USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Science-Fiction / Arrival - Nowy początek
 Strona:  ««  1  2 
Autor Wiadomość
Mav
Użytkownik
#31 - Wysłana: 12 Lut 2017 13:46:26 - Edytowany przez: Mav
Się naczytałem jaki to dobry film, że niby oklepany punkty wyjściowy, czyli lądowanie kosmitów, tutaj idzie w nowym, zaskakującym kierunku itd.

(Jakieś tam spoilery mogą być)

Niestety film słaby. Myślałem, że będzie to takie hard SF pełną gębą, z mega zaawansowanym technicznie podejściem do pierwszego kontaktu itd. A co dostaliśmy? Jakieś dziwne retrospekcje, które okazały się wizjami przyszłości, jakieś filozoficzne coś o przeżywaniu życia pomimo wiedzy o nim...

Pod koniec filmu byłem totalnie zagubiony, konsternacja sięgała zenitu... Zadałem sobie pytanie, o co temu filmowi chodziło? I nadal nie wiem, o czym ten film chciał być. Jakieś idiotyczne połączenie melodramatu, romansu głównej bohaterki ze światowym kryzysem wynikającym z lądowania kilkunastu Obcych obiektów...

Niski budżet, więc i widoczków nie ma tam praktycznie żadnych, wręcz razi chwilami tandetne CGI. Techniczne sprawy trzymały poziom może raptem kilka minut, gdy poznawaliśmy język Obcych, potem nagle przeskok i już sobie z nimi gawędzili i zaczęły się wizje bohaterki.

Bardzo słaby film, miało być inteligentnie, z przesłaniem, a wyszło nijak.
Q__
Moderator
#32 - Wysłana: 12 Lut 2017 19:53:23 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
Myślałem, że będzie to takie hard SF pełną gębą, z mega zaawansowanym technicznie podejściem do pierwszego kontaktu itd.

No nie, tego nie należało się spodziewać znając oryginał, wiedząc, że to jednak Hollywood itd.

Mav:
jakieś filozoficzne coś o przeżywaniu życia pomimo wiedzy o nim...

Wyszło im to trochę kulawo (w literackim oryginale też nie genialnie, szerzej rozwodziłem się o tym na Lem.pl), ale pytania ciekawe tam w sumie padają - sprawa tego czy istnieje wolna wola (jak się dobrze wmyśleć), zahaczenie o filozofię stoicką, koncepcja theatrum mundi...

Mav:
Zadałem sobie pytanie, o co temu filmowi chodziło?

W sumie chyba klarowniej tłumaczy o co mu chodzi opowiadanie Chianga, na którym film bazował. Wrzucałem już w piątym poście tej dyskusji link do fragmentów tego utworu, wyjaśniających jego - może naciąganą (i niekoniecznie aktualną* w świetle nowszych ustaleń), ale ciekawą podbudowę fizyczną:
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthr ead&forum=5&topic=4072&page=0#msg308116
Sięgnij tam.

* Acz nie jest to pewne, to wszystko starsze i nowsze hipotezy...

ps. "Arrival" a Trek:
https://trekfanproductions.com/2017/02/06/guest-bl og-intercultural-communication-through-time-by-mor iah-baca/
Mav
Użytkownik
#33 - Wysłana: 20 Lut 2017 18:54:00
Q__:
Wyszło im to trochę kulawo

Chyba źle rozłożono ciężar fabularny w tym filmie albo taka historia nie nadaje się na film, tylko na książkę.

Bo wiesz, wątek z tym czasem, to przezywaniem znanego życia ponownie, to jest zagadnienia warte poruszenia i pasujące do SF. Problem moim zdaniem stanowi czynnik generujący tą możliwość - czyli przylot Obcych na Ziemię. Po prostu przylot Obcych sam w sobie jest zbyt globalnym, zbyt spektakularnym i niesamowicie ważnym dla ludzkości wydarzeniem, aby w takim filmie stanowić tak naprawdę czynnik generujący mega osobisty, kameralny wątek dramatyczny na tle rodzinnym głównej bohaterki.

To po prostu nie pasuje do siebie, nie w filmie. Książka rządzi się swoimi prawami, tam jest czas na rozciągnięcie fabuły. Książka sama w sobie jest czymś kameralny i tam przylot Obcych nie wywołuje takich audio-wizualnych emocji jak w kinie, więc taka prywatna historia się tam z tym wątkiem dogaduje. W książce jest czas na spokojne rozwinięcie fabuły, znalezienie sensu itd.
MarcinK
Użytkownik
#34 - Wysłana: 20 Lut 2017 18:57:07
A ja się spytam czy chociaż zbliżyli się do genialności Głosu Pana?
Q__
Moderator
#35 - Wysłana: 20 Lut 2017 19:50:13 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
Problem moim zdaniem stanowi czynnik generujący tą możliwość - czyli przylot Obcych na Ziemię. Po prostu przylot Obcych sam w sobie jest zbyt globalnym, zbyt spektakularnym i niesamowicie ważnym dla ludzkości wydarzeniem, aby w takim filmie stanowić tak naprawdę czynnik generujący mega osobisty, kameralny wątek dramatyczny na tle rodzinnym głównej bohaterki.
To po prostu nie pasuje do siebie, nie w filmie. Książka rządzi się swoimi prawami, tam jest czas na rozciągnięcie fabuły.

Może i, poniekąd, masz rację... W chiangowej "Historii..." narracja była prowadzona b. subiektywnie, a Obcy tak kiczowato-umowni, że było widać, iż stanowią pretekst, więc czytelnik skupiał się na czym innym...
W filmie, teoretycznie poprawiając, tj. czyniąc Kontakt ciut bardziej realistycznym, a jednocześnie przejawiając chwilami blockbusterowe zadęcie (wątek militarny, mający pokazać jak Ziemia reaguje na obecność Obcych), zmieniono jakby fabularną równowagę.

Zdaje się, że lepiej było albo filmować literalnie, czyniąc Obcych umownymi, jak w szulkinowej "Wojnie światów" nie przymierzając, albo - owszem - postawić na pewien realizm, ale darować sobie blockbusterowe ciągoty, poprowadzić zasadniczą narrację raczej w cieniu - celowo spychanych na plan dalszy - Kontaktu i lingwistycznej roboty bohaterki*, niż czyniąc to wszystko równoważnymi/dominującymi elementami fabuły.

Mówiąc obrazowo... Opowiadać raczej z takiej perspektywy:

Niż z takiej:


* Inna sprawa, że tej lingwistyki to tam +/- tyle, co w wątku Hoshi Sato w ENT, i równie to naiwne...

MarcinK

MarcinK:
czy chociaż zbliżyli się do genialności Głosu Pana?

A gdzie tam... "Głos Pana" to scenariusz realny, który wciąż - pomijając detale - może się zdarzyć. Materiał wyjściowy filmu, natomiast - czyli opowiadanie Chianga - to jest typowa amerykańska kosmiczna bajka w stylu lat '50, tylko z dającym do myślenia morałem...
Weaver
Użytkownik
#36 - Wysłana: 23 Mar 2017 11:22:54 - Edytowany przez: Weaver
Uległem namowom znajomych ("Ty lubisz SF, obejrzyj! Świetne!") i obejrzałem.
Zacząłem czytać tomik opowiadań Chianga tuż po filmie (72 Litery znam z Kroków w Nieznane - podobało mi się, ciekawy koncept, styl też niezły) ale do opowiadania bazowego dla filmu jeszcze nie dotarłem.
Co do filmu...im dłużej się zastanawiam, tym mniej mi się podoba...szukanie dziury w całym
Na tle kilku filmów z ostatnich lat, które zapowiadały się na dobre SF a okazały się, delikatnie mówiąc, słabe bądź zepsute (I'm talking about you, Interstellar!), Arrival broni się częściowo, głównie lepiej wyważoną proporcją pomiędzy nauką a "bzdetami" (niezbyt wiele "twardej" nauki, nie za dużo "bzdetów" ), co nie oznacza, że jest gdzieś w towarzystwie filmów wybitnych (do znudzenia przywoływana 2001).
Odnoszę wrażenie, że Denis Villeneuve kładzie główny nacisk na stronę wizualną (duh!) i wychodzi mu to bardzo dobrze...do chwili, kiedy następnym ujęciem psuje cały koncept. Chodzi mi głównie o scenę przy wchodzeniu do statku obcych - bardzo mi się podobała zmiana perspektywy związana ze zmianą kierunku przyciągania. Niestety, w chwilę po tym zostaliśmy "uszczęśliwieni" kolejna zmianą punktu widzenia na...no właśnie, czyj? Tak "dla hecy" zmieńmy perspektywę jeszcze raz, będzie widowiskowo? Podobnie jest ze sceną, w której statki obcych (duży plus za design) zmieniają płaszczyznę zawieszenia nad Ziemią - wspaniałe widowisko, w jakim celu?Może czegoś nie zrozumiałem...
Zupełnie inna rzecz jest znacznie bardziej drażniąca - anglocentryzm językowy filmu. (Obcy nie "zaparkowali" tylko nad Stanami, doskonale, ale...) Dlaczego u diaska ponoć genialna lingwistka wykłada potrzebę wyjaśnienia obcym różnicy pomiędzy l.poj. i mnogą drugiej osoby ("Why are YOU here?")? Czemu zakładać, że język obcych ma to samo określenie (bądź chociaż homofon) akurat w tym miejscu, (lub że w ogóle maja takie pojęcie jak osoba gramatyczna?) skoro języki ziemskie mają tak wiele różnorodnych wersji?
Mniej więcej do połowy (moment stworzenia algorytmu rozszyfrowującego "zdania" obcych - czy to w ogóle możliwe?) film był ciekawy i oglądałem z zainteresowaniem. Od połowy rzecz jak gdyby przyspiesza i coraz bardziej się gmatwa w zeznaniach. W pewnym momencie miałem wrażenie, że oglądam naprawdę średniej jakości hollywoodzki film przygodowy, w którym reżyser co jakiś czas sobie przypomina, że to ma byc SF, więc sypnie tu i ówdzie jakimś hasłem. Coś jakby bla bla bla, hipoteza Sapira-Whorfa, bla bla bla, gra o sumie niezerowej, bla bla bla...
Bardzo podobało mi się niechronologiczne prowadzenie fabuły, cenię takie "układanki" zarówno w filmie, jak i literaturze, ale wydaje mi się, że tym razem poszli nieco na łatwiznę, zamieniając skutek z przyczyną (rozmowa z chińskim generałem), tym samym spłycając problem percepcji czasu nieliniowego.
Byłoby tego trochę więcej...Ogólnie film dość przyzwoity, wyzbyty njuejdżowych bzdur w stylu wymienionego wyżej Interstellar, jednakowoż na tle klasyków wypada dość wątło.
Trochę zaczynam się bać Blade Runner 2049, nie tylko dlatego, że uważam go za zupełnie niepotrzebny film...
Q__
Moderator
#37 - Wysłana: 23 Mar 2017 11:42:07 - Edytowany przez: Q__
Weaver

Weaver:
moment stworzenia algorytmu rozszyfrowującego "zdania" obcych - czy to w ogóle możliwe?

No, to już wiesz dlaczego Madame Picard skojarzenia z Hoshi Sato miała. Ale akurat tę - owszem, grubą - naiwność trzeba chyba wybaczyć. W końcu to tradycja - finał "Edenu" się kłania i nasz Uniwersalny Translator; w dodatku jest to w tym wypadku niezbędne fabularnie, bo w oryginale nacisk wcale nie idzie na Kontakt, a na dwa - przyczynowo-skutkowy i teleologiczny - modele fizyki i różnice w postrzeganiu czasu).

Weaver:
W pewnym momencie miałem wrażenie, że oglądam naprawdę średniej jakości hollywoodzki film przygodowy, w którym reżyser co jakiś czas sobie przypomina, że to ma byc SF, więc sypnie tu i ówdzie jakimś hasłem.

O to to... (W opowiadaniu - zresztą - tego nie było. To jak dziury po strzałach soderberghowym "Solaris", wtręt konieczny, by widz nie zapomniał, że Hollywood rzecz robił.)

Weaver:
Ogólnie film dość przyzwoity, wyzbyty njuejdżowych bzdur w stylu wymienionego wyżej Interstellar, jednakowoż na tle klasyków wypada dość wątło.

Lepiej bym tego nie ujął. Może dodając tylko, że przereklamowany jak wiele głośnych produkcji fantastycznych ostatnich lat, acz nie przereklamowany tak mocno, jak większość z nich. Choć przyznasz, że "Moon" - również nie będąc arcydziełem, na które go kreowano - jednak lepszy?

BTW. to jest w sumie ciekawe, że w najlepszej kinowej SF ostatnich nastu lat, czy chodzi o podróże w czasie ("Primer"), zagospodarowywanie Księżyca, wydobywanie helu-3 i klonowanie (w/w "Moon"), czy - jak w "Arrivalu" właśnie - o Kontakt i postrzeganie czasu (fizyka trochę się ulatnia) zawsze się to w praktyce sprowadza do kameralnych ludzkich dramatów.

Weaver:
Trochę zaczynam się bać Blade Runner 2049, nie tylko dlatego, że uważam go za zupełnie niepotrzebny film...

Dopiero teraz (i tylko trochę)?
Guauld
Użytkownik
#38 - Wysłana: 23 Mar 2017 11:57:11
Weaver:
Dlaczego u diaska ponoć genialna lingwistka wykłada potrzebę wyjaśnienia obcym różnicy pomiędzy l.poj. i mnogą drugiej osoby ("Why are YOU here?")? Czemu zakładać, że język obcych ma to samo określenie (bądź chociaż homofon) akurat w tym miejscu, (lub że w ogóle maja takie pojęcie jak osoba gramatyczna?) skoro języki ziemskie mają tak wiele różnorodnych wersji?

Powód, dla którego zatrudnienie dokładnie jednego lingwisty do takiego zadania jest śmieszny, ale przynajmniej jej pracy była sprzężona z fizykiem, chociaż tu bardziej zespół genialnych matematyków byłby potrzebny.
No i zabawne było to, że zrównali zawód lingwisty z tłumaczem, bo dla przeciętnego widza to jeden pies.

Weaver:
moment stworzenia algorytmu rozszyfrowującego "zdania" obcych - czy to w ogóle możliwe?

Technicznie to nad tym "językiem" i metodach jego analizy pracował S. Wolfram (który spędził na zagadnieniu precyzyjnego języka 30 lat) z synem:
http://blog.stephenwolfram.com/2016/11/quick-how-m ight-the-alien-spacecraft-work/
No i przy okazji dowiadujemy się dlaczego statki obcych mają taki, a nie inny kształt.

Mav:
Jakieś idiotyczne połączenie melodramatu, romansu głównej bohaterki ze światowym kryzysem wynikającym z lądowania kilkunastu Obcych obiektów...

Ja tam się cieszę, że ten romans nie był aż tak na pierwszym planie jak w hollywoodzkim Solaris, przynajmniej tutaj czemuś służył.
Weaver
Użytkownik
#39 - Wysłana: 23 Mar 2017 12:08:37
Q__
Q__:
"Moon" - również nie będąc arcydziełem, (...) jednak lepszy

Moon był niezwykle pozytywnym zaskoczeniem - ot, jakiśtam film SF, z Samem Rockwellem, za którym nie przepadam, bo zazwyczaj gra postać "maniaka z rozdziawioną paszczą" (Zaphod był z niego jednak dobry - bo Zaphod to taki właśnie maniak...), reżyserowany przez syna Bowiego...hmmm. Niespodzianka! Może to właśnie kwestia tego kameralnego ludzkiego dramatu, o którym piszesz. Zresztą, czy nie najciekawsze w SF jest częstokroć właśnie to? Nie chodzi nawet o utrudnione utożsamianie się z rozwojem rasy czy grupy społecznej w przeciwieństwie do sympatii dla jednostki, a raczej o takie "down-to-Earth" - co z tego, że gdzieś w galaktyce szaleje (tu wstaw coś szalejącego), skoro ja nie mam co zjeść (że tak najbardziej przyziemnie). Bardzo mi się to podobało w Sterlingowskim Bicycle Repairman - co mi z tego, że szalejący postcyberpunk, że AI, że korupcja w rządzie, korporacje, tajne służby, trzeba się dogadać z matką i zarobić na życie...a w mojej obronie przed tą całą zawieruchą nie stanie super-haker ani powszczepiany po cebulki irokeza wojownik, tylko ziomki z sąsiedztwa. To samo zderzenie jest w Moon - co z tego, że jestem n-tym klonem, co z tego że Księżyc...chcę pożyć i wrócić do domu (choćby miał być fikcją).
Q__:
Dopiero teraz (i tylko trochę)?

Blade Runner wielkim filmem jest (dla mnie może największym?) i nic, co by zrobili, tego nie zepsuje. Najwyżej wyklnę i zapomnę Blade Runner 2049 jak reboot ST (oprócz Beyond, który ma klimat TOSa i widać, że UberNerd Simon Pegg mocno w nim zamieszał). Póki co szkoda jednego (chyba, że coś grubo pozmieniali) - odwieczny dylemat dotyczący replikanctwa Deckarda został rozwiązany (ignoruję oficjalne stanowisko Scotta, że na sto procent replikant i już - dajcie mi samemu wybrać!).
Q__
Moderator
#40 - Wysłana: 23 Mar 2017 13:27:36 - Edytowany przez: Q__
Guauld

Guauld:
quick-how-m ight-the-alien-spacecraft-work

Ciekawa lektura (w sumie bardziej interesująca niż sam film, jeśli brać od strony intelektualnej, nie - wizualnej), dzięki .

Swoją drogą wygląda na to, że Wolfram wykonał kawał dość imponującej roboty, aż by się chciało, żeby bardziej to zagrało na ekranie, mocniej ujawniło się w fabule, silniej zostało wpisane w warstwę dialogową. Można było wygospodarować czas na to rezygnując z tych niezbyt potrzebnych akcyjnych wstawek (które - jeśli się koniecznie chciało pokazać reakcje świata - można było zawrzeć w skrótowej formie jakichś wiadomości telewizyjnych oglądanych przez bohaterkę).

Guauld:
Ja tam się cieszę, że ten romans nie był aż tak na pierwszym planie jak w hollywoodzkim Solaris, przynajmniej tutaj czemuś służył.

I przyznać trzeba, że jest to pewien sukces zważywszy na to, że u Chianga nacisk właśnie na osobiste przeżycia bohaterki, i jej przyszłe relacje z córką, był położony, a kończyło się przyjęciem randkowej propozycji późniejszego ojca tej ostatniej. (Hehe, zabawnie się oddaje dziesięcionogowe myślenie w potocznym ludzkim języku.)

Weaver

Weaver:
Moon był niezwykle pozytywnym zaskoczeniem - ot, jakiśtam film SF, z Samem Rockwellem /.../ reżyserowany przez syna Bowiego...hmmm. Niespodzianka!

Prawda, wielka prawda. To jest - w mojej ocenie - jeden z tych filmów SF, do których się będzie wracać po latach, dowód, że da się taką nieśmiertelną SF nakręcić i dziś, że nie skończyło się to z latami '90 (o "Arrivalu" tego, jednak, nie powiem). Acz, jak mówię, mam wrażenie, że i tu krytycy przesadzali w pochwalach.

Weaver:
Zresztą, czy nie najciekawsze w SF jest częstokroć właśnie to? Nie chodzi nawet o utrudnione utożsamianie się z rozwojem rasy czy grupy społecznej w przeciwieństwie do sympatii dla jednostki, a raczej o takie "down-to-Earth" - co z tego, że gdzieś w galaktyce szaleje (tu wstaw coś szalejącego), skoro ja nie mam co zjeść (że tak najbardziej przyziemnie). Bardzo mi się to podobało w Sterlingowskim Bicycle Repairman - co mi z tego, że szalejący postcyberpunk, że AI, że korupcja w rządzie, korporacje, tajne służby, trzeba się dogadać z matką i zarobić na życie...a w mojej obronie przed tą całą zawieruchą nie stanie super-haker ani powszczepiany po cebulki irokeza wojownik, tylko ziomki z sąsiedztwa. To samo zderzenie jest w Moon - co z tego, że jestem n-tym klonem, co z tego że Księżyc...chcę pożyć i wrócić do domu (choćby miał być fikcją).

Prawda, takie kameralne dramaty i w Treku często doskonale się sprawdzały ("The Doomsday Machine" - przecież tam, tak naprawdę, w pierwszym rzędzie chodziło o dramat komodora Deckera, nie o niezwyciężoną potęgę Obcej technologii, "Duet" - gdzie chodzi o sumienie i wewnętrzne przeżycia dwóch osób, których dylematy - choć dotyczą kosmicznej inwazji i ludobójstwa - nie obchodzą w sumie nikogo poza nimi dwojgiem, "The Visitor" - gdzie Jake zaryzykuje nawet spowodowanie przyszłości, w której nastanie wojna z Dominium, w dodatku zrobi to niepotrzebnie - gdyby zmarł naturalnie nastąpiłoby identyczne rozplątanie - z miłości do ojca, nawet w "The Measure of a Man" - gdzie przełomowa debata o prawach Sztucznej Inteligencji poniekąd dokonuje się mimochodem, w ramach, podjętej z emocjonalnych pobudek, walki o prawa przyjaciela, czy w "Year of Hell" - gdzie wielka temporalna rozpierducha bierze się stąd, że pewien pan bezskutecznie usiłuje pogodzić patriotyzm i miłość do żony), i nie tylko w Treku - pierwszy "Terminator" też jest, wbrew pozorom, b. kameralny.

Z drugiej strony taki kameralizm nie jest jedynym wyjściem, bo mamy też - przywoływaną w tym topicu wiele razy - "Odyseję..." czy TMP, gdzie rozważane są naprrawdę Wielkie Skale (acz i tam - co warto odnotować - na ten wielki obraz składają się mniejsze ludzkie - i nie tylko ludzie - historie: uczłowieczanie się Strażnika Księżyca, wewnętrzne pogubienie HALa, walka o życie Bowmana, kirkowe niepogodzenie się z byciem nie-niezbędnym i coraz starszym, spockowe rozdarcie między logiką, a emocjami, historia miłosna Ilii i Deckera, poszukiwanie sensu przez V'Gera; może tylko tak da się mówić o czymś wielkim?)...

Weaver:
Blade Runner wielkim filmem jest /.../ i nic, co by zrobili, tego nie zepsuje.

Słuszne podejście. Tak samo podchodzę i do innych wybitnych produkcji SF - żadne nowe dokrętki nie są w stanie rzucić cienia na wybitność oryginału, ba w sumie można te dokrętki uznać za niebyłe (dla Treka trochę czynię wyjątek, w ramach kanonicznego podejścia, acz sam się zastanawiam czy dobrze robię).

Weaver:
Najwyżej wyklnę i zapomnę Blade Runner 2049

Jw. (kwestia niebyłości).

Weaver:
Beyond, który ma klimat TOSa i widać, że UberNerd Simon Pegg mocno w nim zamieszał

Z drugiej strony, jednak, trzeba Peggowi zarzucić, że - doprowadzając do przyzwoitego stanu warstwę psychologiczną i ideową - zupełnie nie starał się o uzdrowienie warstwy naukowo-technologicznej. W tym zakresie królują u niego takie same bzdury jak u B&B i K&O (albo i większe)...

Weaver:
Póki co szkoda jednego (chyba, że coś grubo pozmieniali) - odwieczny dylemat dotyczący replikanctwa Deckarda został rozwiązany (ignoruję oficjalne stanowisko Scotta, że na sto procent replikant i już - dajcie mi samemu wybrać!).

Tak, też uważam, że łopatologia była tu zbyteczna. Ale Scott-w-obecnej-dyspozycji zdaje się prawie mirror wersją Scotta-sprzed-lat.
Paradoks
Użytkownik
#41 - Wysłana: 15 Maj 2017 21:15:33
O projektowaniu języka siedmionogów:
http://blog.stephenwolfram.com/2016/11/quick-how-m ight-the-alien-spacecraft-work/

Nawiasem mówiąc, Stephen Wolfram prywatnie jest strasznym bucem/megalomanem, co trochę widać nawet po tym wpisie.
Q__
Moderator
#42 - Wysłana: 16 Maj 2017 07:54:45 - Edytowany przez: Q__
Paradoks

Paradoks:
O projektowaniu języka siedmionogów:

Nie żebym się czepiał Forumowicza w Twoim stażem, którego chętnie oglądałbym na Phoenixie znacznie częściej, ale było 3 posty temu...
Picard
Użytkownik
#43 - Wysłana: 16 Maj 2017 08:45:45
Wczoraj kupiłem sobie ów film na DVD - wkrótce zobaczę czy dobrze spożytkowałem pieniądze i dam znać jak mi się podobał.
Q__
Moderator
#44 - Wysłana: 16 Maj 2017 12:01:26
Picard

Jak Ty ten film, biedaku, obejrzysz, jak tam w roli głównej jest kobieta, i to jeszcze obsadzona w roli kluczowego dla sprawy Kontaktu naukowca, a nie jakiejś kuchty czy odpoczynku wojownika .
Picard
Użytkownik
#45 - Wysłana: 16 Maj 2017 13:06:19 - Edytowany przez: Picard
Q__:
Jak Ty ten film, biedaku, obejrzysz, jak tam w roli głównej jest kobieta, i to jeszcze obsadzona w roli kluczowego dla sprawy Kontaktu naukowca, a nie jakiejś kuchty czy odpoczynku wojownika

Tak samo jak obejrzałem i polubiłem Kontakt z Jodie Foster - bo obu filmów nie zaliczam ani do czystego eskapizmu, gdzie lubię utożsamiać się z postacią, jak i nie widzę tam na siłę wciskanych wątków w stylu girl power. Kobietę naukowca kupuje dużo bardziej niż jakąś wojownicza księżniczkę.
Toudi
Użytkownik
#46 - Wysłana: 16 Maj 2017 13:35:23
Picard:
jakąś wojownicza księżniczkę.

Masz coś do Xeny? :P
Q__
Moderator
#47 - Wysłana: 16 Maj 2017 14:34:03 - Edytowany przez: Q__
Picard

Picard:
do czystego eskapizmu, gdzie lubię utożsamiać się z postacią

Ja tam od paru dekad nie lubię, bo raz, że czysty eskapizm mnie nudzi, dwa, że te postacie tak płaskie i przegięte bywają, że nie ma we mnie dość z nastolatka bym się z nimi utożsamiać chciał. Ot, mogę czasem, jak odmóżdżenia potrzebuję, popatrzeć sobie na ich wyczyny...*

* A jak już patrzę, to z dwojga złego, kobieta jest wdzięczniejszym obiektem do oglądania.

Picard:
Kobietę naukowca kupuje dużo bardziej niż jakąś wojownicza księżniczkę.

A historii się Kolega dokładnie uczył?
http://en.wikipedia.org/wiki/Artemisia_I_of_Caria
http://en.wikipedia.org/wiki/Zenobia
http://en.wikipedia.org/wiki/Boudica
http://en.wikipedia.org/wiki/Lady_Triệu
http://en.wikipedia.org/wiki/Æthelburg_of_Wessex
http://en.wikipedia.org/wiki/Tomoe_Gozen
http://en.wikipedia.org/wiki/Grace_O'Malley
Picard
Użytkownik
#48 - Wysłana: 16 Maj 2017 18:40:14
Toudi:
Masz coś do Xeny?

Nigdy nie obejrzałem ani jednego odcinka to nie wiem czy coś do niem mam. Wiem tylko, że ten jej bojowy okrzyk przyprawiał mnie swego czasu o spazmy śmiechu - nie wiem czy to był to zamierzony efekt?

Q__:
Ja tam od paru dekad nie lubię, bo raz, że czysty eskapizm mnie nudzi, dwa, że te postacie tak płaskie i przegięte bywają, że nie ma we mnie dość z nastolatka bym się z nimi utożsamiać chciał. Ot, mogę czasem, jak odmóżdżenia potrzebuję, popatrzeć sobie na ich wyczyny...*

Cóż, każdy lubi to co lubi. Mam nadzieje natomiast, że Arrival nie jest tylko takim odmóżdżaczem.

Q__:
* A jak już patrzę, to z dwojga złego, kobieta jest wdzięczniejszym obiektem do oglądania

Szczególnie te z GB 2016, prawda? Takie okrąglaki, pulchniutkie niczym pączusie...
Q__:
A historii się Kolega dokładnie uczył?

Teraz zadaj sobie pytanie czemu w historii zapisała się tylko garstka kobiet wojowniczek i czemu lwią część żołnierzy w historii świata stanowili mężczyźni...
Q__
Moderator
#49 - Wysłana: 16 Maj 2017 18:57:44
Picard

Picard:
Mam nadzieje natomiast, że Arrival nie jest tylko takim odmóżdżaczem.

Nie jest. Mimo wszystko nie jest.

Picard:
Szczególnie te z GB 2016, prawda? Takie okrąglaki, pulchniutkie niczym pączusie...

"Piękne kobiety zostawmy mężczyznom bez wyobraźni." A poza tym paskudny lookista z Ciebie wychodzi, wstyd...

Picard:
Teraz zadaj sobie pytanie czemu w historii zapisała się tylko garstka kobiet wojowniczek i czemu lwią część żołnierzy w historii świata stanowili mężczyźni...

Wolę raczej zadać Ci pytanie dlaczego tak konsekwentnie mylisz większość z całością... A przecież wygląda to zarazem na fallacy of composition, a dicto simplicter ad dictum secundum quid i a dicto secundum quid ad dictum simplicter.
Q__
Moderator
#50 - Wysłana: 1 Lip 2017 13:12:21 - Edytowany przez: Q__
O tytułowym filmie, z kanału Trekspertise (widać na wielu Trekerów działa):
http://www.youtube.com/watch?v=LDlxB6S--oE
Q__
Moderator
#51 - Wysłana: 21 Wrz 2020 00:14:27
Świeża pochwała tytułowej produkcji:
https://www.youtube.com/watch?v=QiZpyOAOGt8
 Strona:  ««  1  2 
USS Phoenix forum / Science-Fiction / Arrival - Nowy początek

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!