Q__:
Na koniec wreszcie skonkludowałem, że idee ST i SW na najgłębszym poziomie są pokrewne, bo wszak światłem w Ciemności bywa i Luke Skywalker, i Enterprise-D niosący Galaktyce federacyjną nadzieję (...)SW, i ST bowiem są w sumie opowieściami o zaprowadzaniu moralnego ładu w czarnej pustce Kosmosu.
Ciekawa interpretacja ale - przynajmniej moim zdaniem - z gruntu błędna. Po pierwsze Enterprise, ani sama federacja nigdzie nie chce wprowadzać moralnego ładu - UFP wyznaje zasadne nie-interwencjonizmu, Pierwsze Dyrektywa jest tam wyznacznikiem postępowania niemal świętym przykazaniem.
Dwa: wyznawane wartości są z samej swej natury sprzeczne - stąd istnieje antagonizm pomiędzy Trekiem a Wojnami. Ten pierwszy jest raczej ateistyczny, świecki i racjonalny. Wierzy też, że postęp technologiczny uczyni nasze życie lepszym pod każdym względem. Wierzy też w demokracje i w współprace różnych ras w imię wspólnego celu, jak także wyznaje zasadę egalitaryzmu. To wszystko stoi w sprzeczności z wartościami głoszonymi przez
Star Wars. Tamto dzieło jest pochwałą religii, wiary i tradycjonalizmu skonfrontowanego z bezduszną technokracją. Tam technologia odmalowana jest w czarnych barwach - źli są zachwyceni postępem technicznym, mają Gwiazdę Śmierci, armię droidów, generała Grievous'a... i przegrywają w konfrontacji z prostotą Ewoków, które żyją blisko natury, czy z Lukiem Skywalkerem, który to wyłącza komputer pokładowy, by użyć swojej wiary w Moc, do zniszczenia symbolu technologicznej dominacji Imperium. Dlatego też Vader z chwilą gdy przeszedł na ciemną stronę, stał się maszyną - a jako maszyna postrzegany jest jako wyzbyte człowieczeństwa
ucieleśnienie zła.
Star Wars opisał ponadto upadek demokracji, pokazując jej wewnętrzną słabość - jasne jest więc, że twórcy
SW nie pokładają wiary w tym systemie rządów.
Gwiezdne wojny promują też Campbellowski monomit, wiarę w przeznaczenie jednostek wybitych, które z natury rzeczy są lepsze od kogokolwiek innego - w to samo wierzyło wielu dyktatorów w tym nasz dobry znajomy Adolf H.

Tak więc wspólnoty wartości to pomiędzy Trekiem a Wojnami jednak nie ma.
Mav:
Nawet Trek Abramsa, który wg niektórych stał się starwarsowy, nadal bije na głowę Gwiezdne Wojny podejściem do realizmu
Nie ma to jak walka tuż nad lawą w gustownych ciuszkach Można spalić sobie płuca gorącym powietrzem, odwodnić w parę minut itd.
No, nie jest bardziej realistyczny, ani trochę, jeśli już to mniej.

Jak
Q__ zdążył już zauważyć Jedi mają przynajmniej nadludzkie zdolności czerpane z Mocy, wszelkie istoty w uniwersum Abramsa są zaś tych zdolności pozbawione. Mimo to, mogą one radośnie fikać koziołki i pojedynkować się na miecze w stratosferze, oczywiście nie używając przy tym kasków ani aparatów tlenowych, bo bardzo rozrzedzone powietrze i przeraźliwe zimno występujące na takich wysokościach im oczywiście nie groźne.

Nie wspominając już o tym, że nadludzkich Jedi wywijających mieczami jeszcze jestem w stanie przetrawić - oni przynajmniej mają prekognicje co pozwala im z góry odgadnąć gdzie wylądują strzały z blasterów oraz nadludzki refleks co pozwala im odpowiednio szybko na takie strzały
zareagować - u Abramsa mamy zaś do czynienia ze zwykłymi śmiertelnikami. Logicznie rzecz biorąc każdy współczesny szermierz - łącznie z nieszczęsnym pseudo-Sulu- , pozbawiony jakichkolwiek nadludzkich zdolności powinien
skończyć tak,
albo tak,
albo tak,
albo tak.

Ale, nie Abrams zauroczony jest tak bardzo
Gwiezdnymi wojnami, że nie zauważył, że takie szermiercze popisy w
Star Treku nie mają zwyczajnie zastosowania, że w tym uniwersum wyglądają dość debilnie.