USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Różności / Polecane Książki
 Strona:  ««  1  2  3  »» 
Autor Wiadomość
Hanz
Użytkownik
#31 - Wysłana: 29 Gru 2008 19:48:13
Ja polecam:
"Malezańską Księge Poległych" Stevena Ericksona
"Czerwoną gorączkę" Pilipiuka
"Czarna Kompania" Glena Cooka
Q__
Moderator
#32 - Wysłana: 2 Lis 2009 19:06:12 - Edytowany przez: Q__
waterhouse:
Droga_Cormac-McCarthy/browse/prod uct/1,579436.html

polecam z calego serca

Ha. Doczekaliśmy się ekranizacji. Póki co jest tylko trailer:
http://www.youtube.com/watch?v=YaMzxk9DjxQ
Ciekawe jak wypadnie film? (Bo - IMO - zekranizować tak kameralną i klimatyczną powieść będzie b. trudno.)

Dragon

Dragon:
Ja polecam tą książkę:

Bardzo mi się podobała i umrę jak nie dorwę się do drugiego tomu

Znaczy cykl "Zaginiona Flota" autorstwa Johna Hemry'ego (piszącego pod pseudonimiem Jack Campbell)? Znaaam i także się rozsmakowałem.

Fabuła jest prosta jak cep - uznany za poległego i ogłoszony czymś na kształt świeckiego świętego kosmonauta zostaje po wiekach przypadkiem odnaleziony, wydobyty z lodówki, i - jako żywy symbol - postawiony na czele znajdującej się w rozpaczliwej sytuacji kosmicznej armady. No i teraz musi dać sobie radę (jasne, że ją sobie da, w końcu to czytadło).

Co więc mi się spodobało w tym czytadle? Hmm... krytycy doszukali się nawiązań do aktualnej wersji BSG (otoczona przez wrogów flota w ciężkich czasach) AND (kosmiczny heros powraca do życia po wiekach), ale ja w zdroworozsądkowym (i etycznym przy tym) zachowaniu głównego bohatera doszukałem się nawiązania do klasyczno-kosmiczno-heroicznej SF (pod niektórymi względami czułem się przy lekturze tego cyklu jakbym czytał space SF jaką zaczytywaliśmy się - przynajmniej inektórzy z nas - lata temu) z jej wadami i zaletami. Nawet o wierności prawom fizyki autor był łaskaw pomyśleć (choć hiperprzestrzeń w tekst wwalił).

Cóż lektura ta z pewnością nie jest głęboka (choć bohater główny robi wrażenie sympatycznego i przyzwoitego faceta, w dodatku bardziej ludzkiego i normalnego niż 90% bohaterów militarnych czytadeł), ale nie żałuję spędzonego nad nią czasu, powrótu do SF w starym stylu.

Także rekomenduję z całego serca.
Leila
Użytkownik
#33 - Wysłana: 2 Lis 2009 20:54:20
Będę oryginalna.

"Nadnaturalista" - Eoin Colfer
Lekko przesłodzona, krótka książka. Dla mnie jednak wpadła w oko. Dział dla nastolatków...
IDIC
Użytkownik
#34 - Wysłana: 2 Lis 2009 21:34:34
dojrzałam do ponownego zaistnienia
w neutralnym topiku ....

"powiedz mi co czytasz, a powiem Ci kim jesteś "

w zasadzie nie wiem, czy polecam te książki ...
raczej będzie to lista książek, które są dla mnie ważne

Piana złudzeń Borisa Viana
Demian Hermana Hessego (i w ogóle jego proza)
Bajki Oskara Wilde'a
Syreny z Tytana Kurta Vonneguta (i w ogóle jego powieści)

kolejność pozycji losowa
Q__
Moderator
#35 - Wysłana: 2 Lis 2009 22:03:48 - Edytowany przez: Q__
biter
The_D

The_D:
Myślę, że warto sięgnąć po Hyperiona.

Też tak myślę. I podpisuję się pod wszystkimi zaletami, które wymieniłeś.

Do tego dorzuciłbym jeszcze kilka, bo to jest dopiero space opera z naleciałościami... tzw. literatury wysokiej (zwł. poezji Keatsa, który w powieści poniekąd występuje). Skomplikowana, nieco baśniowa, pełna literackich aluzji. Barwna, sprawnia napisana (stylistyczne wyróżnia się na tle większości SF, nawet bardzo), z potencjałem na arcydzieło, ale tylko z potencjałem, bo domknięcie pewnych wątków mnie nie przekonuje, wydaje sie zbyt wydumane. Może po prostu zbyt anty-mistyczny jestem?

Chciałbym jednak zobaczyć te simmonsowe światy sfilmowane z lucasowsko-jacksonowskim przepychem. "LOTR" i "Matrix" miałyby groźnego rywala.

Mam też jednak do Simmonsa żal za posługiwanie się gotowymi (czasem b. oklepanymi i naukowo niewiarygodnymi) rekwizytami i sceneriami SF (raz traktowanymi jako fragmenty przydatne do układanej mozaiki, raz przyjmowanymi bezrefleksyjnie jako element konwencji), razi to jakoś - zwł. u pisarza tej klasy - autorskim wygodnictwem (niby Dick też tak robił, ale jakoś strawniej); no i żal też, że nie ma w tej jego literaturze typowych dla mistrzów gatunku Wielkich Idei porządkujacych dzieło, są raczej pięknie snute opowieści dziwnej treści toczące się na budowanym głównie od strony estetyki (bywa, że ze szkodą dla prawdopodobieństwa, że o ew. roli futurologicznej nie wspomnę) tle (jest to dla mnie pewna forma osuwania się w gadgeciarstwo, które niestety widać nazbyt często w obecnej SF także u Reynoldsa np.; choć jeden z tych simmonsowych "gadgetów" - położony na 100 planetach dom Silenusa będzie mi się długo śnił po nocach). Gdy zeskrobać piękno i kunszt pisarski zostaje nagi szkielet typowej - acz pomyślanej z większym od przeciętnego rozmachem - space opery.

Tym niemniej skoro zachwalałem Hemry'ego - Simmonsa muszę zachwalać w dwójnasób, bo do dziś pamiętam z jakimi wypiekami tego "Hyperiona" czytełem. (Z niemniejszymi niż "Diunę", konkretnie .)

IDIC

Welcome back .
Poklok
Użytkownik
#36 - Wysłana: 2 Lis 2009 22:45:07
Q__:
Znaczy cykl "Zaginiona Flota" autorstwa Johna Hemry'ego (piszącego pod pseudonimiem Jack Campbell)

Muszę powiedzieć, że o ile po lekturze pierwszej części miałem ochotę na następne, to z każdą kolejną mój entuzjazm słabł, a w końcu dałem sobie z całą serią spokój. Mam wrażenie, że autor robi tasiemca z materiału, który starczyłby akurat na trylogię. Z drugiej strony, rozwlekłość to chyba cecha nierozerwalnie związana z tym gatunkiem, a całość jest napisana dużo sprawniej, niż cykl o Honor Harrington, więc kto wie, może jeszcze się skuszę... Mimo wszystko to przyzwoite czytadło.

A tak poza tym:

Wspominano już "Hyperiona", ja gorąco polecam całą tetralogię. Może pod koniec trochę traci pazur, ale słaby Simmons to i tak poziom dla większości pisarzy nieosiągalny.

Wiadomo, że Lem wielkim pisarzem był i właściwie wszystko spod jego pióra jest warte uwagi, przynajmniej z tego, co miałem w ręku. Ostatnio dorwałem "Kongres Futurologiczny" i jestem pod wielkim wrażeniem, niby jest to wszystko humorystyczne, czyta się bardzo przyjemnie, ale jak trochę poskrobać i pomyśleć, to można się do wielu rzeczy dokopać... Mnie w każdym razie zainspirowało i oprę na nim pracę semestralną

"Najlepsze, co może się przydarzyć rogalikowi" Pablo Tusseta, debiut i jedyna przetłumaczona na polski książka mało raczej u nas znanego (a szkoda!) hiszpańskiego pisarza. Fenomenalnie napisana, bardzo zabawna, a przy tym poruszająca ważkie tematy bez topienia ich w lukrze. Polecam każdemu, może być pewien problem z jej zdobyciem, ale gdzieś w internecie pewnie da się ją wygrzebać.

Skoro jesteśmy przy Hiszpanach, to wspomnę też o niejakim Somozie. Też ciekawy, a przy tym dość specyficzny autor, warto się z nim zaznajomić, czytając np. "Trzynastą damę" albo "Klarę i półmrok".

W ramach nieco lżejszej literatury niezły jest Richard Morgan, autor serii thrillerów sci-fi, zaczynającej się od "Modyfikowanego węgla".

Ostatnio czytam sobie "Dworzec Perdido" Chiny Mieville, całkiem niezła powieść. Nie jest to arcydzieło, ale wykreowany w nim świat jest złożony, ciekawy i nawet oryginalny. Sama fabuła nie powala, ale też pan China nie ma się czego wstydzić.
Poklok
Użytkownik
#37 - Wysłana: 2 Lis 2009 22:50:55 - Edytowany przez: Poklok
Q__:
Gdy zeskrobać piękno i kunszt pisarski zostaje nagi szkielet typowej - acz pomyślanej z większym od przeciętnego rozmachem - space opery.

Veto! Może i tych Wielkich Idei za bardzo nie widać (zresztą w pewnym sensie jest to zaleta), ale moim zdaniem jest powieść o głęboko humanistycznym przesłaniu, o tym, co czyni z nas - i nie tylko z nas - ludzi, czy może raczej - istoty, które w godny sposób korzystają ze swego intelektu... A rekwizytowość kosmicznej scenerii mi nie przeszkadzała, nie wiem nawet, czy nie była zabiegiem świadomym. I jak dla mnie to jednak jest arcydzieło, przynajmniej gdy mówimy o pierwszej dylogii. Ja osobiście za mistycyzmem raczej nie przepadam, ale tutaj był zdecydowanie na miejscu, idealnie komponował się z całością, no i był imho czymś więcej, niż tylko barwnym dodatkiem, pisarskim sztucznym dymem.
IDIC
Użytkownik
#38 - Wysłana: 3 Lis 2009 07:12:18
Q__:
IDIC

Welcome back

La donna e mobile
a tak serio: USS Phoenix ma w sobie coś uzależniającego
Q__
Moderator
#39 - Wysłana: 7 Lis 2009 00:34:30
Zbiór "Ogród czasu" Ballarda:
http://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=8 495
Polecam zwłaszcza genialne opowiadanie "Głosy czasu".

Poklok

Poklok:
Sama fabuła nie powala, ale też pan China nie ma się czego wstydzić.

Bo to jest taka - jak zdemaskowaliśmy w dyskusji na forum "Fahrenheita" - "fantasy scenograficzna" , bardziej worldbuilding niż fabuła. Z tym, że wykreowany świat jest naprawdę niesamowity. (A w dalszych tomach dostaniemy bardziej rasowe fabuły.)

Poklok:
Może i tych Wielkich Idei za bardzo nie widać (zresztą w pewnym sensie jest to zaleta),

Chodzi mi po prostu o porządkującą fabułę myśl przewodnią jak "Kontakt" (a raczej jego bezdroża) we "Fiasku", "Obcość" w "Solaris", myśl, że "trza nam między gwiazdy" w "Odysei kosmicznej", "co to znaczy 'człowiek'" w "Blade Runnerze", "Wszechświat jest stary, a my malutcy" w "The Doomsday Machine", "logika to nie wszystko" w TMP; "poświęcenie małego człowieczka" w LOTR. Tu nie ma takiego leitmotivu (a przynajmniej ja się go nie doszukałem).

Poklok:
A rekwizytowość kosmicznej scenerii mi nie przeszkadzała, nie wiem nawet, czy nie była zabiegiem świadomym.

Owszem, rekwizyty są tu pierwszorządne, acz inspirowane klasykami, co chwila spod fabuły wystaje a to Asimov, a to Le Guin, a to Gibson, a to Dick, a to Silverberg . Zapożyczone są wątki, scenografie, rozwiązania. (Owszem połączenie daje b. smaczny koktajl.)

Jak dla mnie to kolejny przykład "fantastyki scenograficznej" . (Wyśmienitej zresztą.)

Poklok:
. Ja osobiście za mistycyzmem raczej nie przepadam, ale tutaj był zdecydowanie na miejscu, idealnie komponował się z całością

Ja wiem? Naparzanka "Boga ludzkiego" z "Bogiem maszynowym" o rząd dusz to takie fajne?
Poklok
Użytkownik
#40 - Wysłana: 7 Lis 2009 14:36:51
Q__:
A w dalszych tomach dostaniemy bardziej rasowe fabuły.

Ok, to trzymam za słowo, zweryfikuje się

Q__:
Tu nie ma takiego leitmotivu (a przynajmniej ja się go nie doszukałem).

Bo poruszane jest więcej, niż jedno zagadnienie. W końcu to wielowątkowa opowieść. Czy to wada?

Q__:
Zapożyczone są wątki, scenografie, rozwiązania. (Owszem połączenie daje b. smaczny koktajl.)

Tych zapożyczeń faktycznie jest mnóstwo, i to nie tylko z szeroko pojętej fantastyki. W pewnym sensie to taka książka a'la Tarantino

Q__:
Ja wiem? Naparzanka "Boga ludzkiego" z "Bogiem maszynowym" o rząd dusz to takie fajne?

Mam wrażenie, że zbytnio upraszczasz. To trochę jakby powiedzieć, że w Nowym Testamencie to Jezus boksuje się z Szatanem o rząd dusz i tyle (Żeby nie było, to nie porównuje beletrystyki Simmonsa do Biblii, wykazuje tylko pewien schemat myślenia.) Zastanawiając się nad "Hyperionem" doszedłem do wniosku, że ta opowieść jest w gruncie rzeczy obroną człowieka, tego, co w nim może nie do końca racjonalne, ale żywotnie potrzebne. Sztuczne inteligencje to w pewnym sensie tragiczne postaci. Dlaczego budują Najwyższy Intelekt? Skąd w nich to dążenie? Poza tym, choć są na pozór potężne, to wiele kwestii pozostanie dla nich na zawsze zamkniętych. Muszą posługiwać się cybrydami, a i to nie wystarcza. Choć bez wątpienia są rozumne i świadome, to pozostaną wykluczone ze wspólnoty istot żywych, do której człowiek ma szansę się dostać. Soją drogą, ta międzygatunkowa wspólnota, która współpracuje, by się nawzajem zrozumieć, to bardzo ładny, trekowy wątek
Q__
Moderator
#41 - Wysłana: 7 Lis 2009 15:01:35 - Edytowany przez: Q__
Poklok

Poklok:
Bo poruszane jest więcej, niż jedno zagadnienie. W końcu to wielowątkowa opowieść. Czy to wada?

Mógłbym tu zacytować, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego . (Choć aż tak Simmonsa kopać nie zamiaruję.)

Poklok:
Tych zapożyczeń faktycznie jest mnóstwo, i to nie tylko z szeroko pojętej fantastyki. W pewnym sensie to taka książka a'la Tarantino

Ot postmoderna, panie .

Poklok:
Mam wrażenie, że zbytnio upraszczasz.

Odniosłem wrażenie, że to Simmons raczej tak uprościł

Poklok:
Sztuczne inteligencje to w pewnym sensie tragiczne postaci. /.../ Choć bez wątpienia są rozumne i świadome, to pozostaną wykluczone ze wspólnoty istot żywych, do której człowiek ma szansę się dostać.

Z czym sobie gładko radzą budując własną - konkurencyjną.

ps. byśmy się zrozumieli: to nie jest tak, że po Simmonsie jeżdżę bo kiepski jest... Widzisz, dla miernoty bywam wyrozumiały, ba staram się w utworach drugo- i trzeciorzędnych litościwie wyszukać pozytywy (może po to, by samego siebie rozgrzeszyć z poświęconego im czasu? ), ale wobec rzeczy ponadprzeciętnych nie stosuję taryfy ulgowej (no dobra wobec Treka muszę stosować, bo bym osiwiał), ponieważ chciałbym by były tak dobre, jak to tylko możliwe. Mistrzowi Lemowi dłużej będę pamiętał wpadkę w "Niezwyciężonym", niż autorom stodwudziestej space opery czterdzieste trzecie rozminięcie się z logiką.
Dlatego i Simmonsowi mniej wybaczę niż pisarzom gorszym od niego...
Poklok
Użytkownik
#42 - Wysłana: 7 Lis 2009 16:49:12
Q__:
Mógłbym tu zacytować, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego .

"Dużo" to niekoniecznie znaczy "za dużo"

Q__:
Odniosłem wrażenie, że to Simmons raczej tak uprościł

W końcu to powieść sci-fi, a nie traktat filozoficzny o naturze bożej - jakaś akcja musiała być Ale nawet jeśli autor nie do końca udźwignął tematy, które sam poruszył, to i tak "Hyperion" nie jest imho wydmuszką. Przy czym to w dużej mierze kwestia interpretacji, nie wiem, czy ty doszukujesz się w nim zbyt mało, czy ja zbyt dużo...

Q__:
Z czym sobie gładko radzą budując własną - konkurencyjną.

Gładko jak gładko, innego wyjścia nie miały. Zresztą nazywanie społeczeństwa SI "wspólnotą" to jednak lekka przesada, to jednak byli indywidualiści łączący się w czasowe sojusze, by coś ugrać. Powyżej pewnego poziomu prawdopodobnie nigdy się nie wzniosą, bo czegoś im brakuje - tak samo jak pewne aspekty wiedzy pozostaną poza ich zasięgiem, choćby znały dokładnie ich treść.

Q__:
ale wobec rzeczy ponadprzeciętnych nie stosuję taryfy ulgowej

Co prawda burak w skądinąd świetnej książce przeszkadza bardziej, niż w szmirowatej powieści, bo po prostu bardziej go widać. Ja jednak osobiście mam dla ulubionych twórców pewną taryfę ulgową. Właśnie dlatego, że mają do zaoferowania coś więcej, niż cała rzesza przeciętnych autorów. Wiadomo, że (prawie) zawsze mogłoby być lepiej, ale to nie przeszkadza cieszyć się z tego, co już jest.

Q__:
no dobra wobec Treka muszę stosować, bo bym osiwiał

To w takim razie ja mam prawo stosować ją wobec Simmonsa Zwłaszcza, że wcale nie jest mu tak potrzebna, jak Trekowi traktowanemu jako całość.
Q__
Moderator
#43 - Wysłana: 2 Sier 2010 00:21:00
Rozmawialiśmy tu o "Drodze" McCarthy'ego, a tymczasem ma ten autor w doroku i inne ciekawe powieści:
http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html? id=9407

Natomiast wracajac do SF: opłaca się czekać na kolejne powieści Reynoldsa:
http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html? id=846
http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html? id=10114
TSan
Użytkownik
#44 - Wysłana: 2 Sier 2010 08:35:13
"Na świecie jest za dużo książek by jaką kolwiek polecić i mieć ulubioną..."~Moja Mama
Tina46
Użytkownik
#45 - Wysłana: 25 Wrz 2010 23:43:02 - Edytowany przez: Tina46
Ja polecam książke Ewy Białołęckiej wiedzma.com.pl
TSan
Użytkownik
#46 - Wysłana: 26 Wrz 2010 20:46:00 - Edytowany przez: TSan
W sumie muszę polecić pare książek:

Umbert Eco
Tajemniczy płomień królowej Leony

Carlos Ruiz Zafon
Cień wiatru, Gra anioła i Marina

Longin Jan Okoń
Cykl Tecumseh i opwieści o moim rodzinnym mieście, Chełmie. Musze sie pochwalić, że znam autora osobiście.
Adek
Użytkownik
#47 - Wysłana: 26 Wrz 2010 22:09:45
TSan:
Longin Jan Okoń
Cykl Tecumseh i opwieści o moim rodzinnym mieście, Chełmie. Musze sie pochwalić, że znam autora osobiście.

Ciekawe doświadczenie. Prawda? Wtedy czytana książka znajduje nowy wymiar. Ja pamiętam jak do nas przyjechała jedna powieściopisarka, jakaś znana, nie pamiętam i wiem, że potem fajniej czytało się tą książkę. (na szczęście nie za grubą bo akurat nie mam już cierpliwości do długiego czytania).
MarcinK
Użytkownik
#48 - Wysłana: 2 Sier 2012 07:20:51
Toudi
Użytkownik
#49 - Wysłana: 2 Sier 2012 16:41:24
Subiektywny, dobrze, że to dodane, bo osobiście nie uważam, by Solaris czy Diuna (Ubik zresztą też, choć mniej niż dwie poprzednie) znalazły się na początku lektur SF jakie się czyta...
Q__
Moderator
#50 - Wysłana: 2 Sier 2012 21:27:32
Toudi

Ekhm... Na początku, czy nie na początku (ja np. zaczynalem od "Odysei kosmicznej" i "Edenu", potem był "Bal na pięciu księżycach" i "Cała prawda o planecie Ksi"), ale faktycznie wygląda to jak czołówka gatunku... (Może "Diuna" jeszcze najmniej...)
Dragon
Użytkownik
#51 - Wysłana: 2 Sier 2012 22:18:47
Q__:
Dragon

Dragon:
Ja polecam tą książkę:

Bardzo mi się podobała i umrę jak nie dorwę się do drugiego tomu

Znaczy cykl "Zaginiona Flota" autorstwa Johna Hemry'ego (piszącego pod pseudonimiem Jack Campbell)? Znaaam i także się rozsmakowałem.

Link umarł a ja za cholere nie przypominam sobie o jakiej książce mówiłem hehe

Zaginioną flote całą przerobiłem i musze przyznać że bardzo mi sie podobała, cudów nie ma ale było fajnie.
Toudi
Użytkownik
#52 - Wysłana: 2 Sier 2012 22:19:25
Cóż, problemem czołówek jest często trudność w odbiorze na starcie.
Jak TNG, stary dobry serial, ale wielu odstrasza i wolą taką maszkarę jak trek JJA, czy ENTek...
Sztuka polega na znalezieniu czegoś odpowiednio wyśrodkowanego jak Niezwyciężony czy Powrót z Gwiazd Lema, a nie kazać początkującemu czytać Solaris czy Fiasko, przecież wiadomo, że znaczna większość zrazi się do gatunku przy tych drugich...
Q__
Moderator
#53 - Wysłana: 2 Sier 2012 22:49:23
Dragon

Dragon:
Link umarł a ja za cholere nie przypominam sobie o jakiej książce mówiłem

O pierwszym tomie "Floty"...

Toudi

Toudi:
Jak TNG, stary dobry serial, ale wielu odstrasza i wolą taką maszkarę jak trek JJA, czy ENTek...
Sztuka polega na znalezieniu czegoś odpowiednio wyśrodkowanego jak Niezwyciężony czy Powrót z Gwiazd Lema, a nie kazać początkującemu czytać Solaris czy Fiasko, przecież wiadomo, że znaczna większość zrazi się do gatunku przy tych drugich...

Ja wiem? Kto od glupstw zaczyna, ten często przy nich zostaje... Czasem mam wrażenie, że dobrze rokujących lepiej rzucić na głębokie wody (mielizny itp. płycizny mogą ich zniechęcić), a reszta niech się sama rozwija... może kiedyś doszlusuje... Inaczej SF będzie się kojarzyć głównie z lekkostrawną rozrywką "S" w nazwie majacą tylko dla niepoznaki.
Dragon
Użytkownik
#54 - Wysłana: 2 Sier 2012 23:20:34
Q__
No jasne Nie wiem czy winna jest skleroza czy spora liczba książek jaką przerabiam.

Obecnie mam powrót do korzeni czyli pierwsze książki z Wiedzminem. Od niego w sumie zaczołem dużo czytać. Nawet moge zażartować że zaczołe go czytać zani stał sie mainstremowo znany, hehe
Toudi
Użytkownik
#55 - Wysłana: 2 Sier 2012 23:24:49
No wiesz, ale większość pozycji, które wymieniasz i które zawsze polecane jako niezbędne to tak de facto nie Sf, tylko bardziej dzieła filozoficzne ubrane w sf dla niepoznaki. Autorzy tam bardziej zastanawiają się nad sensem istnienia, bogiem czy innymi tego typu sprawami. Tyczy się to i Solarisa, i Ubika i Diuny (tu to w ogóle jeszcze dochodzi problem prochów i to ostry) i Odysei Kosmicznej.
Q__
Moderator
#56 - Wysłana: 2 Sier 2012 23:33:13 - Edytowany przez: Q__
Toudi

Ale wiesz, że SF to jest zasadniczo właśnie od takich spraw, a nie od tego co kto komu świetlówką odciął ew. jaki kto gatunek sałaty przyklejony do czoła nosi?
Alek Roj
Użytkownik
#57 - Wysłana: 3 Sier 2012 10:01:11 - Edytowany przez: Alek Roj
Q__:
Ale wiesz, że SF to jest zasadniczo właśnie od takich spraw, a nie od tego co kto komu świetlówką odciął ew. jaki kto gatunek sałaty przyklejony do czoła nosi?

Toudiemu, jak rozumiem, chodzi o to, że w/w utwory nie należą do "hard SF" w ścisłym tego słowa znaczeniu. Inaczej mówiąc, przyszłościowe technologie, kosmos itp. służą w nich za środek wyrazu, nie cel opisu i podstawę fabuły. W zupełnie tradycyjnej fantastyce zaś tematem są po prostu przyszłe wynalazki i odkrycia oraz - ewentualnie - sposób, w jaki zmienią świat i człowieka. Przy tak wąskim definiowaniu SF, np. "Solaris" byłoby raczej metafizyczno-etyczną rozprawą ujętą w metaforę SF niż bona fide fantastyką naukową. Ta ostatnia bowiem w założeniu przemawiać miała w sposób dosłowny, nie zaś stanowić jako całość przypowieść czy alegorię.
W tym sensie Toudi miałby rację i przyklasnąłby mu w tym nieomal każdy krytyk SF jeszcze z lat pięćdziesiątych. Nowa Fala SF, która pojawiła się mniej więcej w latach sześćdziesiątych, stanowi oczywiste odejście od literalnej formuły "hard SF". W chwili obecnej natomiast Nowa Fala stanowi integralną część świata szeroko rozumianej fantastyki naukowej (bądź co bądź, filozofia też jest nauką, tyle, że humanistyczną - być może adekwatnym określeniem dla Nowej Fali SF byłaby właśnie "fantastyka humanistyczna"?) i w tym świetle rację masz ty.
Q__
Moderator
#58 - Wysłana: 3 Sier 2012 11:04:37 - Edytowany przez: Q__
Alek Roj

Ja bym chyba niezbyt chętnie kierowal się definicjami rodem z amerykańskich magazynów SF, które owszem fantastykę naukową rozpropagowały i umasowiły (umasowienie to zresztą zjawisko, które odbieram b. ambiwalentne, sama jego nazwa wskazuje w sumie dlaczego) oraz pomogły zaistnieć kilku pierwszorzędnym - w ramach gatunku - pisarzom, ale też sprowadziły ją do rzędu literatury klasy "B" płodzonej od metra jak Harlequiny, równie niewyrafinowanej stylistycznie i niosącej ze sobą często niewiele więcej sensów.
Zwłaszcza, że fantastyka lat '50, acz lepiej mieszcząca się w kanonach naukowości niż sporo - zwłaszcza późnej - New Wave czy space opery rozkwitłe na nowo po sukcesie SW, wcale taka znów hard nie była: raz, że sporo autorów było naukowymi analfabetami (ze znanych nazwisk: Van Vogt, Williamson, Vance), dwa: Asimov - majacy wszak na sumieniu kawałki pierwszorzędnej hard SF - przyznawał wprost, że pisząc pierwsze utwory o robotach absolutnie nie wierzył w ich powstanie (zatem wcale nie wybierał do opisu wersji przyszłości, które miał za najprawdopodobniejsze, czy najbardziej warte analizy z racji szans czy zagrożeń, a te, które jawiły mu się najlepiej sprzedawalnymi, co - w tym względzie - niczym nie różni go od np. Resnicka czy Webera), a trudno chyba o bardziej reprezentatywne nazwisko dla SF tej epoki.
New Wave odbieram nie mniej ambiwalentnie: owszem, Ballard od strony literackiej jest pierwszorzędny (bo już jego antycywilizacyjnym przesłaniem, można się co najwyżej podetrzeć, za przeproszeniem, co mówię, choć kocham "Głosy czasu"), owszem bez Nowej Fali Dick i LeGuin pewnie by nie zaistnieli, owszem "magazynowej" SF niezbędny był zastrzyk literackości, ale z drugiej strony - widoczna choćby u Ellisona czy Silverberga - całkowita (świadoma!) naukowa dezynwoltura i popadanie w literackie eksperymenty dające w efekcie niezrozumiały bełkot walnie przyczyniły się (do spółki z postlucasowskim renesansem space opery) do uczynienia ze sporej części SF literatury zupełnie odnaukowionej.
Zdaje mi się, że fantastykę naukową lepiej definiować bazując na dziełach, które wznosiły jej fundamenty (Verne, Wells, Shelley etc.) z jednej, a na jej szczytowych osiągnięciach (część z nich na w/w liście) z drugiej strony.

ps. Inna rzeczą jest natomiast fakt, że spośród autorów rzeczonej czołówki o naukowe prawdopodobieństwo tak naprawdę najsilniej dbał tylko Clarke (bo już np. Lem tylko wtedy, gdy mu się chciało)... Czyli, że najprawdopodobniejsza naukowo fantastyka stanowi raczej zdrowy pień fantastycznego drzewa niż jego wierzchołek (widać trudno jest pogodzić wysokie kompetencje w dziedzinie nauki, literatury i filozofii jednocześnie, co zresztą zauważył już bodaj Heinlein).
Alek Roj
Użytkownik
#59 - Wysłana: 7 Sier 2012 09:05:02 - Edytowany przez: Alek Roj
Oczywiście trudno byłoby mi się nie zgodzić z tym, co piszesz - przynajmniej w zakresie mojej wiedzy (na pewno mniejszej niż twoja) o hard SF. Również uważam, że prawdziwie wybitne osiągnięcia fantastyki naukowej z natury swojej nie mogą pomieścić się w jej sztywnych ramach (to zresztą chyba niezbywalna cecha wszystkiego, co wybitne). Hard SF jest technologicznym "co by było, gdyby" (a raczej: "co będzie, gdy"). Fantastyka jako metafora bardziej ponadczasowych problemów i zagadnień z konieczności wymaga swoistej licentia poetica.
Fakt jednak pozostaje faktem, że w pewnym momencie w świecie SF "coś się stało". Zbiegło się to w czasie mniej więcej z narodzinami psychodelii na gruncie szeroko pojętej kultury rockowej. Outer space częściowo przekształciło się w metaforę inner space (por.: teksty Hawkwind czy Gong, "Solaris" Lema, liczne utwory LeGuin, a poniekąd i pierwszy sezon "Space: 1999"), przestrzeni kultury ("Star Trek") czy poszukiwania własnej tożsamości. Kosmita awansował na personifikację szeroko pojętej obcości (również tego, co postrzegamy w sobie jako "obce"), robot stał się symbolem alienacji, czy naszych kłopotów z własnym człowieczeństwem. Przykładem takiej fantastyki byłby i nasz kochany TMP.

Gdy idzie o książki, niedawno kupiłem sobie pewien "staroć". Lew Mogilew: "Człowiek ze stali". Książka, wydana w 1966, zawiera dwie mikropowieści (nie "opowiadania", jak mylnie podaje strona tytułowa) dowodzące, że zjawisko cyberpunku jest dużo starsze od swej nazwy.
Pierwsza z nich, "Człowiek ze stali", odnosi się do bioniki, która wówczas była nową nauką. Perspektywa przeniesienia ludzkiego mózgu w elektroniczne ciało jest interesująca i najprawdopodobniej w przyszłości zostanie zrealizowana. Jednak właściwy temat utworu to etyczny aspekt manipulowania ludzką pamięcią i - szerzej - ludzką psychiką.
Druga mikropowieść, "Profesor John Cavy", dotyka tematu sztucznej inteligencji. Stawia też mimochodem pytanie, czy myślące maszyny nie będą w istocie dalszym ciągiem ewolucji człowieka i czy nie zajmą aby jego miejsca. W tym kontekście świat maszyn "nowej generacji", powstałych bez udziału człowieka, fascynuje, bo przypomina egzotyczną dżunglę. Jednak znów właściwym tematem jest coś innego, mianowicie granice człowieczeństwa i próba jego definicji. Rozważania o różnicy między maszyną a istotą żywą mają w sobie wiele słuszności. Tylko rozróżnienie na człowieka i maszynę w finale utworu wydaje mi się cokolwiek naciągane. Miejscami wypowiedzi występujących w utworze postaci naukowców bywają też chyba zbyt dosłownie stylizowane na dyskurs naukowy - literatura wymaga większego skrótu, poglądowości.
Mimo tego oba utwory uważam za warte przeczytania. Książka niekiedy "trafia się" np. na Allegro.
MarcinK
Użytkownik
#60 - Wysłana: 13 Sty 2013 07:56:59
W kwestii książek S-F przez długi czas ograniczałem się praktycznie tylko do Lema, prawda przeczytałem jakieś pojedyncze tytuły innych autorów (Adamsa, Clarka).
Możecie mi polecić jakieś nie-Lemowskie powieści S-F? Oby były ciekawe i wciągające (jak Eden czy Opowieści o Pilocie Pirxie).
 Strona:  ««  1  2  3  »» 
USS Phoenix forum / Różności / Polecane Książki

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!