Wiecie co? Tak się zastanawiałem (gdy zobaczyłem "In the Pale Moonlight" na czele odcinkowego rankingu SKoST) co właściwie stanowi wyróżnik tytułowego kapitana, czemu miałem tyle problemów z polubieniem go... i dlaczego w końcu mi się to udało... Podejmowanie drastycznych decyzji? - ten czynnik odrzuciłem. Jak uważnie oglądać okaże się, że każdy z kapitanów zrobił choć raz co można uznać za b. wątpliwe moralnie. Emocjonalność? - nawet Picard okazywał - czasem gwałtowne - emocje. Kolor skóry? - jak zarzucali mi złośliwi lata temu

- bzdura, z Geordim jakoś nigdy nie miałem problemów.
Nie, tym czynnikiem był fakt, że był to jedyny kapitan GF (nie licząc
późnego Archera), który doznawał stanów bezsilności, okazywał wyraźnie, że czasem bieg spraw go przerasta - jak wtedy, gdy stracił żonę, jak wówczas gdy nie wiedział co robić (choć w końcu rozwiązania znalazł) w sprawie Maquis czy Leytona, jak w chwilach gdy chciał zrezygnować ze stanowiska (od tego zaczyna się wszak np. "Far Beyond the Stars"), nawet w tym słynnym "In the...", które wcale nie opowiada o tym jaki to z niego zbrodniarz, jak się często sądzi, sugerując sie ostatnimi zdaniami... Nie, to raczej - jak już pisałem - opowieść o facecie, który najpierw siedzi bezsilnie, potem z tej samej bezsilności fabrykuje dowody (zakładając w sumie, że nie kłamie, tylko idzie na skróty - tj. że te jego fałszywki odpowiadają prawdzie, którą przeczuwa, a do której nie może dotrzeć tak, by udowodnić, że ma rację), w końcu uświadamia sobie, że w jego imieniu dokonano zbrodni (przecież to Garak był tam
mastermindem, on nieświadomym, a może chcącym się łudzić, widzem), a ujawnienie prawdy przyniesie więcej zła, niż jej zatajenie (czyli zostaje - znów bezsilnie -
jeść tę żabę w pełnym poczucia winy milczeniu).
Jednym słowem by polubić (i zrozumieć) Bena trzeba zrozumieć, że poczucie bezsilności (i związane z nim wybieranie mniejszego zła) jest częścią ludzkiego życia, że - wbrew Kirkowi - istnieją
no win scenarios.