DreamwebDreamweb:
Po drugie primo - z każdym kolejnym rebootem z musu coraz bardziej twórcy zaczynają wydziwiać - żeby ich nie posądzono o opowiadanie w kółko tej samej historii. No więc z konieczności a to ten szczegół zmienią, a to inmy - tyle że z oryginałem ma to coraz mniej wspólnego.
Przy czym zauważmy z czego to wynika: zmieniła się technika reBootu. W "Superman Returns" polegał on, po prostu, na zmianie aktorów i wyrzuceniu z kanonu nieudanych części. "Casino Royale" powstawało zasadniczo jako uwspółcześniony
prequel do filmów z Connerym czerpiąc, jak one, z oryginalnych powieści. Nawet "Batman Begins" wyglądał - do czasu wejścia na ekrany "TDK" - na prolog do filmu Burtona (który wszak genezy bohatera tytułowego nie pokazywał).
Zasadniczo niewiele się to różniło od nakręcenia nowoczesnego (i wystawnego wizualnie) TMP po TOS-ie i (przejściowej) dekanonizacji TAS-u.
Teraz większość reBootow (i quasi-reBootów typu "jedenastki") koniecznie chce nam pokazać proces rodzenia się bohatera/bohaterów, co powoduje, że na różne sposoby międlą ten sam, obwarowany campbelliańskimi schematami w dodatku - etap jego/ich życia, zamiast - jak było wtedy - zapuszczać się na nowe obszary jego/ich biografii*.
* Przy czym co do zasady wolę reBoot-sequel, od reBootu-prequela, bo ten drugi kończy się zwykle nadpisywaniem (
vide - z udanych przykładów - ledwo wspomniany "TDK", z nieudanych - różne nowsze Treki

). A reBootów polegających na regularnym nadpisywaniu na już istniejącej historii wpisanym w startowe założenie (
vide nowokanoniczne filmy SW) nie lubię wcale (chyba, że to na czym nadpisują jest naprawdę denne - i tu wracamy do "SR").