Moje prywatne wnioski z avangardowej debaty:
- SW prowadzi jeśli chodzi o rozmach i skalę czasową świata; ST jeśli chodzi o ilość odsłon (więc i szansę pogłebinia wątków).
-SW w dziedzinie przesłania na planie indywidualnym, ST przesłania na planie społecznym (ponadto przesłanie SW łatwiej przemówi do osób o skłonnościach religijnych, ST do ateistów-materialistów).
-SW prowadzi finansowo, ST w dziedznie czasu istnienia/powstawania i prekursorstwa.
-Obcy w ST bywają bardziej obcy psychologicznie, ale ci z SW bardziej "obco" wyglądają.
-SW prowadzi w dziedzinie strojów, barwności świata, dodatków i gadgetów.
-natomiast ST w (bodaj istotniejszej) dziedznie inspirowania technologii (choć SW też się naukowcy inspirują).
-ST zawdzięczamy wielką propagandę na rzecz równouprawnienia, SW efektowny termin "Imperium Zła".
A ogólnie to i ST i SW są legendami i zdominowały bez reszty świat ekranowej fantastyki no i mają licznych fanów - takich jak ci debatujący
. (Nawet B5 i nBSG nie mają - na dziś szans w tej rywalizacji.)
Natomiast w jednej dziedzinie przyznam (ze smutkiem) "konkurencji" palmę pierwszeństwa: powiem tak, bo znam oba, SW EU rozbudowuje zakres świata potężnie, ST EU jest równie rozbudowane, ale cierpi na "bermanizm" - porusza sie b. ściśle w zakresie książkowego kanonu: ot czasem dobuduje dalsze/wcześniejsze losy postaci, jakieś "humanoidy tygodnia", jakiś nowy gadget w kanonicznym stylu (kolejna dziwna gwiazda, kolejna Sfera Dysona, kolejny zaginiony statek podświetlny z przeszłości). Twórcy SW EU mają jakby więcej swobody, przez co "ichnie" universum jakby bardziej żyje ST EU jest trochę jak kolejne odcinki znanych serii, albo epigoińskie seriale typu VOYczy ENT. Max. swobody to coś na kształt tej (tytuł wyleciał mi z pamięci) gry co gra się redshirtami z Away Teamu - to samo z nowej perspektywy (paradoksalnie najodważniejsi byli Blish i Foster pisząc nowelizacje - dobudowywali
background aż miło; oryginalny bywał np. Haldeman, czy Bear z "Coroną" - inna rzecz,że ta "Corona" to nie arcydzieło). Teoretycznie eksploracyjny schemat ST jest pojemniejszy i pozwałaby na wprowadzanie ciekawych pomysłów i oryginalnych lokacji do woli, a tymczasem wiecej fajnych planet pamiętam z SW EU. No i w SW EU: a to Chissowie, a to Noghri, a to Bothanie, a w ST EU wciąż powtarzaja się Tholianie, Klingoni, Ferengi, Borg, Q itp. Mam wrażenie, że SW EU żyje, a ST EU dusi się w gorsecie ekranowego kanonu (choć po "jedenastce" i eksperymentach Abramsa to sie może zmienić). A to załoga niby leci poznawać nowy obszar ale dostajemy 120 rasę humanoidów, o której zapomnimy po zakończeniu lektury (w SW co planeta, to coś ciekawego, a w ST humanoidy i humanoidy, a przecież można tam wsadzic wszystko teoretycznie: i prawdziwą OBCOŚĆ a'la Lem, i wątki hard SF a'la Carke, i pozaziemskie ekosystemy a'la Niven, i - tu humanoidy się przydadzą - socjologię a'la Zajdel oraz antropologię a'la Le Guin, i nawet space fantasy w stylu Friedman i Varley'a), albo Borg znów atakuje, a Łysy znów dostaje obsesji pokonania go, albo Klingoni znów zawzinają się na Kirka, albo warianty bardziej kombinowane w stylu "prehistoryczna wojna Q z Pah Wraiths" lub "Klingoni w sojuszu z Tholianami atakuja Deep Space Nine i tylko Picard wyposażony w nową technologię Borg może dac im łupnia".
Yuzzhan Vongów mozna nie lubić, tak jak i rozmywania stron Mocy, ale to są nowe oryginalne patenty nieznane filmom, w ST EU tego nie ma, są przypiski na marginesie. U konkurencji kiedyś Thrawn był nowy i stawiał (dobrze to czy źle) widzenie Imperium nieco na głowie, nowy był Luke po Ciemnej Stronie w "Dark Empire", choć finał był dość płaski, a wskrzeszony Palpi komiksowy. Nowe są też komiksy z serii "Legacy", gdzie Skywalker jest łowcą nagród i przemytnikiem, a Imperium to ci dobrzy. Fajny był sam Lucas pokazując, że ta wspominana z sentymentem Republika to był gnijący twór, i Zahn sugerujący, że Jedi upadli, bo trochę ich od rzeczywistości odrywało. Lubię też takiego Jedi jak Vos, którego służba woli Mocy między kryminalistów zaprowadziła.
Owszem, niektóre z tych pomysłów były przegięte, ale w ST nikt się nie zagalopowuje, nawet na granicy tego nie jedzie. W ST EU brak mi właśnie eksperymentów, w późnych serialach też; szczyt wyobraźni i śmiałosci to była wojna. btw. Ciekawe, że SW ma niby prostszą, skupioną na postaciach z jednej rodziny fabułę, a background się rozrasta, a ST jest nastawione na eksplorację NOWYCH światów, a background nudniejszy z odsłony na odsłonę - tzn. ciekawe rzeczy pojawiały się do DS9 włącznie, a potem prawie nie. SW EU rozbudowuje siłą rzeczy pretekstowo ukazany w filmach świat, a ST EU międli wątki serialowego kanonu. Świat SW obfituje w zagadki (czy Jawowie pochodzą od ludzi, czy tylko mają wspólnych przodków z nimi, czy na Endor zaszedł holokaust Ewoków, jaką drogą zachodziła ewolucja ludzkości w galaktyce SW i kiedy oddzielali się od niej
near humans, które gatunki powstały w sposób naturalny, a które drogą inżynierii genetycznej itd.) świat ST jest dość przewidyalny, niestety... (Tak się zastanawiam kiedy ST skisło w ramach kanonu i co maja robic Abrams et cons. by z tego wyleźć, bo inaczej Trek stanie się nudny jak diabli.)
Choc jedno i w ST EU jest piękne - ta rozbudowana kultura klingońska, o której tyle było mowy na TrekSferze, kompleksowa kreacja obcej cywilizacji i piękne dobudowanie wiarygodnego tła to tego co widzimy na ekranie. Rzecz na miarę najlepszych dzieł Le Guin. Tego nam Warsies mogą tylko zazdrościć.