waterhouse
Ale stwierdziłeś że ta wypowiedź nabiera sensu w kontekście (fałszywych) oskarżeń Obamy o chęć zabijania dzieci po urodzeniu.
W znacznie szerszym kontekście, niż ta jedna (jak się okazuje nie mająca takiego znaczenia jakie jej się przypisuje) decyzja. Obama przejawia ni mniej ni więcej, jak pewną manię w tym względzie. Już na studiach bardzo go ten temat zajmował:
http://farm4.static.flickr.com/3096/2788839820_576 7644798_b.jpg
http://farm4.static.flickr.com/3265/2788840038_d38 fdd5807_b.jpg
http://farm4.static.flickr.com/3128/2787985353_78c 6145961_b.jpg
http://farm4.static.flickr.com/3059/2787985575_29f 5d231a1_b.jpg
http://farm4.static.flickr.com/3010/2788838954_0a6 95ca1ae_b.jpg
http://farm4.static.flickr.com/3034/2788839158_e67 71821b6_b.jpg
I jak się można było spodziewać, to pierwsze co zaprząta jego myśl po wygranych wyborach, na kongres też się nie ogląda; jak mówiłem - on już dawno wie co jest słuszne i nie może ścierpieć istnienia innych rozporządzeń:
http://wiadomosci.onet.pl/1860088,12,item.html
Co ciekawe priorytetowe poświęcenie uwagi wycofaniu wielu Bushowskich decyzji motywuje ich "szczególnym zideologizowaniem" jakby nie widział, że ta priorytetowość objawia szczególne zideologizowanie jego własnej osoby. Przypominam - ja ze swej strony nigdzie nie przeczyłem zideologizowaniu Busha.
______________________
Jeśli chodzi o akcję afirmatywną, to problem jest ten - bardzo to charakterystyczne dla Obamy - że niewiele wiemy o jego ścisłych przekonaniach w tym względzie. Obama zręcznie tai swoją przeszłość, jest też zazwyczaj zręcznym dyplomatą jeśli chodzi o drażliwe kwestie. Nie wiem czy można się sugerować procentowymi określeniami jakie można znaleźć np. na stronie ontheissues; według zamieszczonych tam określeń pewnych organizacji ma on 100% pro w tym względzie.
Wiemy, że uważa czynnik rasowy za nadal istotny, choć zauważa, że należy podnieść rolę czynnika socjalnego. Dla mnie jednak jakiekolwiek uwzględnienie czynnika rasowego zawsze pozostanie mocno analogiczne do numerus clausus w tym sensie, że dopuszcza jakieś tam sytuacje w których ktoś jest preferowany tylko i wyłącznie ze względu na kolor skóry. Jest to dosłownie (to żadne pejoratywne określenie; akcja afirmatywna to eufemizm) odwrócona dyskryminacja. W dodatku dochodzi do tego oddawanie się pojęciu jakie uważam za zideologizowany absurd: niesprawiedliwości statystycznej.
Warto wprost powiedzieć co oznacza owo "ma znaczenie" (tymi słowy Obama bronił uwzględnienia tego czynnika w akcji afirmatywnej), ażeby lepiej wyłapać pokrętność tego rozumowania: ma znaczenie tzn. bierze udział w procesie decyzyjnym co rozpoznajemy po nadprezentacji statystycznej białych i nazywamy dyskryminacją, a jednocześnie ponieważ ma w tym sensie znaczenie, to ma mieć takie znaczenie, tylko my zmienimy kolor i nazwiemy to akcją afirmatywną. Co jeszcze lepsze - nikt nie pyta, czy nadprezentacja w jakiejś dziedzinie nie jest przykładowo akurat wynikiem różnic kulturowych, a nie dyskryminacyjnego uwzględniania czynnika rasowego przez osoby trzecie. Nie jestem np. tak bardzo przekonany, że niedostateczny udział obywateli pochodzenia Żydowskiego w ubojniach wieprza, byłby dostatecznym powodem, ażeby uważać ich za dyskryminowanych (to przykład; prawdę mówiąc nie wiem czy zasady koszerności dotyczą też kontaktu).
Może być też tak, że czynnik kulturowy się uwzględnia i nadprezentacji nie traktuje jako efektu dyskryminacji aktualnej, a przeszłej. Np. niedostateczny udział czarnoskórych obywateli w szkolnictwie wyższym traktuje się jako efekt gettyzacji, wychowywania się na ulicy przy dźwiękach rapu, w otoczeniu środowiskowej niechęci do nauki jako takiej. To już myślenie znacznie uczciwsze wobec rzeczywistości i znacznie przenikliwsze. Ale znowu - czy np. dodatkowe wsparcie finansowe jako zachęta do nauki powinno być w tym wypadku przydzielane w oparciu o czynnik rasowy czy socjalny? Jak dodatkowe dobra materialne mają zachęcić kogoś kto ma ich pod dostatkiem? A jeśli ktoś nie ma ich pod dostatkiem to czy z konieczności jest wtedy czarny?
Jednym słowem nie ma takiej sytuacji w której usprawiedliwione byłoby posługiwanie się czynnikiem rasowym, bo rasa po prostu jest i się wewnętrznie (istotnie) nie różni od innych, różni się co najwyżej powierzchownie (socjalnie, kulturowo etc.) poprzez to że kiedyś brano ją za różną wewnętrznie. Jako taka różni się najwyżej zewnętrznym uwarunkowaniem i tylko i wyłącznie to uwarunkowanie można brać za czynnik. Czynnik rasowy może co najwyżej służyć za statystycznie motywowane przydzielenie specjalnej uwagi pewnym społecznościom jako tym gdzie szczególnie często zdarza się patologia; za nic więcej nie może służyć jeśli nie chcemy nikogo dyskryminować.
I będę uważał, że jest to fałsz i dyskryminacja o każdym uwzględnieniu czynnika rasowego o ile sama rzeczywistość go nie uwzględniła (tak jest np. w przypadku postaci historycznych; i o zgrozo bywa, że tam gdzie czynnik rasowy jest istotny z kolei się go nie uwzględnia i mamy afroamerykańskich Cezarów). Nie musi to być tak rażąca odwrotna dyskryminacja jak w sprawie Hoopwood v. Texas (gdzie rasę postawiono ponad wynikami, więc de facto zabezpieczono miejsca dla mniejszości), ażebym uważał to za "lewackie".
__________________
Wojna i spadające słupki. Problem jest taki, że nie chodzi o same słupki popularności Obamy, ale i słupki poparcia dla interwencji irackiej czy też - odwrotnie - dla jej przerwania. Obama może i mówił już dawniej o wycofaniu za jakiś czas, tylko że ta data się u niego przesuwa wraz z czasem.
W 2006 uważał za konieczne rozpoczęcie operacji wycofywania kontyngentu już w 2007 roku; mówił, że należy pokazać Irakijczykom, że USA nie są okupantami, że trzeba się porozumieć z władzami irackimi, ażeby pokazać dobrą wolę opuszczenia ich kraju. Twierdził, że nic nie wskazuje na to, iż dosłanie kolejnych sił coś zmieni, uważał wzmocnienie kontyngentu za olbrzymi błąd. Okazało, że się pomylił - sytuacja została ustabilizowana, wzmocnienie okazało się skuteczne, data się przesuwa, Obama już nie jest tak jednoznacznie antywojenny.