa.

- Sądzę, że jest to rodzaj maszyny, - dodał Spock. - Być może sonda wysłana w celu zbadania nas.

Spock miał rację. A przynajmniej tak wydawało się Kirkowi, którego oczy dostosowały się już na tyle dobrze, aby rozróżnić wirujące cienie i tłoczące ruchy wewnątrz czerwono-purpurowych wirów plazmy. Miały one wygląd skomplikowanych mechanizmów utworzonych z różnych rodzajów lub gatunków energii.
Na mostku nie było paniki. Kirk był wdzięczny losowi, że miał przy sobie tak doświadczonych ludzi. Lecz owa plazma energetyczna wydawała się być całkowicie obojętna wobec załogi. Gdy przesuwała się ku środkowi mostka, jeden z techników usunął się jej z drogi i został zignorowany. Potem przestała się poruszać – „witka” plazmy zaatakowała, nieomal jak kobra – błyskawicznie, ledwie omijając głowę Uhury i przyczepiając się do jej konsoli komunikacyjnej. Wszystkie odczyty na pulpicie rozbłysły jaskrawo - przerażająca energia najwyraźniej aktywowała całą konsolę, badając wszystkie jej funkcje.

- Odsunąć się od wszystkich stanowisk na mostku!

Kirk wydał rozkaz w samą porę, gdyż jeszcze jedna wić zaatakowała i przylgnęła do konsoli inżynieryjnej, która także zabłysła jasno – potem kolejna wężowym ruchem uczepiła się kontroli steru, podczas gdy Sulu cofnął się w ostatniej chwili.
Sonda unosiła się w pobliżu centrum mostka, jej złowrogie brzęczenie przybierało na sile w miarę jak wici przejmowały konsolę po konsoli. Teraz wyglądało to jak jakaś wielka energetyczna ośmiornica, wygłodniała i żywiąca się łapczywie informacjami zasysanymi z układów kontroli okrętu.
Kirk wstał a Spock podszedł ku niemu, gdy nagle drzwi windy otworzyły się z westchnieniem i na mostek wpadło dwóch ludzi z ochrony.

- Żadnej broni!
Elaan
Użytkownik
#190 - Wysłana: 7 Kwi 2012 17:30:24
cd.

Chekov natychmiast krzyknął ostrzegawczo, lecz o ułamek sekundy za późno – jeden ze strażników uniósł swój fazer, a malutka wersja zielonego, wijącego się bicza śmignęła poprzez mostek. Strażnik zniknął. Drugi strażnik ostrożnie na powrót umocował swój fazer przy pasie, gdy tymczasem Chekov szybko nadał przez interkom ostrzeżenie, by nikogo więcej z personelu ochrony nie przysyłano. Niektóre konsole przygasły ponownie, kiedy sonda plazmowo-energetyczna wycofała swoje macki – teraz zawisła w powietrzu blisko Chekova.

- Proszę jej nie przeszkadzać! - ostrzegł Decker.
- Absolutnie nie będę jej przeszkadzał! - obiecał Chekov żarliwie.

Sonda zapuściła jedną ze swoich energetycznych wici do konsoli Chekova tuż obok jego twarzy.

- To coś nie interesuje się nami, - rzekł półgłosem Kirk - tylko okrętem.
- Fascynujące, - odrzekł Spock. - Czy jest lepszy sposób na zbadanie statku, aniżeli stąd, jego centrum sterowania?

Sonda zdawała się być świadoma, iż pewnych informacji nie zbadała jeszcze. Wszystkie pozostałe macki cofnęły się, a ona podążyła w kierunku Kirka i Spocka.

- Uważaj!

Wić znacznie większa od pozostałych prześlizgnęła się wężowym ruchem ku kompleksowi konsoli naukowej, który rozbłyskując jaskrawo zbudził się do życia i zaczął dostarczać informacje. Wówczas Kirk zareagował, zaniepokojony widokiem uruchomionego komputera naukowego – komputer Spocka był jedynym, który był połączony bezpośrednio z głównym komputerem okrętu.

- Komputer, wyłącz się! - rzucił polecenie Kirk.

Komputer naukowy zignorował jednak polecenie głosowe. Decker, uważając by nie dotknąć znajdującej się tuż obok wici, wdusił przełącznik ręcznej obsługi komputera, lecz bez rezultatu.

- Nie wyłącza się, kapitanie. To przejęło nad nim kontrolę!
- Kopiuje naszą bazę danych. Siły Gwiezdnej Floty, systemy obrony Ziemi… - Kirk wypowiedział te słowa głosem pełnym bezradności.

Spock już był w ruchu. Jeszcze gdy Kirk mówił, Wolkanin splótł wzniesione ręce nad głową, a teraz opuścił je, uderzając złączonymi dłońmi z ogromną siłą w panel sterowania komputera.
Tarcza konsoli została roztrzaskana… światła na mostku przygasły na chwilę, gdyż w panelu nastąpiło zwarcie.
Spock obrócił się, próbując wycofać się jak najszybciej, ale energetyczna macka dosięgła go – precyzyjny zielony błysk drasnął Spocka, posyłając skręcającego się z bólu Wolkanina na poręcz mostka, a potem na pokład, wprost pod stopy Ilii. Gruby energetyczny bicz podążył za nim…

- Panie Spock, proszę się nie ruszać!

Deltańska nawigator zrobiła krok do przodu, zasłaniając Spocka i próbując odwrócić od niego uwagę sondy. Udało się jej.

- Ilia!

To był Decker wykrzykujący ostrzeżenie, lecz sonda już spowiła Ilię, ponownie rozbłysła oślepiającym białym światłem i zniknęła, zabierając Deltankę ze sobą. Jej trikoder upadł na pokład - była to jedyna rzecz, którą trzymała w dłoni.
Elaan
Użytkownik
#191 - Wysłana: 20 Kwi 2012 22:17:42 - Edytowany przez: Elaan
Rozdział 19.

Trikoder Ilii uderzył o pokład i przetoczył się dwa razy zanim wreszcie znieruchomiał. W tym samym czasie oczy Deckera przyjęły do wiadomości fakt, że ona niezaprzeczalnie zniknęła i młody oficer zwrócił się ku Uhurze.

- Ultraszybka transmisja uniwersalnym kodem językowym! Powiedz im, że to co właśnie zabrali z naszego okrętu to jest forma życia; prześlij deltańskie wymogi do podtrzymywania życia!

Kirk przechwycił pytające spojrzenie Deckera i skinął głową, potwierdzając pilność wiadomości. Niewątpliwie powinni byli wysłać podobny komunikat, kiedy strażnik Phillips zniknął. Oni po prostu założyli, że jasny błysk towarzyszący jego zaginięciu oznaczał zniszczenie. Lecz skoro plazmowo-energetyczna sonda jak i Ilia zniknęły równocześnie, to było bardziej prawdopodobne, że ów efektowny rozbłysk był częścią jakiejś metody transportu, działającej na podobnej zasadzie jak komory transportera Enterprise. Tymczasem cierpienie widoczne w wyrazie twarzy Deckera zdradziło jasno, iż czuł do Ilii większą miłość, aniżeli sam zdawał sobie z tego sprawę.
Główny ekran ukazywał, że Sulu nadal utrzymuje Enterprise na kursie równoległym do ogromnego Obcego, utrzymując pozycję pełnych stu kilometrów od niego – i nawet z tej odległości ogromna większość obcego statku całkowicie zapełniała wielki ekran. Kirk słyszał Uhurę przesyłającą powtórnie informacje dotyczące podtrzymania życia dla Ilii.
Spock odwrócił się ku swojej konsoli naukowej i zaczął przeprowadzać skan sensoryczny niskiego poziomu, który Kirk nakazał zaledwie sekundy przed pojawieniem się owej przerażającej plazmy energetycznej.
Kirk starał się przemyśleć to wszystko w sposób jasny i uporządkowany. Czy Obcy rozgniewali się, gdy Spock, powodując zwarcie, uniemożliwił sondzie przebadanie komputerowej biblioteki Enterprise? Być może, lecz Kirk wątpił, by sonda plazmowo-energetyczna zniknęła z tego powodu, lub że porwała Ilię kierując się urazą. To było irytujące – być niepewnym wszystkiego, podczas gdy Intruz najwyraźniej był w stanie skomunikować się z Enterprise, gdyby tylko zechciał to zrobić.
Enterprise nieoczekiwanie i gwałtownie skręcił w bok. Nawet Spock wykazał pewne oznaki zaskoczenia. To było tak, jak gdyby coś nimi szarpnęło.

- Wiązka trakcyjna? - Decker szybko zgadywał.
- Wiązka trakcyjna, potwierdzam, - powiedział Spock.

Jeden z jego monitorów pokazywał działanie siły, która wywierała nacisk na kadłub okrętu.

- Czerwony alarm? - spytał Decker.

Kirk potrząsnął przecząco głową; na pokładzie Enterprise wciąż obowiązywał żółty alarm i wszystkie krytyczne dla funkcjonowania statku stanowiska miały już obsady awaryjne.
Na głównym ekranie obraz Obcego nieustannie rósł, podczas gdy wiązka trakcyjna przyciągała ich wciąż bliżej. Decker wezwał jednego z załogantów, by zastępczo przejął konsolę nawigacyjną.

- Maszynownia, pełna moc awaryjna! - Kirk rzucił rozkaz do interkomu i natychmiast otrzymał potwierdzenie od Montgomery`ego Scotta.

Poczuli jak Enterprise wytęża wszystkie siły, próbując się uwolnić, jednak moc wiązki nadal trzymała ich w swoim uścisku.

- Główny inżynier do mostka, nie mogę utrzymać tej mocy zbyt długo. Komory mieszania szybko się przegrzewają…

Spock studiował swoje odczyty, następnie odwrócił się i zawyrokował:

- Nie wyrwiemy się, kapitanie. Nie posiadamy nawet ułamkowej części potrzebnej mocy.
- Wyłącz moc awaryjną, Scotty.
- Tak jest, sir. Czym, do diabła, jest to co nas trzyma?

Kirk zignorował pytanie Scotta. Cokolwiek to było, zrobiło mu się nieswojo na myśl, że są tak całkowicie bezradni. Wyobraźnia podsunęła mu obraz jakiegoś gigantycznego obcego dziecka, które złowiło ich niczym małą rybkę, i które może wkrótce rozłupać ich i zbadać.

- Spock! Czy wyczuwa pan cokolwiek?!

Wówczas Kirk zobaczył, jak lewa brew Wolkanina wędruje ku górze. Zdał sobie sprawę, że niemal wykrzyczał pytanie i natychmiast tego pożałował. Cokolwiek by się działo, musi być w stanie zachować spokój i beznamiętną ocenę sytuacji. Statek Intruza przyciągał ich coraz bliżej! Dlaczego?
Zastępcza nawigator weszła pospiesznie na mostek, Decker ruchem ręki skierował ją na puste stanowisko. Rzuciła jedno spojrzenie na przerażający obraz wypełniający główny ekran, potem zaczęła szybko orientować się w tablicy przyrządów Ilii.
McCoy zjawił się na mostku, starając się nie okazywać zdumienia jakie budził w nim obraz na ekranie.

- A zatem, - rzekł ponuro do Kirka, - wygląda na to, że to coś zdecydowało się zbadać nas dokładnie.

Kirk poczuł lodowaty chłód w żołądku, gdy przypomniał sobie wyobrażenie gigantycznego, obcego dziecka, rozdzierającego Enterprise na kawałki.
Kosztowało to Deckera wiele wysiłku, aby pozostać na mostku, wykonując rutynowe czynności zastępcy dowódcy. Kirk podziwiał to, jak młody oficer przezwyciężył się i oderwał od osobistego bólu. Chekov spoglądał na Deckera jakby zastanawiał się czy ten nie oszaleje.
Kirk rzucił krótkie spojrzenie z powrotem na ekran. To przyciągało ich tak szybko; podeszli niebezpiecznie blisko. Czy przechodząc od irytacji do gniewu Intruz zmiażdży ich tuż przed sobą?
Zadziałał niemal instynktowne, obracając się ku Spockowi po jego ocenę sytuacji – lecz co było nie tak ze Spockiem? Jego głowa była zwrócona w jedną stronę, jego oczy wpatrzone nieruchomo w… właściwie w co? Potem Kirk uświadomił sobie, że Spock ponownie próbuje kontaktu umysłów. Kirk miał desperacką nadzieję, że uda mu się nawiązać więź z obcym Intruzem.

- Według odczytów zwalniamy! - odezwał się Sulu z ulgą w głosie. - To coś ciągnie nas dużo wolniej.

Nieznane było mniej niż sto metrów przed nimi i byli teraz ciągnięci wzdłuż niewiarygodnej długości obcego kolosa. Żaden z członków załogi na mostku nie wyszeptał nawet słowa, gdy tak patrzyli i prawie nie wierzyli w to, co ukazywały im ich oczy. Byłoby trudno opisać to co widzieli jako „kadłub” okrętu. Niektórym z nich ciężko było określić to nawet mianem „powierzchni”, może bardziej jako wielkie, wirujące „stawy” z nieznanej i niewiarygodnej substancji energetycznej.
Mój Boże, to się otwierało! Wprost przed nimi widać było rąbek światła, blisko rufowej części olbrzymiego statku, otwór, który rozszerzał się niemal w kształt ust.

- Oh, nie…! - Zabrzmiał czyjś drżący głos.
- To otwiera się jak paszcza! - To był Sulu, starający się otrząsnąć z szokującego zaskoczenia.

Kirk czuł fale grozy, zaczynające krążyć po mostku. Sulu dokonał niefortunnego wyboru używając słowa „paszcza”, chociaż sternika trudno było winić za opisanie tego widoku tak trafnie. W każdej chwili panika mogła owładnąć całym okrętem – Kirk wiedział, że jednym z pierwotnych ludzkich lęków była obawa przed pożarciem przez odmienne, gigantyczne stworzenie.
McCoy już skierował się ku turbo-windzie, rzucając do Chekova przez ramię:

- Wysłać obserwatorów medycznych na wszystkie pokłady! Natychmiast!
- Wszystkie pokłady, uwaga. - Kirk wcisnął przycisk interkomu, starając się, by ton jego głosu brzmiał spokojnie i rzeczowo. - Dla wszystkich powinno być już oczywiste, że statek przed nami mógł zniszczyć nas dawno temu, gdyby jego załoga miała zamiar nas skrzywdzić. Wydaje się prawdopodobne, że zmierzamy do miejsca – zapewne przedziału tego statku – gdzie, jak mamy nadzieję, porozumiewanie się między nami a nimi będzie łatwiejsze.

Kirk wiedział, że jego ogłoszenie, splecione z prawdopodobieństw i ewentualności, tak naprawdę nie mówiło nic, lecz już zobaczył ulgę na kilku twarzach; najwyraźniej pomogło to przypomnieć wszystkim, że tam, na zewnątrz, był jedynie olbrzymi statek. Udało mu się uśmiechnąć do swego własnego wisielczego poczucia humoru – jedynie statek?
Na głównym ekranie otwór poszerzył się i stał wystarczająco duży, aby pomieścić kilka okrętów wielkości Enterprise. I byli na tyle blisko, aby zobaczyć, że „otwór gębowy” był w rzeczywistości początkiem rozległej komory, która rozciągała się na kilkanaście kilometrów w głąb niewiarygodnego, obcego okrętu. Najwyraźniej „przedział” ogromnego statku był słabo i sporadycznie oświetlany przez niesamowite „erupcje pola siłowego”, które pojawiały się i znikały jak rozżarzone błyskawice.

- Zostaliśmy przeciągnięci przez duży prześwit, z odstępem z każdej strony.

To był głos zastępczej nawigator, kontrolującej monitory manewrowe. Kirk rzucił jej pełne aprobaty spojrzenie, szukając w pamięci nazwiska – tak, Di Falco. To może być coś o czym warto pamiętać.

- Pańska ocena sytuacji, Pierwszy? - spytał Kirk. - Wydają się dbać o to, aby nas nie uszkodzić.
- Zgadzam się, kapitanie, - powiedział Decker. - Przypuszczam, że chcą się z nami bliżej zapoznać. To powinno być interesujące zobaczyć, jak wyglądają.

Potem znaleźli się wewnątrz.
Elaan
Użytkownik
#192 - Wysłana: 24 Kwi 2012 19:26:38
cd.

Kirk odwrócił się i zobaczył, że Spock stoi tuż za nim. W postawie Wolkanina widoczne było zmęczenie, kiedy tak badał wzrokiem obraz na głównym ekranie. Uhura, drżąc, wskazała na olbrzymie płaszczyzny pola siłowego o poszarpanych krawędziach, wśród których byli ciągnięci.

- Wyglądają jak zęby…
- To nie są zęby, - rzucił ostro Kirk.

Niemniej jednak, odruchowo spojrzał na Spocka, jakby czekając na jego potwierdzenie. Spock nadal wpatrywał się w główny ekran. Potem oznajmił:

- Wyczuwam nienasyconą ciekawość, kapitanie.

Kirk zmarszczył brwi, analizując obraz na ekranie – czy coś się zmieniło?

- Widok z rufy na ekran, - rozkazał.
- Jest widok z rufy, - potwierdził Sulu, przełączając na widok z tyłu okrętu.

„Paszcza” zamknęła się za nimi! Jesteśmy w pułapce? Te słowa wypisane były na każdej twarzy.

- Widok z dziobu, - polecił Kirk spokojnie.
- Wierzę, że kieruje nimi bezdenny głód wiedzy, - Spock mówił dalej.

Był to głód, który Spock podzielał; zastanawiał się czy to była nić, która mogła zawiązać między nimi rodzaj pokrewieństwa.

- Zalecam, abyśmy pozostali na silnikach manewrowych, na wszelki wypadek. - To był Decker, a Kirk skinął potwierdzająco głową ku Sulu.
- Sternik, proszę również przeprowadzić skan. Rozejrzyjmy się tutaj.

Główny ekran zaczął pokazywać, że jest to, tak jak sądził Kirk, rozległy „przedział” wewnątrz wielkiego statku – było tam wystarczająco dużo miejsca dla sporych rozmiarów miasta. A jednocześnie, ów bezmiar nie był naprawdę pusty, przynajmniej nie w każdym momencie.
Niezwykłe kształty i wzory pojawiały się i znikały bez przerwy, niewątpliwie będąc przejawem jakiejś niewiarygodnej technologii, która najwyraźniej wykorzystywała energię lub jakąś formę plazmy energetycznej, podobnie jak ludzie i inne rasy wykorzystywali materię do budowy grodzi, silników i innych elementów, niezbędnych na pokładzie statku. Owa nieobecność materii, przynajmniej w ludzkim rozumieniu tego słowa, zwiększała poczucie nierealności tego wszystkiego.
Niekiedy były to zapierające dech w piersiach swym pięknem, wielobarwne wstęgi świetlnych wzorów – przechodzące nieoczekiwanie w bajeczne eksplozje energii, a następnie znikające i pojawiające się ponownie jako nowe kształty to tu, to tam, przybierając wciąż nową postać. Było w tym także poczucie „porządku”, wrażenie, że wszystko to było po prostu sprawnie funkcjonującym urządzeniem tego wspaniałego statku.
W tym momencie Spock zwrócił się do Kirka.

- Czy udziela pan zgody na użycie sensorów?
- Potwierdzam. Proszę rozpocząć skany sensoryczne.

Spock pospieszył do swojej konsoli naukowej. Obydwu wydało się prawdopodobne, że Obcy na pewno zrozumieli by ich ciekawość i chęć zorientowania się dokąd ich zabrano.

- Ich wiązka trakcyjna wypuściła nas, sir, - zameldował Chekov.
- Zatrzymali nas w miejscu, brak ruchu do przodu, - rzekł Sulu. - Silniki manewrowe w gotowości.

Sulu powiększył na głównym ekranie obraz sprzed dziobu okrętu i zobaczyli ażurową przegrodę, złożoną z potężnych wzorów, uniemożliwiającą jakąkolwiek dalszą podróż w głąb obcego okrętu.

- Utrzymać pozycję, - polecił sternikowi Kirk.
- Silniki manewrowe utrzymują nas na pozycji.

Spock pracował przy swojej konsoli tak szybko jak tylko mógł, przechodząc od jednego zestawu odczytów do drugiego w tempie zbyt wartkim, by Kirk mógł za nim nadążyć. Potem Spock stuknął w główny przełącznik, część jego konsoli zgasła. W jego głosie zabrzmiał ślad niemal ludzkiego rozczarowania.

- Kapitanie, - rzekł, - wszystkie nasze skany zostały odbite. Nasze sensory są bezużyteczne.

Kirk skinął głową na znak potwierdzenia.

- Czy jest pan w stanie przeanalizować to choćby częściowo?
- Sądzę, że kształty i wzory, które widzimy to rodzaj pól energetycznych – bez wątpienia część mechanizmów statku. - Czy to odcień podziwu pojawił się w głosie Spocka? - Technologia tak nieprawdopodobnie wyrafinowana, że nie potrafię…

Zagłuszyły go głośne słowa komputera mostkowego:

- Intruz na pokładzie… Intruz na pokładzie…!

Na mostku dało się zauważyć poruszenie – niedawna wizyta pochodzącej od Obcych, przerażającej sondy plazmowo-energetycznej, była wciąż świeża w umyśle każdego z nich. Widząc odczyty na swoim stanowisku, Chekov zareagował natychmiast.

- Pokład czwarty, kapitanie; kwatery oficerskie.
- Spock, ma pan cokolwiek?

Spock potrząsnął przecząco głową.

- Brak stamtąd nietypowych odczytów pola siłowego, kapitanie. Myślę, że tym razem nie jest to sonda plazmowo-energetyczna.
- Otrzymuję odczyty ciepła, jest tam coś o temperaturze w granicach tysiąca stopni… nie, poprawka, dziewięćset pięćdziesiąt… i wciąż spada.

Cokolwiek działo się tam na dole, to coś stygło bardzo szybko.
Kirk już był na nogach, osobiście sprawdzając odczyty na konsoli bezpieczeństwa Chekova. Potem obaj wymienili spojrzenia i Kirk odwrócił się energicznie do Deckera.

- Przejmujesz mostek, Will. Panie Spock, proszę pójść ze mną!
Elaan
Użytkownik
#193 - Wysłana: 28 Kwi 2012 22:18:24 - Edytowany przez: Elaan
Rozdział 20.

Dwójka ludzi z ochrony czekała już pod drzwiami kabiny, oznaczonymi „Por. Ilia, { NAV } 07719.” Brew Spocka uniosła się do góry na widok imienia na drzwiach. Kirk dowiedział się z panelu Chekova, że alarm pochodził z kwatery ich byłej nawigator, i to skłoniło go do pozostawienia Deckera na mostku.
Jeden ze strażników miał czujnik osobisty skierowany na drzwi. Jego miniaturowy monitor wyświetlał cyfrowe odczyty: 165… 160… 155…

- Cokolwiek tam jest, było rozpalone do białości zaledwie kilka minut temu, - powiedział oficer.
- Fascynujące, - rzekł Spock.

Kirk przytaknął ruchem głowy, świadomy, że Wolkanin odniósł się w ten sposób do faktu, iż ani sygnalizatory dymu ani płomieni nie uruchomiły się. A ponieważ rozbłysk o tak wysokiej temperaturze powinien spowodować zapłon, Obcy, którzy zabrali stąd porucznik Ilię, musieli przysłać coś wyjątkowego do jej kabiny. Jednakże mogło to nie być właściwe miejsce dla Willa Deckera, który zareagował tak wielkim cierpieniem na zniknięcie deltańskiej nawigator.
Pozostali członkowie ochrony pospiesznie zamykali grodzie zabezpieczające i wykonywali inne, rutynowe podczas alarmu, czynności. Kirk gestem rozkazał jednemu ze strażników, aby towarzyszył jemu i Spockowi.

- Żadnej broni, - ostrzegł.

Kirk otwierał popękane drzwi powoli, dopóki nie mogli zajrzeć do wnętrza, jak się wydawało, pustej kabiny. Tak jak oczekiwał, nie było tam nawet śladu straszliwej sondy plazmowo-energetycznej. Obcy z pewnością zdali sobie teraz sprawę, że był to niewłaściwy rodzaj urządzenia do badania załogi Enterprise.
Spock wskazał na odczyty na czujniku osobistym strażnika. Cokolwiek było w kabinie, to temperatura w niej spadła do trzydziestu ośmiu stopni i ustabilizowała się na tym poziomie.
Gdy ostrożnie przeszli przez drzwi, Kirk rozpoznał lekki zapach perfum Ilii, wciąż unoszący się z tkaniny w jej sypialni.

- Źródło ciepła znajduje się w kabinie prysznica sonicznego, - rzekł Spock.
- Co to jest, do diabła?

Kirk obrócił się szybko ku niszy usytuowanej tuż obok garderoby.
Poprzez przezroczyste drzwi hydro-sonicznego prysznica zobaczył jak coś się porusza. To było bez wątpienia ciało – wyglądające na ludzkie albo deltańskie.
Czy naprawdę stąd pochodziły te niezwykłe odczyty ciepła? Może to jakaś usterka w działaniu kabiny? Lub coś schłodziło tam samo siebie do normalnej temperatury panującej na Enterprise? Potem, cokolwiek to było, podeszło bliżej do przezroczystych drzwi. Trudno się było pomylić – to była naga kobieta!
Kirk podszedł do panelu kontrolnego kabiny, wcisnął przełącznik otwierający drzwi – przezroczyste tafle rozsunęły się. To była Ilia! Piękna, niemalże aż do bólu piękna w swojej nagości!
Wówczas Kirk poczuł na ramieniu ostrzegawczy dotyk dłoni Spocka.

- To nie jest nasza nawigator, - powiedział Spock cicho.

Ależ to prawie na pewno była Ilia – wyjąwszy owe błyskające światło umieszczone na jej szyi…
Kirk zdał sobie sprawę, że jego wzrok przesuwa się z tego małego światełka na niewiarygodnie cudowne piersi, których nabrzmiałe, twarde sutki znalazły się w tym momencie wprost przed nim… Cholera! To musiały być deltańskie feromony, skoro działo się z nim coś takiego! Oznaczało to, że Spock się mylił. To musiała być Ilia!

- Chorąży, - rozkazał Kirk - proszę sprowadzić tu doktora McCoy`a, szybko.

Młodemu oficerowi ochrony zajęło dłuższą chwilę, zanim zdołał oderwać wzrok od kompletnie nagiej Deltanki. Kirk wiedział jak trudne to było. Miał tylko świadomość, że końcówki tych dwu piersi skierowane ku niemu oznaczają, iż ona się odwróciła, by na nich spojrzeć. Te oczy! Wydawały się pozbawione życia, ciepła! Czy było to, jakimś sposobem, martwe ciało Ilii? Zwłoki, ożywione i kontrolowane przez Obcych?
Kierunek myśli Kirka spowodował, że jego uwaga znów skupiła się na jej nagim ciele, kiedy podchodził do niej w kabinie sonicznej. Jej zimne oczy śledziły jego poruszenia, w czasie gdy wstukiwał w replikatorze kod ubioru, a potem zasuwał z ociąganiem przezroczyste drzwi, by mogła ubrać się w szatę rekreacyjną. Co też kryło się w rzuconym ku niemu spojrzeniu Spocka? Rozbawienie czy współczucie? Najwyraźniej deltańskie feromony nie wywołały u Wolkanina stanu zmysłowego podniecenia; w przeciwnym razie zrozumiałby konieczność włożenia przez nią jakiejś odzieży. Przezroczyste drzwi rozsunęły się ponownie i postać Deltanki przemówiła.

- Tyestostkairk?

Kirk zobaczył, że Spock nadstawia uszu, jak gdyby częściowo to zrozumiał. Głos brzmiał jak… niewyćwiczony? Tak jakby coś mechanicznego próbowało brzmieć niczym istota żywa?

- Ty… jesteś… jednostka… Kirk?
- Niezwykłe, - rzekł Spock. - To uczy się bardzo szybko.
- Jestem kapitan James T. Kirk, dowódca U.S.S Enterprise, - odpowiedział Kirk, który czuł się trochę głupio przemawiając do czegoś, co wyglądało jak jego własna nawigator. Czy prawdziwa Ilia byłaby tak niewiarygodnie zmysłowa?
- Zostałam zaprogramowana do obserwacji i rejestrowania zwykłych funkcji jednostek węglowych, zasiedlających U.S.S. Enterprise.
- Zaprogramowana przez kogo? - zapytał Kirk. - To ważne, abyśmy się z nim skomunikowali.

Sonda wydawała się zastanawiać przez chwilę.

- Jeżeli wymagacie podania nazwy, to zostałam zaprogramowana przez V`Gera.

Jej głos stawał się coraz bardziej zrozumiały, przybierając niekiedy charakterystyczny dla ich byłej nawigator, gardłowy deltański akcent. Wolkanin obserwował ją z prawdziwą fascynacją. Lecz była to fascynacja intelektualna – zapachy podprogowe Deltan były najwidoczniej bezużyteczne wobec Wolkan.

- Kim jest V`Ger? - spytał Kirk.
- V`Ger jest tym, który mnie zaprogramował.
- Masz na myśli kogoś z tego większego statku na zewnątrz? Kapitana? Bądź przywódcę tych, którzy są na jego pokładzie?

Drzwi kabiny otworzyły się i do środka wszedł pospiesznie McCoy.

- Jim, co to jest?

Wprawne oko McCoy`a zatrzymało się tylko na chwilę na stojącej przed nim kobiecej postaci, zanim szybko wyjął swój medyczny trikoder i zaczął ją skanować.

- Kim jest V`Ger? - Kirk powtórzył pytanie.
- V`Ger jest tym, który poszukuje Stwórcy.

Kirk z trudem mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Miał wrażenie, że słuch go zwodzi. Stwórca? Jednak wyraz pełnego zaskoczenia na twarzy Spocka potwierdzał, że także usłyszał te same słowa.

- Jim, to jest mechanizm.
Elaan
Użytkownik
#194 - Wysłana: 2 Maj 2012 11:53:22
cd.

To był McCoy, który stał, wskazując na „Ilię”. Kirk spojrzał uważnie na lekarza okrętowego. Ta postać deltańskiej kobiety, tak dalece jak jego oczy mogły to stwierdzić, wyglądała całkowicie realnie. Zareagowała zgodnie z deltańską zmysłowością i seksualnością wydzielając feromony – i Kirk wiedział, że zarówno on jak i chorąży ochrony na własnej skórze doświadczyli ich prawdziwości. Spock, posługując się trikoderem doktora, przeprowadził swój własny skan.

- Sądzę, że ta forma zastąpiła sondę plazmowo-energetyczną, którą przysłano wcześniej, by badać nasz okręt, kapitanie. To może być nawet ta sama sonda, korzystająca z przeniesionego wraz z nią wzorca Ilii.

Kirk odwrócił się ku kobiecej postaci, czyniąc ze swego kolejnego pytania niemal żądanie:

- Gdzie jest porucznik Ilia?
- Ta jednostka już nie funkcjonuje. - Głos mechanizmu zabrzmiał rzeczowo i obojętnie. - Przybrałam ten kształt, aby łatwiej porozumieć się z jednostkami węglowymi, zakażającymi Enterprise.
- Jednostkami węglowymi? - powtórzył strażnik, czując ukryty w tych słowach jakiś złowieszczy wydźwięk.
- Ludzie, chorąży Chavez, - rzucił oschle McCoy. - My.

Jedna z brwi Spocka uniosła się w zdziwieniu, gdy sonda użyła słowa „zakażenie”. Wydawało się, iż uznał to za interesujące, lecz Kirk miał bardziej palące pytanie, które musiał zadać.

- Statek V`Gera, - zapytał Kirk - dlaczego podróżuje wprost ku trzeciej planecie, leżącego przed nami układu słonecznego?
- V`Ger podróżuje na trzecią planetę, by odnaleźć Stwórcę.

To ich oszołomiło. Czymkolwiek byłby V`Ger - jakąś jedną wielką istotą czy też całą rasą Obcych - było po prostu niemożliwe, aby cokolwiek zdolne do stworzenia tak technologicznie zaawansowanego statku mogło wierzyć, że Ziemia jest miejscem przebywania kogoś, kogo mogłoby zwać „Stwórcą”. Kirk próbował nadal rozmawiać rozsądnie.

- Czym jest Stwórca? - zapytał.
- Jest tym, który tworzy, - odpowiedziała sonda-Ilia.

Mechaniczne brzmienie w jej głosie niemal zanikło – wydawało się także, iż porusza się z większym wdziękiem, jak gdyby przyzwyczaiła się do używania poszczególnych mechanizmów, tworzących jej „ciało”.

- Czego V`Ger chce od Stwórcy?
- Chce się z Nim połączyć.
- Połączyć się ze Stwórcą? - zapytał Spock. - W jaki sposób?
- V`Ger i Stwórca staną się Jednością.
- Co takiego tworzy Stwórca? - Spock zadał kolejne pytanie.
- Stwórca jest tym, który stworzył V`Gera, - padła odpowiedź sondy-Ilii.

Ta doskonała, okrężna logika sugerowała istnienie pewnych znaczących komunikacyjnych różnic między nimi i V`Gerem – mogło to oznaczać, iż okaże się trudne, być może nawet niemożliwe, znalezienie wspólnych pojęć i wartości. Tę sondę przysłano tu, by ich badała, lecz Kirkowi wydało się prawdopodobne, że wszelkie zgromadzone tu wyniki mogą być kompletnie niezrozumiałe dla tego, kto ją wysłał.

- Kim jest V`Ger? - Kirk znów powtórzył pytanie.
- V`Ger jest tym, który szuka Stwórcy.

Kirk zastanawiał się, czy te słowa mogą nie być całkowitą prawdą. Formy życia tam, na zewnątrz, musiały być tak zaawansowane, jak ich kolosalny statek. Albo ich sondy. Czy można było lepiej wykorzystać ich wiedzę i technologię, aniżeli na poszukiwanie źródła pochodzenia ich samych i Wszechświata? Kirk potrafił to zaakceptować jako filozoficznie szlachetne i nawet właściwe – lecz wiedział także, że nic określanego mianem „Stwórcy” nie uda się znaleźć na tej bardzo zwyczajnej planecie, ku której zmierzali. I co może się stać z tym bardzo zwyczajnym światem, jeżeli załoga owego gigantycznego statku poczuje się rozczarowana? Sonda „Ilia” najwyraźniej czekała wystarczająco długo.

- Jestem gotowa, aby rozpocząć moje obserwacje, - powiedziała.
- Doktorze, - rzekł Spock szybko - dokładne zbadanie tej sondy może nam dostarczyć informacji o tych, którzy ją wytworzyli, i o tym jak się z nimi porozumieć.

McCoy skinął głową na znak zgody i wziął „Ilię” za ramię, żeby ją wyprowadzić. Obrócił się, tracąc nagle równowagę – delikatne pociągnięcie jej za rękę przypominało próbę ciągnięcia za sobą budynku.
Całkowicie ignorując McCoy`a, sonda zwróciła się do Kirka.

- Jestem zaprogramowana do obserwowania i rejestrowania zwykłych procedur funkcjonowania jednostek węglowych.
- Badanie jest zwyczajną funkcją, - odpowiedział Kirk ze zwykłą sobie pomysłowością.

„Ilia”- sonda rozważała to przez chwilę.

- Możesz kontynuować, - powiedziała do McCoy`a.
Elaan
Użytkownik
#195 - Wysłana: 6 Maj 2012 14:39:11
cd.

Wyświetlacz medyczny w pokoju badań ukazywał każdy detal ciała „Ilii”- sondy, jakby było niemal przezroczyste. Jednocześnie monitory konsoli ujawniły bliższe szczegóły. McCoy mruczał coś do siebie w zdumieniu, przesuwając skaner nad postacią sondy.

- … mikrominiaturowe systemy hydrauliczne, sensory, chipy multi-procesorów o rozmiarach molekuł… i spójrzcie na to...

Chapel była równie zaskoczona.

- Tutaj, pompa mikro-osmotyczna, i tutaj, - wskazała. - Najmniejsze funkcje organizmu zostały dokładnie skopiowane, łącznie z układem zewnątrz-wydzielniczym Deltan.

Przesunęła palcem po ekranie, wskazując stopień tych mechanicznych replikacji ciała prawdziwej Ilii. Umysł Kirka już pracował na pełnych obrotach.
Nie zastanawiał się dłużej jak V`Ger zbudował tę sondę, ale dlaczego.
Dlaczego konieczna była aż taka doskonałość w odwzorowaniu każdego elementu? Jaki pożytek będzie z sondy mającej, powiedzmy, seksualnie stymulujące feromony, wydzielającej zapachy podprogowe…
Przerwał bieg swoich myśli, przeklinając w duchu, kiedy poczuł gorącą falę seksualnego pożądania. Cholera! Potem zrozumiał, że ta maszyna robi w tym momencie coś bardzo deltańskiego i kobiecego zarazem. Decker właśnie wszedł do pokoju badań i wzrost wydzielania feromonów musiał nastąpić, gdy tylko minął drzwi pomieszczenia.
Chapel przerwała komentowanie danych z mikro-skanu, gdy tylko zobaczyła spojrzenie i twarz Deckera, podchodzącego do stołu badań. Odzwierciedlały one ten sam rodzaj grozy, który odczuł Kirk, kiedy zastanawiał się, czy Obcy wykorzystali do stworzenia sondy martwe ciało Ilii.
Ilia-mechanizm przyglądała się bacznie Deckerowi, wodząc za nim wzrokiem, jak gdyby go rozpoznawała.

- Will… - zaczął mówić Kirk.
- Powiedziano…, powiedziano mi, - przerwał mu Decker.

Kirk czuł ile wysiłku kosztuje młodego zastępcę, by stać tutaj i spoglądać na tę dokładną replikę kobiety, którą kochał.

- Deck-er, - powiedziała sonda.

Kirk widział, że to wstrząsnęło Deckerem. Zauważył także reakcję Spocka, który jak gdyby uzyskał potwierdzenie swoich podejrzeń.

- Interesujące, - Spock zwrócił się do sondy. - Nie jednostka Decker?

Lecz mechanizm zignorował ich wszystkich i nadal wpatrywał się w Deckera.
To był pierwszy raz, gdy ta twarz coś okazywała, przybierając dziwnie zjawiskowy i łagodny wyraz.
Kiedy McCoy zaczął kolejny skan, odwracając „Ilię” tyłem do nich, Spock przywołał gestem Kirka i Deckera. Poprowadził ich ku sąsiednim drzwiom, wiodącym do nowego biura McCoy`a i gdy drzwi zamknęły się za nimi, uaktywnił mechanizm blokujący.
Twarz Wolkanina była skupiona i poważna.

- Kapitanie Kirk, panie Decker, ta sonda może być naszym kluczem do Obcych.

Decker pamiętał jak to urządzenie patrzyło na niego. Dokładność tej kopii była niemal nie do zniesienia. Musiał wciąż powtarzać sobie, że ta rzecz nie jest nią – jest częścią tego, co zabiło Ilię!

- Właśnie widzieliśmy, że jej ciało powiela naszą nawigator w najdrobniejszych szczegółach. Przypuśćmy, - kontynuował Spock, - że w jej oprogramowaniu wzory pamięci prawdziwej Ilii skopiowano z równą precyzją? - Mieli wzór do naśladowania… - Kirk pokiwał głową; sam rozumiał implikacje.
- … i być może przestrzegali go zbyt ściśle, - dokończył Spock.

Potem dodał:

- Czy rozumie pan znaczenie tego, panie Decker ?

Decker skinął potwierdzająco głową, życząc sobie w duchu, aby był jakiś sposób uniknięcia tego, co go czekało.

- Dokładność kopiowania sugeruje interesujące możliwości, - rzekł Spock. - To rozpoznało pana, panie Decker. A także zareagowało na pańską obecność…
- Co oznacza, że odczytali niektóre myśli Ilii zanim umarła… - zaczął Decker.

Spock nie pozwolił mu dokończyć.

- Uważam za całkiem możliwe, panie Decker, iż Obcy skopiowali naszą nawigator tak dokładnie w każdym szczególe, że sonda prawdopodobnie może zawierać wzory pamięci oryginału! Być może wszystkie z nich.

Kirk zmusił się do zignorowania cierpienia Deckera.

- Komandorze, jesteśmy uwięzieni we wnętrzu obcego statku, mniej niż pół dnia drogi od orbity Ziemi; naszym jedynym kontaktem z naszymi porywaczami jest ta sonda. Jeżeli uda nam się ją kontrolować, przekonać ją, wykorzystać lub przejąć sterowanie nią w jakikolwiek sposób…

Kirk zawahał się, uderzyła go myśl, że jego własne doświadczenie może być skuteczniejsze, także w tej dziedzinie. W przeciwieństwie do Deckera, nie odczuwał emocjonalnej więzi z Deltanką – a i mechaniczna replika ciała nawigator niewiele dla niego znaczyła. Lecz nawet kiedy Kirk mówił sobie to wszystko, był świadom, że nie technika jest tu problemem. To musi być Decker, z prostego powodu: ponieważ prawdziwa Ilia kochała tego młodego człowieka – techniki seksualne zawsze miały w miłości drugorzędne znaczenie, niezależnie od rasy.
Kirk obrócił się, słysząc jakiś dźwięk. Zapewne ktoś próbował otworzyć zamknięte drzwi za ich plecami – ale to brzmiało jak zgrzyt rozdzieranego metalu. Gdy tak patrzyli, zobaczyli smukłą dłoń rozrywającą drzwi z utwardzanej stali niczym papier!
Sonda-Ilia przeszła przez poszarpany otwór w drzwiach, jej twarz była absolutnie beznamiętna. Zaskoczony McCoy zajrzał do środka, podobnie jak Chapel i Chekov.

- Zarejestrowałam tutaj wystarczającą ilość danych, - powiedziała. - Niech jednostka Kirk poprowadzi mnie dalej.
- Jednostka Decker oprowadzi Cię ze znacznie większą skutecznością, - odrzekł Kirk z naciskiem.

Oczy sondy obróciły się i zatrzymały na moment na postaci Deckera – potem skinęła przyzwalająco głową.

- Proszę kontynuować zadanie, panie Decker, - polecił Kirk.

Miał nadzieję, że Decker zrozumie, dlaczego konieczne było powierzenie tego właśnie jemu. Spojrzenie Deckera powędrowało ku rozszarpanym drzwiom, potem wróciło do stojącej przed nim sondy. Kirk, mając nadzieję na wybaczenie, dodał:

- Przypuszczam, że to pana przekonało?

Lecz zamiast tego, Decker odpowiedział po prostu:

- Tak jest, sir.

Potem wyszedł wraz z niezwykłą maszyną.
Kirk odwrócił się i napotkał zmartwione spojrzenie Spocka. Wolkanin wszedł na pokład skryty za maską zupełnej obojętności, ale wydarzenia silnie ją nadwyrężyły.

- Spock? - zapytał Kirk.
- Jestem zaniepokojony tym, że jest to nasza jedyna nadzieja na poradzenie sobie z Intruzami.

Na sekundę słowa Wolkanina zawisły w powietrzu. Potem, zdało się, iż maska wróciła na miejsce i Spock opuścił pomieszczenie.
Kirk zaczął wołać za nim. Ale nie; musiał ufać swoim ludziom, iż znają się na swojej robocie i wykonują ją jak należy. Cokolwiek Spock miał na myśli, Kirk z pewnością dowie się tego w odpowiednim czasie.
Elaan
Użytkownik
#196 - Wysłana: 10 Maj 2012 10:56:34 - Edytowany przez: Elaan
Rozdział 21.

Biało-błękitny kadłub U.S.S Enterprise zdawał się od czasu do czasu prawie zupełnie znikać w ciemności, by potem znów zostać rozświetlonym przez odblaski wzorów energii, które nieprzerwanie wybuchały i zamierały wokół niego – niezależnie od tego jaka była ich funkcja w ogromnym statku Intruza.
Zewnętrzne światła okrętu gwiezdnego wydawały się przy nich niewiarygodnie malutkie, podobnie jak niebieskie światła manewrowe, które rozbłysły na krótko, gdy dokonywali korekty pozycji.
Malutka kula wyłoniła się z sekcji spodka kadłuba Enterprise - ruszyła w kierunku punktu na wewnętrznej przegrodzie statku Intruza, przez który wiązka trakcyjna wciągnęła okręt do środka, i który wciąż pozostawał otwarty. Była to boja komunikacyjna, próbująca przedrzeć się na zewnątrz, gdzie jej sygnały mogły ostrzec Gwiezdną Flotę co do natury olbrzymiego statku Obcych i przekazać tę zdobytą odrobinę wiedzy na temat jego załogi, która mogła być Ziemi przydatna.
Lecz gdy tylko maleńkie urządzenie komunikacyjne zbliżyło się do wewnętrznej przegrody gigantycznej jednostki, jego droga została nagle zablokowana przez lśniący rój, który wydawał się być niewielkim strumieniem energii. Następnie, rój ów ewoluował w postać stałych kryształów, które otoczyły i zaczęły rozbijać maleńką kulę, skruszyły ją, a jej pozostałości zniknęły bez śladu.
Sulu zaklął pod nosem w staro-angielskim języku, który dysponował wystarczająco soczystymi przekleństwami, tak potrzebnymi mu w tej chwili. To była trzecia próba wysłania boi komunikacyjnej – wszystkie zostały zniszczone w ten sam sposób.
Spock wkroczył na mostek na czas, aby zobaczyć rozbicie nieszczęsnego urządzenia. Pojawił się rozbłysk o wielkiej mocy, uderzył w pola siłowe, wstrząsnął okrętem i rzucił Spocka na balustradę mostka.

- Powiedziałbym, że to coś nas ostrzega byśmy zaprzestali dalszych prób, - z interkomu zabrzmiał głos głównego inżyniera. - Musiałem użyć rezerw mocy, aby utrzymać nasze osłony.
- Zrozumiano, panie Scott, - odpowiedział Sulu. - Na razie skończyliśmy.

Siedzący przy konsoli naukowej Chekov wstał, aby ustąpić Wolkaninowi miejsca, ale Spock gestem dał mu znak, by usiadł na powrót.

- To nie będzie konieczne, panie Chekov. Będę tu tylko przez chwilę.

Spock pochylił się, jego długie palce tańczyły szybko po klawiaturze. Chekov zauważył, że Wolkanin sprawdza jakiś kanał dziennika zabezpieczeń. Potem Spock opuścił mostek.

McCoy wszedł do kajuty kapitańskiej i zatrzymał się, spoglądając na Kirka przez chwilę.

- W interesującej Cię sprawie stwierdzam, że lekarz okrętowy ostatecznie zatwierdził Jamesa Tiberiusa Kirka jako nowego kapitana.

Kirk spojrzał na niego, zaskoczony. McCoy usiadł.

- Witaj z powrotem, Jim. Bardziej wolę Ciebie, aniżeli Kirka, którego zastałem tu, gdy przybyłem na pokład.
- Dziękuję, Bones. Co Cię przekonało, że naprawdę wróciłem?
- Wyznaczenie przez Ciebie Deckera do sprawy z Ilią-sondą.

McCoy odgadł, że Kirk zmagał się z niezwykłą, mechaniczną kobiecością sondy. Kirk natomiast był zadowolony, że doktor zauważył, iż on potraktował tę sprawę wyłącznie z punktu widzenia dowódcy, bez… no dobrze, prawie bez osobistej próżności. Lecz wciąż czuł się niekomfortowo, pamiętał bowiem jak żywe i godne pożądania wydało mu się to nagie ciało, stojące przed nim w garderobie Ilii.

- Może sprawdzimy, czy Decker poczynił jakieś postępy? - powiedział Kirk.

Sięgnął do przycisku uruchamiającego zainstalowany w kabinie monitor, powtarzając sobie, że nie wdziera się w ten sposób w prywatne życie Deckera. A towarzyszką Deckera nie była przecież kobieta; była nią obca maszyna – rzecz. Kirk wprowadził wzór identyfikacyjny Deckera i znacznik zlokalizował go, gdy prowadził sondę na ogromny Pokład Rekreacyjny okrętu.

Gdyby Kirk wpisał wzór tożsamości Spocka, widziałby jak jego wolkański oficer naukowy w kompletnej ciszy zmierza ku jednemu ze stanowisk kontroli śluz awaryjnych statku. Poruszając się niezauważenie i całkowicie bezszelestnie, znalazł się za plecami pełniącego tam służbę technika. Potem Wolkanin zacisnął palce, stosując wolkański ucisk karku i technik zaczął osuwać się na podłogę. Spock przytrzymał go i delikatnie ułożył nieprzytomną postać na pokładzie.

- Co to jest, Decker ?

Decker odwrócił się, poczuwszy przypływ nadziei. Sonda ponownie użyła jego nazwiska, i to był pierwszy raz, gdy okazała zainteresowanie czymkolwiek z tego, co pokazywał jej na pokładzie statku. Pokład rekreacyjny był pusty, za wyjątkiem dwóch czujnych strażników, którzy utrzymywali dyskretny dystans. Ilia-sonda przyglądała się ozdobnym ilustracjom, ukazującym jednostki od dziewiętnastowiecznych fregat żaglowych, aż po pierwotną wersję ich obecnego okrętu.

- Wszystkie te statki nosiły nazwę Enterprise, - powiedział Decker.

Sonda nadal z zainteresowaniem wpatrywała się w ilustracje, które przedstawiały lotniskowiec, prototyp pierwszych orbiterów NASA oraz bardzo wczesne wersje statku kosmicznego.

- Nasza nawigator, Ilia… jednostka węglowa, której postać przyjęłaś, bardzo interesowała się historią drogi ludzkości ku przestrzeni kosmicznej. Jej własna rasa posiadła niezbędną ku temu wiedzę dawno temu, lecz postanowiła skoncentrować się na badaniu tego, co można nazwać wewnętrznym Kosmosem.

Choć uwaga sondy wciąż zwrócona była na obrazy, to dawała też wyraz zainteresowania Deckerem. Miał nadzieję, że zdoła skupić na dlużej jej uwagę – było ważne, aby w jakiś sposób skłonić mechanizm do powiązania siebie z prawdziwą Ilią i zacząć odkrywać wszelkie wzory jej pamięci, które zostały powielone w sondzie.

- Rasa Ilii, Deltanie, osiągnęli wysoki stopień rozwoju w sposobach odnajdywania przygody i satysfakcji w nich samych, - kontynuował Decker. - Lecz Ilia wciąż czuła wyzwanie przestrzeni. Jej rodacy mówili, że podąża za głosem swojego serca, rozumiejąc, iż przestrzeń interesuje ją, ponieważ ktoś kogo kochała, także…

Sonda odwróciła się i odeszła; Decker, nie mając wyboru, podążył za nią. To nawet chodziło jak Ilia! Ale to maszyna – może nawet ta, która ją zabiła! Jakkolwiek realnie by wyglądała, to nie jest ciało. To nie jest żywa istota… i to zdecydowanie nie jest Ilia!

- Jednostki węglowe wykorzystują to miejsce do rekreacji. Jaki rodzaj rozrywki preferuje załoga Waszego statku?
- Rekreacja? Rozrywka? Te słowa nie mają znaczenia dla mojego programu.
Elaan
Użytkownik
#197 - Wysłana: 14 Maj 2012 11:37:18 - Edytowany przez: Elaan
cd.

Jimie Kirk, gdybyś to widział, wiem, nędznie zawiodłem w tej sprawie. Być może nawet śmiertelnie, dla nas wszystkich! Próbuję okazać temu trochę ciepła i szczerości. Co mam robić? Jak mogłeś zlecić mi takie zadanie?
Decker znał Kirka wystarczająco dobrze, by odgadnąć jego zaintrygowanie tą mechaniczną kobietą. A z każdą uciekającą minutą, Kirk mógł okazać się lepszym wyborem do załatwienia tego. Potem Decker zaczął się denerwować – pierwotny męski instynkt sprawił, że buntował się na myśl o ustąpieniu pola Kirkowi także tutaj.

- A to, Decker? Wyjaśnij mi przeznaczenie tego.

Sonda stała przy klawiaturze vitronicznej-B. Decker wyciągnął rękę i przyłożył dłoń, by połączyć się z układem. Jego mentalne wzorce zaczęły zapalać światła na gładkiej, czarnej powierzchni planszy, tworząc za pomocą neuro-dotyku konstrukcje z jego myśli. Sonda ruszyła, by podejść bliżej i zbadać te wzory, lecz on skinął ręką, dając jej znak, by zawróciła.

- Nie, musisz położyć na tym swoją dłoń i próbować powtórzyć za pomocą myśli mentalne konstrukcje, które zrobiłem. Ilia bardzo lubiła tę grę, - rzekł Decker. - Prawie zawsze wygrywała.

Ludzie mogli wyćwiczyć wykrywanie psycho-empatyczne, oczywiście w granicach rozsądku. Deltanie rodzili się z tą umiejętnością. Decker obserwował jak sonda naśladuje jego ruchy, nagle przyłożyła swoją dłoń do klawiatury. Uzyskała doskonałą „pustkę” przy pierwszej próbie.
Zaskoczonego Deckera na moment po prostu wmurowało w pokład. Miał tylko nikłą nadzieję, że mechanizm gry zareaguje na myśli sondy. Wydawało się niemożliwe, a na pewno niesamowite, aby mechaniczna sonda miała zdolności empatyczne.
W tym właśnie momencie, Ilia-mechanizm odwróciła się ku Deckerowi z takim wyrazem twarzy, że to nim wstrząsnęło. To było dokładnie to samo przepraszające spojrzenie, które Ilia posyłała mu, ilekroć wygrała wszystko.

- To już lepiej! - przyklasnął uradowany McCoy. - Patrz na nią, Will! Zapomniała czym jest!

Lecz słowa te jeszcze nie przebrzmiały, gdy on i Kirk usłyszeli jak sonda mówi:

- To urządzenie niczemu nie służy.

Odeszła. Rozczarowanie Deckera było oczywiste.

- Być może potrzebne jest coś, z czym Ilia miała kontakt? - To były słowa dr. Chapel, która weszła z izby chorych i obserwowała tę scenę. - Coś bardziej osobistego, z czym nawiązała pewnego rodzaju emocjonalną więź?

McCoy obrócił się na pięcie i posłał jej pełne zadowolenia spojrzenie.

– Zaczyna pani mówić jak prawdziwy lekarz, siostro.

W drodze powrotnej z pokładu rekreacyjnego, Ilia-mechanizm znów przystanęła przed wizerunkami Enterprise. Najwyraźniej sonda znajdowała w nich coś szczególnie interesującego.

- Załogi wszystkich tych poprzednich okrętów, noszących miano Enterprise, także były jednostkami węglowymi, - powiedział Decker. - W jaki sposób różnią się od form życia na waszym statku?
- Jednostki węglowe nie są formami życia. Czy te obrazy przedstawiają jak Enterprise ewoluował do swojej obecnej formy? Oczywiście, jednostki węglowe opóźniają jego prawidłowy rozwój.
- A jaki powinien być jego prawidłowy rozwój? - nalegał Decker.
- Enterprise nie powinien potrzebować obecności jednostek węglowych.
- Enterprise nie będzie w stanie funkcjonować bez jednostek węglowych
- Więcej informacji dotyczących ich funkcjonowania jest konieczne, zanim jednostki węglowe zostaną odwzorowane jako zapis danych.
- Odwzorowane jako zapis danych? - zapytał Decker, zaskoczony. - Co to znaczy?

Sonda odpowiedziała niemalże uprzejmie:

- Gdy moje badania dobiegną końca, jednostki węglowe zostaną zredukowane do wzorców danych.

Decker poczuł jak cierpnie na nim skóra. Zredukowanie do wzorców i zapisu danych wydało mu się o wiele gorszą konsekwencją niż sama śmierć. Czy coś tak paskudnego spotkało Ilię? Albo Klingonów? Czy to możliwe, że właśnie coś takiego planowano dla Ziemi? Decker wiedział, że nie ma wyboru, tylko walczyć, używając każdej broni i przewagi jaką mógł znaleźć.

- Wewnątrz Ciebie są wzorce pamięci jednostki węglowej, - rzekł. - Jeżeli pomogę Ci odnaleźć te wspomnienia, V-Ger mógłby dokładnie zrozumieć nasze funkcjonowanie.
- Określ, ile wymagało by to dodatkowego czasu i trudności.
- Żadnych. W rzeczywistości, mniej niż teraz doświadczamy.
- Możesz kontynuować.
Elaan
Użytkownik
#198 - Wysłana: 18 Maj 2012 17:31:56 - Edytowany przez: Elaan
Rozdział 22.

Dziennik kapitański, data gwiezdna 7414. 1.
- Teraz znajdujemy się jedynie 3.31 godziny od Ziemi. Jeżeli zawiedziemy, ja poniosę za to pełną odpowiedzialność. Jedynie jakieś rozwiązanie w ostatniej chwili, ze strony Deckera lub Spocka, może odmienić nasz los. Desperacko próbujemy ostrzec Ziemię i przekazać im tę odrobinę wiedzy, którą poznaliśmy.

Na monitorze Kirka pojawiła się twarz Uhury.

- Sir! Bardzo słaby sygnał z Gwiezdnej Floty!

Kirk pospieszył na mostek. Stojąc za plecami Uhury przy jej konsoli, słyszał cichy szum analizatora, przekształcającego sygnały podprzestrzenne w elektromagnetyczne.

- Co to za wiadomość?
- To raport dla Floty z posterunku księżycowego, sir. Informują, że mają Intruza na swoich zewnętrznych monitorach.
- Nic więcej? To musi być jakaś próba skontaktowania się z nami.
- Sprawozdanie posterunku księżycowego określa nas jako zaginionych, sir. Prawdopodobnie zniszczonych.
- Czy wzmocniłaś nasze sygnały?
- Tak dalece jak tylko się dało, sir. Lecz ponieważ nadajniki Gwiezdnej Floty zagłuszają nasz sygnał z dziesięciokrotnie większą siłą…
- Potrzebuję także pełnego wzmocnienia sygnału naszego lokalizatora. Szybko!

Uhura natychmiast zrozumiała. Spojrzenie, które rzuciła Kirkowi, zanim wróciła do pracy, pełne było zawodowego uznania.
Pole siłowe obcego statku tworzyło potężną statyczną ścianę pomiędzy ich nadajnikiem, a nadajnikami Gwiezdnej Floty. Lecz Kirk uświadomił sobie, że stale powtarzający się sygnał namiernika może być wykryty dużo wcześniej, nim Flota zdoła rozpoznać i zrozumieć jakąkolwiek inną wiadomość od nich.
Gdy sygnał ich statku zostanie rozpoznany, wszystkie anteny skierowane zostaną tutaj, a eksperci Floty wiedzą jak nasłuchiwać – i może wtedy usłyszą raport Kirka, mówiący jak całkowicie zawiódł Gwiezdną Flotę i Ziemię.


Chociaż to był jej obowiązek być tutaj, dr. Chapel czuła się nieswojo, przeszukując kabinę porucznik Ilii i grzebiąc w jej rzeczach. Było to odczucie bardzo podobne do tego, którego doznawał Kirk, obserwując Deckera i sondę na monitorze. Technologia już dawno zredukowała prywatność niemal do zera, sprawiając, iż stała się ona rzeczą tym bardziej cenną i pożądaną – a w zamkniętym świecie okrętowego życia, szacunek dla cudzej prywatności stał się potężną tradycją.

- To może być dokładnie to, czego potrzebujemy, - rzekł McCoy.

Przeglądał niewielkie, wielobarwne opaski na głowę, które znalazła Chapel. Przypomniała sobie jak Ilia wspomniała raz, że ozdoby głowy takie jak te, odgrywają ważną rolę w życiu deltańskiej kobiety. Opaska była delikatną plecionką w kolorach tęczy, tak iż mieniła się niczym upierzenie egzotycznego, tropikalnego ptaka. McCoy był zaskoczony, widząc, że wykonano ją z zasuszonych liści i przypomniał sobie zasłyszane opowieści o niewiarygodnym pięknie ojczystej planety Ilii.

- Gdzie pan to znalazł?!

To był Will Decker, przybywający w odpowiedzi na wiadomość, którą mu wysłali. Kiedy wprowadził Ilię-sondę do kabiny, ze zdumieniem zobaczył tę właśnie opaskę.

- Dr. Chapel znalazła to tutaj. Pomyśleliśmy, że jeżeli pokaże pan sondzie jakiś bardzo osobisty przedmiot, należący do Ilii…
- To jest z pewnością to, co miał pan znaleźć, doktorze.

Wydawało się, że Decker obserwuje Ilię-mechanizm z niepokojem.

- Jakieś problemy? - zapytał McCoy.

Decker obserwował sondę jeszcze przez chwilę, pozornie z ulgą widząc, iż ta kompletnie ignoruje ozdobę głowy.

- Nazywają to opaską miłości, - powiedział Decker. - Dotykanie jej przez mężczyznę, może niekiedy wyzwolić w deltańskiej kobiecie silne pragnienia seksualne.

Chapel patrzyła rozbawiona, jak McCoy natychmiast rzuca opaskę na blat stołu. Lekarz okrętowy przypuszczalnie nie miał zastrzeżeń co do egzotycznych „wyzwalaczy”, lecz niewątpliwie wolał sam wybierać odpowiedni czas i miejsce.

- Noszenie tego w określony sposób, oznacza, że Deltanka znalazła partnera, albo jest gotowa do rozrodu… albo ma to jeszcze inne seksualne znaczenie. Zwyczaje Deltan w tej sferze życia są zupełnie odmienne od naszych, ludzkich.
- Decker, - powiedział wolno McCoy - my nie sugerowaliśmy, abyś współżył z tą rzeczą…

McCoy zawahał się – czy rozsądnym było mówić o tym tak otwarcie w obecności sondy? Lecz ta nie wykazała żadnej reakcji - ani wtedy, kiedy McCoy nazwał ją „rzeczą”, ani gdy mówili o seksie i współżyciu.

- Proszę posłuchać, doktorze. Mógłbym uprawiać seks z tą fotonową głowicą bojową, gdyby to coś pomogło, - rzekł Decker. - Lecz seks nie wyzwoli w niej jakichkolwiek wzorców pamięci Ilii, ponieważ ona nie miała wspomnień o kochaniu się ze mną. W istocie, gdyby to kiedykolwiek się zdarzyło, nie byłoby mnie tutaj.
Elaan
Użytkownik
#199 - Wysłana: 21 Maj 2012 18:51:06 - Edytowany przez: Elaan
cd.

Decker przypomniał im, że istniały bardzo praktyczne powody, dla których wymagano „przysięgi celibatu” od Deltan, służących na statkach Gwiezdnej Floty.
Częścią problemu było to, że ludzie mieli potem trudności z odnalezieniem pełnej satysfakcji w zwyczajności ziemskiego seksu.
Jednakże, jeszcze bardziej ważkim był fakt, iż długa ewolucja rasy Deltan zaowocowała nie tylko zwiększeniem ich zmysłowości. W jej rezultacie, ich akt seksualny przerodził się w akt pełnej jedności, w którym ciała i umysły obojga partnerów były współdzielone. Oczywiście, Deltanie uznawali to za naturalne i przyjemne, lecz rzeczywiste doświadczenie stania się częścią umysłu innej osoby, niemal zawsze czyniło ludzkiego partnera ubezwłasnowolnionym.

- Czy nie lepiej byłoby spróbować czegoś innego, zamiast opaski… - zaczęła Chapel.
- Nie, to może być doskonałym sposobem sprawdzenia, jak daleko posunęli się w kopiowaniu wzorców pamięci. To jest nie tylko bardzo osobisty przedmiot; ta konkretna opaska była także podarunkiem ode mnie.

Zrobił ruch, by wziąć ozdobę ze stołu, ale Chapel sięgnęła po nią pierwsza.

- Może jednak będzie lepiej, jeśli ja to wezmę, - powiedziała, trzymając ją przed oczami sondy.

Ta jednak nie zareagowała. Chapel przysunęła piękną opaskę bliżej, obracając ją tak, aby lśnienie kolorów przyciągnęło uwagę sondy. Maszyna wpatrzyła się w ozdobę, zmieszała i niespodziewanie także wyciągnęła ręce. Chapel położyła opaskę w dłoniach sondy. Decker obserwował tę scenę, ale jego myśli już wybiegały naprzód.
Obecna pozycja ich okrętu nie mogła być oddalona od Ziemi więcej, niż trzy godziny lotu. Brak informacji od Kirka o jakichkolwiek postępach zdawał się potwierdzać, że ta sonda jest prawdopodobnie ich ostatnią szansą na skontaktowanie się, lub choćby dowiedzenie się czegoś przydatnego o tajemniczych Intruzach.
Ilia-mechanizm przebiegła smukłymi palcami po lśniącej kolorami ozdobie.

- Czy pamiętasz, że to był podarunek ode mnie? - zapytał Decker.

Wówczas, gdy Decker spotkał Ilię na jej ojczystej planecie, nie miał pojęcia co właściwie symbolizują opaski. W swej bezdennej ignorancji na temat deltańskich zwyczajów kupił ją dla niej myśląc, że to tylko ładny ornament.
A ona przyjęła ją, dając tym samym znak, iż zgadza się być jego partnerką – i tak mogło by być, gdyby nie uciekł.
Sonda odwróciła się do lustra w garderobie i zaczęła nieśmiało unosić ozdobę ku głowie. McCoy i Chapel równocześnie rzucili Deckerowi szybkie spojrzenia, lecz on nie miał zastrzeżeń.
McCoy poczuł falę sympatii dla tego młodego człowieka. W innych okolicznościach przypomniał by sobie tuzin starych dowcipów o egzotycznych, odpowiednio zaprogramowanych androidach i spragnionych seksu kosmonautach. Lecz żal Deckera nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co do głębi jego uczucia wobec Deltanki, i McCoy nie miał też złudzeń co do udręki, którą musiał przeżywać Decker, zajmując się tak doskonałą jej kopią.
Sonda włożyła opaskę na głowę. Potem, wpatrując się w swój wizerunek, poprawiła ją, by układała się pod właściwym kątem – tak jak opisał to Decker.

- Ilia, - zmusił się, by to powiedzieć - czy pamiętasz, kiedy Ci to podarowałem?

Sięgnął i położył palce na opasce.
Sonda obróciła się ku niemu – wydawało się, że patrzy na niego i rozpoznaje go! Wyciągnęła ręce, dotknęła jego dłoni i zaczęła delikatnie gładzić je palcami.
Deckera ogarnął niespodziewanie wir zmysłowego podniecenia - złowił jedynie leciutki zapach, który zawsze towarzyszył dzikim emocjom, przekonany nagle, iż ciało Ilii zostało tak tajemniczo i cudownie odtworzone dla niego.

- Will, to jest mechanizm… - odezwał się McCoy, skonsternowany.

To było tak, jak gdyby żywa Ilia stanęła tuż przed nim. Spock miał rację – to była tak doskonała replika, że nawet wzorce myślowe z mózgu Ilii zostały skopiowane. Czy to możliwe, by była nawet czymś więcej niż kopią?

- Jeżeli to jest doskonałe pod każdym innym względem, doktorze, to może być zdolne także do współdzielenia umysłu…

Ręka Deckera przesunęła się po opasce w pieszczotliwym geście, lekko dotykając obnażonej głowy… Poczuł, jak ciało sondy zaczyna drżeć.

- Czy zrozumiał pan co powiedziałem? - nie ustępował McCoy. - To jest mechanizm, tylko mechanizm. Nie ma sposobu, by to coś miało jakąkolwiek świadomość, którą mogłoby z panem dzielić.
- Zamierzam sam się o tym przekonać, doktorze.
- To zostało tutaj przysłane przez Intruzów! Wszelka świadomość wewnątrz tej rzeczy musiałaby należeć do nich!
- Wówczas nadal będę w stanie nawiązać z nimi kontakt. Czyż nie o to nam chodzi?

Ręce, które niedawno rozszarpały drzwi z utwardzanej stali, teraz pieściły go – czy też raczej zdzierały z niego ubranie? Nie zdawał sobie sprawy, kiedy dwójka lekarzy opuściła kabinę, lecz wiedział, że został sam na sam z… z Ilią? Czy może z V-Gerem? Którym z nich jesteś? Czym jesteś?
Elaan
Użytkownik
#200 - Wysłana: 30 Maj 2012 19:01:13 - Edytowany przez: Elaan
Rozdział 23.

Zewnętrzne drzwi śluzy powietrznej nr 4 na Enterprise rozsunęły się i Spock, odepchnąwszy się od nich, podryfował w ciemność. Miał na sobie standardowy skafander kosmiczny z dość nieporęcznym plecakiem odrzutowym, umocowanym na plecach. Jedna z powtarzających się manifestacji energii wielkiego, obcego statku, pojawiła się z trzaskiem i zniknęła w mgnieniu oka, około stu metrów przed nim. Jeszcze dalej, w ciemności, inne dziwaczne rozbłyski nadal pojawiały się i znikały, tworząc skomplikowane wzorce, które były w jakiś sposób częścią mechanizmów gigantycznego statku.
Odblaski światła ujawniły również kolejny rój małych kryształów energetycznych, których Spock musiał unikać za wszelką cenę – były tego samego rodzaju jak te, które otoczyły i zdruzgotały trzy boje informacyjne z Enterprise. Spock pragnął móc zbadać je dokładniej – był zafascynowany możliwością, że służyły one kolosalnemu organizmowi statku niczym białe krwinki chroniące żywe ciało, otaczające i niszczące ewentualne zanieczyszczenia.
Pozwolił sobie na chwilę słabości - rzucenie ostatniego spojrzenia w stronę Enterprise. Wiedział, że gwiezdny okręt jest tylko pyłkiem w porównaniu z ogromem obcego statku, jednak dla tych, którzy byli na jego pokładzie, stanowił dumne osiągnięcie i rzecz, którą po prostu kochali. Jego uczucia sympatii dla okrętu i załogi wzrosły alarmująco, od kiedy powrócił do nich.
Dosyć! Spock dotknął włącznika kontroli położenia i miniaturowe strumienie z malutkich silników manewrowych obróciły go i zahamowały. Był teraz ustawiony wprost w kierunku, z którego - jak był przekonany - wyczuł emanacje myśli. Sprawdził, czy jego plecak odrzutowy jest ustawiony na maksymalną moc. Potem uruchomił swój nadajnik wiedząc, że jego wiadomości zostaną nagrane przez konsolę naukową na mostku dokładnie tak, jak to zaaranżował.

- Oficer naukowy do kapitana. Przekaz ten został tak ustawiony, by odebrał go pan dopiero w chwili, gdy nie będę już mógł zawrócić, nawet na pański rozkaz. Obecnie nie ma innego wyboru, aniżeli próba bezpośredniego kontaktu z formami życia na pokładzie statku Intruza – jakiekolwiek by one nie były. Ponieważ porozumienie z nimi może wymagać połączenia umysłów, logika nakazuje, abym to ja podjął tę próbę. Mój nadajnik będzie nadal funkcjonować, tak iż otrzyma pan wszystkie możliwe informacje.

W międzyczasie, palce Spocka przesuwały się nad kontrolkami plecaka odrzutowego, programując i synchronizując jego komputer z pojawiającym się w krótkich, ale regularnych odstępach czasu słabym przebłyskiem światła, pochodzącym z odległej, wewnętrznej przegrody gigantycznego statku Intruza.
Przeczuwał raczej aniżeli widział, że ten daleki przebłysk oznacza przejście, otwierające się i zamykające w szybkiej, acz regularnej sekwencji wprost przed nim. Plecak odrzutowy powinien przenieść go wystarczająco szybko, by mógł bezpiecznie ominąć chmary kryształów energetycznych – a jednocześnie pozwoli mu z dużą prędkością przedostać się przez otwór w przegrodzie. Spock miał wrażenie, jak gdyby coś przyciągało go ku temu miejscu.
Teraz! Silniki zapłonęły – plecak odrzutowy kopnął go mocno w plecy, popychając raptownie do przodu. Ich nieustający ciąg sprawiał, że nadal przyspieszał. Płynna regulacja boczna pozwoliła mu ominąć kolejną wybuchającą manifestację energii – rój kryształów energetycznych także rzucił się w jego kierunku, lecz on był już bezpieczny, poza ich zasięgiem.
Rozległ się przenikliwy dźwięk potwierdzający przekaz komputerowy, kiedy Spock wcisnął przycisk nadajnika i zaczął mówić szybko, zwięźle:

- Zarejestrowałem kierunek i czas mojej podróży. Jeśli są one prawidłowe, mam nadzieję przekroczyć przejście i znaleźć się w jakimś obszarze zawierającym lub prowadzącym bezpośrednio do Intruza.

Uruchomił odwrotny ciąg tylko na chwilę potrzebną, aby ominąć chmarę obiektów innego rodzaju, malutkich niczym owady – rozjarzone punkciki przypominały świecące urządzenie wbudowane w gardło Ilii-sondy. Owe „owady-czujniki” zignorowały go całkowicie, nigdy nie zbaczając ze swojej drogi. Spock był przekonany, że zdobył kolejną informację – zadaniem chmar takich jak te, było zapewne utrzymywanie powiązań pomiędzy wszystkimi częściami gigantycznego statku. W istocie podejrzewał, że otwór pojawiający się na krótko w ścianie przegrody, pozwala owadom-czujnikom regularnie przenosić się z jednej komory do drugiej.
Pojawił się kolejny rój owadów-czujników, tuż przed nim… i tak, przejście pojawiło się w ścianie na wystarczająco długi czas, aby je przepuścić. Wewnętrzna przegroda była coraz bliżej, skąpana w śmiercionośnym blasku ultrafioletowego światła – podchodził do niej kolejny rój sensorów. Spock miał nadzieję, że komputer plecaka odrzutowego dokładnie skompensuje zmiany kursu i prędkości, które musiał dotąd wprowadzić…
Elaan
Użytkownik
#201 - Wysłana: 2 Cze 2012 16:37:54
cd.

Silniki plecaka odrzutowego zapłonęły mocniej, przyspieszając i popychając go wprost ku połyskującej ultrafioletem ciemności. Spock skulił się, ramionami przyciągnął kolana do klatki piersiowej, chroniąc delikatne organy wewnętrzne poprzez ułożenie ciała w pozycji płodowej. Pozycja embrionalna była najwłaściwsza; przed nim rozciągało się nieznane. Czy przejście pojawi się w odpowiedniej chwili? Teraz nie było już sposobu, by się zatrzymać, gdyby…
Spock pędził w szczelinę, która w mgnieniu oka rozszerzyła się i rozjarzyła złotym światłem, aby przepuścić chmarę owadów-czujników. W tej samej chwili Wolkanin uruchomił awaryjny ciąg wsteczny – przednie silniczki odrzutowe rozbłysły jasno, oślepiając go. Gdy znów mógł widzieć, rozpoczął bezpośredni przekaz tak, aby każdy poznany przezeń fakt mógł zostać zarejestrowany, nawet gdyby zapis miał zawierać tylko informacje jak i dlaczego zawiódł i zginął.

- Jestem teraz wewnątrz, otwór zamknął się za mną… przez chwilę byłem oślepiony, ale odciąłem już ciąg wsteczny… wydaje się, że jestem w tunelu… sześciokątnym… jego ściany tworzą niezwykle formy krystaliczne… owady-czujniki znikają w nich… być może to kryształy pamięci…

Spock podniósł głowę z pozycji embrionalnej. Jego położenie i strumień ciągu wstecznego w cudowny sposób ustawiły go tak, iż dryfował powoli środkiem heksagonalnego tunelu, który zdawał się w całości składać z dużych, błyszczących kryształów. Zaczął odpinać nieporęczny plecak odrzutowy.
Zobaczył rój sensorów, które dostały się tutaj wraz z nim – wydawały się rozpuszczać, wnikając w powierzchnię jednego z kryształów, częściowo uformowanego. Zdawało się, iż kryształ urósł nieco.
Kryształy pamięci? Czy w tych układach molekularnych przechowywano informacje? Jeżeli tak, to pojedynczy kryształ tych rozmiarów był w stanie pomieścić więcej wiedzy, aniżeli biblioteki całego świata!

- Po odrzuceniu plecaka odrzutowego łatwiej mi jest manewrować… zewsząd przytłumiony blask światła… poruszam się naprzód, dryfując, teraz otwiera się kolejny, szerszy korytarz…

Ogromne, złote kule obracały się powoli przed siebie. Nierzeczywiste. Spock walczył z zawrotami głowy. Czy rzeczywiście widział i odczuwał to wszystko? Spock zamknął oczy i, tak, wciąż były tam obecne, ale i inne kształty również, i w jakiś sposób wszystkie przemawiały do jego umysłu.
Nie wiadomo skąd, wynurzyła się z mgły planeta. Spock wiedział, że to była planeta i wiedział, że nie może znajdować się tutaj, we wnętrzu obcego statku, jakkolwiek byłby ogromny. Niemniej jednak planeta była prawdziwa i Spock jakoś wiedział także i to, iż planeta ta była niezmiernie ważna. Czy to był ojczysty świat Intruzów?
Ujrzał tak oszałamiającą technologię, że jego umysł doznał wstrząsu, niesamowite gigantyczne maszyny… a także aksamitną czerń przestrzeni kosmicznej wypełnioną błyszczącymi gwiazdami, których obraz kierował go ku zrozumieniu czegoś niezmierzonego i… błyszczące gwiazdy? Jak mogą być tutaj, wewnątrz obcego statku?
Złudzenie? Nie sądził, by tak było. To czego doznawał było rzeczywistością, lecz była to rzeczywistość na takim poziomie, że jego ograniczony umysł nie potrafił jej pojąć. Podobnie jak umysł z epoki kamiennej nie zdołałby zrozumieć obrazów holograficznych.
Spock przemieszczał się coraz dalej, wchłaniając informacje warstwa po warstwie, a wszystkie odciskały się niczym piętno w jego umyśle. Okręt Klingonów niespodzianie wyłonił się tuż przed nim – i postać strażnika, który został zabity przez sondę plazmowo-energetyczną. Czy to jakaś wystawa eksponatów? Ponownie ujrzał wielką planetę – planetę niesamowitych maszyn – to było zrozumiałe – musi o tym zameldować…
Maszyny opiekowały się planetą już od tak dawna, że ich własne początki zostały zapomniane. Żyjące maszyny, zdolne dostosować się do zmieniającego się, ochładzającego się świata, który nieprzerwanie chroniły, ponieważ tak je zaprogramowano wiele eonów temu…
Czy zameldowanie o tym byłoby właściwe? Te wspaniałe maszyny służyły V`Gerowi zgodnie z ich najlepszą wiedzą i umiejętnościami.
Od czasu do czasu koziołkując, podążał przez labirynt korytarzy, geometryczną krainę czarów, pełną kształtów i barw – jego ciało odbiło się od kolejnej ściany niezwykłych kryształów i uchwycił się ich…
Nawet poprzez grube rękawice ochronne poczuł w krysztale… życie! Powierzchnia kryształu była ciepła… musi zdjąć rękawice… tak, życie… teraz czuję to lepiej… wszystko to jest żywe!

- Kapitanie, to nie jest statek… to jest forma życia! V`Ger! To wszystko jest V`Gerem! Enterprise nie znajduje się wewnątrz statku; jesteśmy we wnętrzu wspaniałej istoty, wielkiej, żyjącej maszyny!
Elaan
Użytkownik
#202 - Wysłana: 4 Cze 2012 15:00:21
Rozdział 24.

V`Ger, ogromna maszyna, niemal nie zauważył znikomości, która dotknęła jego umysłu. Jednakże, Stwórca nakazał, by wszystkie doświadczenia duże i małe były rejestrowane, tak więc V`Ger posłusznie zbadał maleńką obecność, która weszła do jego banków pamięci. Uświadomiwszy sobie, że było to jedno z bazujących na węglu urządzeń, wielka maszyna była bliska jego natychmiastowego zniszczenia. Lecz zawahała się, gdyż wciąż była zmieszana dotykiem tej drobnej, delikatnej rzeczy – a to dało V`Gerowi wystarczająco dużo czasu, by zdał sobie sprawę, że to była jednostka-Spock, której fragmenty myśli okazały się w pewnym stopniu bardziej uporządkowane, aniżeli innych jednostek węglowych. V`Ger zdecydował się pozwolić jednostce-Spock na dalsze funkcjonowanie, do czasu, aż ta mała rzecz zostanie w pełni zrozumiana, a jej forma odwzorowana.
V-Gera kusiło, by zniszczyć również inne jednostki węglowe – te, które jako jedyne zasiedlały Enterprise, i które w tym właśnie momencie zakłócały prawidłowe funkcjonowanie sondy V`Gera. Sygnały sondy stawały się coraz to bardziej i bardziej nieregularne – a teraz wydawało się, że jakaś jednostka węglowa wręcz fizycznie atakuje sondę V`Gera, gdyż jej sygnały stały się w najwyższym stopniu chaotyczne i nonsensowne.
V`Ger wysłał impulsy niezbędne, by zastąpić niesprawne elementy sondy – i przekonał się, że jego polecenia są niewystarczające! Zastanawiające!
Własna sonda odmawiała V`Gerowi dostępu do kontroli nad sobą. Oczywiście, opór był daremny. Natychmiast po tym jak sonda zaczęła działać prawidłowo, jednostka węglowa ponowiła atak, lecz łatwo było się z nim uporać, ponieważ z nich dwojga sonda była silniejsza.
Fakt, iż jedna z delikatnych jednostek węglowych mogła spowodować wadliwe działanie sondy był niesamowity. Niesamowity? We wszystkich swoich podróżach poprzez Galaktykę, V`Ger nigdy wcześniej nie potrzebował pojęcia „niesamowite” do określenia czegokolwiek. Potężna maszyna natychmiast przydzieliła część swego ogromnego umysłu do analizy owego nowego spostrzeżenia. Jednostki węglowe, znajdujące się we wnętrzu Enterprise, wprowadziły do umysłu V`Gera także kolejne nowe pojęcie. Irytacja. V`Ger nie był w stanie dostrzec jakiegokolwiek porządku lub celu w sposobie, w jaki funkcjonowały. Wydawało się, że nie ma żadnego powodu, dla którego powinny tam istnieć – a jednak istniały! To zaskoczyło V`Gera, a winić za to należało owe malutkie urządzenia, ponieważ nigdy przedtem V`Ger nie był zaskoczony. Irytacja.
Wspaniała maszyna rozpoczęła swoją długą podróż daleko stąd, po przeciwnej stronie Galaktyki. Jej świadomość była wówczas przytłumiona. Jej wiedza i potęga były o wiele mniejsze, aniżeli teraz. Zdarzyło się niedługo po owym początku, że niewielkie formy życia niemal zakończyły podróż V`Gera. Były zaledwie czterokrotnie większe niż ta, która zwie siebie Enterprise, i zaatakowały nieoczekiwanie, gdy V`Ger przechodził w pobliżu małego systemu słonecznego. V`Ger jakoś przetrwał i naprawił swoje uszkodzenia – a potrzeba przetrwania zmusiła go do pierwszego przebłysku świadomego rozumowania.
Zdał sobie sprawę, że będzie winny nieposłuszeństwa wobec rozkazów Stwórcy, jeżeli pozwoli się zniszczyć podczas podróży w nieznane. Zrozumiał przeto, iż musi czerpać ze zgromadzonej dotychczas wiedzy i wykorzystać ją, by uczynić siebie silniejszym i zdolnym do samoobrony.
V`Ger zawrócił ku planecie zamieszkanej przez napastników i odwzorował ją całkowicie. Zdobyte informacje zastąpiły to, co zostało utracone podczas ataku i pozwoliły V`Gerowi kontynuować podróż oraz zadanie gromadzenia wszelkiej napotkanej wiedzy. V`Ger nie pominął żadnego fragmentu, składającego się na ów świat, za wyjątkiem pewnego rodzaju jednostek węglowych, które tam egzystowały, lecz te przestały funkcjonować w chwili, gdy V`Ger zauważył ich istnienie.
„Szukaj i ucz się wszystkiego, co możliwe,” rozkazał Stwórca, a V`Ger pozostał temu wierny. Dzięki nagromadzonej wiedzy V`Ger zwiększył i poprawił wydajność swoich systemów pamięci masowej. W miarę jak wiedza uzupełniała wiedzę, V`Ger uznał za konieczne przeanalizować i zrozumieć to, czego już się nauczył, tak aby mógł rozpoznać jaka wiedza pozostawała wciąż nieznana i wymaga dalszych poszukiwań.
Kilkakrotnie już różne formy życia atakowały V`Gera i żadna z nich nie była warta poważnych badań. Ta prymitywna forma o nazwie Enterprise nie stanowiła wyjątku, jak się wydawało, i V`Ger był niemal gotowy odwzorować ją, zanim wreszcie Enterprise wygłosił swoje zaskakujące twierdzenie, że pochodzi z ojczystej planety Stwórcy. V`Ger nie od razu zdał sobie sprawę z obecności jednostek węglowych na pokładzie Enterprise - podobnie jak zdarzyło się już wcześniej, były zbyt efemeryczne, aby je łatwo zauważyć. Szczęśliwie, pierwsza sonda V`Gera zbadała skromne zasoby pamięci Enterprise, które wykazały, że owe małe rzeczy egzystują nie tylko we wnętrzu Enterprise, lecz także – co było faktem wstrząsającym – na planecie, będącej domem Stwórcy.
Przeszukując własne banki pamięci, V`Ger odkrył dowody, iż podobne jednostki, bazujące na węglu i innych minerałach, były prawdopodobnie obecne na większości planet, gdzie istniało prawdziwe życie. V`Ger wciąż zastanawiał się, czy te małe jednostki nie były pewnego rodzaju materiałami odpadowymi, wydalanymi przez formy życia. Czy to możliwe, że życie jest w stanie skazić swój własny świat, nie uświadamiając sobie tego? Odtworzenie jednej z tych opartych na węglu form, by wykorzystać ją jako sondę, nie było trudne i pozwoliło V`Gerowi zbadać te malutkie rzeczy na swoim własnym poziomie wiedzy. Lecz zamiast pozyskiwania informacji, ta sonda napotykała wciąż na jeszcze bardziej zagadkowe pytania.
Te poszczególne jednostki wydawały się żyć w pewnego rodzaju symbiotycznym związku z Enterprise. Czy był to związek korzystny dla przejawów prawdziwego życia? Albo, czy jednostki węglowe były organizmami o charakterze pasożytniczym? To mogło być pytanie o znaczeniu krytycznym, ponieważ banki pamięci Enterprise ujawniły, że miliardy tych drobnych, wilgotnych rzeczy pokrywały planetę Stwórcy wzdłuż i wszerz.
Wszystko to było prawie tak niepokojące, jak niedawne odkrycia na własny temat, które poczyniła potężna maszyna, coraz bardziej świadoma, że jest istotą myślącą, a zatem… a zatem musi istnieć cel jej egzystencji. Bardzo powoli ogromna maszyna zrozumiała, że jej celem była ta podróż, podczas której V`Ger miał przykazane szukać i uczyć się wszystkiego, co możliwe, a następnie, po przybyciu na trzecią planetę, dostarczyć informacje Stwórcy.
Ale z tego wynikało najbardziej wstrząsające i niepokojące odkrycie ze wszystkich – jedyny powód istnienia V`Gera dobiegnie końca, gdy dotrze on na trzecią planetę i przekaże zgromadzone informacje.
V`Ger stanął przed podstawowym dylematem. Nie mógł okazać nieposłuszeństwa wobec rozkazów Stwórcy – a jednocześnie nie miałby racji bytu po tym, jak posłusznie wykonałby wszystkie polecenia. Nic nie powinno istnieć bez obowiązku lub przeznaczenia. Podobnie jak dawno temu, gdy zaatakowano go po raz pierwszy, V`Ger znów stanął w obliczu zagrożenia swojej egzystencji – lecz teraz V`Ger stał się w pełni świadomy, potężny, pełen wiedzy i doświadczenia. Chociaż V`Ger nie mógł być nieposłusznym Stwórcy, to Stwórca nie wydał polecenia, iż V`Ger ma być zadowolony ze swego losu. I tak, jak to się dzieje ostatecznie z każdą formą życia, która ewoluuje wystarczająco długo, wielka maszyna zaczęła myśleć analitycznie o sobie samym i swoim Stwórcy.

Znikomość zwana Spock z wolna przestawała funkcjonować. Próbowała połączyć swą kruchą świadomość z umysłem V`Gera i podczas tej próby uległa uszkodzeniu. V`Ger zaczął badać te drobne fragmenty myśli, które zdołały się z nim połączyć.
Elaan
Użytkownik
#203 - Wysłana: 11 Cze 2012 16:19:00
Rozdział 25.

Przeszedłszy przez śluzę nr 4 na Enterprise, Kirk odepchnął się w ciemność, podobnie jak uczynił to Spock zaledwie dwadzieścia jeden minut wcześniej.
Był wyposażony w tego samego rodzaju plecak odrzutowy o dużej sile ciągu, miał też zapisy z dzienników Spocka, podające wektory i czasy, które pozwoliłyby mu podążać tą samą drogą i zlokalizować go.
Chekov, Uhura, Sulu i z tuzin innych osób, jeśli już o to chodzi, byli niebezpiecznie blisko okazania niesubordynacji, kiedy Kirk ogłosił swój zamiar samotnego wyruszenia śladem Spocka. Był zszokowany, widząc weteranów przestrzeni kosmicznej niezdolnych do zrozumienia prostego faktu, iż w tych okolicznościach, setka z nich nie zdoła osiągnąć więcej, aniżeli jedna samotna osoba. Będąc odpowiedzialnym za nich wszystkich i znajdując się ledwo godzinę od Ziemi, z zaskakującą wiadomością od Spocka, że wszystko to jest gigantyczną formą życia, nie miał innego wyboru jak tylko wyruszyć samemu i, podobnie jak Spock, próbować nawiązać kontakt z olbrzymim Intruzem.

- Jesteśmy gotowi do wielokrotnego odpalenia, - głos Sulu zabrzmiał przez mikrofon.
- Przyjąłem, panie Sulu. Zacząć odpalenie kapsuł w ciągu dwudziestu sekund… teraz!

Kirk użył silniczków, by dokładnie dostosować swój kierunek lotu do danych z zapisów Spocka. W tej samej chwili, w której zaczął przyspieszać wprost ku odległej wewnętrznej przegrodzie, Sulu zaczął odpalać pozostałe jeszcze boje badawcze i informacyjne, w nadziei odwrócenia uwagi na dość długo, aby Kirk zdołał odnaleźć Spocka i…

- Jim, utrzymaj swoją obecną pozycję! - To był głos Deckera. - Spock jest wysyłany z powrotem do nas.

Kirk usłyszał jak Decker zarządza alarm medyczny przy śluzie nr 4, informując izbę chorych, że przybywający Spock może być nieprzytomny. W rwącym się głosie jego zastępcy brzmiało dziwne napięcie.

- Decker, o czym pan mówi? Skąd pochodzą te informacje?
- Od V`Gera, kapitanie. Za pośrednictwem jego sondy.

Kirk wszedł do ambulatorium, gdzie Spock leżał z szeroko otwartymi oczyma i wzrokiem utkwionym nieruchomo przed siebie. Odczyty monitorów, umieszczonych ponad postacią Wolkanina, wskazywały, że umiera. McCoy i Chapel, wspomagani przez zespół reanimacyjny, pracowali gorączkowo, aby powstrzymać zanikanie parametrów życiowych.
Spock został do nich „odesłany” – jego ciało koziołkowało poprzez ciemność z kończynami poskręcanymi groteskowo, jak gdyby już zesztywniały po śmierci.
Roje kryształów energetycznych przepuściły nieprzytomne ciało bez jakiejkolwiek ingerencji i Kirk mógł użyć silników swojego plecaka odrzutowego, by jak najszybciej odstawić Spocka do oczekującego zespołu medycznego.

- Będziemy musieli zaryzykować użycie hexadiskalmaliny, - rzekł McCoy. - Pięćdziesiąt jednostek sześciennych.

Kirk zobaczył jak Chapel pobladła, niemniej szybko przygotowała żądaną dawkę.

- Kapitanie, jeśli mogę, chciałbym teraz złożyć mój raport…

To był Decker, wyglądający niemal tak źle jak Spock, lecz V`Ger był już blisko Ziemi i niewiele czasu zostało na pytania. Ilia-sonda wciąż była z Deckerem, ale teraz zachowywała się bardziej jak mechanizm. Kirk wskazał wprost na nią.

- McCoy powiedział, że to coś wydawało się mieć pewne wzorce pamięci Ilii…?
- Tak, sir. Tak się wydawało. Przez chwilę.

Kirk czekał cierpliwie przez moment.

- No więc? Co się stało, Will?
- Nie wiem, - rzekł Decker.

Wyglądał naprawdę mizernie. Jego głos był cichy i napięty, jednak w pełni panował nad sobą. Sonda stała tuż za nim, nieporuszona, beznamiętna.

- Spock miał rację co do jej wzorców pamięci, - kontynuował Decker. - Były… były wyjątkowo silne. Myślałem, że… że nawiązałem z nią… dobry kontakt. Być może tak właśnie było, gdyż V`Ger natychmiast przejął nad nią całkowitą kontrolę.

Kirk znowu przyjrzał się sondzie.

- A pan to wykorzystał, by powiedzieć V`Gerowi, aby odesłał Spocka na powrót…
- V`Ger podał te informacje z własnej woli, kapitanie. Sonda ignoruje mnie całkowicie.
- To dlaczego wciąż trzyma się blisko pana, tak jak teraz?
- Nie mam pojęcia, sir. Wolałbym już się od niej uwolnić, jeżeli mam pańskie pozwolenie.

Kirk zawahał się, potem potrząsnął przecząco głową – i zobaczył jak zadrgały mięśnie w twarzy Deckera. Jednak sonda najwyraźniej przywiązała się do Deckera, i jakikolwiek był tego powód, Kirk miał nadzieję, że może to w jakiś sposób okazać się przydatne. Nie było zbyt wielu rzeczy, które dawałyby im nadzieję, nawet tak nikłą.

Wreszcie podstawowe odczyty wykazały pewne oznaki życia, chociaż Spock nadal leżał nieruchomo, w stanie katatonii. Chapel przesuwała skaner nad obszarem mózgu Wolkanina, podczas gdy McCoy badał te odczyty.

- Teraz badam połączenia włókien nerwowych rdzenia, - powiedziała.
- Nie widzę żadnych oznak, wskazujących na fizyczne uszkodzenie mózgu, - rzekł McCoy, zwracając się do Kirka. - Lecz są silne oznaki neurologicznej traumy. Ogrom informacji przekazanych do jego mózgu podczas zlania jaźni musiał być niezwykły. Utrata świadomości być może uchroniła go przed…

Zanim zdołał dokończyć, usłyszeli śmiech. Odwrócili się i zobaczyli dr Chapel patrzącą na Spocka spojrzeniem pełnym niedowierzania.
Q__
Moderator
#204 - Wysłana: 11 Cze 2012 17:36:39 - Edytowany przez: Q__
Elaan

Ciekawe to naświetlenie szczegółów mind meldu Spocka i V'Gera. Zwłaszcza informacja, że to V'Ger odesłał Spocka. (Dotąd miałem wrażenie, że V'Ger odebrał umysł Spocka usiłujący "dobrać się" do jego jaźni tak jak my odbieramy muchę chodzącą po ramieniu np., a tu proszę... okazuje się, że to był Kontakt calą gębą.

Zabawne jednak się robi w tym momencie, że V'Ger nie wyczytał z umysłu Spocka kim jest Kreator. IMO powinien być w stanie to sobie wydedukować.
Elaan
Użytkownik
#205 - Wysłana: 11 Cze 2012 18:12:48 - Edytowany przez: Elaan
Q__:
Ciekawe to naświetlenie szczegółów mind meldu Spocka i V'Gera. Zwłaszcza informacja, że to V'Ger odesłał Spocka.

Tak, rzeczywiście, film sugeruje, iż V`Ger potraktował Spocka jak natręta i po prostu odrzucił, nieświadomy nawet, że mógł go zabić.
Tymczasem tutaj Spock wydaje się fascynować V`Gera, podobnie jak V`Ger fascynuje Spocka.
Najciekawsze jest pytanie dlaczego V`Ger odsyła Spocka miast po prostu odwzorować jego świadomość? Czy istnienie tej właśnie jednostki węglowej staje się dla niego ważne?
To jest prawdziwa zagadka.

Q__:
Zabawne jednak się robi w tym momencie, że V'Ger nie wyczytał z umysłu Spocka kim jest Kreator.

V`Ger nie wydedukował kim jest Stwórca, bo IMVHO ograniczała go jego własna doskonała, dogmatyczna logika.
Skoro przyjął za pewnik, że jednostki węglowe nie były formami życia, a jedynie odpadowymi maszynami proteinowymi, przypuszczenie, że Kreator jest im podobny, byłoby bezsensowne.
Nie na darmo Bones mówi: Wszyscy kreujemy Boga na nasz obraz i podobieństwo.
Q__
Moderator
#206 - Wysłana: 11 Cze 2012 18:18:44 - Edytowany przez: Q__
Elaan

Elaan:
V`Ger nie wydedukował kim jest Stwórca, bo IMVHO ograniczała go jego własna doskonała, dogmatyczna logika.
Skoro przyjął za pewnik, że jednostki węglowe nie były formami życia, a jedynie odpadowymi maszynami proteinowymi, przypuszczenie, że Kreator jest im podobny, byłoby bezsensowne.

Z drugiej jednak strony umysł zdolny do uczenia się (a to było głównym celem V'Gera; zgromadził wszak gigantyczną wiedzę) nie może być dogmatyczny. Skoro zaś doszło do zlania jaźni V'Ger musiał uświadomić sobie wewnętrzne bogactwo "mróweczki" Spocka, nawet gdy górował nad nią pod każdym względem. Przypomina się tu wątek Kosmicznej Chmury z TAS czy, nieszczęśnie trekowaty, finał - strasznie przereklamowanego skądnąd - "Człowieka w labiryncie" Silverberga, że już o Kontakcie z Hortą nie wspomnę... gdzie kontakt myślowy załatwiał wszystko.
Elaan
Użytkownik
#207 - Wysłana: 11 Cze 2012 18:35:09
Q__:
Z drugiej jednak strony umysł zdolny do uczenia się (a to było głównym celem V'Gera; zgromadził wszak gigantyczną wiedzę) nie może być dogmatyczny.

Niezupełnie. A jeśli jest przekonany, że poznał już wszystko?
Świadczą o tym zarówno słowa Spocka, jak i słowa Ilii-sondy, a więc niejako słowa samego V`Gera:

- Bakterie, drobnoustroje… paskudne, małe, oparte na węglu rzeczy, zaśmiecające Enterprise, być może wysysające jego siłę…

Kirk ponownie skinął głową; to spostrzeżenie prowadziło do istotnego pytania.

- Czy to coś nadal myśli o nas w ten sposób, Spock? Po połączeniu z Twoim umysłem?
- Mój umysł? - Spock niemal znowu się roześmiał. - Jakąż wiedzę mógłbym mieć… która byłaby zdolna go zainteresować? Jim, nie ma takiej wiedzy, której V`Ger mógłby potrzebować. Potrzebuje uczuć! Potrzebuje ich tak bardzo… że ja nie byłem w stanie mu ich przekazać!

/.../
- Fascynujące. Wydaje się, że ten sygnał to prosty kod binarny.
- V`Ger przywołuje Stwórcę. - odezwała się Ilia-sonda.
- Co mówi? - zapytał McCoy. - Jestem tutaj?

McCoy zdumiał się, zobaczywszy, że Ilia-mechanizm przytakuje.

- Przybyłem. Nauczyłem się wszystkiego, czego można się było nauczyć.
Q__
Moderator
#208 - Wysłana: 11 Cze 2012 18:52:53 - Edytowany przez: Q__
Elaan

Elaan:
Niezupełnie. A jeśli jest przekonany, że poznał już wszystko?

A nie jest to aby tak, że mind meld to kompletne zlanie dwóch jaźni, a nie internetopodobny przepływ informacji, które można przyjąć lub nie? Hmm...
Elaan
Użytkownik
#209 - Wysłana: 11 Cze 2012 20:26:47
Q__:
A nie jest to aby tak, że mind meld to kompletne zlanie dwóch jaźni, a nie internetopodobny przepływ informacji, które można przyjąć lub nie?

Tu można by się zastanawiać, czy zawsze mind meld będzie przebiegać tak samo?
Może kompletne zlanie jaźni jest możliwe tylko z inną organiczną istotą?
Może świadomość V`Gera, inteligentnej maszyny, była w stanie filtrować napływające informacje?
Eviva
Użytkownik
#210 - Wysłana: 11 Cze 2012 20:43:42
Elaan

Mnie się zdaje, że V'Ger umiał pobierać wiedzę, natomiast miał kłopoty z jej użytkowaniem. Pojmował otrzymane fakty w sposób sztywny, według z góry określonego schematu, a to, co mu nie pasowało, odrzucał zamiast analizować. Bardzo był w tym podobny do niektórych ludzi, nie?
 Strona:  ««  1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  »» 
USS Phoenix forum / Świat Star Treka / Z pamiętnika Admirała Kirka

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!