Q__:
ekonomiczna opłacalność, konsumenckie przyzwyczajenia, pewna inercja systemu prawnego
Zacznę od końca. Napisałem, że zakładam optymistycznie, bo przyjąłem, że gdy taka alternatywa się już pokaże, tj. gotowa metoda produkcji i badania potwierdzające, że to mięso nie różni się od takiego pozyskanego z żywego zwierzęcia, to obrońcy praw zwierząt będą starali się być odpowiednim utrapieniem i przycisną kogo trzeba by przyspieszyć pewne procedury (właściwie jak często wprowadza się zupełnie nowy rodzaj żywności na rynek?). Co do przyzwyczajeń, oporni na początku będą na pewno, ale nawet jak ktoś bardzo empatyczny nie jest i na innych zwierzętach mu nie zależy, to przypuszczam, że wielu ludzi i tak spróbuje, bo co szkodzi. Wiążąc to z ekonomiczną opłacalnością, to można gdybać jak szybko znajdzie się jakiś odważniejszy inwestor, który wejdzie w ten nowy rynek, ja po prostu mam nadzieję, że jak najszybciej. Wiesz, nie trzeba zaraz od razu zastąpić całego mięsa w sklepach nowym produktem, można go najpierw wrzucać w małych ilościach po wyższych cenach w bardziej specjalistycznych miejscach, trochę jak to kiedyś było np. produktami bezglutenowymi, które przez modę się rozpowszechniły. Bo właśnie w ogóle o pojawienie się dostepnegych produktów tego typu za dekadę lub dwie mi chodziło, nie tak szybkie wyparcie mięsa odzwierzecego, na to nie ma co liczyć. Co nie zmienia faktu, że moje stanowisko będzie wtedy niezmienne, dominacja "klasycznego" mięsa na rynku usprawiedliwiać nikogo w moich oczach nie będzie. Gdy ktoś widzi, że popyt na produkt jest większy niż podaż, to podaż zaraz się zwiększy, więc wystarczy kupować nową alternatywę. Jak jeden nie rozbuduje biznesu w tym kierunku, to drugi to zrobi.
Q__:
natomiast możliwość, że rośliny coś czują nigdy jeszcze tak głośno dyskutowana nie była, ani nie była w żaden sposób uwzględniana w ustawodawstwie, stąd i presja społeczna na szukanie takich rozwiązań mniejsza.
W prawie faktycznie nic chyba na ten temat nie ma, ale tak odnosząc się do sumienia, o którym wcześniej była mowa, mimo, że rośliny są tak różne od nas i ciężko zdefiniować czym jest ich ból w porównaniu do naszego, to zastanawiam się tak luźno czy ktokolwiek nigdy nie usłyszał od kogoś reprymendy w postaci "a gdyby ci ktoś ucho urwał?" gdy np. zerwało się roślinie liście. Zmierzam do tego, że ludzka empatia potrafi sama z siebie obejmować organizmy aż tak odmienne, więc i pomysł na próbę ograniczenia przypuszczanego bólu roślin nie musi czekać aż tłumy obrońców roślin zaczną wychodzić na ulice żeby ktoś się nim już interesował, ale nigdy o czymś takim nie słyszałem. No ale wiem o co ci chodziło, ciężko w ogóle prowadzić badania w temacie, który leży obecnie gdzieś na marginesie zainteresowań społeczeństwa.