USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Świat Star Treka / Ulubiona postać z ST
 Strona:  ««  1  2  3  4  5  6  7  »» 
Autor Wiadomość
Q__
Moderator
#151 - Wysłana: 12 Paź 2015 15:36:18
Autor SKoST pyta nas o ulubioną postać:
http://trekclivos79.blogspot.com/2015/10/30-days-o f-trek-day-twelve.html

Sam wybiera Bena Sisko.
Korrd
Użytkownik
#152 - Wysłana: 13 Paź 2015 11:50:25
O, też chętnie wskażę swoje subiektywne opinie na temat postaci z ST

TOS/kinówki. Podobnie jak Q__ najłatwiej mi się utożsamiać z Kirkiem (chociaż najbardziej od TWoK), ale całą załogę uwielbiam, jedynie Sulu traktuję obojętnie aż do The Undiscovered Country, gdzie wreszcie nabiera kolorów.

TNG. Z nikim z tej załogi się nie utożsamiam, niby Riker jest robiony na Kirka, ale jest w tym wszystkim jakiś sztuczny. Nie przepadam za nimi, są okropnie nijacy, wręcz miałcy, z wyjątkiem Picarda i Daty. Z drugoplanowych dr Pulaski, Guinan (bardzo chciałbym mieć kogoś takiego w swoim otoczeniu !) i Barcley (chociaż on swoje najlepsze momenty ma w VOYu). Oczywiście jeżeli Q startuje w tej konkurencji, to jest moim serialowym ulubieńcem

DS9. To dość trudne, niby wszystkich lubię, ale bez szału. Sisko do 5 sezonu jest ok, Kira i Jadzia są ok, podobnie Bashir i O'Brien. Podobnie jak Eviva moim zdaniem najciekawsi są Odo i Quark, o ile występują w duecie... inaczej są tylko ok. Podobnie jak w TNG, lepiej wypadają postaci drugoplanowe: Garak, Gul Dukat do 7 sezonu, Ezri Dax, Wielki Nagus Zek, Brunt (FCA) no i oczywiście Morn (jak można o nim zapomnieć ?).

VOY. Voyager ma postać, z którą najbardziej się utożsamia z całego ST, Toma Parisa (Q__, spróbuj się powstrzymać od przypominania, że to Duncan Locarno z TNG, tych facetów łączy tylko podobna historia i ten sam aktor ;) ). Jest to też chyba moja ulubiona załoga (byliby na równi z TOS, ale ich w serialu za bardzo marginalizowano), nieco słabszymi ogniwami są: Chacotay (który nabiera charakteru jedynie, kiedy dowodzi i wtedy jest naprawdę świetny), Neelix (który po rozstaniu z Kes w sumie przestał mnie wkurzać) oraz Kes (irytująca, bo przesłodzona, ale jako postać całkiem interesująca).
Grzechem serialu jest niewykorzystanie potencjału postaci drugoplanowych, takich jak: Suder, Chell, Vorik oraz towarzystwo z odcinka "Good Shepherd". Wyjątek stanowi Naomi Wildman. Warto też zwrócić uwagę, że serial całkiem dobrze zajął się Barcley'em (dopiero tu go zacząłem lubić).

ENT. Uhm... niby lepiej niż w TNG, ale to żadne osiągnięcie :D Nie cierpię kapitana Archera i nie wsiadłbym z nim nawet na rower wodny, Mayweather sprowadzony do roli statysty, ale reszta daje radę. Najbliżej mi pewnie do Tripa, ale nawet w połowie nie jestem tak emocjonalny jak on. Dobrze pomyślany jest dr Phlox, uważam go za jednego z najbardziej "obcych" z obcych w całym ST, który przy tym potrafi się odnaleźć w ludzkim towarzystwie (jego "obcość" polega na daleko posuniętej otwartości, co nieźle kontrastuje z weltschmerzem Topoli). Z drugoplanowych to chyba tylko Shran, czasem Soval.

Teraz rozwijając nieco wątek.

Kogo bym widział jako swojego dowódcę ? Trudny wybór, ale na pewno nie Archera, niekoniecznie też Sisko. Tego pierwszego uważam za niekompetentnego, ten drugi z kolei - mimo że bez wątpienia miałby u mnie posłuch - chyba za mało by mi imponował.
Kirk jest tak charyzmatyczny, że poleciałbym za nim nawet w czarną dziurę, o ile by powiedział, że damy radę. Przy Picardzie wiedziałbym, że w żadną czarną dziurę wlatywać nie będziemy, a prędzej rozważać jej miejsce we wszechświecie, co byłoby intelektualne interesujące, chociaż z czasem zrobiłoby się nudno. Janeway tworzy świetny klimat na mostku i niewątpliwie jest największym autorytetem naukowym wśród kapitanów, ale gdyby nie daj boże jakiś stateczek cywilny wpadł w rzeczoną czarną dziurę, to poważnie bym się obawiał, że będzie go próbowała go uratować, nawet niszcząc przy tym połowę statku ;)

Gdyby któryś z pierwszych oficerów miał awansować na dowódcę statku Floty (co się w końcu niektórym udało), to jako swojego kapitana widziałbym Chacotaya. Facet jest zdecydowany, ale nie pochopny. Szybko podejmuje decyzje, kierując się przy tym przede wszystkim bezpieczeństwem załogi. Trudno tego nie doceniać. Jest przy tym dość elastyczny, daleki od literalnego stosowania przepisów, wolący rozwiązywać niektóre problemy nieoficjalnie (dlatego tez lepiej go nie wkurzać;)).

Kto mógłby mnie leczyć ? Bones albo Pulaski, w zależności, czy miałbym większą ochotę na szkocką, czy na zupę ;)
Q__
Moderator
#153 - Wysłana: 13 Paź 2015 22:58:02 - Edytowany przez: Q__
Korrd

Korrd:
najłatwiej mi się utożsamiać z Kirkiem (chociaż najbardziej od TWoK

Czyżbyś przechodził już kryzys wieku średniego?

Korrd:
Oczywiście jeżeli Q startuje w tej konkurencji

Wedle autora w/w bloga każda, nawet dowolnie epizodyczna, postać startuje...

Korrd:
Q__, spróbuj się powstrzymać od przypominania, że to Duncan Locarno z TNG

Jak Pan sobie życzy. Tym mi łatwiej, zresztą, że Locarno Nicholas był.

Korrd:
tych facetów łączy tylko podobna historia i ten sam aktor

I ten portrecik na biurku admirała Parisa. I nazwiska pochodzące od miast... I to jak się Paris w pierwotnej wersji biblii VOY nazywał...

Ale serio... Dumałem nad tym trochę dzisiaj i tak się zastanawiam, że w sumie przyjęcie tezy o tożsamości tych postaci wcale nie musi być - wbrew pozorom - dla Parisa niszczące. Skoro, bowiem, ani Garth, ani Damar, ani Suder, nie był dla Treka beyond redemption, to czemu lekkomyślny kadet miałby być...?

Ba, może nawet takie - jednoznacznie takie - poprowadzenie tego wątku byłoby ciekawym wyzwaniem dla naszego, współczesnego, zwykle bazującego na chęci odwetu, poczucia sprawiedliwości? W końcu Joshui Albertowi nic już życia nie wróci, a szkoda by bezpowrotnie przepadł potencjał nie jednego, a dwu, zdolnych młodych ludzi. No i chcę wierzyć, że człowiek tak wielkoduszny jak komandor Albert (przypomnijmy sobie jak przepraszał Wesley'a za swojego syna!) potrafiłby zreformowanemu Nickowi/Tomowi podać kiedyś, może w czasie ceremonii upamiętniającej powrót Voyagera do domu, może w trakcie czczenia pilota, który pokonał barierę Wap 10, rękę, rozumiejąc, że nie jest to już ten sam człowiek, który był sprawcą śmierci jego syna... A Tom/Nick bardzo by się wtedy zmieszał czym, właśnie, dowiódłby, iż Albert ma rację...

Korrd:
Chacotay (który nabiera charakteru jedynie, kiedy dowodzi i wtedy jest naprawdę świetny)

W sumie przekonałeś mnie, że to może mieć sens - facet, który całą energię wkłada w robotę, a poza tym oszczędza siły...

Swoją drogą: jak go odbierasz w "YoH"?

Korrd:
Grzechem serialu jest niewykorzystanie potencjału postaci drugoplanowych, takich jak: Suder, Chell, Vorik oraz towarzystwo z odcinka "Good Shepherd"

Oraz Ayala, Carey, byli załoganci Equinoxa, szeregowi ex-Maquis...

Z drugiej strony... całkiem imponująca kolekcja postaci drugoplanowych, przyznać trzeba...

Korrd:
Warto też zwrócić uwagę, że serial całkiem dobrze zajął się Barcley'em

Ba, tu w końcu dał mu zatryumfować, dowieść swojej wartości (a - przy okazji - pozwolił też w końcu Troi pobyć psychologiem nie tylko z nazwy...).

Swoją drogą: przekonałeś mnie tym chyba do jedności Treka. Tzn. nadal uważam RC za crème de la crème ST, ale sądzę, że warto poznać i resztę, bo często/czasem ciekawie ów roddenberry'owski schemat obudowuje...

Korrd:
Nie cierpię kapitana Archera i nie wsiadłbym z nim nawet na rower wodny

Tak sobie myślę, że chyba 90% hejtu anty-ENT bierze się właśnie stąd, że mamy tam takiego, a nie innego kapitana... (Ba, wojna z Klingonami - która, wedle słów Picarda - wybuchła przez tragiczny błąd, wybuchła, jak się zdaje, bo Klingoni uznali oglądanie Jonathana A. za tak straszną zniewagę , że nie ochłonęli po niej, aż do czasu Robau i Gartha. Romulanie nawet szybciej wybuchli.)

Korrd:
Z drugoplanowych to chyba tylko Shran, czasem Soval.

Ale czy nie są fajnym dodatkiem do kolekcji Trekowych drugoplanowych?

Korrd:
ale gdyby nie daj boże jakiś stateczek cywilny wpadł w rzeczoną czarną dziurę, to poważnie bym się obawiał, że będzie go próbowała go uratować, nawet niszcząc przy tym połowę statku ;)

Chyba podałeś jej rozwiązanie testu Kobayashi Maru mimochodem.

Korrd:
Kto mógłby mnie leczyć ? Bones albo Pulaski, w zależności, czy miałbym większą ochotę na szkocką, czy na zupę ;)

Jakbyś miał ochotę na obiadek z popitką powinno Cię leczyć konsylium.

ps. Zakończyłeś na ENT, a tak się zastanawiam co np. sądzisz o - dopiero rodzących się na naszych oczach, że tak powiem - bohaterach REN?
Korrd
Użytkownik
#154 - Wysłana: 14 Paź 2015 09:54:23 - Edytowany przez: Korrd
Q__:
Czyżbyś przechodził już kryzys wieku średniego?

Chyba właśnie mi go uświadomiłeś. Ciągle narzekam, że już nie jestem na studiach, imprezuję, jakbym dopiero na nie szedł i jeszcze przymierzam się do zakupu sportowego samochodu. Siedzę jak ten Kirk przed kominkiem (z tym że nie mam kominka;)) i rozmyślam nad tym co już było i nie będzie
Myślałem tylko, ze coś takiego spotyka człowieka kilkanaście lat później :/

Q__:
Jak Pan sobie życzy. Tym mi łatwiej, zresztą, że Locarno Nicholas był. [...] I ten portrecik na biurku admirała Parisa. I nazwiska pochodzące od miast... I to jak się Paris w pierwotnej wersji biblii VOY nazywał...Ale serio... Dumałem nad tym trochę dzisiaj i tak się zastanawiam, że w sumie przyjęcie tezy o tożsamości tych postaci wcale nie musi być - wbrew pozorom - dla Parisa niszczące. Skoro, bowiem, ani Garth, ani Damar, ani Suder, nie był dla Treka beyond redemption, to czemu lekkomyślny kadet miałby być...?

Tak, oczywiście, ale nie o to mi chodziło. Rzecz w tym, że Locarno występuje tylko w jednym odcinku, w którym nawet nie mamy szansy go poznać (jest po prostu "tym kadetem od wypadku"). Ta postać w żaden sposób nie była ukształtowana, nie miała swoich charakterystycznych cech (pomijając te na potrzeby tego jednego odcinka, co oczywiście nie dziwi i wcale tego nie krytykuję) i dlatego twierdzę, że nie miała nic wspólnego z Tomem Parisem. Zamysł scenarzysty odcinka TNG, a postać Parisa, która wyewoluowała w toku Voyagera to dwie różne bajki.
I nie wiem, skąd mi się ten "Duncan" wziął :D


Q__:
Swoją drogą: jak go odbierasz w "YoH"?

To jest właśnie jeden z przykładów Chacotaya w wersji samodzielnej.

Q__:
Oraz Ayala, Carey, byli załoganci Equinoxa, szeregowi ex-Maquis...Z drugiej strony... całkiem imponująca kolekcja postaci drugoplanowych, przyznać trzeba...

Był jeszcze Hogan (było go całkiem sporo) i reszta towarzystwa (poza Chellem) z "Learning curve", ale nie wydali mi się szczególnie interesujący. Słusznie zwróciłeś uwagę na załogę "Equinoxa", kolejny niewykorzystany motyw, chociaż mógłby być bardzo interesujący.

Q__:
nadal uważam RC

A co to takiego "RC" ?

Q__:
Ale czy nie są fajnym dodatkiem do kolekcji Trekowych drugoplanowych?

Są, dlatego o nich wspomniałem

Q__:
Jakbyś miał ochotę na obiadek z popitką powinno Cię leczyć konsylium.

Już sobie wyobrażam taką imprezę: McCoy przynosi gorzałę, Pulaski popitę, Phlox egzotyczne zakąski, Bashir przyprowadza dziewczyny, The Doctor pełni funkcję konferansjera, a Krusher... musiała zostać w domu z dzieckiem:D

Q__:
ps. Zakończyłeś na ENT, a tak się zastanawiam co np. sądzisz o - dopiero rodzących się na naszych oczach, że tak powiem - bohaterach REN?

Jeszcze nie widziałem, ale coraz więcej o tym słyszę i umiarkowanie zaczynam się skłaniać ku daniu temu szansy
Q__
Moderator
#155 - Wysłana: 14 Paź 2015 20:11:37 - Edytowany przez: Q__
Korrd

Korrd:
Myślałem tylko, ze coś takiego spotyka człowieka kilkanaście lat później

Ponoć teraz coraz częściej dotyka przed '30, nie przed '40.

Korrd:
Zamysł scenarzysty odcinka TNG, a postać Parisa, która wyewoluowała w toku Voyagera to dwie różne bajki.

Zgoda. Przy czym jednak twierdzę, że z Locarno dałby radę wyrosnąć Paris. (A właściwie, że dał, bo Paris późny jest pochodną ewolucji Parisa wczesnego, dla którego Locarno był co najmniej b. jawną inspiracją.)

Korrd:
I nie wiem, skąd mi się ten "Duncan" wziął :D

Z aktora...

Korrd:
To jest właśnie jeden z przykładów Chacotaya w wersji samodzielnej.

Przy czym to jest ciekawe, bo on tam jest kuszony niczym Luke w "Dark Empire" i właściwie o krok od przejścia na Ciemną Stronę Mocy . A jednocześnie jest on tam również dość picardowaty (można to odczytać jako komplement dlań), jeśli chodzi o intelektualne fascynacje, przy tym jednak dość różny od Łysego zarazem, bo raczej wsłuchuje się w racje Annoraxa niż przeciwstawia im swoją niezłomną moralność - w zasadzie sprawę rozwiązują tam Tom (przekabacił Obrista, zebrał informacje) i Kaśka (wiadomo), choć i on miał swój wkład (pomysł przesłania koordynatów; być może wyliczenia jakie robił ucząc się od Annoraxa też z nimi wysłał).

Inna sprawa, że we wcześniejszej wersji tych wydarzeń ("Before and After") nie odniósł równie imponującego sukcesu co Kaśka ostatecznie, ale dał radę jako dowódca... I - jak widzieliśmy - przekonał do siebie załogę GF... (Może, zresztą, jedną z przyczyn, dla których jego sukces był tam mniejszy, był czas zużyty na przekonywanie załogi?)

Masz więc jego laurkowaty portret z okładki powieści, w której samodzielnie dowodzi Voyagerem w końcu:

Znasz powieści VOY relaunch?

Korrd:
Słusznie zwróciłeś uwagę na załogę "Equinoxa", kolejny niewykorzystany motyw, chociaż mógłby być bardzo interesujący.

Nawet bardzo, bo mamy tu wątek wyprowadzania na ludzi, nie kogoś kto zbłądził (jak Paris) czy urodził się z paskudnymi skłonnościami i nie był temu winny (Suder), a szeregowych uczestników ludobójstwa, nie wykazujących - w przeciwieństwie do Marritzy - oznak poczucia winy. Wątek bardzo a propos XX-wiecznych doświadczeń z totalitaryzmem, można rzec...

Korrd:
A co to takiego "RC" ?

Domniemywam, że żartujesz... Roddenbery's Canon, of course. Czyli ta najzdrowsza część Treka, o której łatwiej powiedzieć co do niej nie należy, niż co ją stanowi.

Korrd:
a Krusher... musiała zostać w domu z dzieckiem:D

A potem jak by wparowała wściekła, że imprezujecie bez niej...



Serio natomiast... mam wrażenie, że Bev nie tyle jest złą postacią, ile postacią za mało wykorzystaną, którą późne TNG zamiast rozwinąć uczyniło bezpłciową MILFką w medycznym fartuchu... i dopiero na koniec Piller pozwolił jej trochę wrócić do korzeni...

A przecież i ona miewała niezłe epizody, np. "Remember Me", "Ethics", "The High Ground" czy "Suspicions" i nie ma jej co sprowadzać do mamuśki Wesa, mdłej lekarki, (potencjalnej) pani Picardowej i zastępczego symbolu seksu, w cieniu Troi:

Zwłaszcza "Remember Me" pokazuje jej potencjał... A znów "Ethics" daje jej się wykazać jako lekarzowi...

A propos:
http://www.treknobabble.net/2011/12/top-5-trek-bev erly-crusher-episodes.html
http://www.gamefaqs.com/boards/225-television-broa dcast-tv/65539260

Korrd:
i umiarkowanie zaczynam się skłaniać ku daniu temu szansy

Zastanawiam się czy nie radzić Ci raczej byś dał REN szanse w przyszłości, nie teraz... Pilot tej serii jest bowiem - prawdę mówiąc - nędznawy (bardziej niż filmy z Abramsverse, choć może mniej niż NEM), natomiast szanse na poprawę spore - zważywszy na to, kogo rekrutują. Nie wiem więc czy, tak patrząc, nie lepiej obejrzeć pilota w roli pierwszego z kilku odcinków i pozwolić następnym zatrzeć wspomnienie o nim, niż obejrzeć go teraz i nosić w pamięci aż do premiery regularnej - oby lepszej - serii...

Inna sprawa, natomiast, że chętnie bym o tym pilocie (i potencjale serii) podyskutował. I, że do Ciebie może np. trafić bardziej niż do mnie, bo do VOY nawiązuje akurat b. wyraźnie...

ps. Wracając jeszcze na chwilę do:
Korrd:
są okropnie nijacy, wręcz miałcy, z wyjątkiem Picarda i Daty

Nawet jeśliby się zgodzić z tą opinią o bohaterach TNG, to przyznasz, że Picard i Data starczą z nawiązką za całą resztę... Może nawet z całego Treka... (Postacie, które mogą próbować się z nimi równać w reszcie ST zliczę na palcach jednej ręki - McCoy, Spock - raczej filmowy niż, nierówno prowadzony, serialowy, Kira, może EMH, ale tylko może... bo z cienia Daty trudno wyjść, zwł. gdy się bazuje na baśniowej, a słabo wykorzystanej, technologii, Dukat - pewnie miałby szansę, gdyby go nie popsuli tak gwałtownie, Garak - gdyby był wiarygodniejszy jako Obcy, bo - choć fascynujący - w zasadzie robi często za przegiętego Zuego w stylu mirror, tyle, że po naszej stronie...)
Korrd
Użytkownik
#156 - Wysłana: 16 Paź 2015 10:46:16
Q__:
Ponoć teraz coraz częściej dotyka przed '30, nie przed '40.

Toby się zgadzało :D

Q__:
Przy czym jednak twierdzę, że z Locarno dałby radę wyrosnąć Paris.

Powiedziałbym, że nic nie stało na przeszkodzie, ale też nic na to nie wskazywało. Co innego Paris w "Caretakerze", tam od razu dostaliśmy postać i z przeszłością, i z określonym charakterem.

Q__:
Znasz powieści VOY relaunch?

Nie czytałem nic z Voagere (jeszcze). Jak na razie tylko TOS (czasy kinówek) i dwie książki z Enterprise.

Q__:
A przecież i ona miewała niezłe epizody, np. "Remember Me", "Ethics", "The High Ground" czy "Suspicions" i nie ma jej co sprowadzać do mamuśki Wesa, mdłej lekarki, (potencjalnej) pani Picardowej i zastępczego symbolu seksu, w cieniu Troi:

Po TNG trudno ją inaczej postrzegać, chociaż "Remember Me" to był naprawdę dobry odcinek.

Q__:
Nawet jeśliby się zgodzić z tą opinią o bohaterach TNG, to przyznasz, że Picard i Data starczą z nawiązką za całą resztę... Może nawet z całego Treka...

Niestety nie, dwie postaci nie wystarczą, żeby "obsłużyć" cały 7-sezonowy serial. Jeżeli się wymaga od serialu dużego bogactwa i złożoności również w sferze obyczajowej (a ciekawe wątki obyczajowe wymagają ciekawych charakterów, jak dla mnie), to bez dobrze zbudowanych postaci ani rusz.

Q__:
Postacie, które mogą próbować się z nimi równać w reszcie ST zliczę na palcach jednej ręki - McCoy, Spock - raczej filmowy niż, nierówno prowadzony, serialowy, Kira, może EMH, ale tylko może... bo z cienia Daty trudno wyjść, zwł. gdy się bazuje na baśniowej, a słabo wykorzystanej, technologii, Dukat - pewnie miałby szansę, gdyby go nie popsuli tak gwałtownie, Garak - gdyby był wiarygodniejszy jako Obcy, bo - choć fascynujący - w zasadzie robi często za przegiętego Zuego w stylu mirror, tyle, że po naszej stronie...

Widzę tu usilną negację. Odrzucasz EMH, bo Data... jest Datą, Dukata wcale nie zepsuli tak wcześnie (chyba dopiero w 7 sezonie), więc dlaczego go nie zaliczać ? A zarzutu do Garaka już zupełnie nie rozumiem, ja to się ma do bogactwa jego charakteru ?
Q__
Moderator
#157 - Wysłana: 16 Paź 2015 18:47:08
Korrd

Korrd:
Co innego Paris w "Caretakerze", tam od razu dostaliśmy postać i z przeszłością, i z określonym charakterem.

Tylko zauważ, że jest to w sumie osobowość Locarno, tyle, że Locarno, który posiedział parę lat w tej kolonii karnej, a wcześniej miał jeszcze parę dodatkowych przeżyć (epizod w Maquis choćby)...

Korrd:
Jak na razie tylko TOS (czasy kinówek) i dwie książki z Enterprise.

Jakie tytuły, i jakie z nich wrażenia?

Korrd:
Po TNG trudno ją inaczej postrzegać, chociaż "Remember Me" to był naprawdę dobry odcinek.

Hmm... Faktem jest, że świetny "Before and After" nie spowodował,że cieplej spojrzałem na pozostałe występy Kes, więc Cię rozumiem... Choć Bev akurat lubię...

Korrd:
Jeżeli się wymaga od serialu dużego bogactwa i złożoności również w sferze obyczajowej (a ciekawe wątki obyczajowe wymagają ciekawych charakterów, jak dla mnie), to bez dobrze zbudowanych postaci ani rusz.

Tylko, że ja się niekoniecznie Roddenberry'emu dziwię, że od obyczajowości uciekał... Raz - nie jest typowa dla hard SF (w której paradygmacie, acz nie w standardach naukowej jakości, niestety TNG się mieści). Dwa... trudno jest pokazać utopię w działaniu (choć Strugackim, Banksowi i wczesnemu Lemowi nawet się udało)... Nie dziwi mnie w sumie, że gdy poszli w obyczajowość zrobiło się zaraz dość współcześnie...

Korrd:
Widzę tu usilną negację. Odrzucasz EMH, bo Data... jest Datą

Usilną? Nie... Uważam, że EMH jest dobrą - nawet świetną - postacią, tylko po pierwsze nie jest pierwszą Trekową Sztuczną Inteligencją i Data zdążył sprzątnąć dla siebie sporą część związanych z problemem bycia sztucznym tematów, po drugie nazbyt często wychodzi jego technologiczna buraczaność - i nawet nie w tym, że jest z fotonów, to łykam, bardziej w tym np., że nie wyciąga się z tej jego specyficznej kondycji wniosków, ba on sam utożsamia się z tym swoim nietrwałym holo-ciałem, a nie z programem, który tak naprawdę go stanowi, że nie zadaje sobie tych pytań, które stawiali sobie Harey z "Solaris" czy Peter z "Dzieci umysłu" - jeśli czuje się ludzki, albo - przeciwnie - nie afirmuje swojej odmienności, jeśli woli pójść w kierunku Daty (tak, Data chciał "być człowiekiem", ale wiele razy sam przypominał o swojej odmienności i jedyności-w-swoim-rodzaju) i HALa...
On jakby, choć przecież inteligentny, amputował sobie warstwę filozoficznej refleksji... a i reszta załogi tych - związanych z nim - pytań sobie nie zadaje...

Korrd:
Dukata wcale nie zepsuli tak wcześnie (chyba dopiero w 7 sezonie), więc dlaczego go nie zaliczać ?

Zgoda. Zepsuli go późno, ale zepsuli go tak bardzo, że - w moich oczach - pogrążyło to w dużym stopniu genialnie (tak, przyznaję to!) napisaną postać z sezonów wcześniejszych... On powinien był zabić się, albo nie wyjść z katatonii po wydarzeniach "Sacrifice of Angels", góra zginąć w epizodzie "Waltz"...*

* "Waltz" właśnie go psuje, a to jest jeszcze połowa szóstego sezonu... potem na chwilę dostajemy Dukata w starym stylu - ale jakby nie poruszonego przez przebytą tragedią - "Wrongs Darker Than Death or Night" - a potem, w ostatnim odcinku szóstego sezonu ("Tears of the Prophets"), zaczyna się kiepski komiks z jego udziałem...

("Waltz" to był zresztą odcinek oparty na b. dobrym zamyśle, tylko wykonanie kompletnie - IMO - błędne.)

Korrd:
A zarzutu do Garaka już zupełnie nie rozumiem, ja to się ma do bogactwa jego charakteru ?

Ano tak, że wydaje mi się, jak napisałem, że przypomina bohaterów z mirror universe, których zasady (z wyjątkiem DS9, co ciekawe) bywają tak przegięte, że aż się zdaje niemożliwym przetrwanie społeczeństwa - czy nawet jednostki - je wyznających. Garak bywa świetnym diabłem kusicielem dla aniołków z GF, ale nie jestem pewien, czy jest realistyczny, nawet gdy przyjmiemy realność zaistnienia Trekowych humanoidów...
Korrd
Użytkownik
#158 - Wysłana: 21 Paź 2015 13:42:30
Q__:
Tylko zauważ, że jest to w sumie osobowość Locarno, tyle, że Locarno, który posiedział parę lat w tej kolonii karnej, a wcześniej miał jeszcze parę dodatkowych przeżyć (epizod w Maquis choćby)...

Być może jesteśmy tu zgodni. Mnie chodzi o porównanie (ile Locarno w Parisie, a ile Parisa w Locarno), o ile w postaci Parisa zawiera się cała postać Locarno, tak poznając samego Locarno nie poznalibyśmy Parisa nawet w ułamku tak dobrze, jak go poznaliśmy w "Caretakerze".

Q__:
Jakie tytuły, i jakie z nich wrażenia?

TOS: "Excelsior: Forged in fire" - całkiem ciekawa historia, dobrze zachowany klimat okresu schyłkowego Kirka no i trzeba przyznać, że autorzy nawet umiejętnie włączają do książki bohaterów drugoplanowych ze świata ST, nie sprawiając przy tym wrażenia, że robią to po to, aby za wszelką cenę wypełnić ją znanymi postaciami (nie będę ich wymieniał, bo jest ich sporo). Zarzut mam jeden: na początku książka jest przesadnie rozbudowana, skacze po różnych epokach i wątkach, chociaż uważam, że całość nie wymagała aż takiego wprowadzenia.
"Recovery" - dzieje się jakoś krótko przed TMP. Dość dobrze przedstawiono admirała Kirka ubolewającego nad tym, że marnuje się w HQ, nawet ciekawy pomysł na akcję, niestety sama intryga - moim zdaniem - okazała się zbyt banalna. Ale czyta się znakomicie, warto też ze względu na unikalny klimat TMP oraz niepowtarzalną okazję "zobaczenia" admirała Nogora W pozostałych rolach: cmdr. Sonak, dr. McCoy i (szczerze pisząc zupełnie niepotrzebny) Mr. Spock.

ENT: "The Good that men do" - warto docenić ile wysiłku autorzy włożyli w to, żeby odkręcić głupoty z "These are the voyages" oraz z niektórych odcinków ENT, z czasem książka wychodzi na prosta, a następny tom jest podobno bardzo udany.
"Romulan War: Beneath the raptor's wing - długie, nudne, głupawe i przewidywalne, ogółem: beznadziejne. Strata pieniędzy i przede wszystkim czasu.

Q__:
Choć Bev akurat lubię...

Z tego co pamiętam, to jest w Twoim typie, więc możesz być nieobiektywny :P

Q__:
ja się niekoniecznie Roddenberry'emu dziwię, że od obyczajowości uciekał... Raz - nie jest typowa dla hard SF

Wada hard s.f., którą IMO można zwalczać, nie naruszając przy tym istoty gatunku.

Q__:
On jakby, choć przecież inteligentny, amputował sobie warstwę filozoficznej refleksji... a i reszta załogi tych - związanych z nim - pytań sobie nie zadaje...

Wydawało mi się, że ten motyw był wszechobecny w serialu, ale dawno temu to oglądałem...

Q__:
Zgoda. Zepsuli go późno, ale zepsuli go tak bardzo, że - w moich oczach - pogrążyło to w dużym stopniu genialnie (tak, przyznaję to!) napisaną postać z sezonów wcześniejszych... On powinien był zabić się, albo nie wyjść z katatonii po wydarzeniach "Sacrifice of Angels", góra zginąć w epizodzie "Waltz"...*

Tak, ale stworzyli bardzo dobrą postać. Potrafili, najtrudniejsze zrealizowali, a to, że ją potem zepsuli, cóż... szkoda, ale zawsze można powiedzieć, ze "wczesny Dukat" (a nawet "większościowy" ;)) może się równać z Twoimi faworytami.

Q__:
Garak bywa świetnym diabłem kusicielem dla aniołków z GF, ale nie jestem pewien, czy jest realistyczny, nawet gdy przyjmiemy realność zaistnienia Trekowych humanoidów...

Dla mnie był przekonujący, właśnie jako postać "po ludzku" zła. Źli ludzie rzadko kiedy są do końca źli (wtedy to zwykle psychopaci). Oni po prostu mają kilka paskudnych cech, istniejących obok tych zwyczajnych, które, dopóki nie wystąpią pewne okoliczności, mogą się przez długi czas nie ujawniać.
Eviva
Użytkownik
#159 - Wysłana: 21 Paź 2015 14:48:04
Korrd:
Q__:
Garak bywa świetnym diabłem kusicielem dla aniołków z GF, ale nie jestem pewien, czy jest realistyczny, nawet gdy przyjmiemy realność zaistnienia Trekowych humanoidów...

Dla mnie był przekonujący, właśnie jako postać "po ludzku" zła

Garak nie był zły. Był amoralny, na to zgoda, a raczej był takim w naszych oczach. Nie nazwałabym go jednak złą istotą. Wbrew pozorom lepsze cechy u niego przeważały, co próbował skrzętnie ukryć.
Korrd
Użytkownik
#160 - Wysłana: 21 Paź 2015 16:09:54
Eviva:
Garak nie był zły. Był amoralny, na to zgoda, a raczej był takim w naszych oczach. Nie nazwałabym go jednak złą istotą. Wbrew pozorom lepsze cechy u niego przeważały, co próbował skrzętnie ukryć.

Taaak, trochę uprościłem, ale o to mi chodziło.
Q__
Moderator
#161 - Wysłana: 21 Paź 2015 18:21:48 - Edytowany przez: Q__
Korrd

Korrd:
Być może jesteśmy tu zgodni. Mnie chodzi o porównanie (ile Locarno w Parisie, a ile Parisa w Locarno), o ile w postaci Parisa zawiera się cała postać Locarno, tak poznając samego Locarno nie poznalibyśmy Parisa nawet w ułamku tak dobrze, jak go poznaliśmy w "Caretakerze".

Tak, jesteśmy zgodni, rzecz jasna.

Korrd:
Ale czyta się znakomicie, warto też ze względu na unikalny klimat TMP

Chyba mi właśnie skutecznie poleciłeś tę powieść.

Korrd:
ENT: "The Good that men do" - warto docenić ile wysiłku autorzy włożyli w to, żeby odkręcić głupoty z "These are the voyages" oraz z niektórych odcinków ENT,

Oczywiście wiadomo odkręcenie czego najbardziej mamy na myśli.

Korrd:
Z tego co pamiętam, to jest w Twoim typie, więc możesz być nieobiektywny :P

Kolorem włosów - owszem. Osobowościowo - stanowczo niekoniecznie... Ciepła, ale (zazwyczaj) bez tego pazura, który tak lubię np. u Kiry...

Korrd:
Wada hard s.f., którą IMO można zwalczać, nie naruszając przy tym istoty gatunku.

W sumie - tak. Dowodem Lem, Robinson czy nawet Watts z Benfordem...

Korrd:
Wydawało mi się, że ten motyw był wszechobecny w serialu, ale dawno temu to oglądałem...

A to zależy jak to zinterpretujemy... "Nieprawdziwość" swojego "człowieczeństwa" Doctor - owszem - odczuwa stale, ale - z tego co pamiętam - nie schodzi to nigdy na poziom elementarnych, fizycznych różnic... EMH nie mówi sobie: software'm, jestem to holo-ciało to dodatek...

Owszem, nie każdy też człowiek mówi sobie: jestem zgęstkiem molekuł, zbiorowiskiem komórek, produktem warunków społecznych itd. Ale od bohatera Treka akurat oczekiwałbym takich refleksji...

Korrd:
zawsze można powiedzieć, ze "wczesny Dukat" (a nawet "większościowy" ;)) może się równać z Twoimi faworytami.

Może. Jest ciekawym studium tego, co czyni człowieka złym, stawiającym samego siebie poza szansą na konstruktywny dialog...

Korrd:
Dla mnie był przekonujący, właśnie jako postać "po ludzku" zła.

Mnie jednak to wychwalanie kłamiącego pastuszka czy chwalenie Noga za to, że się boi mieć go za plecami wydawało dość komiksowe. I stanowiło skazy na portrecie tej - owszem, b. ciekawej i budzącej moją niejaką sympatię - postaci.

Eviva

Eviva:
Garak nie był zły. Był amoralny, na to zgoda, a raczej był takim w naszych oczach. Nie nazwałabym go jednak złą istotą. Wbrew pozorom lepsze cechy u niego przeważały

Powiedziałbym nawet, że była to wbrew pozorom ta nowa, lepsza, "bardziej ludzka" twarz Cardassii...
Korrd
Użytkownik
#162 - Wysłana: 22 Paź 2015 10:15:57
Q__:
Kolorem włosów - owszem. Osobowościowo - stanowczo niekoniecznie... Ciepła, ale (zazwyczaj) bez tego pazura, który tak lubię np. u Kiry...

Żadna z nich nie jest w moim typie, ale się zgodzę - w Beverly podoba mi się kolor włosów (i tak naprawdę tylko to), a w Kirze temperament.

Q__:
EMH nie mówi sobie: software'm, jestem to holo-ciało to dodatek...

EMH jest technologicznie bardziej zaawansowany od Daty (należy tak przypuszczać, ponieważ jest nowszą technologią), co może mieć wpływ na jego "poczucie człowieczeństwa", o ile twórcy/programiści uznali takie cechy u AI za ważne. W przypadku konstruowania sztucznego lekarza rzeczywiście mogło tak być.

Q__:
Owszem, nie każdy też człowiek mówi sobie: jestem zgęstkiem molekuł, zbiorowiskiem komórek, produktem warunków społecznych itd. Ale od bohatera Treka akurat oczekiwałbym takich refleksji...

Nie ma sensu odgrzewać starego kotleta, Data to wałkował przez 7 sezonów i w jeszcze w dwóch kinówkach. Mimo to EMH wielokrotnie zwracał uwagę na swoją fotoniczną "fizyczność" i co ciekawe zwykle był z niej zadowolony (przynajmniej od czasu przenośnego holoemitera).
Q__
Moderator
#163 - Wysłana: 22 Paź 2015 12:06:55 - Edytowany przez: Q__
Korrd

Korrd:
o ile twórcy/programiści uznali takie cechy u AI za ważne. W przypadku konstruowania sztucznego lekarza rzeczywiście mogło tak być.

Tylko czy twórcy - Zimmerman i reszta, znaczy - pisali go świadomym i czującym się człowiekiem? Śmiem wątpić, bo nie widzę celowości... Stawiałbym raczej na program diagnostyczny ze sporą bazą danych i fikuśnym interface'm... No, chyba, że robotę powierzono komputerowi, który zinterpretował komendę, jak ją zinterpretował - tzn. powtórzyła się historia Moriarty'ego...

(Pamiętajmy zresztą jak przedmiotowo Zimmerman odnosił się do hologramów...)

Korrd:
Nie ma sensu odgrzewać starego kotleta, Data to wałkował przez 7 sezonów i w jeszcze w dwóch kinówkach.

Nie zgodzę się z Tobą... Natura EMH była - od strony technicznej - znacznie bardziej rewolucyjna niż natura Daty (tak jak człowiek ograniczonego do jednego, stałego, podatnego na zniszczenie, ciała). Tu powinny wejść wszystkie postludzkie dylematy znane z twórczości Egana, a nie weszły...

Korrd:
Mimo to EMH wielokrotnie zwracał uwagę na swoją fotoniczną "fizyczność" i co ciekawe zwykle był z niej zadowolony (przynajmniej od czasu przenośnego holoemitera).

A jednak zamiast iść w przenośny holoemiter, który - paradoksalnie - dał EMH jedno, konkretne, ciało (stał się nim ów emiter właśnie), powinni byli pójść w sieć emiterów rozproszonych po statku, dla podkreślenia, że to nie jest człowiek, a zupełnie inny - pod pewnymi względami potężniejszy, mający więcej możliwości - rodzaj istoty... To, że potrafił sobie doprogramować włosy czy zdolności dowódcze to - doprawdy - zaledwie muśnięcie wiążącej się z nim domyślnie tematyki...

(Inna sprawa, że EMH jest dobrą postacią - nie wycofuję się z tego - i to jest właśnie paradoks, może nawet b. charakterystyczny dla VOY, że można być zarazem tak - pod pewnymi względami - genialnie pomyślanym i underdeveloped zarazem, bo z założeń nie wynikają ich logiczne konsekwencje. A przy tym - w tym konkretnym wypadku - świetnie dawać radę mimo to. To chyba kwestia talentów aktorskich Picardo, po prostu.)
Eviva
Użytkownik
#164 - Wysłana: 22 Paź 2015 13:32:34
Q__:
Powiedziałbym nawet, że była to wbrew pozorom ta nowa, lepsza, "bardziej ludzka" twarz Cardassii...

Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa nie wszyscy Kardassjanie muszą być źli. Mówi o tym odcinek "Duet", mówi i sama postać Garaka. A prawdopodobnie takich jest wiele więcej, ale my znamy głownie wojskowych i polityków.
Q__
Moderator
#165 - Wysłana: 22 Paź 2015 13:49:26
Eviva

Eviva:
Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa nie wszyscy Kardassjanie muszą być źli.

Ależ oczywiście... Mamy Ziyal, mamy przemianę Damara... Nigdy nie zakładałem, że Cardassianie to czyste, homogenizowane, Zuo.
Korrd
Użytkownik
#166 - Wysłana: 22 Paź 2015 14:21:51
Q__:
Tylko czy twórcy - Zimmerman i reszta, znaczy - pisali go świadomym i czującym się człowiekiem? Śmiem wątpić, bo nie widzę celowości...

Twórcy mogli uznać, że lekarz, oprócz profesjonalizmu, powinien wykazywać pewien poziom empatii, a do tego potrzeba być istotą świadomą i czującą. Stąd EMH musiał mieć przynajmniej potencjał do rozwinięcia tych cech. I tu tak naprawdę Doktor przyćmił Datę, u którego kwestię tę spłycili do wmontowania chipu emocji, u Doktora z kolei możemy obserwować postępujący rozwój tych cech.

Q__:
Natura EMH była - od strony technicznej - znacznie bardziej rewolucyjna niż natura Daty (tak jak człowiek ograniczonego do jednego, stałego, podatnego na zniszczenie, ciała). Tu powinny wejść wszystkie postludzkie dylematy

Ciągle mam wrażenie, że to się przewijało przez serial. W końcu obejrzę go po raz drugi, bo po 10 latach coraz trudniej wskazywać konkrety :/

Q__:
A jednak zamiast iść w przenośny holoemiter, który - paradoksalnie - dał EMH jedno, konkretne, ciało (stał się nim ów emiter właśnie), powinni byli pójść w sieć emiterów rozproszonych po statku, dla podkreślenia, że to nie jest człowiek, a zupełnie inny - pod pewnymi względami potężniejszy, mający więcej możliwości - rodzaj istoty...

Rozstawienie holoemiterów na całym Voyagerze to chyba "kosztowna" i potencjalnie zawodna inwestycja. Ten pomysł był grany w "Projections" chyba, co prawda nie działo się to naprawdę, ale pokazało, że taki pomysł musiał być przynajmniej brany po uwagę. Rozwiązanie z przenośnym holoemiterem wydaje mi się dużo bardziej praktyczne, dziwię się tylko, że potrzeba było aż technologii z XXIX wieku.

Q__:
To, że potrafił sobie doprogramować włosy czy zdolności dowódcze to - doprawdy - zaledwie muśnięcie wiążącej się z nim domyślnie tematyki...

Doktor bardzo często majstrował przy swoim programie. Oprócz tego, o czym wspomniałeś, dodawał sobie cechy osobowości postaci historycznych, programował sobie choroby, śnił na jawie... tyle przynajmniej pamiętam.
reyden
Użytkownik
#167 - Wysłana: 22 Paź 2015 15:16:41
Co do holoemiterów na całym Voyagerze - już raz tak zrobili , co prawda nie Fedki ale Hirogeni w odcinku Killing Game .

Jako tako to działało , tyle że to była jedna wielka prowizorka .
Q__
Moderator
#168 - Wysłana: 22 Paź 2015 20:08:30 - Edytowany przez: Q__
Korrd

Korrd:
Twórcy mogli uznać, że lekarz, oprócz profesjonalizmu, powinien wykazywać pewien poziom empatii, a do tego potrzeba być istotą świadomą i czującą.

Chyba nie... Po pierwsze Zimmerman traktował jednak hologramy jak rzeczy (czyli nie myślał o nich w kategorii istot), po drugie tworzenie istot rozumnych po sprawie Daty (a także Moriarty'ego , nanitów czy Exocompów) - jak sądzę - nie byłoby prowadzone tak niefrasobliwie...

Korrd:
I tu tak naprawdę Doktor przyćmił Datę, u którego kwestię tę spłycili do wmontowania chipu emocji, u Doktora z kolei możemy obserwować postępujący rozwój tych cech.

Tu zgoda, acz przyćmił Datę późnego... Wprowadzenie tego chipu u Daty o było jak wiadoma przemiana Dukata - rozwalenie jawną durnotą czegoś, co budowało się parę sezonów b. subtelnymi metodami... Fakt, że Dukata popsuto później - i głębiej...

Korrd:
Ciągle mam wrażenie, że to się przewijało przez serial. W końcu obejrzę go po raz drugi, bo po 10 latach coraz trudniej wskazywać konkrety

W sumie to chyba powinniśmy sobie wszyscy, gremialnie, forumowo, urządzić oglądanie Treka na nowo, po kolei... Ileż tematów do dyskusji by to zaraz zrodziło... Tylko czy znajdziemy po temu wolę... i czas...

Korrd:
Rozwiązanie z przenośnym holoemiterem wydaje mi się dużo bardziej praktyczne

W warunkach voyagerowego kryzysu surowcowego - owszem. Ale też amputuje sporo ciekawych zagadnień związanych z EMH, przywiązując go w sumie do konkretnego "ciała", a mógł być bardziej jak Puppet Master z GITS...*

* kojarzysz zapewne?
http://ghostintheshell.wikia.com/wiki/Puppet_Maste r
http://www.youtube.com/watch?v=NJtl95R3tf8

Korrd:
dziwię się tylko, że potrzeba było aż technologii z XXIX wieku

Fakt, XXV by wystarczył...

Korrd:
Doktor bardzo często majstrował przy swoim programie. Oprócz tego, o czym wspomniałeś, dodawał sobie cechy osobowości postaci historycznych, programował sobie choroby, śnił na jawie... tyle przynajmniej pamiętam.

Oczywiście... Ale to przecież wierzchołek góry lodowej... Mógł się zacząć manifestować holograficzną piłką, albo zrobić z siebie - choćby w ramach jakiejś manifestacji - idealną repliką samej Kaśki Janeway, mógł osiąść na stałe w komputerze Voyagera rozrastając się w jego pamięci i czyniąc cały statek swoim ciałem... Mógł przeskakiwać do komputerów nieprzyjaznych Obcych i sabotować je... Mógł - nie tylko w "Living Witness" - występować w różnych kopiach... Mógł robić miliony rzeczy... A tak naprawdę eksperymentował tylko nieśmiało z człowieczeństwem...

Owszem, da się powiedzieć, że dokonał takiego, czy innego wyboru, albo, że program go ograniczał tak, że nie śmiał się wychylać czy też nie umiał wyobrazić sobie innych opcji, ale... szkoda tego potencjału...

reyden

reyden:
Co do holoemiterów na całym Voyagerze - już raz tak zrobili
/.../
Jako tako to działało , tyle że to była jedna wielka prowizorka .

No właśnie.
Korrd
Użytkownik
#169 - Wysłana: 23 Paź 2015 11:21:02
Q__:
Chyba nie... Po pierwsze Zimmerman traktował jednak hologramy jak rzeczy (czyli nie myślał o nich w kategorii istot), po drugie tworzenie istot rozumnych po sprawie Daty (a także Moriarty'ego , nanitów czy Exocompów) - jak sądzę - nie byłoby prowadzone tak niefrasobliwie...

To jak Zimmerman traktował hologramy nie musiało mieć wpływu na jak napisano program, aby dobrze wykonywał swoją robotę. Gdyby natomiast przypadek Daty wywołał takie reperkusje, o jakich piszesz, to zapewne w ogóle zaprzestano by prac w tej dziedzinie.

Q__:
W sumie to chyba powinniśmy sobie wszyscy, gremialnie, forumowo, urządzić oglądanie Treka na nowo, po kolei... Ileż tematów do dyskusji by to zaraz zrodziło... Tylko czy znajdziemy po temu wolę... i czas...

Gdyby to była fanowska impreza w konwencji maratonu, to nawet bym się na nią ruszył :D

Q__:
Fakt, XXV by wystarczył...

Jak dla mnie, to i w XXIV powinni dać sobie z tym radę. Pewnie chodziło o to, że przeszkodą była tak dalece zaawansowana miniaturyzacja i problem z dostarczeniem energii, ale gdyby w serialu w warunkach XXIV wieku stworzyli taki przenośny holoemiter, również byłoby to do kupienia.

Q__:
Mógł się zacząć manifestować holograficzną piłką

W jednym odcinku skurczył się do takich rozmiarów i proporcji, że wyglądał jak piłka ;)

Q__:
zrobić z siebie - choćby w ramach jakiejś manifestacji - idealną repliką samej Kaśki Janeway

Było w "Renaissance Man".

Q__:
osiąść na stałe w komputerze Voyagera rozrastając się w jego pamięci i czyniąc cały statek swoim ciałem...

Trudno byłoby to nazwać wykorzystaniem jego potencjału, jako istoty holograficznej. Równie dobrze można by tego oczekiwać od Daty.
Czy przypadkiem Dr. Soong w którymś z odcinków TNG nie "przesłał się" z Daty do komputera ?

Q__:
Mógł przeskakiwać do komputerów nieprzyjaznych Obcych i sabotować je...

Nie wiem, czy jego program byłby kompatybilny z komputerami obcych. Za to przeskakiwał na inne statki Floty ("Message in a bottle" oraz "Equinox"), z tym że nie miał ich po co sabotować.

Q__:
Mógł - nie tylko w "Living Witness" - występować w różnych kopiach...

To chyba technologicznie wykluczono, trudno sobie wyobrazić, żeby z holoemitera wychodziło więcej postaci. Ewentualnie widziałbym taką możliwość w holodecku, w mniejszym stopniu w ambulatorium.
Q__
Moderator
#170 - Wysłana: 23 Paź 2015 13:15:08 - Edytowany przez: Q__
Korrd

Korrd:
To jak Zimmerman traktował hologramy nie musiało mieć wpływu na jak napisano program, aby dobrze wykonywał swoją robotę.

Ne do końca... Skoro Zimmerman zakładał, że jego hologramy są nieświadome, nie zajmował się takim ich parametrem jak świadomość - z definicji. Tj. nie programował jej celowo, mogła mu wyjść jako efekt uboczny najwyżej.

Wspomnijmy zresztą odcinek "The Swarm", z którego dowiadujemy się, że EMH został celowo napisany na parę lat działania zaledwie. Warte odnotowania jest też co powiedział tam doktor Zimmerman (a konkretnie jego... holograficzna kopia, jak na ironię) do swojego dzieła:

"Look at all this useless information floating around your buffer: friendships with the crew, relationships with... women? Do they find you attractive?"

To stanowczo nie wygląda na standardowy Federacyjny szacunek dla wszelkich form życia rozumnego...

Korrd:
Gdyby natomiast przypadek Daty wywołał takie reperkusje, o jakich piszesz, to zapewne w ogóle zaprzestano by prac w tej dziedzinie.

Heh, czyli musimy poważnie się zastanowić nad opcją buraka, bo poza procesem o prawa Daty był jeszcze przypadek Moriarty'ego, znany - wedle słów Łysego - Starfleet's most experienced theoretical scientists. Dziwne, by to wszystko nie wywołało potężnego impaktu w kręgach programistów...

Korrd:
Gdyby to była fanowska impreza w konwencji maratonu, to nawet bym się na nią ruszył :D

Można o czymś takim pomyśleć, choć póki co cały czas marzy mi się byśmy się zabrali za symultaniczne oglądanie jako forumowicze.

Korrd:
Jak dla mnie, to i w XXIV powinni dać sobie z tym radę.

Na zdrowy rozum - owszem. Na rozum kanoniczny - niekoniecznie (bo inaczej ci Starfleet's most experienced theoretical scientists by to jeszcze Moriartemu zaproponowali...).

Korrd:
W jednym odcinku skurczył się do takich rozmiarów i proporcji, że wyglądał jak piłka ;)

No, dobra, ale humanoidalny kształt zachował...

Korrd:
Było w "Renaissance Man".

Korrd:
Nie wiem, czy jego program byłby kompatybilny z komputerami obcych. Za to przeskakiwał na inne statki Floty ("Message in a bottle" oraz "Equinox"), z tym że nie miał ich po co sabotować.

Pierwszą rzecz mi przypominałeś, o drugiej pamiętałem nawet... Ale ok, przekonałeś mnie, że trochę tego było (i bardzo dobrze zresztą)... Tyle tylko, że - jak dla mnie - wciąż było tego za mało. Rozumiem, że udział Picardo w zdarzeniach by na tym ucierpiał, ale to się o takie rozwinięcia - po prostu - prosiło...

Korrd:
Trudno byłoby to nazwać wykorzystaniem jego potencjału, jako istoty holograficznej. Równie dobrze można by tego oczekiwać od Daty.

Tylko, że to jest właśnie dziwne, że utożsamiasz go tu (i chyba również scenarzyści tak robili... on sam) z pojawiającymi się i znikającymi konstruktami z fotonów, a nie z komputerowym softwarem, który w pewnych okolicznościach się tymi konstruktami demonstrował... w/w Moriarty np. przeżył jako sam soft chyba większość swojego życia (tego, o którym wiemy, bo co się zdarzyło po "Ship in a Bottle" możemy tylko domniemywać).

Korrd:
To chyba technologicznie wykluczono, trudno sobie wyobrazić, żeby z holoemitera wychodziło więcej postaci.

Tylko, że ja go traktuję jako soft. Jedna kopia zapasowa tego softu wpadła w ręce Kyrian jak wiemy, a przecież mogło ich być więcej - powiedzmy - jedna doskonali wiedzę medyczną ćwicząc w holodecku, druga leczy w ambulatorium, trzecia - w mobilnym emiterze towarzyszy zwiadowi, czwarta sabotuje wraży korab , a potem najwyżej scalają się i łączą doświadczeniami. Coś jak w williamsowym "Lete"...

EDIT:
Popatrz zresztą na pewną scenę z b. słabego - acz ładnego wizualnie - filmu i pokazaną tam SI z holograficznym interface'm, znacznie prymitywniejszą niż EMH:
http://www.youtube.com/watch?v=4eouFz770I4
Nawet tam umiano pokazać pewne przewagi tworu tego typu nad człowiekiem i jego od człowieka odmienność. (BTW. Skoro Vox potrafił otwierać wokół siebie okienka, czemu Doctor nie potrafił ilustrować swoich wywodów otwieranymi w powietrzu trójwymiarowymi hologramami w stylu wczesnego TNG?)
Q__
Moderator
#171 - Wysłana: 14 Mar 2016 15:57:32
Subiektywny ranking bohaterów TOS (spierać można się tylko o kolejność):
http://www.thingswebs.com/#!TOP-TEN-STAR-TREK-THE- ORIGINAL-SERIES-CREW-MEMBERS/phve1/56b8d41c0cf2fb0 f6ff50e6b
Pleiades
Użytkownik
#172 - Wysłana: 12 Sty 2018 17:09:48 - Edytowany przez: Pleiades
Q_ mi pozwolił niegdyś na nekromancję, czyli wskrzeszanie starych tematów na forum, a więc robię to, ponieważ warto by było, abym dodała tutaj mój osobisty wybór (chociaż już o moich ukochanych postaciach już niedawno pisałam, ale - teraz tak dla porządku w odpowiednim temacie). Wskrzeszę też temat o nielubianych postaciach.

No to czas na moją listę, pewnie wg niektórych będzie dziwna ;)

1. Lore - kocham miłością wielką, od 18 lat <3 Pisałam już dlaczego...
2. Worf - zawsze miałam słabość do Klingonów, a w tym zadurzyłam się, gdy byłam w wieku młodzieńczym Uwielbiam jego filozofię życiową, mądre teksty, a czasami narwanie wojownika
3. Seven of Nine - za to, jak się rozwijała podczas VOYa, za jej walkę o to, aby być lepszą i bardziej zrozumiałą przez innych.
4. Kathryn Janeway - ja wiem, że Q_ nazwał to mirror gustem, ale naprawdę kochałam ją od pierwszych odcinków - za piękno i opiekuńczość w stosunku do wszystkich ("matkowanie" innym, jak to można określić)
5. Data - no to chyba jasne. Jego quest ku człowieczeństwu jest.. intrygujący. Oczywiście mówię o Dacie w wersji pre-chip (ten chip, wnioskuję z pewnych niuansów fabularnych, to jakieś badziewie od początku było i źle działało), ewentualnie post-chip.
6. Pulaski - i tu wszystkich zadziwię pewnie. Dużo teraz oglądam sezon 2. i uważam tę osobę za postać z wielkim potencjałem. Od pierwszych jej nieładnych tekstów odnośnie Daty (nazwałabym to nawet przemocą psychiczną!) do porozumienia z nim oraz przyjaźni (już w "Elementary..." były tego początki), poza tym ma ciekawe relacje z innymi (w "Icarus Factor" to wyszło), jest współczująca i empatyczna ("Pen Pals", "Peak Performance") i zna się na swojej pracy - pełna profesjonalistka ("Samaritan Snare"). Gdyby została w serialu na dłużej, podejrzewam, że stałaby się jedną z ulubionych postaci fandomu. Serio!
7. Barclay - a jakże! Rewelacyjny facet, czasami mam aż ochotę go przytulić i pocieszyć, zwłaszcza jak jest przez wszystkich odrzucany w "Hollow Pursuits".
8. Q - mogłabym powiedzieć, że paskud z niego, ale taki sympatyczny paskud, który czegoś się wreszcie uczy :P Fajny był dla mnie w VOYu :>
9. Hugh - sympatyczny, no i ma ładną buzię pod tymi implantami Borga. Na poczatku zagubiony i samotny, ale pokazał trochę charakterku w "Descent II" Oj, chciałabym go więcej na ekranie!
resetta
Użytkownik
#173 - Wysłana: 23 Sty 2018 00:35:43 - Edytowany przez: resetta
Wypowiedzialam sie w temacie nielubianych, to chyba wypada i tutaj.
No i oczywiscie dorzucic nowych bohaterow jak i tam.

TOS
Bezapelacyjnie Spock.
Za nim... Siostra Chapel
Dopiero, mimo wszystko po niej Kirk, chociaz irytuje mnie sposob grania aktora w wielu miejscach, to jako postac jest bardzo sympatyczny.
Doca toleruje, rozbawia mine tekstami, ale nigdy nie polubilam go tak szczerze i naprawde.
Uhury prawde mowiac nigdy nie lubilam ani Scottiego jak i calej reszty. Nie to, ze swiadomie nienawidzilam, ale dla mnie moga tam byc jak i nie byc.

NG
Data.
Na poczatku ogladania to byl Picard, ale po latach obcowania z seria i aktorem, to jednak Data zajal u mnie pierwsze miejsce na piedestale.
Tuz za nim jest oczywiscie kapitan.
Poczatkowo lubilam tez Rikera i Crusher, ale po kilku obejrzeniach calosci zaczelam ich nie lubic... Szczegolnie Raikera przez przybieranie na wadze i denerwujace gesty i pozy.
Pulaski nie lubilam poczatkowo na zasadzie kontrastu, ze gdzie ta swietna ruda, a na jej miejsce jakas meska babcia... Z czasem jednak bardzo docenilam te postac, do tego stopnia, ze zalowalam, gdy ruda wrocila.
Troi nie tyle lubilam co mi sie podobala z wygladu, a kiedy po latach zobaczylam jak bardzo aktorka rozni sie od tej postaci, moj szacunek dla jej umiejetnosci i samej postaci jeszcze bardziej urosl.

No i mimo wszystko lubie tez mamusie Troi. Uwazam, ze aktorka gra ja swietnie i sympatycznie, to jest ktos kto mimo irytacji, chyba nie da sie nie lubic.

A i z czasem polubilam tez dosc Q, poczatkowo nie uwazam jego wystapien za udane, ale im dalej tym fajniejsze to bylo i z powodu absurdu i dzieki umiejetnosciom aktora, rzutuje to tez lubieniem w VOY.

Reszta obsady jest mi obojetna poza osobami, ktore wymienilam jako nie lubiane.

VOY
Kaska i jeszcze raz Kaska.
Nie wiem, moze to nie wszyscy odczuwaja, to jakie wrazenie robila taka babka badaska i kapitan ST. Poza tym Kate ma swietny glos do tej roli, taki mesko-damski, cieply i grozny zarazem, swietna figura, chociaz nie piekna, ale bardziej interesujaca w jakis sposob z urody. Pozniej aktorka zaszufladkowana do grania ruskich bab...

Doktor. Nie wiem czy po latach nie wyprzedzil nawet kapitan. Aktora pamietalam jeszcze z Wojny Polnoc Poludnie, nie wiedzialam, ze moze byc taki swietny komediowo. Mimo dosc niewyglednego wygladu wspaniale calym soba zapracowal na polubienie jego postaci, niewazne co mial na twarzy i glowie
Ponadto w przeciwienstwie do wiekszosci was podobalo mi sie, ze dubingowal go Press - polski aktor, ktory jest fizycznie bardzo do niego podobny, a przynajmniej w tym wieku co doc byl.

Indianin mi sie podobal z wygladu, a Seven jako postac, ktora zdetronizowala Volkanina. Tuvok mnie zaskoczyl jako pierwszy czarny Volk i uwazam, ze zostal zupelnie do przyjecia zagrany, nie wzbudzal mojej niecheci.

Kes lubilam odcinkami, np. w tym Hamletowskim i na pewno bardziej niz Kima, ktorego nie lubie w ogole.

DS9
Kira. Quark. Ten drugi ku mojemu zaskoczeniu, bo calej rasy nie cierpie.

Do tej pory TYLKO oni. Worfa nie uwazam za czesc tej serii jako takiego.

ENT
Gadajcie sobie co chcecie, ale uwielbiam i bede uwielbiac Archera. Moze nie jest najlepszym kapitanem ST, jezeli chodzi o ostrosc i rys, ale uwazam, ze dobrze pokazano w nim kogos, komu blizej do XX wieku niz XXIV i kto boryka sie z nieznanym, probujac stosowac sztuczne, przeslodzone startrekowe normy.
W koncu on byl bardziej cywilnym pilotem rzuconym w kosmos niz kims kto ma doswiadczenie po wlasciwie wojskowym szkoleniu... To tak jakbyscie sie czepiali pilota pasazerskiego, ze nie jest swietnym dowodca stacji kosmicznej na krancach galaktyki.
A Bacula byl wtedy jeszcze fajnym miskiem. Moze nie potraficie go zaakpcetowac po innych filmach np. QL. Ja uwazam, ze udalo mu sie w duzym stopniu acz nie calkiem z szufladki wyrwac.

Tipol. Poczatkowo troche mnie irytowala i z wygladu, i z zachowania, ale po jakims czasie docenilam te wersje jej Volkanki. Potrafila byc jednoczesnie volkanska i ludzka, ladnie rzucic sarkazmem z powazna mina, modelka, nie modelka, dala rade jako aktorka.

Sato. Przejaskrawiona momentami, ale calosciowo w sumie sympatyczna i wazna postac, a chyba niedoceniania jako ta, ktora wiecej wlozyla w legende ST niz jej koledzy.

DSC
Cesarzowa.
Nie kapitan Gorgiu, ktora jest zbyt sztuczna o ironio w porownaniu do takiej stylizowanej badaski.
No, ale kapitan tez ogolnie lubie bo aktorka, ale uwielbiam wersje mirrorowa.

Lorca.

Obie postaci, przyznaje chyba bardziej lubie za aktorow niz za postaci, ktorymi sa, ale sa przynajmniej najlepiej tam rozpisane i wyraziste, konsekwentne. Cala reszta albo mnie irytuje, albo jest nijaka, albo sie miotaja jak dzieci we mgle, albo jest antypatyczna i to w sposob taki, ze nie da sie ich za te antypatycznosc lubic jak jest w przypadku ww. dwoch osob.

Widze, ze filmy uwazacie za cos oddzielnego do oceniania.
Starej obsady nie bede stopniowac, dla mnie to nie ma sensu, sa tacy sami jak w serialu.
Inni moga byc tylko z winy scenariusza, rezysera i zawirowan produkcyjnych, co ignoruje.
Co d nowej bezaapelacyjnie Nowy Bones, o czym juz gdzies tam pisalam, bo uwazam, ze Urban, nie tylko ulubiencem moim bedac, doskonale przygotowal sie do roli.
I wlasciwie to juz wszyscy, bo o ile w pierwszym filmie NScottiego lubilam, to dalej juz przestalam, wrecz do irytacji w ostatniej odslonie.
Zacharego nie akcetuje jako Spocka, nie pasuje mi juz, mimo staran, jest za tlusty i nie cierpie go od czasow Heroes.
Kirk nie zdobedzie moich cieplych uczuc tak dlugo jak bedzie grany przez tego aktora. Reszta mi powiewa zwiedlym kalafiorem.

I jak wy tak mieszacie sobie te seriale, to ja dorzuce ORV
Lubie kapitana i jego ex, Seth opanowal swoja manieryke, dosc dobrze wyglada, jest sympatyczny w roli kapitana i ja wam powiem, ze jemu dosc blisko do Archera, blizej niz do innych kapitanow ze ST.
Byc moze dlatego, ze mial bezposrednia stycznosc wlasnie z ENT?

Doktorka, przynajmniej z poczatkowych odcinkow z robieniem jej na Yode i sarkastyczke, bo pozniej sporo traci u mnie jako mamuska oraz ma coraz mniej do powiedzenia.

Zdecydowanie zas, zeby juz nie doklejac sie w trmacie nielubienia, nienawidze dwoch ciolkow nawigatorsko-pilociarskich i nie polubie juz raczej. Ciesze sie, ze czarny na razie schowany w maszynowni, w ktorej to od poczatku nienawidzilam wrecz glownego mechanika i dobrze, ze polecial z obsady, znaczy sie aktorowi zle nie zycze, ale jakos nie moglam go scierpiec na ekranie.

Nie potrafie tez polubic Moclan, mimo dobrego podejscia z pokazywaniem tej rasy ani wciaz nie przekonuje sie do ochroniarki, nawet mimo zmian i zlagodzenia jej charakteryzacji... No nie pasuje mi taki ktos.
Robot za to jest swietna, ale jedynie kalka Daty, bez jego geby i aktora, tak wiec nie moge go zaliczyc do postaci lubianych, musze odlozyc go na bok.
A i irytowal mnie ten niebieski dupek-lovelas.
O dziwo lubie Orvillowskich admiralow
Q__
Moderator
#174 - Wysłana: 23 Sty 2018 00:58:41 - Edytowany przez: Q__
resetta

resetta:
Lubie kapitana

To może mi odpowiesz w poświęconym mu topicu?
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthr ead&forum=8&topic=4202

resetta:
Zdecydowanie zas, zeby juz nie doklejac sie w trmacie nielubienia, nienawidze dwoch ciolkow nawigatorsko-pilociarskich

U mnie nie budzą aż tak gwałtownej niechęci. Owszem, Gordon jest irytujący, a John ma nawet dwie wady w jednym - kiedy nie jest wkurzający, jest nudny, ale stanowią element chemii tego serialu (bo ile bym nań nie narzekał chwilami, swoją - b. fajną - chemię ma) i dlatego nie potrafię ich ot tak skreślać...

resetta:
Nie potrafie tez polubic Moclan

Za mizoginię?

resetta:
wciaz nie przekonuje sie do ochroniarki, nawet mimo zmian i zlagodzenia jej charakteryzacji... No nie pasuje mi taki ktos.

Kiedy ona jest ciekawie pomyślana - połączenie fizycznej twardości (względnej zresztą, na tle reszty Wszechświata, nie - własnego gatunku) z dość miękką psychiką dwudziestoparolatki.

resetta:
Robot za to jest swietna, ale jedynie kalka Daty, bez jego geby i aktora, tak wiec nie moge go zaliczyc do postaci lubianych, musze odlozyc go na bok.

Ależ możesz, możesz zaliczyć. Bo to nie jest jednak Data. Po pierwsze nie ma części jego uroku (i nie chce być człowiekiem, chce tylko ludzi zrozumieć, trochę jak entomolog - owady). Po drugie - jeśli chodzi o możliwości to jest jednak Data 2.0 (jeśli nie 10.0), produkt znacznie bardziej zaawansowanej technologii. Podobny, tak jak Hunt przypominał Kirka, ale nie klon.

resetta:
A i irytowal mnie ten niebieski dupek-lovelas.

Fakt, takie niewiniątko co nic nie robi, tylko bez cienia odpowiedzialności chodzi i feromonami strzela. Śliska postać w sumie.

resetta:
O dziwo lubie Orvillowskich admiralow

Bo w swej kompetencji i stonowaniu wychodzą jako niedościgły wzór dla badmirałów z kanonicznego ST?

Przy czym jak mówimy o ulubionej postaci z ORV, to oczywiście lubię Kelly. Ma swoje wady, w ostatnim - jak dotąd - odcinku się nie popisała, co trochę (nawet ostro) psuje jej wizerunek (sprowadzając ją na poziom "fachowości" paru kolegów), ale ogólnie to postać najbardziej serio (i najbardziej interesująca) w całym The Orville.

Doktorka - jak to ujęłaś - taaak, jest intrygująca, taka trochę Guinan-skrzyżowana-z-Garakiem (a do tego lekarz), tajemnicza, zdolna do dość... drapieżnych zachowań postać, w której nie do końca wiadomo co siedzi.
Q__
Moderator
#175 - Wysłana: 20 Lut 2018 21:58:33 - Edytowany przez: Q__
To teraz chyba czas na to bym powiedział co - po zakończeniu pierwszego sezonu - myślę o bohaterach DSC.

Mój numer jeden to Saru. Nie tylko - od pewnego momentu - całkiem udany oficer GF*, ale i pierwszy pierwszoplanowy Obcy kapitan (nawet jak p.o.), no i Jones dużo wysiłku wkłada w to by nie po ludzku się ruszał.

Lubiłem też Culbera (tłumaczyłem dlaczego), i Gabrysia L. w sumie (póki niejednoznaczny był) - acz jego z pewną domieszką ambiwalencji, jak pisałem. Ale obu uśmiercili.

Tilly, znów, przyznać trzeba, ma fajną rolę, emocjonalnie spaja załogę, to jest - jak też już wspominałem - kapitański potencjał, choć ona sama tego nie wie (acz dbanie o morale - jak z TNG wynika - to bardziej rola XO). I fajnie ją zniuansowali - na jedno taki Barclay w spódnicy, na drugie - Killy z niej czasami wygląda.

A Stamets, przyznaję, najbardziej mi leżał jak robił za tego aroganta z "Contextu...". Przez chwilę miałem nadzieję, że to nasz własny Baltar będzie.

Michaśka? Ją najtrudniej ocenić - raz irytuje, raz się jej współczuje, kiedy indziej okazuje się najwierniejsza ideałom GF z całej bandy**. Wstrzymam się więc z opiniami do drugiego sezonu.

* Co najlepiej pokazują te sceny:
http://www.youtube.com/watch?v=4ibOzlsQzHo
http://www.youtube.com/watch?v=KPu4SaiD_gk

** Przypomnimy ją sobie w takim wydaniu:
http://www.youtube.com/watch?v=JaxrHp1HIIk
EDIT: finalne przemówienie w lepszej jakości:
http://www.youtube.com/watch?v=8FJi4bToYJA
Q__
Moderator
#176 - Wysłana: 27 Lis 2018 08:31:15
Ranking dziękczynny:

Character You're Most Thankful For Is...

Spock (33%)
Data (31%)
Seven of Nine (14%)
Kira (7%)
Uhura (6%)
Tilly (4%)
Dr. Phlox (3%)
Stamets (2%)

http://www.startrek.com/article/poll-says-characte r-you-re-most-thankful-for-is

Co sądzicie o takich wynikach?
Q__
Moderator
#177 - Wysłana: 2 Gru 2018 17:57:13 - Edytowany przez: Q__
Kolejna ankietka (chyba najbardziej TU pasuje mimo wszystko?*):

Crew That'd Give The Best Gifts Is...

The Next Generation (38%)
Deep Space Nine (22%)
Voyager (19%)
The Original Series (12%)
Enterprise (6%)
Discovery (2%)

http://www.startrek.com/article/poll-says-crew-tha t-d-give-the-best-gifts-is

* Bo załoga sklada się z postaci.

Przyznam, że głosowałem na zalogę DS9. Sisko i spółka wydają mi się na tyle zżyci, że sądzę, iż wiedzieliby czym się obdarowywać. Ekipa TNG byłaby moim drugim wyborem, w końcu tyle jest technologicznych technobełkotliwych cudów, które mogłaby sobie (i innym) podchoinkowo wręczyć.
resetta
Użytkownik
#178 - Wysłana: 4 Gru 2018 00:31:46 - Edytowany przez: resetta
Jak mam rozumiec tytul tej ankiety?
Daliby mnie, sobie nawzajem, najlepiej sie znali i utrafione najlepiej? Czy, ze niekoniecznie trafione, ale kozackie?

Najfajniejsze dla mnie, to... chyba VOY, dlatego, ze oni oprocz standardowych rzeczy NG mieli tez nowinki techniczne, Borga, ktory im modyfikowal rozne rzeczy, lekarza, ktory dokonywal cudow i zagarniali technologie oraz byli w nieznanym kwadrancie, wiec cos ciekawego mogli znalezc i dac. Mieli tez najbardziej rozbudowane holodeki i najwiecej z nimi roznych mutacji.
Mimo ze oddaleni od zasobow i Federacji, sila rzeczy silniej zaciesniali wiezy, kapitan bardziej sie zzyla, a mozna bylo wykombinowac naprawde ciekawe prezenty. Jedzenie moze by bylo paskudne, ale podejrzewam, ze predzej by mi podarowali zdrowie, ktorego bym potrzebowala niz inne zalogi. I nie wiem jak wyglada sprawa obdarowywania sie zwierzatkami, niby w NG mozna bylo je miec.
To przymusowe zzycie tez poprawia prezenty innym, ci ludzie sila rzeczy nastawiali sie na 50 lat bycia ze soba i na zakladanie nawet rodzin.

NG niby ten sam poziom rozwoju, ale oni mieli za fajnie, za dobrze, a ogolnie zaloga nie znala sie dobrze po calosci, rozne glupie teksty do siebie rzucali, Picard jak juz mowilam, dla mostka nawet i reszty zalogi byl daleko, wiec nie trafiliby z przezentami dla mnie albo by mi psuli nastroj i sposobnosc sztywnymi regualminami, ktore wtedy byly juz dopracowane i przestrzegane na poziomie socjalnym. Uwazam wiec, ze ani mnie, ani sobie by za dobrze nie dali prezentow, przede wszystkim z braku wiedzy.

ENT tez jest dla mnie dobrym kandydatem, chociaz na ostatniej pozycji.
To ludzie najblizsi mi epoka, z urzadzeniami i zwyczajami, slownictwem, przy ktorym nie czulabym sie zle. Z zachwycaniem sie nowinkami technicznymi typu teleport i translator, wiec juz takie cos byloby wielka frajda, ze by sie rodzilo na moich oczach i dzialalo. Oczywiscie mankamentem bylby brak replikatorow i holodekow.
Ponadto tez uwazam, ze zaloga podobnie jak w VOY zzywala sie bardziej, tworzyla dopiero struktury, to byl czas kiedy mozna bylo postepowac intuicyjnie, po swojemu i po ziemiansku. A same warunki byly podobne jak z VOY - zdani na siebie, daleko. Mozna dostac zwierzatko i mozna jesc prawdziwe zarcie :P I predzej normlane imprezy, a nie odczyty poezji i granie na klarnecie g.

DS9 absolutnie. Denerwujacy ludzie, klaustrofobiczne, niedostoswywane do ludzi i uczuc miejsce na zadupiu wszechswiata. Z problemami, ktorych nie ma na Ziemi ani gdzie indziej. Na kij mi cos takiego? I co oni mi moga dac? Nic, nawet nie polece na wycieczke tunelem. A i jeszcze zginac moge glupio jak w jakims XIX wieku w kazdej chwili. Jedyna rozrywka i miejsce do swietowania, to paskudny bar i baaardzo slabej jakosci wysokoplatne holodeki. Kwatery tez jak w cholernej wielkiej plycie. Nie, naprawde. Kira by mi sie nie sprzeznetowala, a czarny straszyl wredna mina i kaprawym okiem oraz robil obrzydliwe jamajskie zarcie. Byle dalej od nich, swieta tam to bylby dla mnie swieta w wiezieniu z kupa nielubianych osob, a nie swieta na takiej stacji arktycznej z grupka fajnych osob i swietnej zimie z mozliwoscia wyjscia w nia troche.

DSC jest za daleko ENT, a nie ma holodekow. Ma paskudne wnetrza, niedopracowane replikatory jeszcze i translator. Wszedzie trzeba stac, nie mozna siedziec na stanowiskach. Wystroj zimny, paskudny, ENT ma cieplejszy i swojski, mimo ze kwaterki malutkie, a drzwi nieautomatyczne.
Jedynym prezentem bylaby Georgiou, Lorca albo Cesarzowa, ale przeciez dla nich bylabym smieciem albo by mnie zabili.
Archer pewnie przynajmniej pozwoliliby zjesc ze soba sniadanie czy tam obiad w tej mesie kapitanskiej. Nie mowiac juz o tym, ze jakby cos mi sie stalo, to bym tam zginela, bo obsluga medyczna i moritoring zenujacy. Imprezki tez slabe, dla nastolatkow i za glosne, nie gustuje. Jedyna zaleta, to te penthausy, ale tez przeciez nie dla mnie.
Nikt sie tam nie zna, a wszyscy by skakali wokol Burnham, ktorej nie lubie i Saru. Tez by mnie nie znali i nie zauwazali, nie byloby co dac na prezenty i nie wiadomo co i komu. Nawet Tilly, co jej mozna dac? Dobra kawe? Alkohol oni w ogole pija tak jak TOSowcy co za kolnierz nie wylewali? Pograc z nimi nie ma w co, pobrzdakac tez nie, ciagle tylko wachty... Juz jedne swieta tam chyba byly i bylo do duszy jak dla mnie.
Przez jakis czas molgabym sie w ramach prezentu wpatrywac w G, ale po pierwsze by mi pewnie nie pozwolili, a po drugie w koncu by mi sie znudzilo...

TOSa tez w ogole nie licze. Jest sentyment, ale w tej ich rzeczywostosci lat 60 i przed NG, ENT, to ja naprawde nie widze nic co by oni mogli ofiarowac. Nawet jak sie zaloga dosc zna, to ciezko by mi bylo fukcjonwac w tych ich realiach ladnego wygladania, wdzieczenia sie do facetow tylko i robienie z siebie zaleknionej albo slodkiej, grzecznej blondyneczki. Na zwiady by mnie nie brali, prezenty pewnie tez by dawali durne cos na modle odkurzacza pewnie. Oczywiscie bylaby tez pewnie szarmanckosc wieksza niz obecnie i odarowywanie kwiatami, kolacja, bizuteria i to pewnie by mi sie podobalo, ale pewnie tez koniec koncow znudzilo i mialabym ochote na jakas nowinke techniczna albo cos, co by okreslono, ze nie dla mnie.
W domu na Ziemi ok, pewnie taka stylistyke i podejscie bym zaakceptowala, bo po prostu bym sobie wygodnie zyla, jednak w warunkach eksploatacji kosmosu, to nie to samo...
Nie jestem typem, ktory by szedl do statkowego fryzjera robic sobie koafiury... wolalabym pewnie wsiasc na prom i polatac dookola albo chociaz skafander i polazic po poszyciu. Albo pograc w paintballa fazerami...
Q__
Moderator
#179 - Wysłana: 4 Gru 2018 01:08:34 - Edytowany przez: Q__
resetta

resetta:
Jak mam rozumiec tytul tej ankiety?

Nie doprecyzowali, dlatego wybrałem takie znaczenie, jakie mi się pierwsze nasunęło.

resetta:
Najfajniejsze dla mnie, to... chyba VOY

W sumie... Rodzina jak w DS9, technologie jak w TNG, ale przegięte. Choć jakoś nie chciałbym być obdarowany jakimś bragizmem .

resetta:
mieli za fajnie, za dobrze

Mieli luksusowo, to i prezenty byłyby z górnej półki.

resetta:
Z zachwycaniem sie nowinkami technicznymi typu teleport i translator, wiec juz takie cos byloby wielka frajda

Z drugiej strony... Co to jest na tle późniejszych Trekowych technologicznych cudów?

resetta:
normlane imprezy, a nie odczyty poezji i granie na klarnecie

Aaa, to zależy co kto za normalną imprezę uważa...

resetta:
Denerwujacy ludzie

Ale b. ze sobą zżyci...

resetta:
Jedynym prezentem bylaby Georgiou, Lorca albo Cesarzowa

Znaczy: ich głowy na (klingońskiej) tacy?

resetta:
naprawde nie widze nic co by oni mogli ofiarowac

W zakresie technologii? Możliwe, że sporo. W końcu często wygląda na to, że osiągi TOS-owego sprzętu są lepsze niż jego XXIV-wiecznych odpowiedników.
resetta
Użytkownik
#180 - Wysłana: 4 Gru 2018 02:56:08
Nie, nie dla psa kielbasa. Nic by mi nie dali, mialabym znac swoje miejsce jak siostra, pierwsza, kancelarystka i uhura. Mogli miec sobie milion nowinek, ja dostalabym odkurzacz. Piszesz z pozycji faceta, w ogole nie patrzysz na realia. A ja napisalam jakby to naprawde wygladalo.

Glowy? Juz predzej inne czesci ciala, nie mowiac juz o tym, ze wole w pelni sprawne i samodzielnie napedzane... Mogliby mi papierowe ksiazki na dobranoc czytac g.


Ta, zzycia, pobozne zyczenie masz z tym DS9 jak zwykle. Ja tam widzialam, ze w jednym odcinku kogos nazywali przyjacielem, a pare dalej mieli go w dupie. Nie mowiac juz o tym, ze wiekszosc scen rozmowych tych przyjaciol byla cholernie sztuczna tak samo jak parowanie jednych z drugimi.
Najbardziej jak przyjaciel to tam sie potrafil Quark zachowywac i nasz wezowy krawiec. Reszta tylko odtwarzala teksty scenariusza, pasujace jak piesc do nosa do realiow. Zzyci na pokaz ekranowy, blech. Tak zzyci jak Lorca z zaloga.
A jezeli miara zzycia ma byc wsadzenie narzeczonej do pierdla czy godzenie sie na tortury i mordersteo agenta, to ja dziekuje. Ja bym tak nie postepowala wobec przyjaciol.
Ja wierzylam, ze wszyscy kochaja Troi i Date z jednym wyjatkiem, to ze Miles lubi sie z Bashirem bylo dla mnie nierealne tak samo jak Kira z Odo czy Jadzka.


Z wyzszej polki prezenty, to wlasnie bym na VOY miala.

Jezeli chodzi o pusty materializm stawiam na VOY, jezeli chodzi o cieple uczucia, cos skromnego, ale milego, utrafionego w moja osobowosc, to tez pewnie VOY albo ENT, jezeli chodzi o atmosfere, to tez uwazam, ze najlepsza mial VOY i ENT, a nagorsza DS9. Ja sie mecze samym patrzeniem na te wnetrza i ludzi.
Dziwie sie, ze nie pokazywali jak tam ktos co chwile samobosjtwo popelnia jak tak bardzo chcieli byc prawdziwi i ponurzy.
I nie chce tam od nikogo prezentow poza Kira, pewnie by inni dali mi jakies cosie, z ktorymi nie wiadomo co zrobic, a ja tez bym nie wiedziala co im dac i w ogole nie chciala. To takie biuro, gdzie sie chce wykrecic od obowiazku wyprawiania imienin i jest sie zmuszanym do skladki na prezent.

To juz wole DSC, przynajmniej mniej dolujaco i kwatery dobrze wygluszone. I do tego ciekawiej i cos zwiedzamy. A wojna i tak w obu miejscach.

Tacy tam zzyci, a pokazali ci chociaz jedna szczera impreze kogos? Jak pamietali o urodzinach imieniniach? Albo te ziemskie swieta pokazali? Ciagle byly tylko bajiranskie zielone swiatki.
W innych seriach te namastke jakiegos ziemskiego swieta i obdarowywania sie prezentami rzeczywiscie pokazano.
 Strona:  ««  1  2  3  4  5  6  7  »» 
USS Phoenix forum / Świat Star Treka / Ulubiona postać z ST

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!