USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Różności / Ginięcie czy gnicie filmu amerykańskiego czyli kryzys w kinie za Oceanem
 Strona:  ««  1  2  3  4  5  ...  9  10  11  12  13  »» 
Autor Wiadomość
Picard
Użytkownik
#31 - Wysłana: 17 Sty 2008 19:04:38
Q__

No nie wiem

Ja tez bo oryginalu nie znam - zaldwie pare plansz komiksu wyszukanych w internecie. Ale o jakosci samego filmu swiadczy fakt,ze obecnie wspomniany przez Ciebie Moore nie chce sie podpisac pod zadna z filmowych adaptacji jego dziel - prosil np. producentow by zaniechali umiszczania jego nazwiska w czolowce wlasnie realizowanego filmu Watchmen.

Bo zna komiks. A ten nie był zły

To zelezy np. od tego czy tam tez kapitan Nemo byl Hindusem znajacym kung-fu?
Q__
Moderator
#32 - Wysłana: 17 Sty 2008 19:15:44
Picard

Ale o jakosci samego filmu swiadczy fakt,ze obecnie wspomniany przez Ciebie Moore nie chce sie podpisac pod zadna z filmowych adaptacji jego dziel

Ależ filmu nie bronię.

prosil np. producentow by zaniechali umiszczania jego nazwiska w czolowce wlasnie realizowanego filmu Watchmen.

Crap! Chyba kolejna "kicha" się szykuje... :/

To zelezy np. od tego czy tam tez kapitan Nemo byl Hindusem znajacym kung-fu?

Nie, za to był bezwzględnym jak Terminator Hindusem uzbrojonym w coś na kształt karabinu maszynowego i zatracającym się momentami w walce jak berserker. (Ale podane to było tak, że nie raziło, ba - choć paradoksalnie to zabrzmi - na swój sposób dodawało postaci głębi.)
Bashir
Moderator
#33 - Wysłana: 17 Sty 2008 21:42:38
Dzakas
o dzięki

Karo
zgadzam się w 100 % Madame Picard

Madame Picard
Nawet jeśli były w miarę komercyjne, to i tak wnosiły ożywczy oddech egzotyki. A efekty specjalne nie były w nich treścią tylko narzędziem służącym do pokazania treści, a także wzbogcały warstwę plastyczną.
- "w miarę" jest tutaj bardzo delikatnym określeniem. To tak jakby powiedzieć "Polska jest w miarę dobrze przygotowana do organizacji Euro 2012" A że wydają się one nieco inne? No cóż, po prostu zmienione opakowanie. Ożywczy oddech egzotyki wydaję się być jednak nieświeży.

Mam wrażenie, że Ci co tak narzekają na kino amerykańskie powinny bardziej wybrzydzać wybierając film do obejrzenia.
Q__
Moderator
#34 - Wysłana: 17 Sty 2008 22:20:50
Bashir

A że wydają się one nieco inne? No cóż, po prostu zmienione opakowanie. Ożywczy oddech egzotyki wydaję się być jednak nieświeży.

No nie wiem. Po prostu skoki, ciosy i fikołki (że o malowniczym tle nie wspomnę) przesłoniły Ci głębię i przesłanie, których w/w azjatyckim filmom nie brakuje...

Mam wrażenie, że Ci co tak narzekają na kino amerykańskie powinny bardziej wybrzydzać wybierając film do obejrzenia.

Pytanie: jak ocenić jakość filmu przed obejrzeniem? (O ile twórca nie jest znanym "dostawcą tandety".)
Bashir
Moderator
#35 - Wysłana: 17 Sty 2008 23:18:05
Pytanie: jak ocenić jakość filmu przed obejrzeniem?

Przeczytać parę recenzji, kto brał udział w tworzeniu filmu, obsada, opinie znajomych którzy raczej tandety nie oglądają etc. etc. Oczywiście nie skutkuje to w 100% ale pomaga.

No nie wiem. Po prostu skoki, ciosy i fikołki (że o malowniczym tle nie wspomnę) przesłoniły Ci głębię i przesłanie, których w/w azjatyckim filmom nie brakuje...

No dobra. Przekonaliście mnie. Spróbuje jeszcze zmęczyć tego Hero. Może oglądałem niezbyt uważnie Tygrysa i Latające noże...
Q__
Moderator
#36 - Wysłana: 17 Sty 2008 23:55:52
Bashir

Przeczytać parę recenzji

Trzeba najpierw wyszukać kilku recenzenta/recenzentów o zbliżonym guście...

Oczywiście nie skutkuje to w 100%


Otóż to... :]]

Spróbuje jeszcze zmęczyć tego Hero. Może oglądałem niezbyt uważnie Tygrysa i Latające noże...

"Noże..." tak, "Tygrys.." mniej mi się podobał...
Madame Picard
Moderator
#37 - Wysłana: 18 Sty 2008 09:53:39
Bashir
"w miarę" jest tutaj bardzo delikatnym określeniem. To tak jakby powiedzieć "Polska jest w miarę dobrze przygotowana do organizacji Euro 2012"
Przyjmując tę analogię oznacza to, że kino, o którym mówimy, w ogóle nie jest komercyjne .

Po prostu skoki, ciosy i fikołki (że o malowniczym tle nie wspomnę) przesłoniły Ci głębię i przesłanie, których w/w azjatyckim filmom nie brakuje...
Ano właśnie. Nie jest to może głębia Rowu Mariańskiego, ale jakaś tam myśl jednak jest.
Q__
Moderator
#38 - Wysłana: 18 Sty 2008 18:29:29
Madame Picard

Nie jest to może głębia Rowu Mariańskiego, ale jakaś tam myśl jednak jest.

I to z pewnościa znacznie głębsza niż w takim np. "Armageddonie" (w którym sladów jakiejkolwiek myśli brak) czy w lepszych przecież - w/w "Piratach...".
Bashir
Moderator
#39 - Wysłana: 18 Sty 2008 20:57:00
"Jakaś" myśl się zawsze znajdzie

Trzeba najpierw wyszukać kilku recenzenta/recenzentów o zbliżonym guście...

Niewątpliwie wymaga to poświęcenia trochę czasu... ale i tak warto.

Oczywiście nie skutkuje to w 100%


Otóż to... :]]


ale i tak lepsza taka weryfikacja niż żadna.

Ominęliśmy jeszcze jedną bardzo dobrą ekranizację komiksu:

From Hell - z 2001 z J.Deppem

A widział ktoś wspomniany już "Za wszelką cenę" ?
Q__
Moderator
#40 - Wysłana: 18 Sty 2008 23:59:23 - Edytowany przez: Q__
Bashir

Niewątpliwie wymaga to poświęcenia trochę czasu... ale i tak warto.

A i owszem. Wiem z autopsji.

Ominęliśmy jeszcze jedną bardzo dobrą ekranizację komiksu

A sam o nim pisałem...

ps. coś a'propos amerykańskiej masówki:
http://esensja.pl/film/recenzje/tekst.html?id=4868
Bashir
Moderator
#41 - Wysłana: 19 Sty 2008 15:18:41
No, Picard rozkręcaj dyskusje

http://esensja.pl/film/recenzje/tekst.html?id=486 8

Fabularnie film dorównuje poziomem jedynce – i to nie jest komplement.

Q__
Moderator
#42 - Wysłana: 19 Sty 2008 18:18:11
Bashir

Fabularnie film dorównuje poziomem jedynce – i to nie jest komplement.

Wiedziałem, że tekścik pasuje jak znalazł.
Q__
Moderator
#43 - Wysłana: 16 Sier 2008 19:26:09
Cytacik a'propos hollywoodzkich filmów sensacyjnych (czasem i SF):

Przyznam szczerze, że opowieści akcji kojarzą mi się coraz częściej z brakiem jakiejkolwiek akcji. Z czego to się bierze? Być może z brakiem związku z życiem?

Kim jest typowy bohater opowieści, która nakręca, a nie dołuje? A no to uczestnik jakiejś afery kryminalnej.

Z aferami jest kłopot. Gdy obserwuję świat, to mamy pospolitych złodziei i jeszcze głupszych od nich bandziorów. Oszustów. W obszarze „oszust” zaczyna się coś różnicować. Możemy sobie wyrysować taki wykres: na osi poziomej średnia ważona z rozumu i odwrotności tępoty, na osi pionowej możliwe komplikacje historii z udziałem obiektu rozważań.

Różnej maści dresy, złodziejaszki wycinające ludziom kieszenie ułożą się nam gdzieś na samym początku osi. Jest pewna literacka osobliwość, że dość często takie postaci pojawiają się jako bohaterowie opowieści. Tymczasem ich prawdziwe losy są na ogół bardzo banalne: kradną i rabują do pierwszej wpadki. Czasami udaje im się wyrwać z kicia, urwać spod szubienicy i jeszcze trochę pobujać, czasami zostają zatłuczeni przez współ-łotrzyków. Współcześnie sprawy toczą się zwykle znacznie szybciej i nudniej. Po roku, najwyżej kilku, wieloletni wyrok, po którym, bywa że osobnik czasami mądrzeje, czasami dostaje następny wyrok.

Widziałem kiedyś nakręcony bodaj w USA za pomocą kamer przemysłowych film przedstawiający działanie takiego romantycznego łotrzyka. Najpierw bardzo zabawna próba wejścia na dach sklepu: gość sobie podstawił kontener na śmieci na kółkach. Na nim ustawił kubeł. Gdy nasz bohater chwycił się krawędzi dachu, najpierw wywalił się kubeł, stoczył się w kierunku ściany i odepchnął kontener, także że nieuchronny upadek nastąpił ze znacznej wysokości i dodatkowo bynajmniej nie na równe podłoże. Bo kubeł oczywiście zatrzymał się dokładnie tam, gdzie ów amator łatwego łupu spadał. Kilka razy.

Nie odpuścił. W końcu jakimś cudem dostał się do sklepu. Nabrał towaru z półek i... okazało się, że nie potrafi wyjść. Wlazł jakimś kanałem wentylacyjnym, który niestety był się kończył za wysoko. Z powodu grawitacji droga w drugą stronę była zbyt trudna.

Ostatnia scena przedstawiała rozpaczliwą próbę sforsowania drzwi. Gość robił to już w świetle reflektorów samochodów policyjnych. Jego zachowanie świadczyło, że czuje się sfrustrowany, miał trudne dzieciństwo, niskie poczucie wartości własnej, a najbardziej, że znowu mu nie wyszło.

Przeżyłem kiedyś zaskoczenie, gdy zdawało mi się, że widzę powtórkę tego pysznego klipu, ale okazało się, że nie, inny sklep, inny frustrat. Tylko scenariusz ten sam. Wyglądało prawie identycznie, bo choć sklep był z czymś innym, jak mi się zdaje projekt zunifikowany, ta sama wysokość do dachu, przecież takie same kubły i kontenery na śmieci, ta sama wysokość wylotów wentylacji. To samo hartowane szkło w drzwiach. I te same problemy.

Okoliczność ta skłoniła mnie do refleksji. Oto mamy, jakby nie było, problem uniwersalny. To nie jest jakiś tam osobliwy nic nieznaczący dla historii ludzkości pojedynczy wypadek. Nie... To coś takiego, co Lem opisał w „Katarze”, tyle że na większą skalę. Do tego z jednej strony mamy podtekst społeczny, możliwość zapytania o odpowiedzialność społeczeństwa za losy jednostki, które tworzy za niskie kubły, obrzydliwie ruchome kontenery, w których diabli wiedzą jak uruchomić blokadę kół! No, może śmieciarze wiedzą, ale skąd ma się dowiedzieć normalny złodziej?

No więc, Drogi Czytelniku, oto gotowa historia: człowiek przeciw bezdusznej, zindustrializowanej rzeczywistości. Samotny Buntownik, może nie tyle Bez Powodu, co Bez Kasy, który stara się najprostszą drogą doprowadzić do zmiany systemu. O, jakże może to być symboliczna scena, gdy walczy z tym kubłem i kontenerem. Pamiętacie Charlie Chaplina wciąganego przez maszyny? Ta metafora ludzkiego losu, owe ciągłe próby i upadki, i ostateczna klęska, gdy wydaje się, że właśnie osiągnęliśmy sukces, no ale do wentylacji za wysoko, zaś drzwi choć szklane, choć przez nie widać wolność, lecz oddzielają nas od niej skuteczną niewidzialną barierą... No i te ostatnie słowa głęboko podsumowujące nasz świat. Czyli gówno.

Coś mi jednak mówi, że rzecz cała ni cholery nie pasuje do kultury pop. A gdzie karta kredytowa, a gdzie bieganie z rana, wizyty na siłowni?

Bohater filmu stacza walki karate, kung-fu czy jakieś tam. Przyznam szczerze, że dość długo miałem kompleksy z powodu swej fizycznej sprawności. Dość długo wyczyniałem różne rzeczy, żeby ją poprawić. Ale nie dość skutecznie. Albowiem szybko nabawiłem się innych kompleksów, których się też nigdy nie pozbyłem. Szczerze mówiąc, chciałbym być mądrzejszy. Szybciej, sprawniej myśleć.

Nauczyć się zarówno po prostu konkretnych rzeczy, jak i tego, jak się uczyć.

Szczerze mówiąc, całe swoje życie zmagam się z lenistwem, głupotą i tępotą. Jakby udało mi się w jakiejkolwiek dziedzinie, to pewnie byłoby zupełnie inaczej. Na przykład napisałbym coś mądrego.

Jeśli spojrzymy jeszcze raz na nasz wykres zależności fabuły od sprawności umysłowej bohatera, to wyjdzie nam, że wypada się odsunąć od położenia zerowego możliwie daleko. Jeśli bowiem opowiadamy o idiocie, to nie da się uczciwie opowiedzieć wiele innego niż historię owego włamania do sklepu. Można oczywiście opowiedzieć o tym, że w pierwszym sklepie drzwi wyjściowe były otwarte, w drugim dało się szybę wybić, ale nie uciekając się do magii, rzecz musimy zakończyć właśnie tak, jak było na tym klipie zrobionym za pomocą kamer przemysłowych.

Aby opowieść była prawdopodobna i miała trochę więcej zwrotów akcji niż kolejne upadki z kontenera na śmieci, trzeba dźwignię wyboru IQ przesunąć w kierunku znacznie wyższych wartości. A czemu by nie do obszaru herosów rozumu, tak zwanych uczonych?

Kilka razy oglądało mi się takie filmy, gdzie bohaterowie byli kimś mądrym i osobiście ratowali świat. Jeśli ktoś jest bohaterem filmu i uczonym to zazwyczaj ratuje świat, pomniejsze wyzwania go nie dotyczą. Zazwyczaj robi to tymi ręcami, co do głowy to już mniej, ale ręcami swoimi. Więc widywałem takie filmy i z radością je oglądałem. Przy czym odkryłem pewną osobliwość. To osobiste ratowanie Ziemi polegało na bieganiu, na strzelaniu, zaś mądrość objawiała się w wykryciu czarnego charakteru, co nam psuł całą robotę.

Na przykład chodziło o to, żeby powstrzymać ruch płyt tektonicznych. Czy wiesz, Drogi Czytelniku, jaki jest główny problem z trzęsieniami Ziemi wynikającymi z tego zjawiska? Że nie da się przewidzieć, gdzie i kiedy trzaśnie. Nie da się, bo nie wiemy tak naprawdę ani co siedzi w ziemi, ani jak się przesuwa, ani jak się zachowa. Coś domniemywamy, coś tam trochę potrafi się sprawdzić.

Główny dramat rozgrywa się mniej więcej wokół tego, że istnieje wiele sposobów cyfrowego modelowania takich procesów. Z grubsza wszystkie opierają się na tym, że dzielimy płytę na drobne kawałki i obliczamy ich wzajemne oddziaływanie. Ślicznie to modeluje na przykład ciecz nieściśliwa, taka jak woda, potrafimy na przykład wyliczyć ruch w pobliżu upustu zapory ze wszystkimi wirami, nawet z rozbryzgami i cofkami, jakie się tam tworzą. Można się przekonać, że gdy się otworzy upust rzeczywistej zapory, wygląda to tak, jak wyliczono.

Dlaczego się tak pięknie udaje? Bo woda jest jednorodna. Wiemy właściwie wszystko, co potrzeba na temat jej własności, mamy gęstość, lepkość, nawet ściśliwość; jeśli chodzi o skały, sprawy się komplikują. Nie tylko nie wiemy, jakie kamienie gdzie w Ziemi siedzą, ale nie znamy do końca ich właściwości mechanicznych.

Istnieje problem tak zwanej złożoności obliczeniowej. Z grubsza można to zilustrować na przykładzie modelowania ruchów ciał w kosmosie. Mamy równania Newtona, które wszak dają się rozwiązać tylko dla układu dwu ciał. Dla wielu trajektorię można liczyć jedynie metodami cyfrowymi. Działa to bardzo dobrze na przykład dla Układu Słonecznego, ale co właściwie dziś może każdy sam spróbować, każdy komputer wysiądzie, gdy mu się wrzuci gdzieś 10-20 tysięcy obiektów. Kosmos zawiera miliony w naszym najbliższym otoczeniu. O modelowaniu miliardów gwiazd możemy zapomnieć.

Ale są sposoby. Na przykład, zamiast liczyć wpływ każdej z osobna odległej gwiazdy, wrzucić je do jakiegoś wspólnego worka. No i mniej więcej tym sposobem to się robi. Sęk w tym, żeby zrobić to możliwie najbardziej efektywnie. I to już jest sztuka. Spece od trzęsień Ziemi zajmują się między innymi takimi sprawami. Kombinują, jakich modeli użyć, jakie parametry są istotne, jakimi szkoda komputera męczyć.

Czy da się z zagadnienia redukcji modelu cyfrowego ułożyć fabułę filmu sensacyjnego albo choćby opowiadania fantastycznego? Mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie. W jednym takim filmie, co w tiwi pokazali, rzecz się sprowadziła do tego, kogo należy wrzucić do szybu. W sumie, przy główkowaniu nad tym, które wyrazy szeregu Taylora jeszcze zachować, a które można sobie darować, jest to znacznie bardziej zrozumiałe dla publiczności, nie? W każdym razie chodzi o to, żeby widz wyszedł z kina w przekonaniu, że tak naprawdę chodzi właśnie o to, kto tu knuje, a nie o te wyrazy, że losy świata rozstrzygają się gdzieś na poziomie jego pojmowania analizy matematycznej, czyli komu spuścić łomot.

http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f63/11.html
Q__
Moderator
#44 - Wysłana: 28 Maj 2010 12:01:02
Skoro narzekaliśmy na upadek kina....

Stanisław Lem napisał kiedyś (stosunkowo niedawno zresztą):

"Czytam rozmowę z reżyserem, który Tolkiena przerabiał na farsz optyczny: opowiada, jak wielkie miał problemy z rosnącymi kosztami, ale cieszy się, że koszta się zwrócą. Ostatecznym impulsem i motywacją jest kasa. Staje się ona także podstawą ocen i wszyscy podporządkowują się jej dyktatowi. Nie mówi się już: złotonośne, ale niedobre. Mówi się: skoro daje pieniądze, musi być świetne. Matrix, ponieważ zarobił miliony, okazuje się filmem wybitnym.
Z drugiej strony słyszę, że gdyby oglądalność takich produkcji nie była wysoka, nikt by ich nie wytwarzał. Żyjemy w epoce ikonicznej, a obraz zastępuje myśl."


(Parę zdań wcześniej obrywa się także i Trekowi, ale ten cytat zachowam do innego tematu.)

Czyli: widzisz Picard, jak oceny są relatywne. To co Ty uważasz, ża rozrywke solidną i dajesz jako wzór do naśladowania Abramsowi, dla kogo inego może być już symptomem upadku...
Picard
Użytkownik
#45 - Wysłana: 28 Maj 2010 19:41:02
Q__:
Czyli: widzisz Picard, jak oceny są relatywne. To co Ty uważasz, ża rozrywke solidną i dajesz jako wzór do naśladowania Abramsowi, dla kogo inego może być już symptomem upadku...

Po pierwsze: Lem pisał nie tyle o, tym że rzeczone filmy były złe co o tym, że to co teraz więcej zarabia uważane jest za lepsze. Fakt! Po drugie: kupiłem sobie niedawno, z kolekcji Lema Opowieści o pilocie Pirxie - stary egzemplarz książki zapodział mi się jeszcze w szkole średniej - i muszę powiedzieć, że ten zbiór opowiadań jest świetny! I wiesz co: to, że jego treść nie jest głupia nie oznacza, że jest nudna. Lem pokazuje tam, że ma poczucie humoru, umie tworzyć klimat i wciągnąć czytelnika ciekawą fabułą. Do czego zmierzam: jeśli Lem jest autorem takich - poniekąd - rozrywkowych, acz mądrych książek, to czemu robi zarzut Matrixowi i Trekowi? Ale może to tylko jego poczucie humoru? A skoro nie podobał się mu filmowy Władca pierścieni -dożył wogóle premiery, czy ferował wyrok wcześniej? - to pewnie i sama powieść Tolkiena mu nie podobała bo film jest jej w miarę wierny - przynajmniej w wymowie i klimacie. Jeśli tak było to cóż - nawet wielkim zdarza się błądzić.
Eviva
Użytkownik
#46 - Wysłana: 28 Maj 2010 19:50:33
Picard

Lem był jedyny w swoim rodzaju, co nie znaczy, że był nieomylny. Mógł się mylić, a jakże (szczególnie w ocenie Treka ) ale mimo to był cholernie dobry we wszystkim, co robił. Niepowtarzalny. Rzecz w tym, że ludzi, którzy go rozumieją, a wiec doceniają, jest relatywnie niewielu. A abramsopodobnych mamy multum...
Q__
Moderator
#47 - Wysłana: 28 Maj 2010 20:35:07
Picard

Picard:
Do czego zmierzam: jeśli Lem jest autorem takich - poniekąd - rozrywkowych, acz mądrych książek, to czemu robi zarzut Matrixowi i Trekowi?

Przypuszczam, że wypadałoby poczytać jego eseistykę by to stwierdzić. A zwłaszcza jego teorię SF.

Picard:
Jeśli tak było to cóż - nawet wielkim zdarza się błądzić.

Rozumiem. W końcu tylko Ty masz monopol na rację .
Picard
Użytkownik
#48 - Wysłana: 28 Maj 2010 22:02:59
Q__:
Przypuszczam, że wypadałoby poczytać jego eseistykę by to stwierdzić. A zwłaszcza jego teorię SF.

OK, czyli jeśli ganił w owej eseistyce dany typ utworu SF to znaczy, że ganił też samego siebie za te Opowieści... ??? Na marginesie jest tam wiele motywów, które mogły się znaleźć w opowieści o akademickich latach Kirka...

Q__:
Rozumiem. W końcu tylko Ty masz monopol na rację

Lem owszem był geniuszem, ale tak jak pisze Eviva nie oznacza to, że musiał być nieomylny. Ja też nie jestem, ale już nikt mi nie wmówi, że np. głupota i chamstwo są dobre, bo ktoś w nich gustuje.
Q__
Moderator
#49 - Wysłana: 28 Maj 2010 22:24:42
Picard

Picard:
OK, czyli jeśli ganił w owej eseistyce dany typ utworu SF to znaczy, że ganił też samego siebie za te Opowieści...

Hmm. Trochę dziwne ujęcie tematu. Lem ganił w SF to co uważał za błędy tej konwencji. A mianowicie: płytkość intelektualną, brak artyzmu (a wiec plasowanie się w regione twórczosci drugorzednej), nieprawdopodobieństwa naukowe, uciekanie w baśniowość i przygodowość. To wady głowne, do tego doliczał pomniejsze grzeszki.

A czy ganił "Opowieści..."? Był b. surowym krytykiem także dla siebie, wiec uważał, że mogłyby być lepsze. Twierdził, że w najlepszym wypadku osiągnął w nich poziom Conrada.

Picard:
Na marginesie jest tam wiele motywów, które mogły się znaleźć w opowieści o akademickich latach Kirka...

Owszem, jak na ironię (bo zdanie Lema o Treku znamy) da sie doszukać wielu podobieństw między jego utworami, a ST.

Picard:
Lem owszem był geniuszem, ale tak jak pisze Eviva nie oznacza to, że musiał być nieomylny.

Oczywiście. Ja też nie do końca zgadzam sie z nim w kwestii ST, zabawne jednak, że tak łatwo odsyłasz do kosza argumentację - jak sam przyznajesz - geniusza, nie poznawszy jej nawet.

Picard:
Ja też nie jestem, ale już nikt mi nie wmówi, że np. głupota i chamstwo są dobre, bo ktoś w nich gustuje.

Zatem dziwne, że Twój sposób argumentacji przeciw "jedenastce" - np. napaść na R. Roddenberry'ego - oparte były właśnie na tym co odrzucasz.
Picard
Użytkownik
#50 - Wysłana: 28 Maj 2010 23:32:28
Q__:
Oczywiście. Ja też nie do końca zgadzam sie z nim w kwestii ST, zabawne jednak, że tak łatwo odsyłasz do kosza argumentację - jak sam przyznajesz - geniusza, nie poznawszy jej nawet.

Po prostu wytykam tu pewną niekonsekwencje: Lem sam pisał rzeczy w rodzaju Opowieści... - zresztą bardzo dobrych - a krytykuje równie ciekawe i atrakcyjne, ale nie głupsze od jego książki filmy?

Q__:
Zatem dziwne, że Twój sposób argumentacji przeciw "jedenastce" - np. napaść na R. Roddenberry'ego - oparte były właśnie na tym co odrzucasz.

Przepraszam, czy wytknięcie komuś, że najpierw mówił jakie to Nemesis było płytkie i jaki złoczyńca był w nim jednowymiarowy, a później zachwyca się - jeszcze płytszym - filmem Abramsa i nawet nie zająknie się o wadach złego z nowego filmu, świadczy o mojej głupocie? Czy naprawdę chamskie jest zapytanie się z czego tak naprawdę żyje R. Roddenberry? Po prawdzie do dziś nie wiem, bo jego notka biograficzna na Wiki, praktycznie świeci pustkami. I czy takie głupie jest wytknięcie błędów i wad ,,dzieła" J.J'a oraz jego negatywnego wydźwięku?
Q__
Moderator
#51 - Wysłana: 29 Maj 2010 11:39:49 - Edytowany przez: Q__
Picard

Picard:
krytykuje równie ciekawe i atrakcyjne, ale nie głupsze od jego książki filmy?

Hmm, ocena chyba zależy od stosowanej przez Lema skali ocen. Po pierwsze "Matrix" był jak na gust Lema zbyt przygodowy. Po drugie - choć przyznam, że solidnie zrobiony - nie mówi tak naprawdę nic nowego - to samo mieliśmy u Dicka w "Ubiku" i samego Lema w należącym do cyklu "Ze wspomnień Ijona Tichego" opowiadaniu o skrzyniach prof Corcorana (polecam, znakomite). Czyli: nieoryginalny problem obudowany sensacyjną akcją. Dla Lema dość by zdyskwalifikować.

Po drugie Tolkien: ja tam lubię, ale w warstwie światopoglądowej jest to pisarz dość dyskusyjny - Lem w nim nie gustował. Dalej, film według tegoż Tolkiena nawet nie próbuje być kinem artystycznym (jak próbowała, z minejszym czy większym efektem np. "Diuna" Lyncha), jest po prostu serią efektownych obrazków w hollywoodzkim stylu. Wg skali Lema zwykłe kino rozrywkowe z dość kiepskim scenariuszem, w dodatku oparte na kontrowersyjnej prozie. Dość by sobie tym nie zawracać głowy.

Owszem, my, miłośnicy kina SF, niejako na starcie przymykajacy oko na jego wady i przyjmujacy je dobrodziejstwem inwentarza, możemy dzielić je na lepszą i gorszą, mądrzejszą i głupszą rozrywkę. Dla Lema godny uwagi poziom kina SF to był Kubrick, a z rozrywki tolerował owszem, Camerona, ale tylko tego w szczytowej formie.

Picard:
Przepraszam, czy wytknięcie komuś, że najpierw mówił jakie to Nemesis było płytkie i jaki złoczyńca był w nim jednowymiarowy, a później zachwyca się - jeszcze płytszym - filmem Abramsa i nawet nie zająknie się o wadach złego z nowego filmu

Zacznijmy od tego, że NEM był kolejny z serii i stanowił jej fatalne zwieńczenie. "Jedenastka" powstała po latach. Znasz powiedzenie "głód najlepszy kucharz"?

Po drugie ja też zdecydowanie wolę filmidło Abramsa od NEM - tak samo durne, ale znacznie lepiej nakręcone; i przynajmniej nie zawiera niesmacznej sceny gwałtu ani prób przerobienia Picarda na idiotę.

Po trzecie: zaskoczyłeś mnie! Zobaczyłeś jak nieprzyjemna jest niedopowiedziana sugestia w moim wydaniu i natychmiast podjąłeś polemikę, czyli wiesz, że Twoje - tak samo niedopowiedziane - insynuacje czyta się jednoznacznie. Cóż to: czyli jak "ktoś Kalemu" to źle? Owszem na 99,9% R. Roddenberry ani razu do nas nie zajrzał, mimo, że otrzymaliśmy swego czasu Ex-Astris-Excellentia, pewnie nawet języka nie zna. Ale nikt z moich sąsiadów pewnie też nie czyta niniejszego forum - a jak byś odczytał gdybym z nagła zaczł rzucać na nich **ujami i **urwami? Czy obraza "za plecami" przestaje być czynem nagannym?

(Przy czym tak, rozumiem, że robisz rzeczy, których nie pochwalam w imie pewnej wizji Treka, która w dość licznych punktach przystaje do mojej. Tym niemniej uważam, że takie metody ośmieszaja ideę, którą maja wspierać.)
Madame Picard
Moderator
#52 - Wysłana: 4 Lip 2011 22:06:16
O uwiądzie kreatywności w amerykańskim przemyśle filmowym:

http://archiwum.polityka.pl/art/szal-kopiowania,43 1325.html
Darnok
Użytkownik
#53 - Wysłana: 4 Lip 2011 23:48:50
Co do filmów, to może się zgodzę, ale seriale pokazują, że jeszcze da się zrobić coś ciekawego- chociażby "Gra o tron", "Rodzina Borgiów" (oba HBO), reaktywacja V: gości (niestety na 2 sezonie skończona). Ja widzę, że sci-fi przeżywa renesans.
mozg_kl2
Użytkownik
#54 - Wysłana: 5 Lip 2011 07:24:23
Darnok:
"Gra o tron",

Ekranizcja książki

Darnok:
Rodzina Borgiów"

Tu chodza słuchy, zę też.

Darnok:
V: gości

Serial, nie rzucał na kolana. Strasznie słabo wykonany, z błędami na poziomie podstawówki, acz niektore odcinki miło się oglądało.
MarcinK
Użytkownik
#55 - Wysłana: 5 Lip 2011 11:52:54
Darnok:
Gra o tron", "Rodzina Borgiów"

Darnok:
Ja widzę, że sci-fi przeżywa renesans.

Jak ty to uważasz za Sci-Fi to szkoda gadać.
mozg_kl2
Użytkownik
#56 - Wysłana: 5 Lip 2011 12:03:31 - Edytowany przez: mozg_kl2
MarcinK:
Jak ty to uważasz za Sci-Fi to szkoda gadać.

No to już w ogole inna bajka. Gra to mediecal fantasy a Borgiowie, historical fiction. SF tu ze świecą szukać.
Darnok
Użytkownik
#57 - Wysłana: 5 Lip 2011 12:26:23
Ja się do tych ostatnich V odnosiłem do co sci-fi. Ostatnio mnóstwo filmów i seriali SF (jedne lepsze, drugie gorsze), więc wystarczy na perełkę poczekać ja proponuję sprawdzić chociażby najnowszy "Falling Skies"- w skrócie opowiada o okresie pomiędzy atakiem kosmitów z "wojny światów", a ich wymarciem. Oczywiście ci kosmici nie umierają przez nasze mikroby ;)
mozg_kl2
Użytkownik
#58 - Wysłana: 6 Lip 2011 08:07:32
Darnok:
ja proponuję sprawdzić chociażby najnowszy "Falling Skies"- w skrócie opowiada o okresie pomiędzy atakiem kosmitów z "wojny światów", a ich wymarciem. Oczywiście ci kosmici nie umierają przez nasze mikroby ;)

Pisałem o tym w temacie Inwazje Inwazje. W USA serial siępodoba, u nas jużtak sobie.
Q__
Moderator
#59 - Wysłana: 12 Sier 2011 11:35:12 - Edytowany przez: Q__
O przyszłości kina, popkulturze jako komentarzu do świata itp. itd. ze szczególnym uwzględnieniem SW i... Tarantino:
http://web.mit.edu/cms/People/henry3/starwars.html
Wzmianka o Treku też jest .



EDIT: o blockbusterach słów kilka:
http://www.filmweb.pl/article/HOLLYWOODLAND+Liga+b lockbuster%C3%B3w-76489
Q__
Moderator
#60 - Wysłana: 21 Kwi 2012 09:08:38
Picard

Masz sprzymierzeńca w krytykowaniu kondycji współczesnego kina w nie byle kim, bo w Macieju Stuhrze (synu Jerzego), tyle, że on krytykuje kondycję kina... polskiego. Wywiad:
http://krytycyz1pietra.blogspot.com/2012/04/chodze -do-teatru-jak-zawodowa.html
I dokładna egzegeza wybranych fragmentów (łopatologicznie, jak lubisz):
http://film.wp.pl/idGallery,9741,idPhoto,310030,ga leria.html

Zgodzimy się chyba obaj ze Stuhrem młodszym, że kino PRLu trzymało wyższy poziom... tyle, że warto zauważyć iż jednym z elementów tegoż poziomu było epatowanie - tak przez Ciebie nielubianą - golizną, nawet w bajkach dla dzieci. Przykłady pierwsze z brzegu:
http://film.wp.pl/idGallery,9707,idPhoto,309038,ga leria.html

Ergo: rzecz nie tylko w tym co, ale i jak użyte...
 Strona:  ««  1  2  3  4  5  ...  9  10  11  12  13  »» 
USS Phoenix forum / Różności / Ginięcie czy gnicie filmu amerykańskiego czyli kryzys w kinie za Oceanem

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!