USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Świat Star Treka / Jean-Luc Picard vs William "Husker" Adama
 Strona:  1  2  »» 
Autor Wiadomość
Q__
Moderator
#1 - Wysłana: 18 Wrz 2009 19:15:09 - Edytowany przez: Q__

Versus ostatnio b. popularny na Zachodzie (w sumie nic dziwnego - obaj panowie są doskonałymi dowódcami, obaj mieli cybernetycznych wrogów, i... obaj nie są młodzikami
http://forums.mtgsalvation.com/showthread.php?t=11 6692
http://www.themesshall.net/forum/showthread.php?t= 5705
http://www.escapistmagazine.com/forums/read/18.973 36
http://www.comicvine.com/forums/battles/7/admiral- william-adama-bsg-vs-captain-jean-luc-picard/14434 /

Versus o tyle zabawny, że Edward James Olmos... o mało nie zagrał kapitana Picarda:
http://memory-alpha.org/en/wiki/Performers_approac hed_for_Star_Trek_roles#Edward_James_Olmos

ps. prawdę mówiąc: cholernie trudny wybór...
Eviva
Użytkownik
#2 - Wysłana: 18 Wrz 2009 19:30:54
Jeden dobry i drugi charoszy, a żaden nie wart małego palca Kirka.
Q__
Moderator
#3 - Wysłana: 18 Wrz 2009 19:31:44
Wiedziałem co napiszesz
Eviva
Użytkownik
#4 - Wysłana: 18 Wrz 2009 19:34:02
Q__:
Wiedziałem co napiszesz

Cóż, ludzie się zmieniają, ale nie aż tak. Wiem co prawda, że tylko krowa nie zmienia poglądów, ale widać ja jestem właśnie taka krowa i nie mam zamiaru zmieniac zdania.
reyden
Użytkownik
#5 - Wysłana: 18 Wrz 2009 20:26:12
Fakt , porównać trudno - bo grali postacie o różnych osobowościach .

Picard to przede wszystkim naukowiec , zaś Adama to żołnierz z krwi i kości - twardy , czasami surowy dla swoich ludzi , Pikardowi trochę mu do niego brakuje .
Q__
Moderator
#6 - Wysłana: 18 Wrz 2009 20:32:50
Eviva

Eviva:
nie mam zamiaru zmieniac zdania.

Ale mmo tej różnicy poglądów/gustów umiemy zgodnie koegzystować i nie toczyć wojen, czego wszystkim Userom życzę .

reyden

reyden:
Adama to żołnierz z krwi i kości

Zaraz, czy żołnierz to nie jest węższa specjalizacja od tego czym wykazywał się Picard? (Inna rzecz, że Adama też musiał się popisać nie tylko militarnymi talentami...)
Eviva
Użytkownik
#7 - Wysłana: 18 Wrz 2009 20:36:57
Q__:
Ale mmo tej różnicy poglądów/gustów umiemy zgodnie koegzystować i nie toczyć wojen, czego wszystkim Userom życzę


Ba, ale sam pomyśl, jak długo musiałam się tego uczyć - i w jakich bólach mentalnych.
Scimitar
Użytkownik
#8 - Wysłana: 18 Wrz 2009 21:02:51
reyden:
Picard to przede wszystkim naukowiec , zaś Adama to żołnierz z krwi i kości - twardy , czasami surowy dla swoich ludzi , Pikardowi trochę mu do niego brakuje .

Q__:
Zaraz, czy żołnierz to nie jest węższa specjalizacja od tego czym wykazywał się Picard? (Inna rzecz, że Adama też musiał się popisać nie tylko militarnymi talentami...)

Heh, o ile Adama jest człowiekiem wyrosłym w świecie znacznie bliższym nam, o tyle Picard wychowywał się już w federacyjnej utopii, wśród wszechobecnych ideałów, przez to uważam że Adama (nie ujmując niczego Picardowi), wykazuje nieco lepsze kwalifikacje jako dowódca, poza tym koordynował na co dzień działania całej floty, nie tylko pojedynczego okrętu, no i znacznie częściej musiał wybierać między mniejszym, a większym złem...
Eviva
Użytkownik
#9 - Wysłana: 18 Wrz 2009 21:05:38
I co to jest?

Albo ja jestem nie tego, albo tam jest sześcian Borg i łysa pała Picarda.
Q__
Moderator
#10 - Wysłana: 19 Wrz 2009 00:47:55 - Edytowany przez: Q__
Scimitar

Scimitar:
o ile Adama jest człowiekiem wyrosłym w świecie znacznie bliższym nam, o tyle Picard wychowywał się już w federacyjnej utopii, wśród wszechobecnych ideałów

Ale i w świecie rozwiniętej wiedzy, co na logikę - mogło mu pozwolić łyknać więcej teorii, w dodatku doprowadzonej na wyższy poziom.

Scimitar:
przez to uważam że Adama (nie ujmując niczego Picardowi), wykazuje nieco lepsze kwalifikacje jako dowódca, poza tym koordynował na co dzień działania całej floty, nie tylko pojedynczego okrętu

Tym niemniej Picard (nie ujmując niczego Adamie) stawił czoła (róznymi od dyplomatycznych po militarne) znacznie większej ilości przeciwników, i zwykle zwyciężał. (Swoją drogą: ciekawe skąd przekonanie, że jeśli ktoś często i łatwo odnosi zwycięstwa, to musi być kiepskim dowódcą, które występowało już w innych dyskusjach nt. Łysego.)

No i istnieje "manewr Picarda", natomiast nie słyszeliśmy o "manewrze Adamy".

(BTW. zabawne też zresztą, że Łysy jest chyba jedynym bohaterem ST, którego bezwzględnym szacunkiem darzy większość fanów SW z M. Wongiem na czele, którzy to Warsies, nie mogą odżałować, że nie trafił od do floty Imperium... czyli... wierzą w niego .)

ps. przy czym nie chcę przesądzać o wyższości jednego z dowódców nad drugim, bo obu b. cenię...
Sh1eldeR
Użytkownik
#11 - Wysłana: 19 Wrz 2009 01:27:41
Q__:
No i istnieje "manewr Picarda", natomiast nie słyszeliśmy o "manewrze Adamy".

A co powiesz na skok battlestarem w górne warstwy atmosfery, wypuszczenie myśliwców na średniej wysokości i skok na orbitę w ostatniej chwili?

Albo na abordaż cylońskiej bazy poprzez staranowanie jej battlestarem i desant z luków kadłuba?

Albo skok Raptorów bezpośrednio z hangaru Battlestara?

Czy może dywersja polegająca na odpaleniu dwóch zestawów rakiet ECM z Raptorów, aby wróg myślał, że lecą na niego dwa battlestary, podczas gdy jedyny tak naprawdę atakujący ukrywa się w mgławicy...

To, że żadnego z tych manewrów nie nazwano na cześć Adamy to chyba tylko zasługa jego skromności ;). OK, wiem, że nie każde sprytne zagranie taktyczne to zaraz "Manewr Czyjśtam", ale skok w atmosferę to sztandarowy przykład, a i akcje z ataku na cylońską bazę pod to podpadają, IMO.

Moim zdaniem ponadprzeciętne, czy wręcz wybitne kompetencje Admirała Adamy w dziedzinie taktyki nie podlegają dyskusji. Nie widzę, żeby Bill ustępował tutaj Picardowi. Szczególnie jeśli zapamiętamy, że Adama walczył zawsze z silniejszym/liczniejszym przeciwnikiem za pomocą twardego, ale wysłużonego sprzętu. No i nie miał do dyspozycji plot-device'ów tak dobrych jak deflektor .
Q__
Moderator
#12 - Wysłana: 19 Wrz 2009 10:28:08 - Edytowany przez: Q__
Sh1eldeR

Sh1eldeR:
Moim zdaniem ponadprzeciętne, czy wręcz wybitne kompetencje Admirała Adamy w dziedzinie taktyki nie podlegają dyskusji. Nie widzę, żeby Bill ustępował tutaj Picardowi. Szczególnie jeśli zapamiętamy, że Adama walczył zawsze z silniejszym/liczniejszym przeciwnikiem za pomocą twardego, ale wysłużonego sprzętu. No i nie miał do dyspozycji plot-device'ów tak dobrych jak deflektor

Dlatego uważam, że obaj są świetni ; ale dziękuję za wyliczankę sztuczek starego Billa, stosowne scenki stanęły mi przed oczami .

ps. przyznam się jeszcze do czegoś: istnieje coś takiego jak stereotyp "starego astronauty" (po angielsku zwało się toto "old spacer" - od "space"), u nas spopularyzowany przez S. Lema i autorów piszących - lata temu - do "Młodych Techników" (obecny też m.in. w "Całej prawdzie o planecie Ksi" Zajdla), otóż gdy czytałem o tych wszystkich Horpahach, Stergaardach, pirxowych Szefech itp. przed oczami stawała mi zwykle twarz Picarda. Teraz musiał podzielić się miejscem w mojej głowie z Adamą - gdy czytam o "starych astronautach" przychodzą mi na myśl obaj, albo raz jeden, raz drugi (ba, gdy leciał pierwszy sezon nBSG - Adama kojarzył mi się, w trakcie lektury, częściej od Łysego...). Mam zresztą do obu tych postaci b. osobisty stosunek. (Heh, prawdę mówiąc ostatnio jeszcze do stawki Pike doszlusował , choć jest postacią znacznie bardziej epizodyczną.)

BTW. czytełeś może coś z (napisanego pod pseudonimem Jack Campbell) cyklu "The Lost Fleet" Hemry'ego (parę tomów wyszło już Polsce), tam też dowodzi taki "old spacer" aż miło. (No i rzecz pod pewnymi względami podobna do nBSG, że aż.)
The_D
Użytkownik
#13 - Wysłana: 19 Wrz 2009 14:59:24
Eviva

Picard Picardem, ale że nie wyparzyłaś Spocka.

Sh1eldeR
Chyba do końca nie wiadomo jaki udział w opracowaniu tych taktych mieli Starbuck, Lee, czy ostatnio nawet Helo.

No i według mnie FTL nadaje się na idealny plot device, aż dziwne, że Moore i spółka niezbyt intensywnie z niego korzystali.
Seybr
Użytkownik
#14 - Wysłana: 20 Wrz 2009 09:22:44
Q__
Q__:
No i istnieje "manewr Picarda", natomiast nie słyszeliśmy o "manewrze Adamy".

Znaczy słabo śledziłeś nBSg.

Picard żyje w świecie luksusu, utopi. Owszem podejmuje decyzje, ma pod sobą załogę, pojedyncze jest tak samo ważne, jak tysiące istnień. Adama jak by nie było, był na przegranej stronie. Garstka ludzi, masa cywili pod ochroną. Najlepszy kumpel okazuje się cylonem, bunt ludzi.
Jak popatrzymy na bunt załogi Picarda to widzimy przedszkole, a nie rewolucję.

Obydwaj panowie to świetni stratedzy, kapitanowie statku. Picard ma ten luksus is dowodzi jednym statkiem, Adama całą flotą, gdzie głównie siedzią cywile.
Obydwoje dali by sobie radę, jak by się wymienili stanowiskami ?

Picard to potomek Adamy :P.
Q__
Moderator
#15 - Wysłana: 20 Wrz 2009 12:33:52 - Edytowany przez: Q__
Seybr

Seybr:
Picard to potomek Adamy

Nie wykluczam tej wersji . Możliwe zresztą, że Kirk, Pike, Robau i paru innych też . (Jesli teoria wszechświatów alternatywnych jest słuszna mogą być tymi potomkami takze Sinclair, Sheridan, Ivanova, Bridger, "Mal" Reynolds i T.C. MacQueen .)
Scimitar
Użytkownik
#16 - Wysłana: 20 Wrz 2009 14:13:05 - Edytowany przez: Scimitar
The_D:
No i według mnie FTL nadaje się na idealny plot device, aż dziwne, że Moore i spółka niezbyt intensywnie z niego korzystali.

O ile dobrze pamiętam to zazwyczaj gdy robiło się bardzo gorąco (szczególnie w pierwszych dwóch sezonach, gdy bardziej uciekali niż walczyli), uruchamiali FTL czekali aż flota się bezpiecznie oddatili i PUF! ich też nie było. Więc wydaje mi się że bardzo często z tego korzystali (nie wspominając nawet późniejszych poszukiwań Starbuck, ciągłego wysyłania Raptorów na misje zwiadowcze itp.)

No i były jeszcze atomówki, których kilka Galactica miała na pokładzie (i chyba w ogóle ich nie użyła no może poza postraszeniem Cylonów pod koniec drugiego chyba sezonu...)

Q__:
Ale i w świecie rozwiniętej wiedzy, co na logikę - mogło mu pozwolić łyknać więcej teorii, w dodatku doprowadzonej na wyższy poziom.

Q__:
Tym niemniej Picard (nie ujmując niczego Adamie) stawił czoła (róznymi od dyplomatycznych po militarne) znacznie większej ilości przeciwników, i zwykle zwyciężał. (Swoją drogą: ciekawe skąd przekonanie, że jeśli ktoś często i łatwo odnosi zwycięstwa, to musi być kiepskim dowódcą, które występowało już w innych dyskusjach nt. Łysego.)

Cóż, nie uważam Go broń Boże za kiepskiego dowódcę, może dużo mówił mało działał, ale jego działania przypominały zazwyczaj wycięcie nowotwóru skalpelem, a nie amputacje całej zaatakowanej kończyny :P
Ale jakoś rzadko miał do czynienia z podejmowaniem naprawdę trudnych decyzji typu "mniejsze lub większe zło" (tak właściwie może to i dobrze, bo przynajmniej TNG było bardzo pozytywnym serialem, a ostatnimi czasy mam już dość wszech ogarniających telewizyjne seriale i filmy intryg, oraz spisków; chociaż z drugiej strony odjęło to znacznie temu serialowi realizmu...)

Q__:
(BTW. zabawne też zresztą, że Łysy jest chyba jedynym bohaterem ST, którego bezwzględnym szacunkiem darzy większość fanów SW z M. Wongiem na czele, którzy to Warsies, nie mogą odżałować, że nie trafił od do floty Imperium... czyli... wierzą w niego .)

heh, o tym to akurat nie wiedziałem... ;)

Seybr:
Obydwaj panowie to świetni stratedzy, kapitanowie statku. Picard ma ten luksus is dowodzi jednym statkiem, Adama całą flotą, gdzie głównie siedzią cywile.

O ile dobrze pamiętam, jak Adama został postrzelony i go nie było przez parę ładnych odcinków, to pod dowództwem Saula Tigh'a mało do buntu nie doszło i wszystko wyglądało tak jakby miało się lada moment posypać...
Według mnie w całej ocalałej flocie z nBSG chyba w ogóle nie było nikogo odpowiedniego na ewentualne zastąpienie Adamy.
Sh1eldeR
Użytkownik
#17 - Wysłana: 20 Wrz 2009 14:46:09
Q__:
czytełeś może coś z (napisanego pod pseudonimem Jack Campbell) cyklu "The Lost Fleet" Hemry'ego (parę tomów wyszło już Polsce), tam też dowodzi taki "old spacer" aż miło.

Niestety nie. Ja w ogóle zbyt wielu sci-fi nie czytałem. Sam nie wiem czemu. Przeczytałem całe Honor Harrington Webera, a także coś ze Starfire i Bolo! (trochę monotematyczne ), a do tego trochę Orsona Scotta Carda, coś od Lema itd. Nie jest tego dużo, w sumie z 20 czy 30 książek. Ostatnio trochę nie miałem co czytać, więc pewnie potrzebuję jednak zmienić taktykę i nie czytać tylko ulubionych serii, bo jak już się jest na bieżąco to książki wychodzą strasznie wolno.

Seybr:
Obydwaj panowie to świetni stratedzy

Trudno ocenić ich zdolności strategicznie. Widzieliśmy raczej taktyczne. Choć w sumie to Adama dowodził całą flotą kolonii ;) i z pewnością realizował swoje własne cele strategiczne, które ostatecznie zresztą osiągnął mimo beznadziejnej sytuacji. Nie wiem jednak, czy można nazwać świetnym strategiem kogoś, kto miał flotę cały czas w jednym miejscu, a w dodatku składała się ona w porywach z dwóch dużych okrętów.

Picard też nie dowodził chyba żadną większą ofensywą, tak by wykazać się na poziomie strategicznym. Poniekąd ratuje go fakt, że był tak dobrym dyplomatą, a więc realizował cele polityczne. Nie wiem jednak, czy samo to czyni go dobrym strategiem.
Q__
Moderator
#18 - Wysłana: 29 Gru 2010 15:43:25 - Edytowany przez: Q__
Jeszcze a'propos obu panów...

Każde z tych dowódców to inna osobowość. Komandor (potem admirał) Adama to dla mnie ucieleśnienie odwagi i determinacji świetnie zawartej (wbrew pozorom piszę to bez ironii) w sienkiewiczowskim "Kali się bać, ale Kali pójść", skrzyżowanej z cechami w postaciach znanych z kina noir. Człowiek zmęczony, nieco zgorzkniały, zaprzeczenie sztampowego herosa, który (choć aż nazbyt świadomy zagrożeń i ciążącej na nim odpowiedzialności) bez entuzjazmu i radości wykrzesa z siebie mimo potwornego stresu i zmęczenia energię by mimo wszystko stanąć na wysokości zadania. (A przy tym nie jest to bohater zyskujący sympatię widza od pierwszego wejrzenia.) Bohater to na tyle ciekawy, że aż szkoda go do space opery.
Picard to jego przeciwieństwo. Szlachetny naukowiec-idealista kierowany najwznioślejszymi ideami jakie wytworzyła ludzkość. Strasznie w tym wszystkim papierowy, ale papierowością, która powoduje, że widz czuje do niego od pierwszego wejrzenia sympatię. W głębi duszy chcielibyśmy, by wszyscy ludzie byli tacy. Taki np. Lem chciał. (A swoją drogą, rzadko, bo rzadko ale czasem takie jednoznacznie szlachetne jednostki się ponoć trafiają...)

Który zaś bliższy życia? Może - jak rzekłem - czasem trafiają się tacy bohaterowie... Ale, siłą rzeczy życie jest zwykle znacznie bardziej skomplikowane od fikcji... I mniej jednoznaczne... ("Żywych" postaci w SF szukajmy lepiej u Dicka i ew. Le Guin.)

ps. z innej beczki, jeszcze a'propos wspomniango sterotypu old spacera, tak rozprawiał się z w/w streotypem Clarke (i to jeszcze na przełomie lat '40/'50 minionego wieku);

"Kapitan Norden — pomyślał Gibson — wcale nie pasuje do wymyślonego wzoru. Szyper kosmicznego liniowca według najlepszej, a w każdym razie najpopularniejszej, tradycji literackiej powinien być posiwiałym, bystrookim weteranem, który spędził połowę swego życia w eterze i może nawigować po Układzie Słonecznym całkiem na ślepo dzięki swej fantastycznej znajomości dróg w przestrzeni. Musi być także służbistą; kiedy wydaje rozkazy, jego oficerowie powinni podrywać się na baczność (co nie jest łatwe bez grawitacji), dziarsko salutować i szybko odchodzić.
Natomiast kapitan Aresa miał z pewnością poniżej czterdziestki i mógłby być uważany za przemysłowca, któremu się poszczęściło. Co się zaś tyczy służbistości, to Gibson nie zauważył w ogóle śladu dyscypliny. To wrażenie, jak stwierdził później, nie było całkiem ścisłe. Dyscyplina na pokładzie Aresa była autodyscypliną; była to jedyna możliwa jej forma wśród ludzi tego typu."


"Piaski Marsa"
Poklok
Użytkownik
#19 - Wysłana: 29 Gru 2010 16:24:07
Nie dość, że różne osobowości, to żyjące w różnych światach. Ciekawe, jakim człowiekiem byłby Adama, gdyby urodził się w Federacji. Czy byłby równie zgorzkniały i, niekiedy, bezwzględny? Myślę, że sprawdziłby się i w GF. Talenty dyplomatyczne miał wbrew pozorom nieliche, inaczej nie zapanowałby nad sytuacją we flocie, która przecież niemal ciągle znajdowała się na skraju wrzenia. Oczywiście silnie pomagał mu w tym otaczający go nimb wielkiego dowódcy, którego ludzkość rozpaczliwie potrzebowała.

Z drugiej strony, czy wyobrażacie sobie Picarda na mostku Galactici? I czy byłby to ten sam Picard, równie idealistyczny i pacyfistyczny? Ciekawe, czy przy jego stylu dowodzenia zdołałby utrzymać porządek we flocie. Czy musiałby sięgnąć po bardziej drastyczne środki? A może jego łagodniejsze podejście byłoby skuteczniejsze w kontakcie z cywilami? Zastanawia mnie też, jakim człowiekiem stałby się Picard, gdyby przyszło mu żyć w kolonialnym świecie i przeżyć to, co Adama. Czy nie stałby się równie cyniczny, gdyby życie zmuszało go do kolejnych kompromisów. Czy nie doszedłby w końcu do wniosku, że "cel uświęca środki". Pamiętajmy, że w Federacji idealizm Picarda jest postawą cenioną i stawianą za wzór. W świecie nBSG jest, jak i u nas, uważane za co najmniej ekscentryzm...
Q__
Moderator
#20 - Wysłana: 29 Gru 2010 16:31:49 - Edytowany przez: Q__
Poklok

Poklok:
Z drugiej strony, czy wyobrażacie sobie Picarda na mostku Galactici?
/.../
Zastanawia mnie też, jakim człowiekiem stałby się Picard, gdyby przyszło mu żyć w kolonialnym świecie i przeżyć to, co Adama.

To w sumie nieźle pokazuje "Yesterday's Enterprise" (acz sytuacji z tamtej linii czasu, choć dramatycznej, daleko jeszcze do groźby pełnej zagłady z nBSG).

Poklok:
W świecie nBSG jest, jak i u nas, uważane za co najmniej ekscentryzm...

Pytanie: czy w każdym wypadku, i na ile słusznie?
Poklok
Użytkownik
#21 - Wysłana: 29 Gru 2010 17:07:15 - Edytowany przez: Poklok
Q__:
To w sumie nieźle pokazuje "Yesterday's Enterprise" (acz sytuacji z tamtej linii czasu, choć dramatycznej, daleko jeszcze do groźby pełnej zagłady z nBSG).

Chodziło mi nie tylko o zagrożenie dla całej cywilizacji, ale i sam jej kształt. Innymi słowy - czy Picard pozostałby Picardem, gdyby przyszło mu żyć w "normalnym" świecie. Druga sprawa: czy dla Picarda, jakiego znamy, w ogóle byłoby miejsce w zmilitaryzowanej flocie? Może gdyby urodził się na Caprice, zostałby profesorem historii? Albo nigdy nie zostałby takim idealistą, jakim był w TNG.


Q__:
Pytanie: czy w każdym wypadku, i na ile słusznie?

O idealistach miło się mówi i myśli, zawsze to sposób na poprawę zbiorowej samooceny. Ale w zetknięciu z kimś, kto naprawdę wierzy w szczytne idee i próbuje żyć zgodnie z nimi, wielu ludzi czuje się co najmniej niezręcznie. Oczywiście nie wszyscy, ale bądźmy szczerzy: tzw. życie codzienne do wzniosłej samorealizacji niespecjalnie zachęca, a i ludzie się do tego masowo nie garną. Np. ilu pracowników oszukuje pracodawcę, niekoniecznie nawet kradnąc, ale po prostu obijając się w ten czy inny sposób? A często mogą to robić zupełnie bez konsekwencji, i z uczuciem pewnej satysfakcji, bo pracodawcy, jak wiadomo, też różne rzeczy miewają na sumieniu, a nawet jak nie mają, to i tak nie zawsze się ich lubi. Tak jest prościej, łatwiej i przyjemniej. A że przy okazji wyrzuca się przez okno tzw. "etykę"? Wielu w ogóle nie myśli o tym w tych kategoriach. Dlatego owszem, bycie idealistą w rodzaju Picarda można uznać za ekscentryczne, bo rzadko spotykane, a zarazem łatwo zauważalne.
Można argumentować, że życie w ten sposób jest właściwe dobrze rozwiniętej naturze ludzkie i ze wszech miar pożądane, ale nie zmienia to faktu, że większość będzie na taką osobę patrzeć z pewną podejrzliwością, niestety. Podejrzliwością nie do końca nieuzasadnioną, bo ilu mieliśmy w historii fałszywych proroków? Aha, i pamiętajmy: ktoś wysadzający się w powietrze w metrze w imię wiary też jest idealistą...
Q__
Moderator
#22 - Wysłana: 29 Gru 2010 18:35:36 - Edytowany przez: Q__
Poklok

Poklok:
Chodziło mi nie tylko o zagrożenie dla całej cywilizacji, ale i sam jej kształt. Innymi słowy - czy Picard pozostałby Picardem, gdyby przyszło mu żyć w "normalnym" świecie. Druga sprawa: czy dla Picarda, jakiego znamy, w ogóle byłoby miejsce w zmilitaryzowanej flocie? Może gdyby urodził się na Caprice, zostałby profesorem historii? Albo nigdy nie zostałby takim idealistą, jakim był w TNG.

Tu masz rację. Dotykamy zresztą b. istotnego pytania na ile okoliczności kształtują ludzi, co przważa: czynniki dziedziczne (wrodzone) czy społeczne, a może jakiś niuchwytne "coś" jak chcą zwolennicy istnienia tzw. wolnej woli.

Chciałbym wierzyć, że osobowość taka jak Picard w każdych warunkach znajdzie drogę do zrelizowania pełni swego potencjału, ale nie jestem tego pewien.

Mamy w końcu w "Tapestry" pokazanego Picarda pełniącego b. niską funkcję. Można też się zastanowić nad tym, że przecież gdyby nie cuda federacyjnej medycyny, młody Jean-Luc nie wyszedł by cało z wiadomej barowej bójki. Trudno przesądzać o dziejach "alternatywnego Picarda" z jeszcze jednego powodu. Nasze losy to nie tylko świadome (jakkolwiek by tego nie zdefiniować) decyzje czy wpływ spoleczeństwa. To - przede wszystkim, choć kultura masowa tak często o tym zapomina - kumluacja gigantycznej ilości przypadków.

(Ładnie za to o roli Przypadku przypomina kultura wysoka: od "Kronik włoskich" Stendahla, przez "Wojnę i pokój" Tołstoja, aż po "De impossibilitate..." Lema i "Wahadło Foucaulta" Eco.)

ps. a to filmik pasujący do tytułu tematu:
http://www.youtube.com/watch?v=UulL7gmwEhI
Poklok
Użytkownik
#23 - Wysłana: 30 Gru 2010 16:56:55 - Edytowany przez: Poklok
Q__

Zastanówmy się, co skłoniło Picarda do wstąpienia do GF. Podejrzewam (nie wiem, czy mówiono o tym wprost), że ważną rolę odegrało tu dziecięce jeszcze marzenie o byciu odkrywcą, o żeglowaniu wśród gwiazd. Młody Picard dorastał w społeczeństwie, w którym za wzór stawiano pacyfistycznych eksploratorów, niosących idee Federacji. Tymczasem w koloniach flota miała zadania ściśle militarne i cała ideologia wbijana do głowy nowym kadetom nie różni się w zasadzie od tego, czym karmi się żołnierzy dowolnych sił zbrojnych. A odkrywców jako takich prawdopodobnie w ogóle nie było, zwróć uwagę, jak słabo, biorąc pod uwagę możliwości napędu, poznany jest kosmos w nBSG. Zatem nawet gdyby miał takie same marzenia, nie miałby jak ich realizować. Może byłby w stanie doprowadzić do zorganizowania jakiejś wyprawy badawczej, ale mam przeczucie, że trudno byłoby zdobyć na to fundusze.

Gdyby jednak zdecydował się na karierę we flocie, to nie mógłby pozostać idealistycznym dyplomatą z silnymi ciągotami pacyfistycznymi, który nigdy nie skala się żadną polityczną, nieczystą rozgrywką, bo tacy ludzie ani nie byli kolonialnej flocie potrzebni, ani nie mieli w niej specjalnych widoków na awans (sądząc z tego, co wiem i wyobrażam sobie o koloniach sprzed drugiej wojny. Caprici nie widziałem, więc może się mylę.) Zatem Picard albo ląduje na uniwersytecie, albo spędza życie jako podoficer, albo dostaje pod komendę okręt, ale w żadnym z tych przypadków nie będzie to już ten Picard, którego znamy.
Q__
Moderator
#24 - Wysłana: 4 Sty 2011 01:44:06 - Edytowany przez: Q__
Poklok

Hmm... Zadając pytanie o miejsce Picarda w mniej utopijnym świecie usiłujesz - de facto - skłonić nas do refleksji nad naszym światem i nad tym czy jest on zdolny do wydania takich ludzi jak Picard, a jeśli nawet tak czy zdołają w nim znaleść godne siebie miejsce (są to pytania na które nie znajdziemy pewnie wiążącej odpowiedzi co do losów Picarda, tym niemniej ważkie), choć możnaby też rzecz strywializować w stylu godnym scenarzystów ST i oznajmić, że tak, czy siak Picard trafi na mostek okrętu flagowego (wszystko jedno: Gwiezdnej Floty, sił kosmicznych 12 Kolonii, EA czy Imperiów z SW lub WH40k; Picard na mostku Executora? byłoby ciekawie), tak jak na mostek trafili Kirkowie: z "głównej" linii czasu, z MU, z linii z Thelinem i z tej stworzonej przez Nero.

Owszem, przyjdzie zgodzić się, że każdy taki Picard nie byłby Łysym jakiego znamy... chociaż... taki np Spock z Mirror Universe praktycznie nie różnił się od "właściwego"...
Pah Wraith
Użytkownik
#25 - Wysłana: 4 Sty 2011 09:42:59
Q__:
Zadając pytanie o miejsce Picarda w mniej utopijnym świecie

...powtarzasz casus z "Nemesis". Dokładnie o to chodzi w tym filmie. Pewien potencjał istnieje ale wychowanie i edukacja oraz indywidualne, unikalne przeżycia kształtują zupełnie inną osobę.
Q__
Moderator
#26 - Wysłana: 4 Sty 2011 14:33:18
Pah Wraith

BTW. zauważmy, że ten spotworniały Picard też trafił na mostek flagowca .
Poklok
Użytkownik
#27 - Wysłana: 4 Sty 2011 19:51:12 - Edytowany przez: Poklok
Q__:
choć możnaby też rzecz strywializować w stylu godnym scenarzystów ST i oznajmić, że tak, czy siak Picard trafi na mostek okrętu flagowego

Ale to by była trywializacja wprost barbarzyńska. Do pełnego wykorzystania swojego potencjału jednostka potrzebuje nie tylko przyrodzonych atutów i wytrwałości, ale i odpowiedniego środowiska i szczęścia. Przykład najbardziej prostacki: ktoś urodzony w najgorszej dzielnicy haitańskich slumsów, w patologicznej rodzinie, ma niewielkie szanse na zostanie noblistą, choćby był geniuszem rzadkiej klasy, ale przecież bywa i tak, że na losy człowieka silny wpływ ma spotkanie jednej, konkretnej osoby, czy nawet odbycie pojedynczej rozmowy. To są wszystko banały, powtarzane nawet w tym wątku, ale zastanawiające jest, jak łatwo się je pomija przy rozważaniach na temat nie tylko fikcyjnych bohaterów, ale i prawdziwych ludzi.

Możliwe jest też przegięcie w drugą stronę: całkowite zdjęcie odpowiedzialności z człowieka za jego los i postępowanie i przyznanie pełnej mocy sprawczy czynnikom bądź zewnętrznym, bądź formalnie wewnętrznym, ale i tak od woli podmiotu niezależnym (geny, względnie kłębowisko nieświadomości). Swego czasu modna idea, żywa do dziś.
Eviva
Użytkownik
#28 - Wysłana: 4 Sty 2011 20:03:28 - Edytowany przez: Eviva
Poklok:
Przykład najbardziej prostacki: ktoś urodzony w najgorszej dzielnicy haitańskich slumsów, w patologicznej rodzinie, ma niewielkie szanse na zostanie noblistą, choćby był geniuszem rzadkiej klasy, ale przecież bywa i tak, że na losy człowieka silny wpływ ma spotkanie jednej, konkretnej osoby, czy nawet odbycie pojedynczej rozmowy.

Dobrze pokazuje to książka Strugackich "Przyjaciel z piekła", ledwie zawoalowana wizja stalinowskiej Rosji. Geniusz matematyczny, kaleki chłopiec Dang, umiera z głodu w starej ruderze (co stało się z jego matką, nie wiadomo), gdy przypadkiem znajduje go agent z przyszłej, lepszej Ziemi i zabiera na naszą planetę.Ilu takich jak on zginęło już nie w wojnach, ale z biedy i głodu? Nigdy się nie dowiemy.
Tak na marginesie "Przyjaciel z piekła" to świetna książka, zwłaszcza dla kogoś, kto umie czytać miedzy wierszami.
Q__
Moderator
#29 - Wysłana: 5 Sty 2011 16:22:34
Poklok

Poklok:
Przykład najbardziej prostacki: ktoś urodzony w najgorszej dzielnicy haitańskich slumsów, w patologicznej rodzinie, ma niewielkie szanse na zostanie noblistą, choćby był geniuszem rzadkiej klasy

Oczywiście, zresztą zaledwie półtora wieku temu był to i nasz problem (vide te nieszczęsne, męczone w szkole "Antki" i "Janki Muzykanty").

Eviva

Eviva:
Ilu takich jak on zginęło już nie w wojnach, ale z biedy i głodu? Nigdy się nie dowiemy.

U Strugackich jest i scena w odwrotnym kierunku. W "Trudno być bogiem" boh. główny ma "przyjemność" rozmawiać (a wręcz robić interesy) z miejscowym hersztem bandytów (czy wręcz ojcem chrzestnym) znanym jako Waga Koło. Zastanawia się przy tej okazji kim Waga byłby dorastając w komunistycznej utopii z której pochodzi on sam (bohater znaczy, nie Waga ), oraz co stałoby się z jego zbrodniczymi skłonnościami gdyby go teraz do tej utopii przenieść.
Q__
Moderator
#30 - Wysłana: 10 Lis 2012 02:01:40
 Strona:  1  2  »» 
USS Phoenix forum / Świat Star Treka / Jean-Luc Picard vs William "Husker" Adama

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!