Czyli: która ze znakomitych zmodernizowanych wersji klasycznych TOS-owych postaci wypada Waszym zdaniem lepiej?

(Temat zakładam trochę na wyrost, bo pierwszy z nich nie pokazał jeszcze w stu procentach na co go stać, choć obaj dostali +/- tyle samo odcinków.)
Przy czym jeśli miałbym szukać wspólnych cech obu panów wymieniłbym na pierwszym miejscu fakt, że - co odróżnia ich od bohaterów ery G.R. - dźwigają ciężkie brzemiona.
STCKirk poczucie winy z powodu śmierci załogantów, Lolani, dawnych miłości i nienarodzonej córki,
DSC/SNWPike świadomość czekającej go przyszłości i również poczucie winy, że nie było go na miejscu, gdy inni bronili UFP przed Klingonami. Dawni twórcy ST nie czynili odczuwanego cierpienia aż tak istotnym aspektem osobowości swoich kapitanów (bo już McCoy'a, Spocka czy O'Briena jak najbardziej

).