Głośny tekst z ST.com o stosunku twórców PIC do postaci Łysego:
https://startrek.com/news/the-humbling-of-admiral- picardOraz komentarz Doomcocka do niego:
https://www.youtube.com/watch?v=ewkqYBckPkkThat Star Wars Girl też się oburza:
https://www.youtube.com/watch?v=aRqsF85hhrwMechaRandom42 rozprawia się z w/w tekstem na zimno:
https://www.youtube.com/watch?v=HZ5kprNnFGQA kto inny się naśmiewa:
https://www.youtube.com/watch?v=xAFLdRnrjME[ŚRÓDEDIT

: Trzymajcie się foteli, bo moja opinia
w sprawie może Was zaskoczyć... Otóż... nie uważam bynajmniej, że pomysł przeczołgania Łysego był zły, bo choć sam Picard może i na to szczególnie nie zasługiwał, to symboliczne odcięcie się ST od tego fragmentu dziedzictwa Roddenberry'ego, który powielał wady amerykańskiej SF opisane w eseju Le Guin "American SF and the Other" (przywoływałem go kiedyś) było wskazane. Bowiem pchanie na pierwszy plan wyłącznie białych, elitarystycznych,
samców, mających pomysł na urządzenie świata wszystkim dookoła pasowało może do swojej epoki, ale tak naprawdę gryzie się z resztą ideałów ST.
Tyle, że... Chabon z Kurtzmanem wyważają tu otwarte drzwi, i to tak nieudolnie, że gotowi o te drzwi
pyski sobie rozbić... albowiem... całą robotę odwalili już Piller z Bermanem, a dokończyło Discovery. Mieliśmy już niebiałych i niebędących płci męskiej kapitanów, mieliśmy białego, elitarystycznego, chłopa, który okazał się sprytnym (ale nie dość sprytnym) zwodzicielem, mieliśmy wyrastającego z toksycznej wersji męskości Tomcia Parisa, a sam Picard dawno już został wytarzany w smole i pierzu - został zborgifikowany, musiał słuchać gorzkich słów Sisko i przeżyć to, że Janeway przerosła go rangą, a także zmierzyć się z tym, że jego wychowankowie (Ro i Wes) odrzucili w gorzkich słowach jego drogę, tudzież
wziąć na klatę krytykę Lilly obnażającą jego mniej szlachetne motywy... Wreszcie... narazić swoją - niech będzie, że uprzywilejowaną - pozycję w obronie Ba'ku, i przekonać się jak wiele zawdzięcza okolicznościom (gdy spotkał Shinzona, mającego przecież ten sam potencjał genetyczny, a znacznie mniej szlachetnego). Lekcje bezsilności też zaliczył, ileś razy odebrał je od Q, a ostatnia, ta z "All Good Things...", była najbardziej gorzka (wtedy, przez wiek, demencję i niedostatek wiedzy, chcąc pomagać już tylko szkodził).]
I jeszcze Dave Cullen o tym, dlaczego uważa tytułową serię za porażkę (i co konkretnie - jego zdaniem - poszło Kurtzmanowi i spółce nie tak):
https://www.youtube.com/watch?v=nC5tE-nbDx4