Sięgnąłem po sławetny nieoficjalny
crossover Aquamana z Namorem
"The Creature That Devoured Detroit!"/
"From the Void It Came..." napisany przez Steve'a Skeatesa*. Cóż... Pomysły są tam co najmniej dziwne: naukowiec-milioner-superbohater podświetlający całe miasto satelitą, by móc dalej działać nocami, bo wzrok pomału traci i w ciemności nie widzi, rozrastające się i mutujące od tego podświetlenia (i może nie tylko od niego) algi, formujące w końcu algowego potwora, osiłkowaci naukowcy zdolni wtłuc Aquamanowi (widać wyraźny brak sensownego wymierzenia poziomów mocy), robotnik-neonazista rzucający się z rasistowskich pobudek na Namora (ten przynajmniej oberwał jak należy), pozaziemski stwór który przybywszy na Ziemię dwa lata dosztukowywał sobie ciało z mułu i szczątków w/w satelity (i z jednej strony niby wszystko w lot zrozumiał, z drugiej jednak najpierw musiał wdać się w bijatykę), ale czyta się dobrze. I w efekcie pojąłem chyba czemu współczesny rynek komiksowy podupada, podczas gdy dawny kwitł. Otóż stare superbohaterskie opowieści (w tym w/w**) traktowały siebie b. serio, i nawet tam, gdzie założenia były bzdurne (a bywały takie b. często), broniły się powagą, patosem (często w stężeniu sięgającym okolic autoparodii, ale wciąż działającym), domieszką uszlachetniającej melancholii, i wydawały się przez to głębsze niż były w istocie. Obecne opowiastki o trykociarzach, aczkolwiek zwykle dalece bardziej wyrafinowane narracyjnie, nie kryją swojego charakteru głupawej rozrywki na tyle regularnie (choć nie zawsze, bo - jasne - są, nawet liczne, wyjątki), że w efekcie ani czytać, ani kupować, się ich nie chce...
(Poza tym kiedyś wszystko, co wprowadzali scenarzyści, było nowe i oryginalne, dziś staje się wtórne i ograne, czerpiące z lat tradycji.)
*
https://en.wikipedia.org/wiki/Steve_Skeates** Podobne wrażenia wyniosłem zresztą również z lektury rutlandzkiego
crossvera, o którym wspomniałem w innych tematach, choć tam patos przeplatany jest komponentem autoironii wynikłej z wplątania w fabułę samych autorów - czy też ich
porte-paroles.