USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Różności / Piractwo II
 Strona:  ««  1  2  ...  6  7  8  9  10  11  12  13  »» 
Autor Wiadomość
Toudi
Użytkownik
#211 - Wysłana: 31 Paź 2009 23:26:18
Przepraszam, że będzie post pod postem, ale nie zauważyłem poprzedniego postu Jurgena.

Jurgen:
Po pierwsze jakość kopii nie ma najmniejszego znaczenia. Po prostu w czasach "analogowcyh" po pierwsze nie istniało u nas coś takiego jak prawo autorskie, więc piractwo było legalne (ustawa weszła w życie w 1994 r.), po drugie, kopia analogowa nie była konkurencją dla oryginału. natomiast w świetle obecnego prawa kopia analogowa jest tak samo traktowana jak cyfrowa.

Ale to nie jest wina techniki, że prawo lub mentalność wydawców mają problem za nią nadążyć, a już na pewno nie jest to wina końcowego odbiorcy.

Wystraczy przypomnieć stare historie, jak blokowano wejście na rynek podwójnych odtwarzaczy kasetowych, jak blokowano wejście magnetowidów, nagrywarek cd/dvd...
Jak krzyczano, że radio zabije filharmonię, kino teatr, tv kino, internet tv...

Jurgen:
Odnośnie kopiowania "w ogóle", to gdyby istniała mozliwość darmowego lub taniego kopiowania przedmiotów materialnych, to założę się, że skopiowanie samochodu byłoby takim samym przestępstwem jak piracenie.

W Star Treku nie jest. ;) A poważniej, naprawdę tak myślisz? To to raczej nie wróży dobrze naszemu gatunkowi.

Jurgen:
Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.

Po pierwsze ile to jest te POJEDYNCZYCH? Bo ja domyślam się że chodzi o jedną sztukę. Ale jednak sam wyraz jest nieścisły i bez problemu może oznaczać większą ilość, np 2 lub 3 sztuki. Często się mówi, że w bibliotece są pojedyncze egzemplarze jakieś książki, i ma sie namyśli więcej niż jedną kopię.

Dalej stosunek towarzyski, określenie które wzbudza najwieceń problemów i które organizacje antypirackie chcą usunąć za wszelką cenę. Jest nawet teoria Sześć stopni oddalenia, która zakłada, że w szóstym kroku zna się każdego człowieka na świecie.

Ja rozumiem, że na publicznych źródłach, ładwo dowieść, że nie jest się w związku towarzyskim, ale co z zamkniętymi grupami?

Jurgen:
Korzystanie (czyli oglądanie/słuchanie/granie itp. - w zalezności do czego dany utwór służy), a nie rozpowszechnianie i z pojedynczych (a nie zwielokrotnionych) egzemplarzy...

No ale żeby zobaczyć, trzeba pobrać na dysk, a to już jest zwielokrotnianie. (O takich sytuacjach, jest np by zobaczyć oryginalne filmy z R1 u siebie na kompie, musiałem je "spiracić", bo czytniki mam zablokowane na R2, nawet nie będę wspominał).
No i jeszcze problem rozpowszechniania. Kto rozpowszechnia i czy powielanie jest równoznaczne z rozpowszechnianiem? Co z wyciekami przed premierą. Jak chcemy kontrowersyjne, to niech będzie Wolverine z tego roku, gdzie wyciek na pewno nastąpił w samym studio. Kto tu powinien zostać ukarany? My internauci?

Jurgen:
Wolno nieodpłatnie korzystać, a nie rozpowszechniać. jeżeli więc nagrasz sobie umieszczony w internecie teledysk (na przykłąd), to możesz sobie go na komputerze odtwarzać. Ale nie wolno Ci go juz rozpowszechniać.

Czyli nie wolno mi przesłać znajomemu linka do niego? Nie wolno mi przenieć go na pendrivie do kolegi (bo nie ma neta), nie wolno mi go zgrać na mp4 playera, by słuchać go w autobusie? Jeśli odpowiesz nie, to powiem ci, że Art. 23. Wyraźnie mówi że tak.

To jak widać nie jest takie proste, jak nie wolno i już.

Problem zaczyna się czy mogę umieścic linki na swojej stronie, ale z drugiej strony, czym będzie różnił taki link, od sposobu wyszukania np w google, tego samego teledysku? Albo czy moja wina będzie większa, niż google, bo w końcu w google może znaleźć go każdy, nie tylko osoba będąca w stosunku towarzyskim z twórcami google.
A potem kolejny stopień, czym różni sie taki google, od TPB?
Tym że bez google wielkie wytwórnie straciły by już internet bezpowrotnie? Tylko dlatego google może linkować do treści uznanych przez organizacje antypirackie za nielegalne, a TPB nie?
Jurgen
Moderator
#212 - Wysłana: 1 Lis 2009 19:03:37
Toudi:
No ale żeby zobaczyć, trzeba pobrać na dysk, a to już jest zwielokrotnianie.

Ale zwielokrotnianie może być zgodne z prawem (wchodzić właśnie w zakres dozowolonego użytku), chociażby jeżeli utwór został rozpowszechniony (legalnie!), np. przez producenta na swojej stronie.

Toudi:
Jak chcemy kontrowersyjne, to niech będzie Wolverine z tego roku, gdzie wyciek na pewno nastąpił w samym studio. Kto tu powinien zostać ukarany? My internauci?

A za co internauci? Co najwyżej za "paserstwo" z prawa autorskiego. Za nielegalne udostępnienie utworu odpowiada ten kto to zrobił.

Toudi:
Czyli nie wolno mi przesłać znajomemu linka do niego?

Link to tylko informacja, gdzie utwór się znajduje.

Toudi:
A poważniej, naprawdę tak myślisz? To to raczej nie wróży dobrze naszemu gatunkowi.

W ST projektant tego samochodu robiłby to dlatego, że lubi to robić, uważa toza sens swojego życia. Środków do zycia dostarczyłby mu "system". Ale to jest utopia (moim zdaniem nie do zrealizowania), a u nas ten samochód projektuję tysiące ludzi, którzy za coś musza żyć.

Toudi:
Po pierwsze ile to jest te POJEDYNCZYCH?

To nie język potoczny ani biblioteka, tylko prawo. Pojedynczy to pojedynczy. Jeden. W przykłądzie pojedyncze egzemplarze oznacza tyle, że zostało ich mało (kilka).

Toudi:
Ale to nie jest wina techniki, że prawo lub mentalność wydawców mają problem za nią nadążyć, a już na pewno nie jest to wina końcowego odbiorcy.

Znaczy prawo nie nadąża też za rozwojem techniki, bo każdy może kupić sobie broń palną, a morderstwo nadal jest karalne?

Toudi:
Nie wolno mi przenieć go na pendrivie do kolegi (bo nie ma neta), nie wolno mi go zgrać na mp4 playera, by słuchać go w autobusie? Jeśli odpowiesz nie, to powiem ci, że Art. 23. Wyraźnie mówi że tak.

Obawiam się, że jak Ty albo ja coś powiem o art. 23 prawa autorskiego, to z prawnego punktu widzenia nie ma to najmniejszego znaczernia. Z prawnego punktu widzenia, czy art. 23 mówi tak albo inaczej zadecyduje SĄD . Ale wracając do Twojego przykładu. Zakladam, że legalnie nabyłeś (w jakiejkolwiek formie) mp3 z jakąś tam muzą i masz ją na komputerze. Moim zdaniem, spokojnie możesz przegrać ją sobie na odtwarzacz i słuchać tego. Jezeli natomiast skopiujesz ją koledze, to już nie będziesz z utworu korzystał, tylko będziesz go udostępniał, a to już nie mieści się w dozwolonym użytku.

Toudi:
To jak widać nie jest takie proste, jak nie wolno i już.

Ja tak nie twierdziłem. Gdybys przejrzał sobie moje wczesniejsze posty dokładnie, to zauważyłbys, że napisałem, że prawo autorskie jest skomplikowane i sądy mają z nim problemy.

A ogólnie, to nie wiem, czy ta dyskusja ma sens. Interpretujesz sobie przepisy dość swobodnie (bez zachowania zasad wykładni) i wybiórczo (wybierasz te przepisy albo części przepisów, które Ci pasują), nie stosując przy tym logiki. A przede wszystkim to wychodzisz z założenia, że autor nie ma prawa decydować o swoim dziele, co jest podstawą naszego systemu.

A jak czytam Twoją interpretację przepisów, to obawiam się, że zmarnowałem 8 lat nauki.
Toudi
Użytkownik
#213 - Wysłana: 1 Lis 2009 20:17:00
Jurgen:
Obawiam się, że jak Ty albo ja coś powiem o art. 23 prawa autorskiego, to z prawnego punktu widzenia nie ma to najmniejszego znaczernia. Z prawnego punktu widzenia, czy art. 23 mówi tak albo inaczej zadecyduje SĄD

Ty z żartem a ja poważniej. Po jaką cholerę tworzyć prawo, którego "szary człowiek" nie rozumie, albo raczej rozumie inaczej niż np prawnik. A potem jeszcze zaznaczać, że nie ważne jak się go rozumie, bo o tym jak należy go rozumieć zdecyduje sąd. A ten nie decyduje... (bo nie rozumie?)
Dlaczego jeśli było b to takie proste, nadal to nie nastąpiło? Dlaczego jeśli jest to takie proste, to w każdym państwie dzieje się skrajnie różnie?
Np. liberalna Kanada vs pokazowe procesy USA?

Jurgen:
A jak czytam Twoją interpretację przepisów, to obawiam się, że zmarnowałem 8 lat nauki.

Zastanawiające jest, że prawo które powinno być zrozumiałe i przejrzyste dla wszystkich, tak naprawdę jest zrozumiałe tylko dla pojedynczych ludzi, którzy jeszcze z reguły je tworzą?
Jurgen
Moderator
#214 - Wysłana: 1 Lis 2009 21:34:59 - Edytowany przez: Jurgen
Toudi:
Ty z żartem a ja poważniej

Ja mówię poważnie, tylko jak rozmawiac z kimś, kto - sam przyznając, że nie rozumie przepisu (pomijając już fakt, że cytuje go wyrywkowo) twierdzi, że wie, co ten przepis oznacza? A napisałeś:

Jeśli odpowiesz nie, to powiem ci, że Art. 23. Wyraźnie mówi że tak.

Czyli oznacza to, że uważasz, że wiesz lepiej co ten przepis oznacza i że w ogóle wiesz, co ten przepis oznacza. A sam twierdzisz, że nie rozumiesz; z Twoich wypowiedzi wynika, że nie rozumiesz; cytujesz fragment przepisu, zamiast całości (bo normatywnie jest to jedna całość)... Gdzie tu sens.

Toudi:
Po jaką cholerę tworzyć prawo, którego "szary człowiek" nie rozumie, albo raczej rozumie inaczej niż np prawnik.

Dwa aspekty:
1. Po pierwsze, po co tworzyć prawo, kórego szary człowiek nie rozumie? Owszem, troche bez sensu. Tyle, że pewne kwestie są skomplikowane i takie musza być. Znaczy, może nie muszą, ale jeszcze nikt nie wykombinował jak to zrobić, żeby było i prosto, i dobrze. Przede wszystkim dzialalność gospodarcza, rozwój obrotu towarowego, rozwój techniki i technologii, sposobów korzystania z rzeczy, zabezpieczenia kredytów, pożyczek, dobra niematerialne itp. wymagają coraz bardziej skomplikowanych instytucji i rozwiązań prawnych. Kombinatorstwo ludzi wymaga coraz wiekszej ilości przepisów-uszczelniaczy systemów (przede wszystkim w podatkach)... Poza tym, możesz tak samo zapytać, po co budować samochód, którego zwykły człowiek nie jest w stanie naprawić? Dlatego, że jest on lepszy, szybszy, wygodniejszy i bezpieczniejszy niż ten stary. A jak masz problem z samochodem, to idziesz do mechanika/warsztatu/aso i tam Ci zrobią. Jak masz problem ze zdrowiem, idziesz do lekarza/szpitala (a przeceiż możnaby robić leki, tka, zeby każdy przeczytał ulotkę i zastosował sobie sam odpowiednie leki). Tak samo z prawem - jak masz problem idziesz do prawnika.
2. O wykładni przepisów zawsze decyduje sąd. tak skonstruowana jest nasz system polityczny, że sądy są od rozsądania sporów. A potrzeba rozstrzygnięcia znaczenia przepisów zachodzi wtedy, gdy dwie osoby mają inna interpretację (czyli powstaje spór). I wtedy idzie się do sądu.

Jeszcze trzecia sprawa. Osoba zainteresowana w sprawie najczęściej nie patrzy, jakie rzeczywiście znaczenie mają przepisy, tylko jakie nadać im znaczenie, żeby tej osobie pasowały. Nawet jak taka wykładnia nijak ma się do rzeczywistego brzmienia tych przepisów, to nie ma znaczenia, zgodnie z maksymą "sąd sądem, ale sprawiedliwość musi byc po naszej stronie". Dlatego potrzebny jest oragan niezależny i niezawisły, który sprór rozstrzygnie bezstronnie. I po to sądy i sędziowie mają tak ogromne (w porównaniu z np. urzędami i urzednikami) gwarancje tej niezależności.


I na koniec jeszcze jedna uwaga - strasznie mieszasz. Zdecyduj się, o czym chcesz rozmawiać - o tym jakie są przepisy (czyli co wolno, co nie wolno), czy o tym jakie powinny być przepisy? Bo to dwie zupełnie różne sprawy.
Toudi
Użytkownik
#215 - Wysłana: 1 Lis 2009 22:14:14
Jurgen:
wymagają coraz bardziej skomplikowanych instytucji i rozwiązań prawnych. Kombinatorstwo ludzi wymaga coraz wiekszej ilości przepisów-uszczelniaczy systemów (przede wszystkim w podatkach)...

Ja to widzę dokładnie odwrotnie, coraz bardziej skomplikowane systemy i rozwiązania stwarzają problemy, dziury, sposoby obejścia. Skomplikowane systemy tworzą kombinatorstwo.
Zwłaszcza w podatkach to widać. Najpierw tworzy się nanienormalny system, potem w tym systemie tworzy się luki (z reguły by ci to prawo tworzą, lub ich znajomi mogli je obejść - a potem są afery z jak z Optimusem lata temu).
Podobnie masz z piractwem. Używając linuksa, by zobaczyć Oryginalny DVD musisz kombinować - a w USA musisz złamać prawo...

Jurgen:
I na koniec jeszcze jedna uwaga - strasznie mieszasz. Zdecyduj się, o czym chcesz rozmawiać - o tym jakie są przepisy (czyli co wolno, co nie wolno), czy o tym jakie powinny być przepisy? Bo to dwie zupełnie różne sprawy.

Ja rozmawiam o piractwie, w ujęciu niekomercyjny (do użytko domowego), podczas gdy przeciwna strona stosuje pojęcia prawne (złodziejstwo, pasertwo), etyczne, porównanie dziedzin, których nie da sie z piractwem porównać (mechanika samochodowa, samochody, podatki). To się dostosowuję.
Jurgen
Moderator
#216 - Wysłana: 2 Lis 2009 09:12:55
Toudi:
Ja to widzę dokładnie odwrotnie, coraz bardziej skomplikowane systemy i rozwiązania stwarzają problemy, dziury, sposoby obejścia. Skomplikowane systemy tworzą kombinatorstwo.

Na jakiej podstwie tak twierdzisz? Bo na razie jest to "trochę" gołosłowne...

Toudi:
Zwłaszcza w podatkach to widać. Najpierw tworzy się nanienormalny system, potem w tym systemie tworzy się luki (z reguły by ci to prawo tworzą, lub ich znajomi mogli je obejść - a potem są afery z jak z Optimusem lata temu)

Właśnie przykład podatków miałem powołać, żeby pbalić Twoją tezę, ale skoro wolisz sam dowodzić, to proszę o konkrety. Zarówno co do systemu podatkowego w ogóle, jak i do Optimusa.

Toudi:
Używając linuksa, by zobaczyć Oryginalny DVD musisz kombinować - a w USA musisz złamać prawo...

To nie jet chyba kwestia prawa, a rozwiązań technicznych. Zresztą w samym zdaniu jest sprzeczność, bo z części "a w USA..." wynika, że żeby wykonywać swoje prawo (czyli odtwarzać sobie legalne DVD) musisz złamac prawo. No więc nie jest winne prawo, tylko zabezpieczenie techniczne.
Bashir
Moderator
#217 - Wysłana: 2 Lis 2009 14:15:28
http://www.technonews.pl/Technonews/1,94439,721094 4,Kto_kupuje_najwiecej_muzyki__Piraci__rzecz_jasna ___.html

Prawo jest prawem, ale kolejne badania potwierdzają, że tzw. "piractwo" wręcz napędza koniunkturę...
Poklok
Użytkownik
#218 - Wysłana: 2 Lis 2009 15:19:51
Bashir:
Prawo jest prawem, ale kolejne badania potwierdzają, że tzw. "piractwo" wręcz napędza koniunkturę...

Szczerze mówiąc nie widzę, by te badania coś takiego potwierdzały. Równie dobrze można to interpretować tak, że jeśli ktoś słucha dużo muzyki, to i dużo jej ściąga, i sporo kupuje. Jeśli muzyka go za bardzo nie interesuje - to i mniej na nią wydaje, i mniej jej szuka na torrentach...
Bashir
Moderator
#219 - Wysłana: 2 Lis 2009 15:23:12
No tak... ale za nim kupi musi wiedzieć co kupić. Muzyka musi do niego dotrzeć w jakiś sposób Wymiana plików w sieciach p2p czy torrentach to jest po prostu potężne narzędzie promocyjne, którego boją się tylko słabe zespoły, których nikt nie kupi po przesłuchaniu
Poklok
Użytkownik
#220 - Wysłana: 2 Lis 2009 15:40:01
Bashir:
No tak... ale za nim kupi musi wiedzieć co kupić. Muzyka musi do niego dotrzeć w jakiś sposób Wymiana plików w sieciach p2p czy torrentach to jest po prostu potężne narzędzie promocyjne, którego boją się tylko słabe zespoły, których nikt nie kupi po przesłuchaniu

No trochę tak, ale nie do końca Po pierwsze, nie trzeba płyty ściągać z torrenta, żeby wiedzieć, czy warto ją kupić. Można jej w radiu czy takim Empiku posłuchać, teledysk obejrzeć, recenzje poczytać... Kiedyś internetu nie było, a jednak ludzie muzykę kupowali. Poza tym ten argument jest często nadużywany - łatwo sobie zassać całą płytę, przesłuchać dwa razy a potem po zastanowieniu stwierdzić, że to jednak nie do końca to, o co nam chodziło. Są może zespoły, którym takie rozpowszechnianie ich muzyki się opłaci, ale są też pewnie i takie, które na tym tracą. W gruncie rzeczy to są rzeczy trudno, o ile w ogóle policzalne. Co nie zmienia mojej oceny piractwa z moralnego punktu widzenia
Bashir
Moderator
#221 - Wysłana: 2 Lis 2009 16:50:36
No ja tutaj nie oceniam... Pewno, że można posłuchać w radiu (aczkolwiek zwróć uwagę że w Polsce mamy bardzo mało profilowanych stacji radiowych... głównie leci mainstreamowa papka. Stacje takie jak Program III Polskiego Radia, gdzie można usłyszeć coś nowszego, innego, ambitniejszego są w mniejszości).

Również można iść do Empiku, szperać w Internecie za teledyskami, ale powiedzmy sobie w prost to marne substytuty normalnego posłuchania sobie płyty w domu, dlatego ściąganie jest popularniejsze niż łażenie po Empikach...

Poklok:
łatwo sobie zassać całą płytę, przesłuchać dwa razy a potem po zastanowieniu stwierdzić, że to jednak nie do końca to, o co nam chodziło. Są może zespoły, którym takie rozpowszechnianie ich muzyki się opłaci, ale są też pewnie i takie, które na tym tracą.


yhy, imo słabe zespoły na tym tracą, więc dla nas żadna strata
fan muzyki nie zniesie tego że ma słabego pirata na dysku, jeżeli muzyka będzie naprawdę dobra, będzie dążył do tego żeby kupić płytę, bądź pobrać legalne pliki.

Łatwiej to by było rozrysować na wykresach w oparciu o różne tam teorie ekonomiczne... w każdym razie zobaczcie:

osoba A dysponuje dochodem X którego dajmy na to 10% przeznacza na szeroko rozumiane dobra kulturowe: płyty, wyjścia do kina etc. etc. Ponieważ potrzeby ma większe niż jest w stanie zaspokoić to swoją pensją część konsumentów decyduje się na piractwo.

To że zaczyna ściągać pliki nielegalnie nie wpływa w żaden sposób na jej ogólne wydatki na kulturę, czyli na dochody całej branży rozrywkowej.

W przypadku zwiększenia się dochodu naszego szanownego pana/pani A, zwiększą się również wydatki na kulturę. A co za tym też idzie jest spore prawdopodobieństwo, że część zwiększonego dochodu przeznaczy na nabycie legalnej płyty/filmu, pod warunkiem, że te faktycznie będą dla niego atrakcyjne.
Jurgen
Moderator
#222 - Wysłana: 2 Lis 2009 19:30:18
Bashir:
To że zaczyna ściągać pliki nielegalnie nie wpływa w żaden sposób na jej ogólne wydatki na kulturę, czyli na dochody całej branży rozrywkowej.

Tak, ale piracąc ma za darmo, to za co powinna zapłacić. Twoja argumentacja przypomina tą Toudiego - "nikomu nie dzieje się krzywda".
Poklok
Użytkownik
#223 - Wysłana: 2 Lis 2009 20:59:04
Bashir:
Również można iść do Empiku, szperać w Internecie za teledyskami, ale powiedzmy sobie w prost to marne substytuty normalnego posłuchania sobie płyty w domu, dlatego ściąganie jest popularniejsze niż łażenie po Empikach...

To prawda, ale ja tam trochę takich ludzi nie rozumiem. Gdzie tu element zaskoczenia? Gdzie ta niepewność, czy zakupiona właśnie płyta nie okaże się chłamem?

Bashir:
fan muzyki nie zniesie tego że ma słabego pirata na dysku, jeżeli muzyka będzie naprawdę dobra, będzie dążył do tego żeby kupić płytę, bądź pobrać legalne pliki.

A facet, który fanem muzyki nie jest i słucha jej tylko na mp3 podczas jazdy metrem, się takim piratem zadowoli i zaoszczędzoną kasę wyda, bo ja wiem, na browary albo nową koszulkę.


Bashir:
Łatwiej to by było rozrysować na wykresach w oparciu o różne tam teorie ekonomiczne... w każdym razie zobaczcie: [...]

To przy założeniu, że odsetek wydatków na kulturę jest w domowym budżecie stały i dokładnie określony, co niekoniecznie jest prawdą - a gdy mówimy o całej populacji, to prawdą nie jest właściwie na pewno. Po za tym zauważ, że niektóre treści spiracić łatwiej, inne trudniej, i tak np. normalnie jakiś konkretny człowiek zastanawiałby się między nową płytą, a książką, ale że czytać z monitora nie lubi (jak zdecydowana większość), to praktycznie zawsze wybierze to drugie, bo płytę może mieć za darmo... Czyli abstrakcyjna "branża rozrywkowa" nie jest może stratna, ale "branża muzyczna" dostaje po odwłoku...

Bashir

O, to to
dahaka
Użytkownik
#224 - Wysłana: 4 Lis 2009 03:07:17
Poklok:
Bashir:
fan muzyki nie zniesie tego że ma słabego pirata na dysku, jeżeli muzyka będzie naprawdę dobra, będzie dążył do tego żeby kupić płytę, bądź pobrać legalne pliki.

Nie zniósłbym pirata na dysku. Nie mam ani jednego pliku mp3. Nie dlatego, że jestem przeciwny piractwu ale głównie ze względu na jakość. Pamiętam jak kolega z pracy próbował mi udowodnić, że sciągnięte mp3 nagra na płytę i uzyska jakość oryginalnej Audio CD. Przekonał się dopiero jak zrobiliśmy porównanie na porządnym sprzęcie. Po za tym album najczęściej stanowi całość i ma tworzyć klimat. Jaki klimat tworzy składanka mp3-jek na płycie dvd? Chyba żaden.

Poklok:
To przy założeniu, że odsetek wydatków na kulturę jest w domowym budżecie stały i dokładnie określony, co niekoniecznie jest prawdą

Obawiam się, że typowy polski domowy budżet nie zakłada wydatków na kulturę.

Bashir:
Prawo jest prawem, ale kolejne badania potwierdzają, że tzw. "piractwo" wręcz napędza koniunkturę...

Doskonałym przykładem jest tutaj Windows. Billowi zależało głównie na początku do trafienia do jak największej liczby użytkowników, co mu się zresztą udało.
Bashir
Moderator
#225 - Wysłana: 4 Lis 2009 12:18:50
Jurgen:
Tak, ale piracąc ma za darmo, to za co powinna zapłacić. Twoja argumentacja przypomina tą Toudiego - "nikomu nie dzieje się krzywda".

Ja idę dalej: mówię że wręcz niektórym może pomóc A co do piracenia i że powinien za to zapłacić to fakt.

Poklok:
To prawda, ale ja tam trochę takich ludzi nie rozumiem. Gdzie tu element zaskoczenia? Gdzie ta niepewność, czy zakupiona właśnie płyta nie okaże się chłamem?

Może ludzie rzucili to w kąt, ze względu na przewagę chłamów ?

Poklok:
A facet, który fanem muzyki nie jest i słucha jej tylko na mp3 podczas jazdy metrem, się takim piratem zadowoli i zaoszczędzoną kasę wyda, bo ja wiem, na browary albo nową koszulkę.

Tylko, że taki zazwyczaj i tak będzie szukał taniego substytutu: bez względu na to, czy by piractwo internetowe istnieje czy nie.

Poklok:
Czyli abstrakcyjna "branża rozrywkowa" nie jest może stratna, ale "branża muzyczna" dostaje po odwłoku...

Fakt. To jest słabsza strona mojej argumentacji, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że branża muzyczna jest skostniała i potrzebuje "odchudzenia", a piractwo jest motorem do zmian idących w stronę większej ekonomiczności

dahaka

Jakość to faktycznie niepodważalna kwestia A co do promowania Windowsa przez piractwo, trochę też podobnie bywa z muzykami: piractwo ich promuje, przez co może spadają dochody z płyt, ale rosną z koncertów.
Poklok
Użytkownik
#226 - Wysłana: 4 Lis 2009 21:48:05 - Edytowany przez: Poklok
dahaka:
Jaki klimat tworzy składanka mp3-jek na płycie dvd?

A to już zależy, jak się taką składankę zmontuje

dahaka:
Doskonałym przykładem jest tutaj Windows. Billowi zależało głównie na początku do trafienia do jak największej liczby użytkowników, co mu się zresztą udało.

Ale teraz już raczej Microsoft nie zyskuje na tym, że się jego programy piraci? Zresztą, ja nie przeczę temu, że w pewnych sytuacjach piractwo może mieć pozytywne aspekty, ale to nie zmienia meritum sprawy. No chyba, że przyjmie skrajnie utylitarystyczny punkt widzenia, gdzie czyny sądzi się tylko po ich skutkach...


Bashir:
Może ludzie rzucili to w kąt, ze względu na przewagę chłamów ?

Chłamy zawsze będą w ilościowej przewadze. Takie są już prawa przyrody

Bashir:
Tylko, że taki zazwyczaj i tak będzie szukał taniego substytutu: bez względu na to, czy by piractwo internetowe istnieje czy nie.

Tyle że ten tani substytut jest w tym przypadku ładnym słowem na spiraconą muzykę. Jakby piractwa nie było, to pewnie kupowałby tańsze płyty, albo kupiłby ich mniej... ale kupiłby.

Bashir:
Fakt. To jest słabsza strona mojej argumentacji, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że branża muzyczna jest skostniała i potrzebuje "odchudzenia", a piractwo jest motorem do zmian idących w stronę większej ekonomiczności

Jak pisałem wyżej - to jeszcze nie rozgrzesza piratów, zwłaszcza że olbrzymia większość z nich wcale nie ma zamiaru uzdrawiać branży.
The_D
Użytkownik
#227 - Wysłana: 4 Lis 2009 23:55:02
dahaka:
Nie zniósłbym pirata na dysku. Nie mam ani jednego pliku mp3. Nie dlatego, że jestem przeciwny piractwu ale głównie ze względu na jakość. Pamiętam jak kolega z pracy próbował mi udowodnić, że sciągnięte mp3 nagra na płytę i uzyska jakość oryginalnej Audio CD. Przekonał się dopiero jak zrobiliśmy porównanie na porządnym sprzęcie.

Tu są 2 rzeczy:
1. To czy różnicę pomiędzy mp3 a oryginałem słychać zależy nie tylko od sprzętu, ale także od samego utworu i samego słuchacza. Dużo ludzi, powiedziałbym nawet że większość nie usłyszy różnicy nawet na dobrym sprzęcie. Redakcja jakiegoś pisma komputerowego zrobiła kiedyś ślepy test na kilkunastu osobach, które twierdziły, że słyszą różnicę i połowa oblała go z kretesem.
2. Technologia również idzie do przodu. Standard mp3 jest już pełnoletni, a wraz z przejściem na zapis cyfrowy otworzyły się możliwości tworzenia idealnej kopii. I tak piraci-audiofile ściągają fliki FLAC, które dają jakość CD.
Bashir
Moderator
#228 - Wysłana: 5 Lis 2009 10:34:34
Poklok:
Ale teraz już raczej Microsoft nie zyskuje na tym, że się jego programy piraci?

Podobno ostatnio jedna z szych z Micro$oftu powiedziała, że wolą żeby 10 używało pirata, niż żeby jeden z nich przeszedł na Linuxa. Ale nie wiem czy to prawda

Poklok:
Tyle że ten tani substytut jest w tym przypadku ładnym słowem na spiraconą muzykę. Jakby piractwa nie było, to pewnie kupowałby tańsze płyty, albo kupiłby ich mniej... ale kupiłby.

Albo przegrywałby od znajomych w ramach dozwolonego użytku, albo słuchałby radia, alboby nagrywał muzykę z radia i potem sobie słuchał... niekoniecznie by kupił. Ba! jestem pewien, że wielu by nie kupiło.

Poklok:
Jak pisałem wyżej - to jeszcze nie rozgrzesza piratów, zwłaszcza że olbrzymia większość z nich wcale nie ma zamiaru uzdrawiać branży.

Zgadza się. Ale wciąż odchudzenie i reorganizacja branży wyszłaby wszystkim na dobre
Jurgen
Moderator
#229 - Wysłana: 5 Lis 2009 10:53:00
Bashir:
przegrywałby od znajomych w ramach dozwolonego użytku

Wątpię, by zmieściło się to w dozwolonym użytku...
Bashir
Moderator
#230 - Wysłana: 5 Lis 2009 10:58:07
Jurgen:
Wątpię, by zmieściło się to w dozwolonym użytku

Może mi się już coś myli: ale jeżeli ja mam oryginał to mogę wśród rodziny i przyjaciół kopiować daną płytę czy film (ale nie oprogramowanie)?
The_D
Użytkownik
#231 - Wysłana: 5 Lis 2009 17:14:37
Bashir:
jeżeli ja mam oryginał to mogę wśród rodziny i przyjaciół kopiować daną płytę czy film (ale nie oprogramowanie)?

Co do oprogramowania wszyscy są zgodni, że nie. Nie możesz też budować domu z cudzego projektu architektonicznego, choćby to był dom dla rodziny Natomiast jeżeli chodzi o inne utwory to zależy jakiego prawnika spytasz (i dla kogo on pracuje).
Toudi
Użytkownik
#232 - Wysłana: 5 Lis 2009 18:15:05 - Edytowany przez: Toudi
The_D:
Natomiast jeżeli chodzi o inne utwory to zależy jakiego prawnika spytasz (i dla kogo on pracuje).

A według Jurgena wpierw musi zdecydowac sąd...
BPANMSP
Madame Picard
Moderator
#233 - Wysłana: 5 Lis 2009 18:25:45
Toudi:
A według Jurgena wpierw musi zdecydowac sąd...

O ile zrozumiałam, to nie wpierw, ale po . I tak, taka decyzja jest wiążąca, w przeciwieństwie do naszych mniemań i gdybań.
Toudi
Użytkownik
#234 - Wysłana: 5 Lis 2009 19:36:23
Madame Picard:
O ile zrozumiałam, to nie wpierw, ale po . I tak, taka decyzja jest wiążąca, w przeciwieństwie do naszych mniemań i gdybań.

No, ja to zrozumiełem tak, że zapis zapisem, ale dopóki sąd nie ustali jak czytać, to nie ma znaczenia co pisze i jak to społeczeństwo odbiera.

A co do tej wiązącej dezycji, to w polskim sądownictwie (o ile dobrze się orientuję) nie ma czegość takiego jak precedens. Więc nawet jeśli sędzia A powie że białe jest białe, to sędzie B może orzec że białe jest czarne...
Borlog
Użytkownik
#235 - Wysłana: 5 Lis 2009 19:46:16
Bashir:
Może mi się już coś myli: ale jeżeli ja mam oryginał to mogę wśród rodziny i przyjaciół kopiować daną płytę czy film (ale nie oprogramowanie)?

Jeśli w projekcie nowelizacji ustawy o prawie autorskim ,który zamieściłem wcześniej ozz chcą ograniczyć krąg osób z którymi możemy korzystać w ramach dozwolonego użytku własnego do osobników z którymi się zamieszkuje w gospodarstwie domowym. Odpada tu rodzina spoza gospodarstwa i inne bliskie osoby, no ale zostają przypadkowi współlokatorzy nie związani z nami powinowactwem,pokrewieństwiem bądź stosunkiem towarzyskim.

Rozumiem że w przypadku gdy ministerstwo kultury przyzwoli na taki kształt noweliacji a nasi wybrańcy z sejmu to klepną to szybko nastąpi zakwalifikowanie z punktu wizenia etyki praktyki kopiowania dla rodziny i przyjaciół jako kradzież.

Zresztą kategoryzowanie pewnych czynności jako złych z punktu widzenia etyki ulega często zmianie z biegiem lat. Weźmy bankierów i ich operacje finansowe - w średniowieczu czynności bankowe były niemoralne i złe. Obracanie kapitałem i jego akumulacja była dosyć częstwo obrzucana hasełkiem że to lichwa (stosując podaną już tu dekalogową klsyfikację -kradzież). Porządny chrześcijanin nie para się zawodami bankierskimi. No ale potrzeba budowania okazałych bazylik i chęć bogacenia się spowodowały zmniejszenia niechęci względem bankierów - no ale sakramentu komunii wciąż im odmawiano. To Jan Kalwin musiał ogłosić że bankierzy nie czyią źle i że zysk z procentów od porzyczek to nie jakaś okrutna forma grzesznego wyzysku. I choć wciąż się spotyka w pewnych kręgach niechęć do tych obracających papierkami to chba już nikt nie boi się podać im ręki bo są grzesznikami. Nie wspomnę że chrześcijanie zaczeli masowo bawić się w bankierów - lecz co ciekawe wszelkie złe cechy związane z finasami wciąż przypisywano przedstawicielom innej religii......
Co ciekawe od czasów reformacji powoli wracało do łask przkonanie że chciwość jest dobra. W Kapitaliźmie - narodzonym na gruzach feudalizmu z jego prymitywną gospodarką naturalną i odpowiadającej jej etyką- nikt nie miał wątpliwości, że chciwość ma zastąpić sprawiedliwość a szybki zysk poskromić uczciwość. W Kapitaliźmie to najbardziej pożądane cnoty. Dlatego bohaterem zbiorowej wyobraźni nie jest koleś uczciwie pracujący na swój chleb powszedni, ale "rekiny finansjery", którzy - niczym czarodziej - potrafi ponoć z "niczego" stworzyć "coś" - te wszystkie magiczne operacje finasowe. Ludzie masowo zachwycają się życiem facetów z Wall Street, którzy wolny czas spędzają na egzotycznych wyspach, pijąc szampana i zajadając kawior, a nie - przykładowo - społecznikami, którzy sens swojej egzystencji sprowadzili do pomagania biednym i wykluczonym. Idzie tylko o wzbogacenie nieważne w jaki sposób.
Do tego weźmy promowany przez speców od marketingu konsumpcjonizm - ludzie za wszelką cenę chcą coś mieć mimo iż tego ta naprawdę potrzebują.

Połączmy obydwa składniki i mamy ową masę ściągaczy. Osoby wychowane w systemie gospodarczym promującym własną korzyść za wszelką cenę oraz chęć zdobywania wszystkiego jak leci. I nie szkodzi że robią to na modłę jakiejś komunistycznej utopii gdzie wszyscy się dzielą za darmo.

Kapitalizm wychodował sobie takich osobników to niech poszczególne ogniwa łańcuch pokarmowego zdobywania forsy sobie z tym radzą.
Niech trzymają się jednak z dala od majstrowania (jakoś nie trąbi że przemysł fonograficzny lobbuje w ministerstwie kultury) przy prawie i wymyślaniem rozwiązań typu: administracyjne odcinanie od sieci czy masowe kontrole policji po mieszkaniach. Nie rozumiem dlaczego to państwo ma za pięniądze większości urządzać kosztowny system monitoringu sieci i rozrost policji w celu łapania osobników łamiących zobowiązania cywilne wzgledem małej grupki osobników którzy aż tak chętnie podatków nie płacą (u nas bodajże zpav zlegał z podakami). Czy rzeczywiście te "zagrożone poważnymi stratami" interesy nielicznej grupy osób mają uzasadniać ograniczenie praw i wolności większośći?
Komicznym jest to że prawodawcy podpuszczeni przez koncerny medialne chcą zaostrzyć prawo celem karania piratów a sami robią podobnie. Weźmy Sarkoziego co to wymyślił administracyjne odcinanie od sieci - jego ludzie po piracku (bez zgody autorów filmu i producentów )skopiowali film dokumentany o Sarko, usuneli jeszcze do tego oznaczenia producenta itd. Gdy prasa ujawniła ten poceder producenci oznajmili że nie mają nic przeciwko no ale co mieli powiedzieć wszak szło o prestiż Sarko i godność urzędu prezydenckiego.
Rozumiem że pochlebny film o Sarko to takie dobro kultury, które powinno dotrzeć do wszystkich funkcjonariuszy partyjnych.
Również i u nas z jednym z wystąpień Prezydenta wykorzstanabez stosownych zgód ateriały filmowe i wizerunek dówch panów.....
Jurgen
Moderator
#236 - Wysłana: 5 Lis 2009 19:58:56 - Edytowany przez: Jurgen
Toudi

Jest tak, jak pisze Madame Picard. To co piszą po różnych komentarzach, opracowaniach czy podręcznikach to jest zdanie autorów tych pozycji. W żąden sposób z takiego "zdania" nie skorzystasz, tzn. nie możesz opierając się o to zdanie czegokolwiek wyegzekwować. Jezeli natomiast sąd wyda wyrok w sprawie danego delikwenta, to ten wyrok będzie wiążący (to będzie zdanie Rzeczypospolitej Polskiej w tej sprawie) i wygrywający może sobie ten wyrok wyegzekwować (przy pomocy komornika chociażby). Podobnie rzecz ma sie z procesem karnym.
Oczywiście, precedensów - w sensie ogólnym* - w polskim prawie co do zasady nie ma (co do zasady, bo istnieją tzw. "zasady prawne", które są wiążące, podobny charakter mogą miec orzeczenia interpretacyjne Trybunału Konstytucyjnego), ale zazwyczaj sądy robią tak, jak mówi Sąd Najwyższy, ewentualnie sądy wyższego rzędu nad nimi.

Nie twierdzę, że czyjeś zdanie nie ma znaczenia w ogóle. Nie ma znaczenia prawnego. Natomiast może mieć wpływ na stosowanie prawa, bo jeżeli w komentarzu do prawa autorskiego ktoś kto się w tym specjalizouje napisze swoje zdanie, to może się zdarzyć, że w konkretnej sprawie, sąd się na taki pogląd powoła. Niemniej jednak sam pogląd wyłożony w jakiejkolwiek książce nie ma znaczenia prawnego.

* w sensie ogólnym, bo w konkretnej sprawie wiążące są np. odpowiedzi SN na pytanie prawne, czy wytyczne sądu odwoławczego przy przekazaniu sprawy do ponownego rozpoznania.


Natomiast co do "kopiowania" dla rodziny, to chciałbym zwrócić uwage na dwie kwestie. Po pierwsze, art. 23 prawa autorskiego mówi zdaje się o "pokjedynczych" egzemplarzach. Po skopiowaniu są to już dwa egzemplarze (choć tu jest pewna nieścisłość - bo nikt chya nie został i nie zostanie ukarany, jeżeli utwór kupiony na CD skopiuje sobie dla siebie jako mp3, co by go sobie np. w drodze do pracy słuchać). Po drugie, artykuł ten mówi o "korzystaniu". I to trochę tę nieścisłość tłumaczy, bo konwersja utworu na inny format (dla siebie) jeszcze - moim zdaniem - wchodzi w zakres dozwolonego uzytku, to skopiowanie tej płyty, nawet dla kogoś z rodziny, juz będzie bezprawne.

W ogóle dozowlony uzytek dotyczy moim zdaniem np. takiej sytuacji, gdy jednaosoba kupuje płytę i np. organizuje sobie imprezę dla rodziny czy znajomych i puszcza z niej utwory, albo gdy kupi/pożyczy kasetę VHS/płytę DVD z filmem i ogląda ją z rodziną czy znajomymi. Natomiast raczej nie dotyczy to kopiowania.
Jo_anka
Użytkownik
#237 - Wysłana: 5 Lis 2009 20:17:29 - Edytowany przez: Jo_anka
A propos piractwa - artykuł z "Polityki": http://www.polityka.pl/rynek/gospodarka/1500515,1, jak-zarabiac-na-freekonomii.read

Piotr Stasiak dla POLITYKA.PL3 listopada 2009

Jak zarabiać na freekonomii?
Media w czasach d@rmochy.

Internet zmienia biznes medialny. Stare modele walą się w gruzy, wśród nowych nie ma pewnego patentu na sukces. Przedstawiamy te najbardziej obiecujące.



Czeka nas rewolucja – czy nam się to podoba czy nie. Internet to nowa wielka dziedzina gospodarki, która w przyszłości dawać będzie miliony miejsc pracy. Niektóre jej gałęzie, np. e-handel, już dziś rosną nadspodziewanie dobrze. W przypadku produkcji i sprzedaży treści kulturalnych – a już w szczególności kultury wysokiej – jest gorzej. Wydawcy wciąż pakują w sieć złotówki, a wyciągają grosiki. Bo choć globalna sieć to wspaniałe medium, w której błyskawicznie przekazywane są informacje, to niestety nie ma na razie dobrych metod, które pozwalają ich wytwórcom zarabiać pieniądze.

Do tego dochodzi problem piractwa. Pod adresem internautów padają coraz ostrzejsze oskarżenia o kradzież i rujnowanie artystów oraz twórców. Jest w tym sporo racji - każde dobro kultury jest w Internecie na wyciągnięcie ręki. Internauci słuchają najnowszej światowej muzyki, oglądają filmy i seriale na kilka godzin po ich premierze w USA. Zapełniają swe strony internetowe wklejając (kradnąc?) informacje z innych. Nic za to nie płacą. Dla wielu artystów i twórców ta sytuacja to dramat. Kilka tygodni temu do sieci wyciekła nowa płyta zespołu Kult. Wokalista Kazik Staszewski publicznie nie przebierał w słowach. Złodzieje – to jeden z łagodniejszych epitetów, które padły pod adresem internautów. W debacie, zorganizowanej przez dziennik „Metro”, awantura na linii artyści-ściągacze rozgorzała na nowo, a obie strony zajęły z góry upatrzone pozycje po przeciwnych stronach barykady.

Ale w tym samym czasie po drugiej stronie Atlantyku wiele mówi się o najnowszej książce Chrisa Andersona „Free”. Anderson – redaktor naczelny „Wired”, wizjonerskiego miesięcznika o technologii – przewiduje w niej nadejście nowej ery cyfrowej kultury. Czasów, w których większość produktów medialnych rozdawanych będzie za darmo. Anderson twierdzi, że na naszych oczach rodzi się nowa ekonomia – freekonomia, czyli ekonomia darmochy. Czy jednak ma rację?

Na razie tradycyjne firmy medialne usiłują odnaleźć się w globalnej sieci. Przyzwyczajone do tradycyjnego układu komunikacji (nadawca > odbiorca) mozolnie uczą się porozumiewania z odbiorcami na zasadzie równy z równym. Próbują zastosować różne modele prowadzenia biznesu, chcąc łączyć właściwą sieci wolność z zarabianiem pieniędzy. Z lepszym lub gorszym skutkiem. Oto krótki przegląd najpopularniejszych pomysłów, a zarazem możliwych scenariuszy rozwoju biznesu w sieci:

Zamknięcie wszystkiego – czyli płatne treści
Zdaniem wielu grzechem pierworodnym internetu było zachłyśnięcie się wolnością, bez pytania, kto za to płaci. Tego grzechu nie popełniła już np. telefonia komórkowa, która dopiero teraz na całego wchodzi do sieci. Załadowanie pirackiego oprogramowania do komórki jest utrudnione Wszystko, co wgrywamy do telefonu przez mobilną sieć (dzwonki, piosenki, gry, klipy) operator łatwo sprawdzi i doliczy do rachunku. Aplikacje, dodatki i gadżety do iPhone aktywuje się i ściąga do telefonu poprzez AppStore, na którym łapę trzyma koncern Apple. Oczywiście zabiera sobie lwią część zysku, ale jednak dzieli się nim z producentami treści. Rynek oprogramowania na telefony rozwija się dzięki temu błyskawicznie.

Podobną strategię obrał medialny potentat Rupert Murdoch (właściciel m.in. „Timesa”, „Wall Street Journal”, sieci telewizji Fox). Na spotkaniu z inwestorami miliarder stwierdził stanowczo – Dziennikarstwo wysokiej jakości nie jest tanie. Trzeba znaleźć sposób, aby przedsięwzięcia internetowe mogły je finansować. Na razie widać wyraźnie, że stawiając wyłącznie na dochody z reklamy online to się nie uda. Podległe Murdochowi media testują już różne sposoby pobierania płatności za treści. Jak pisze na swym blogu Krzysztof Urbanowicz również polscy wydawcy w przyszłym roku będą na szerszą skalę próbowali sprzedawać swe informacje w sieci.

Czy jednak scenariusz zamknięcia bezpłatnego dostępu do internetowych wcieleń tradycyjnych mediów jest racjonalny? W tym celu porozumieć musieliby się wydawcy. Jednocześnie zamknąć dostęp do treści, wymusić na internautach logowanie, a potem pobierać opłaty za artykuły. To jednak nie mogłyby być duże sumy – w skrajnych przypadkach nawet kilka groszy. Tu zderzamy się z problemem mikropłatności. Kupując papierową „Politykę” za 5 zł dostają wszak Państwo „paczkę” kilkudziesięciu artykułów. Ale jak rozwiązać płacenie przy kupowaniu na sztuki, a tak zazwyczaj, wybiórczo, czyta się w Internecie? Zorganizowanie takiej kilkugroszowej operacji bankowej byłoby niewygodne dla czytelnika, a jej koszty przewyższą kwotę wpłaty. Sprawę rozwiązałby zapewne jeden zbiorczy operator, obsługujący strony wszystkich mediów. Tylko wszyscy wydawcy musieliby się dogadać, a to nie udało się ani w Polsce, ani na świecie.

Model więcej za mniej
To rozwiązanie z powodzeniem zastosowali przedsiębiorcy wydający w Polsce gry komputerowe. Choć jest to rynek od dawna trawiony zmorą piractwa (w latach 90 zaledwie jedna na dwadzieścia sprzedawanych u nas gier komputerowych była legalną kopią), wydawcy tacy jak CD Projekt umieli się na nim odnaleźć. Kluczem okazało się stworzenie sensownej alternatywy dla pirackich kopii, często niekompletnych i źle działających. CD Projekt wydawał gry w polskiej wersji językowej, dołączając do nich koszulki, plakaty, naklejki i inne gadżety. Jako jeden z pierwszych wydawców odważył się sprzedawać premierowe tytuły w cenach poniżej 100 zł (np. 59, 79, 99 zł).

Oczywiście nie na wiele by się to zdało, gdyby jednocześnie nie wzrosła zamożność społeczeństwa. Ostatecznie jednak znalazła się grupa kilkudziesięciu tysięcy klientów, którzy zamiast męczyć się szukając pirackiej gry dla dziecka, dla świętego spokoju kupią ją z supermarketowej półki w promocji.

Podobną ścieżką poszedł gigant oprogramowania Microsoft – dostęp do dodatkowych opcji (np. aktualizacje on-line, poprawiające bezpieczeństwo systemu) mają tylko użytkownicy oryginalnych, zarejestrowanych kopii Windows. Ten model biznesowy polega więc na stworzeniu na tyle interesującej oferty, aby klient zechciał jednak za produkt zapłacić.

Model freemium – czyli weź za darmo, zapłać za ekstra.
Z kolei Chris Anderson w swej książce przekonuje, że podstawą nowej ekonomii darmochy będzie model freemium (połączenie słów free oraz premium). Zdaniem Andersona najważniejszym dobrem XXI wieku będą czas i uwaga odbiorcy (klienta). A tej nic nie przyciąga bardziej, niż słówko „darmocha”. Liczyć się więc będzie masa potencjalnych widzów, których uda się danemu medium zgromadzić. Im właśnie będzie można pokazać (sprzedać) reklamy oraz – co da znacznie większe przychody – ekstra płatne usługi dodatkowe. Według autora „Free” jeżeli choć jeden na stu odbiorców zdecyduje się zapłacić w internecie za usługę dodatkową, wystarczy to na utrzymanie darmowych treści dla pozostałych 99.

Według tego modelu muzyk wpuszcza swe piosenki do sieci, zaś utrzymuje się dzięki sprzedaży ekskluzywnych płyt dla kolekcjonerów (w designerskim pudełeczku, limitowanych ręcznie rzeźbionych, numerowanych, podpisanych itp.). Poza tym – sporo zarabia na koncertach (w tym również ekskluzywnych pół-prywatnych), kontraktach reklamowych, sprzedaży czapeczek, koszulek, dzwonków na komórki. Choć przyzwyczajony do innych standardów Kazik Staszewski może uznać to za uwłaczające, tak już postępują młodzi muzycy, wchodzący dziś na rynek. Modna wokalistka Gaba Kulka większość piosenek z nowej płyty umieściła w sieci. Zachęca internautów, aby metodą kopiuj-wklej umieszczali je na swoich stronach. Mimo to jej płyta „Hat, Rabbit” uzyskała właśnie status złotej, a artystka nie przestaje koncertować w całej Polsce.

Anderson ma też pocieszenie dla mediów, które czują się zagrożone ekspansją internetowej darmochy: zapotrzebowanie na sensowne treści spadać nie będzie. W końcu znajdzie się grupa ludzi, którzy będą chcieli za nie zapłacić pieniądze większe niż dzisiaj. Nie da się jednak ukryć, że media straciły już monopol na informację oraz uwagę widzów. I od tego nie ma odwrotu.

Model wolnej kultury – czyli każdy jest twórcą
Zapewne wraz z rozwojem sieci będzie coraz więcej treści darmowych, tworzonych przez pasjonatów. Również artystów, którzy za pomocą sieci będą docierać bezpośrednio do fanów. W ten sposób eliminuje się pośrednika w postaci wytwórni płytowej i de facto właśnie to obserwujemy aktualnie na rynku muzycznym. – To grono pośredników coraz bardziej nerwowo stara się walczyć o swoje wpływy – pisze w swej książce Anderson.
Jo_anka
Użytkownik
#238 - Wysłana: 5 Lis 2009 20:19:30
cd.
W sieci kontakt między wytwórcą treści a ich konsumentem jest na wyciągnięcie ręki. Muzycy tworzą utwory, które pozwalają dowolnie wykorzystywać kolegom po fachu. Programiści-pasjonaci piszą darmowe programy, które ułatwiają życie użytkownikom sieci. Blogerzy poświęcają swój czas, aby tworzyć i udostępniać profesjonalne analizy polityczne czy społeczne (choć oczywiście materiały na naprawdę wysokim poziomie stanowią jedynie promil blogosfery). Flickr stał się największą na świecie bazą darmowych zdjęć. Niektóre z nich są na tak wysokim poziomie, że korzystają z nich profesjonalne komercyjne media (np. nasza strona). – Nie docenia się roli Internetu jako powszechnego, darmowego źródła profesjonalnej wiedzy. I milionów osób, które chcą się tą wiedzą dzielić – mówi Mirosław Filiciak ze Szkoły Głównej Psychologii Społecznej, koordynator finansowanego przez Ministerstwo Kultury projektu „Nowe media a uczestnictwo młodych Polaków w kulturze”. Podaje ciekawy przykład – jeden z uczestniczących w projekcie chłopaków był zapalonym fotografem-amatorem. Ale jego wiedza w tym temacie – pochodząca z sieci – w niczym nie ustępowała towarzyszącemu ekipie profesjonalnemu reporterowi, który skończył liczne renomowane szkoły.

Skoro tak wielu ludzi chce tworzyć i wrzucać do sieci za darmo efekty swej pracy, czy idea praw autorskich ma jeszcze sens? – Może się okazać, że wobec tej wielkiej masy twórców ochrona majątkowych praw autorskich to przeżytek. Po prostu podaż przewyższy popyt. Tworzyć każdy może, mimo że ze środowisk twórczych, płyną głosy, że tworzenie darmo jest psuciem rynku. No, ale mamy swobodę działalności twórczej – tłumaczy Piotr Waglewski, prawnik i specjalista od internetu.

Koniec kultury?
Są wreszcie tacy, którzy wieszczą niechybny koniec profesjonalnej kultury. Już dziś pieniądze, jakie stacja telewizyjna jest w stanie zapłacić producentowi filmu czy serialu, są wprost proporcjonalne do tego, jak bardzo był on w sieci spiracony. W ten sposób do stacji telewizyjnych i wytwórni kinowych fundusze będą płynęły coraz węższym strumykiem, wykształceni muzycy będą zarabiać coraz mniej, aż w końcu nic już nie uda się wyprodukować. Pozostanie tylko amatorka i – jak twierdzi Kazys Varnelis – wieczne odświeżanie i rimejki treści już wyprodukowanych. Ten naukowiec z Columbia University przekonuje na swym blogu, że ludzkość zdążyła już w swej historii wyprodukować tyle treści, że teraz wystarczy już ją tylko umiejętnie przepakowywać. Zdaniem dr Alka Tarkowskiego, socjologa, potencjalnie nieograniczoną skarbnicą takich klisz są też przepastne katalogi publicznych mediów, filmy wyprodukowane przez 1950 r., cyfryzowane właśnie archiwa. Ich otworzenie, które prędzej czy później częściowo nastąpi, da spore pole do popisu dla „przetwarzaczy”

Internetowy fundusz misji publicznej.
Ale czy to optymistyczna wizja? Może jednak należy znaleźć inny sposób finansowania dla tych, którzy nie mają stałej ciepłej posadki, nie tworzą „przy okazji”, zaś szeroko pojęta działalność kulturalna jest po prostu ich stałą pracą?

Własne rozwiązanie tej kwestii ma od lat Europejska Partia Piratów, która w swym programie domaga się uwolnienia dostępu do dóbr kultury. Zamiast praw autorskich każdy korzystający z internetu powinien płacić podatek na cyfrowy ZAIKS, rodzaj funduszu misji publicznej. Mógłby on być doliczany do ceny urządzeń (modemów, laptopów) albo co miesiąc do rachunku za dostęp do sieci. Wszak już dziś takie daniny na rzecz twórców są wliczone w cenę czystej płyty CD czy używanej w przedsiębiorstwie kserokopiarki. Zbierane w ten sposób sumy mogłyby być dzielone potem między producentów treści internetowych. Pytanie tylko, przez kogo i według jakiego klucza? Wątpliwe też, czy ten pomysł spodoba się samym internautom, bo – po pierwsze – nie każdy ściąga z sieci, nie każdy słucha w niej muzyki, a po drugie – oznaczałoby to wzrost opłat za dostęp do sieci.

Przetrwają najsilniejsi
Dla branży medialnej nadchodzą więc trudne czasy, w których wraz z coraz mniejszym strumieniem dochodów niezbędne będzie ograniczanie wydatków. To już się dzieje w USA, gdzie papierowe gazety bankrutują, zaś dziennikarze po prostu tracą pracę i zmieniają zawód. Pozostaje mieć nadzieję, że to problem epoki przejściowej – czasu przesilenia, po którym wymyślone zostaną skuteczne metody funkcjonowania mediów w czasach d@rmochy. W wizję końca kultury na pewno nie wierzy Alek Tarkowski. – Zawsze będzie zapotrzebowanie na informacje, publicystykę i rozrywkę – mówi. Pytanie tylko, kto będzie je dostarczał?

Te media i ci producenci treści, którzy przetrwają kryzys, prawdopodobnie umocnią swą pozycję rynkową. Czy powstanie więc kilka grup medialnych o globalnej sile rażenia i jaki to będzie miało wpływ na wolność słowa – ten problem już za kilka lat może zacząć martwić badaczy kultury

Jeden klik i już – czyli wygoda przede wszystkim
Ostatnią nadzieją producentów dóbr kultury pozostaje jeszcze czysta ludzka wygoda. Aby obejrzeć piracki film czy serial dzisiejszy nastolatek musi znaleźć plik w sieci i ściagnąć. Plik często bywa uszkodzony, film pocięty, niewyraźny. Potem trzeba znaleźć odpowiednie napisy. Jeśli lubimy duży ekran – podłączyć laptopa do telewizora odpowiednim kablem, ustawić rozdzielczość. Dużo zachodu z tą darmochą i sporo straconego czasu. Być może gdy dzieci Neostrady dorosną, zaczną zarabiać, nie będą chciały się tak szarpać. Będą wolały kliknąć i zapłacić te kilkanaście złotych. Na ludzką wygodę stawiają cyfrowe telewizje – N oraz Cyfra Plus. Kolejne odcinki najbardziej popularnych seriali – „Lost”, „Gotowych na wszystko”, „Dr. House”, „Californication” są na w nich dostępne już 7 dni po premierze w USA. I to z polskim dubbingiem. – Abonament za tą usługę wynosi u nas 30 zł miesięcznie. Chcemy stworzyć sensowną i wygodną alternatywę dla ściągania z sieci – przekonuje Michał Orgelbrand, rzecznik N. Na Cyfrze Plus jeden odcinek kosztuje 5 zł.

W obu przypadkach spełnione są warunki – cena musi być rozsądna, a całość operacji banalnie prosta dla siedzącego na kanapie widza. – Większość użytkowników chce działać zgodnie z prawem – o ile tylko stworzy im się taką możliwość. Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka, a przyjemności oglądania filmu na dużym ekranie w jakości HD nie da się łatwo zastąpić piracką kopią na laptopie – potwierdza prezes Aleksander Kutela HBO Polska, które też pracuje nad legalną alternatywą dla internautów.

Który model zwycięży? Prawdopodobnie hybryda wszystkich powyższych sposobów zarabiania, choć nic nie wiadomo na pewno. Na to pytanie odpowie pokolenie dzisiejszych nastolatków, którzy mają całkiem inne podejście do takich kwestii jak prawa autorskie i własność intelektualna. Gdy dorosną, zaczną pracować i zarabiać, będą też mieli pieniądze, aby płacić za filmy, muzykę, artykuły. Czy zechcą? To się dopiero okaże. Na razie wielka zmiana nabrzmiewa. Taki już urok czasu rewolucji.
Toudi
Użytkownik
#239 - Wysłana: 10 Lis 2009 16:07:53
O to przykład niedomówień, takich jak w prawie autorskim:

Rogal z certyfikatem
The_D
Użytkownik
#240 - Wysłana: 10 Lis 2009 17:01:09
Z tym, że to powyższe, to chyba nie dotyczy prawa autorskiego. Jest wiele dóbr niematerialnych tzw. "intelektualnych", które są chronione na bazie prawa patentowego czy też handlowego (jakieś znaki towarowe, marki, wzory przemysłowe itp.). Z tym, że przyznaję bez bicia, że o ile o prawie autorskim mam jako takie pojęcie to w pozostałych się nie rozeznaję.
 Strona:  ««  1  2  ...  6  7  8  9  10  11  12  13  »» 
USS Phoenix forum / Różności / Piractwo II

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!