stare filmy japońskie o samurajach jak chociażby Seppuku (za specyficzną, uspokajającą i wciągającą nudę)
Pierwsza wersja to niesamowita klasyka, którą każdy powinien zobaczyć, nawet jeśli za kinem samurajskim na co dzień nie przepada - nie ma zbyt wielu wątków, ani aktorów, więc Azjaci się nikomu nie pomylą (sam miewam z tym problemy w niektórych produkcjach, choć oglądałem już ich nie mało).
Remake niestety gdzieś zagubił to, co było wciągające w pierwowzorze. Nowa wersja, czyli
Harakiri: śmierć samuraja niemal od razu wykłada wszystkie karty na stół, podczas gdy oryginał z wolna budował tajemnicę; najlepiej widać to przy postaci Motome, który najpierw zostaje przedstawiony w negatywnym świetle jako tchórz i oszust, a dopiero w trakcie rozwijania opowieści przez Hanshirō ukazała się druga strona tej historii. Oczywiście nowa wersja ma swoje zalety - wyjawienie tajemnicy niemal od początku pozwoliło na rozbudowanie wątku miłości Motome do Miho oraz ich wspólnego życia. Film nie trwa trzech godzin, więc niestety to przeniesienie akcentów musiało odbić się na cięciach gdzie indziej. W oryginalnym obrazie Hanshirō pierwszych dwóch szermierzy pokonał przez zaskoczenie, a trzeciego (który zjawił się sam u niego) po długim i ciężkim pojedynku. Tu robi się zaś z niego mistrza miecza, który atakuje wszystkich trzech naraz (albo po prostu tamci to takie ciamajdy...). Mimo wszystko warto obejrzeć obie wersje - oczywiście zacząć od
Seppuku, aby nie psuć sobie odkrywania prawdy, a potem na deser zaliczyć
Śmierć samuraja, jako uzupełnienie historii Motome i Miho.
Nie wiem, czy w ogóle można mówić o
Seppuku w kategorii "dziwne filmy", jeżeli jesteśmy przy Takashim Miike (reżyser
Harakiri...) to proponuję (nie jestem nawet pewien, czy mogę napisać "polecam") zapoznać się np. z obrazem
Yakuza: Apokalipsa - to dopiero się kwalifikuje do tytułu wątku.