USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Star Trek / Jest Trek - jest wojna!
 Strona:  ««  1  2  3  4  »» 
Autor Wiadomość
Queerbot
Użytkownik
#31 - Wysłana: 4 Paź 2014 13:21:04 - Edytowany przez: Queerbot
FederacyjneMSZ:
W sumie cały Trek u podstaw opiera się na wojnie. Bez III wojny światowej oraz wojny ziemsko - romulańskiej nie było by Treka.

Cały TOS oraz filmy z nim związane przebiegały z konfliktem ziemsko-klingońskim w tle.

Własnie przez to, że Trek nie pokazywał wojen tylko o nich wspominał, był uboższy. Robił pewien przeskok - ot była sobie wojenka i nagle powoli się odbudowujemy i tyle. Wojny muszą być w treku pokazane bo to one kształtowały czym było UFP.

FederacyjneMSZ:
Własnie dzięki temu, że sam Gene nawiązywał do wojen totalnych, jego uniwersum straciło miano utopii. sam zaakcentował, że jego Federacja powstała na bazie konfliktu z Romulanami, a akcje TOSu dzieje się w czasie zimnej wojny z Klingonami.

Odpowiedź na zadane pytanie brzmi jednoznacznie - tak, Trek potrzebuje wojen. Ale nie takich, jakich nam zaserwował Abrams tylko takich, które były by uzupełnieniem kanonu. To jest bardzo ciężka robota i wymaga ogromnej znajomości tematu.

No cóż, nie zgadzam się. Star Trek powstał 21 lat po II Wojnie Światowej. W chwili zakończenia II Wojny Roddenberry miał 24 lata, ale zdążył już wziąć udział w działaniach wojennych na Pacyfiku, otrzymał zresztą Zaszczytny Krzyż Lotniczy i Medal Lotniczy oraz stopień kapitana. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić czym dokładnie była II WŚ, jak bardzo przeorała kraje, społeczeństwa i umysły. Są np dzisiaj w Polsce ludzie, którzy bez cienia zażenowania wypowiadają takie sądy:

To, że jakiś Austracki Żyd, miał problemy z okresleniem etnicznosci, to jego sprawa

zgubiła nas tolerancja wobec zydów.

I teraz do czego zmierzam. Star Trek wcale nie opiera się na wojnie, Federacja nie powstała na bazie wojny, a Trek wcale wojny nie potrzebuje. Powiem więcej nawet - wojna jest systemowo obca Trekowi. III WŚ i Wojna Romulańsko-Ziemska to są w mitologii Roddenberrego figury II WŚ oczywiście, wydarzenia pre-Trekowe. Federacja w zamysle Roddenberrego, jak sądzę, miała być tworem, którego powstanie uniemożliwi wybuch jakiejkolwiek wojny, jest tworem post-wojennym, w którego logice pojęcie wojny nie występuje, a jej nadrzędnym celem jest strzeżenie pozbawionego wojny ładu.

Star Trek jest zatem oczywistym marzeniem ludzi, którzy II WŚ przeżyli żeby ten koszmar nigdy więcej się nie powtórzył. Trek miał dawać nadzieję, że możliwy jest inny świat, lepszy i bezpieczniejszy, w którym ludzie przerośli samych siebie i odrzucili balast, przez który znaleźli się na krawędzi zagłady.

Star Trek Roddenberrego w ogóle nie pokazywał wojen. Przede wszystkim nie było takiej potrzeby, bo te 21 lat po II WŚ każdy wiedział na czym ta tragedia polegała. W Treku Roddenberrego co mamy? Jakieś drobne incydenty, które udaje się zażegnać i żadna wielka wojna w Treku nie wybucha. Roddenberry pokazuje, że chociaż Federacja może mieć problemy z dogadaniem się z Klingonami i Romulanami, to żaden prawdziwy konflikt zbrojny z tego powodu nie wynika i że podejmowane są próby dogadania się - na tyle skuteczne, że przynajmniej nie ma mordowania się, a po latach dochodzi do porozumienia.

Pierwsze prawdziwe wojny w Treku pojawiły się po śmierci Roddenberrego. Wojna Kardasjańska, której nie widzieliśmy i która była wprowadzeniem do fabuły DS9 oraz Wojna z Domunium. Wprowadzenie tego sztucznego i niepasującego do Treka elementu zaowocowało upadkiem Star Treka. Nastąpił rozpad kardynalnych cech Star Treka jako serialu i jako pewnego uniwersum; molekuły Treka zaczęły się rozchodzić, aż w końcu integralność wewnętrzna zupełnie się posypała.

To, że Trek nie pokazywał wojen powodowało właśnie, że utopią był, a nie że status ten utracił. Wojny w Treku są niepotrzebne, ponieważ sprzeczne są z podstawowymi trekowymi założeniami.
FederacyjneMSZ
Użytkownik
#32 - Wysłana: 4 Paź 2014 13:29:40 - Edytowany przez: FederacyjneMSZ
Queerbot:
Federacja nie powstała na bazie wojny

Bez III wojny światowej nie powstałaby Zjednoczona Ziemi. Bez wojny z Romulanami nie powstałaby taka UFP jak jest przedstawiona dalej. To są naturalne konsekwencje.

Queerbot:
Star Trek powstał 21 lat po II Wojnie Światowej

UFP to takie quasi ONZ - nawet miejsce podpisania deklaracji to samo. Wojna Romulańska była alegorią II wojny Światowej. Konsekwencją wygrania wojny z Romulania było utworzenie Federacji, a Klingoni nawiązywali do zimnej wojny...

Dlaczego nie można teraz pokazać na większym ekranie tych dwóch konfliktów, które zdefiniowały na dalsze pokolenia losy kwadrantu?

Queerbot:
Wojny w Treku są niepotrzebne, ponieważ sprzeczne są z podstawowymi trekowymi założeniami.

Jako może być sprzeczne to, co spowodowało zaistnienie samej idei Treka?

Queerbot:
Roddenberry pokazuje, że chociaż Federacja może mieć problemy z dogadaniem się z Klingonami i Romulanami, to żaden prawdziwy konflikt zbrojny z tego powodu nie wynika i że podejmowane są próby dogadania się - na tyle skuteczne, że przynajmniej nie ma mordowania się, a po latach dochodzi do porozumienia.

Z Romulanami podpisano zawieszenie broni takie jak w Korei, z Romulańską Strefa Neutralną , z Klingonami trwała otwarta wojna, zakończona podpisaniem sojuszu po ponad 100 latach walki, więc nie takie po latach..

To nie była kwestia dogadania - UFP naruszał pewne status qou w kwadrancie. Pojawienie się nowego aktora, wymogło reakcje dwóch liczących się frakcji. Jedna chciała nie dopuścić do powstania czegoś więcej niż paktu, a druga chciała już rywalizować z tym podmiotem.

Trochę czasu minęło jak zajmowałem się - czy sprawa Borg pojawiła się przed czy po śmierci Gena?
Q__
Moderator
#33 - Wysłana: 5 Paź 2014 16:28:08 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
Fajnie, że Cie to zainteresowało

Cóż, było interesujące.

Mav:
W każdym razie mniej więcej coś takiego bym chciał.

A co powiesz na to?

"Za planetą ciągnął się gazowy ogon, przepojony obficie parą wodną, pochodzącą głównie z pierścienia. “Hermes", zawisnąwszy na stacjonarnej orbicie za Sekstą, podobną do Marsa, lecz większą od niego, o gęstej atmosferze, zatrutej nieustannymi wyziewami wulkanów i gazowymi związkami cyjanu, wysłał jako obserwatoria Kwinty sześć orbiterów, które przekazywały bezustannie wyniki postrzeżeń. GOD układał z nich szczegółowy wizerunek Kwinty. Najdziwniejszy był jej szum radiowy. Co najmniej kilkaset silnych nadajników pracowało na wielkich lądach, bez objawów modulacji fazowej lub częstotliwościowej. Ich emisja była chaotycznym białym szumem. Anteny dało się dokładnie zlokalizować jako emitujące kierunkowo lub izotropowe, jakby Kwintanie postanowili zaczopować sobie wszystkie kanały elektromagnetycznej łączności od fal najkrótszych po kilometrowe. Mogli mieć łączność tylko przewodową — ale do czego służył im ów szum, kosztujący gigawaty? Jeszcze dziwniejsze — bo “dziwności" planety rosły w miarę postępów obserwacyjnych — okazały się sztuczne satelity. Naliczono ich omal milion, na wysokich i niskich orbitach, zarówno prawie kołowych, jak eliptycznych o afeliach sięgających daleko poza Księżyc. Sondy “Hermesa" notowały też satelity we własnym pobliżu, a kilka ledwie o osiem do dziesięciu milionów kilometrów. Te satelity różniły się znacznie rozmiarami i masą. Największe były prawdopodobnie puste, rodzaj wydętych w próżni nie sterowanych balonów. Część zapadła się od wycieku gazów. Raz na kilka dni któryś z martwych satelitów zderzał się z lodowym pierścieniem, dając efektowne widowisko błyskań we wszystkich barwach tęczy, gdyż promienie Słońca rozszczepiały się w chmurach kryształów lodu. Tak powstały obłok rozwiewał się z wolna w przestrzeni. Natomiast satelity objawiające aktywność, już to dlatego, że poruszały się po wymuszonych orbitach, wymagających ciągłej korekcji kursu, już to zmieniające kształty w niepojęty sposób, niby ogromne zwoje folii metalicznej, nigdy się z pierścieniem Kwinty nie zderzały. Holograficznie sporządzona trójwymiarowa mapa satelitów wyglądała na pierwszy rzut oka jak olbrzymi rój pszczół, szerszeni i mikroskopijnych muszek, wirujący wokół planety. To wielowarstwowe rojowisko nie znajdowało się w chaotycznym rozproszeniu. Od razu dały się dostrzec w nim proste regularności — satelity na bliskich orbitach szły często parami lub trójkami, a inne, zwłaszcza przy okręgu stacjonarnym, na którym każde ciało jest współbieżne z powierzchnią globu, chodziły kusłonecznie i odsłonecznie jak w figurach tańca.
W miarę napływu lokalizacyjnych pomiarów GOD utworzył system koordynant, rodzaj sferycznego systemu wykresów. Odróżnienie satelitów “martwych" od “żywych", czyli dryfujących biernie od sterowanych bądź samosterownych, przedstawiało twardy do zgryzienia orzech, jako problem wielu mikroskopijnych mas, poruszających się w polu ciążenia wielkich mas Kwinty, jej Księżyca i Słońca. Wreszcie wyostrzana obserwacja wykryła niezliczone miriady rakietowych i satelitarnych szczątków, które często spadały na Słońce. Niektóre z nich miały postać toroidów, więc obrączkową, i z tych sterczały nitkowate kolce — przy czym największe, w pół drogi między planetą i jej Księżycem, wyjawiały pewną aktywność. Kolce były dipolowymi antenami i ich emisję odfiltrowaną od szumowego tła planety dało się wyosobnić jako szum w najkrótszych pozaradiowych falach. Część tego szumu przypadała na twarde promieniowanie rentgenowskie, niezdolne dotrzeć do powierzchni Kwinty, gdyż pochłaniała je jej atmosfera. Codziennie do zbioru zyskanych wiadomości dołączał GOD nową porcję i kiedy Nakamura, Polassar, Rotmond i Steergard łamali sobie głowy nad rebusem, złożonym z rebusów, piloci nie wtrącając się do naukowych roztrząsań mieli już własne zdanie: zawarte w zwięzłym powiedzonku, że Kwinta jest planetą inżynierów obłąkanych jakąś manią, a soczyściej, że SETI włożył miliardy i natrudził się, żeby znaleźć cywilizację wariatkę. Lecz i oni wyczuli w tym szaleństwie metodę. Napraszał się obraz “radiowej wojny", doprowadzonej do całkowitego absurdu: nikt już niczego nie nadaje, gdyż każda strona zagłusza inne.
Fizycy usiłowali wesprzeć GODa hipotezami zwróconymi w antypody człowieczeństwa. Może mieszkańcy Kwinty różnią się od ludzi anatomią i fizjologią w tak zasadniczy sposób, że obraz i mowę zastępują im inne, nieakustyczne, pozawizualne zmysły czy kody? Może taktylne? węchowe? związane percepcyjnie z ciążeniem? Może szum to przesył energii, a nie informacji? Może informacja biegnie falowodami w strumieniach niewykrywalnych astrofizycznie? Może, zamiast nadal filtrować na wsze sposoby ten pozornie bezsensowny elektromagnetyczny ryk, należy dokonać zasadniczej rewizji całego analitycznego programu? GOD odpowiadał ze zwykłą bezduszną cierpliwością. Wiedząc sporo o ludzkich emocjach, sam nie znał żadnych.
Jeśli to jest przesył energii, muszą istnieć układy odbiorcze i dawać pewne minimum ucieków, czyli strat, ponieważ wydajny stuprocentowo jest niemożliwy. Lecz na planecie nie widać żadnych odbiorczych urządzeń proporcjonalnych do nadawanej mocy. Jej część, zdolna przebijać atmosferę, zmierza do wielu orbiterów. Lecz inne nadajniki i inne orbitery zagłuszają tamto celowe promieniowanie, i to w doskonały sposób. Zachodzi coś takiego, jakby ogromny tłum ludzi chciał z sobą rozmawiać, przy czym wszyscy mówią naraz, i to krzycząc coraz głośniej. Na koniec, jeśli nawet każdy z mówców jest mędrcem, wypadkowa utworzy chóralny dziki wrzask.
Po wtóre, jeśli jakieśkolwiek pasma służą łączności, mogą przy całkowitym wypełnieniu kanałów przesyłowych wyglądać jak biały szum, ale kwintański szum ujawnia ciekawą charakterystykę. To nie jest “absolutny chaos". Jest to raczej wypadkowa przeciwbieżnych emisji. Długość fali utrzymuje każdy nadajnik nader precyzyjnie. Inne nadajniki zagłuszają go albo wyciszają przez odwrócenie nadawczej amplitudy w fazie. GOD unaocznił im ów stan elektromagnetycznych rzeczy, przesunąwszy widma radiowe w strefę optyczną. Białą, spokojną pełnię planety zastąpił obraz różnobarwnych drgań. Kiedy GOD nadał koherentnym emitorom barwę zieloną, przekaźnikom białą, a “kontremitorom" purpurową, tarcza Kwinty popstrzyła się zmaganiem barw. Rozlewająca się purpura ogarniała retranslatory, różowiąc ich biel, a zarazem wpływała tam zieleń; powstawała rozmazująca się pajęczyna kolorów; chwilami jeden z nich pikował i natychmiast ulegał zatarciu.
Tymczasem przybyły informacje od sond skierowanych na zdalny rekonesans Księżyca Kwinty. Z pięciu dwie przepadły nie wiadomo jak, gdyż znikły w periselenium, niewidocznym z “Hermesa". Steergard udzielił za tę nieostrożność nagany Harrachowi, który nie posłał w ślad za patrolem odwodu, umożliwiającego ciągły nadzór także w przestrzeni zaksiężycowej. Trzy sondy obleciały jednak trabanta planety, a nie mogąc przebić sygnalizacji przez szumowy gąszcz, nadawały zdobyte zdjęcia laserowym kodem. Informacja została pierwej tak stłoczona, że tysiąc bitów zawierał jeden impuls w nanosekundzie. Po niepełnej minucie tej emisji GOD doniósł, że z aposelenium ruszyły ku patrolowcom trzy kwintańskie orbitery, dotąd nie dostrzeżone jako zbyt drobne. Wykrył je od ciepła uruchomionych silników wraz z rozwijanym przyspieszeniem podług efektu Dopplera. Nic nie wskazywało na to, by nakaz przechwycenia patrolowców został wysłany z planety. Nie starczyłoby raczej na to czasu. Gorące punkty szły już na czołowe spotkanie. Dowódca kazał go uniknąć. Trójkowy patrol wyrzucił więc atrapy, plując przed siebie mnóstwem metalowej folii i balonów. Ponieważ nie zmyliły przechwytywaczy, patrol wystrzelił obłok sodu i wtrysnął weń tlen. Powstała ognista chmura. Ledwie znikły w niej kwintańskie rakiety, patrolowce wychynęły z pałającego obłoku spiralą i zamiast lecieć ku statkowi, zderzyły się straceńcze, by prysnąć w kurz. Steergard ściągnął na pokład wszystkie sondy obserwacyjne z ich stanowisk orbitalnych, a GOD wyświetlał już rezultaty rekonesansu. Na odwrotnej półkuli Księżyca, rozrytej kraterami i pustynnej, chodził tam i na powrót ognik o widmie plazmy jądrowej tak szybko, że gdyby go nie powstrzymywało należycie skupione pole magnetyczne, wyleciałby w przestrzeń i natychmiast w niej zgasł. Co właściwie wędrowało tam wahadłowo między dwoma starymi kraterami — z prędkością sześćdziesięciu kilometrów na sekundę? Czym był ów błędny płomyk? GOD zapewniał, że planeta nie wykryła “Hermesa", więc go nie śledzi. Nic na to nie wskazywało. Notował ciągły szum, przezwyciężające go trzaski, wywoływane wejściem satelitów w atmosferę oraz ich zderzenia z lodową tarczą, ponieważ używał atmosfery Seksty jako soczewki dla radioskopów.
Opinie o tym, co robić dalej, podzieliły się. Nie chcieli powiadomić Kwintan o swoim przybyciu. Kamuflaż miał trwać, póki nie pojmą choć jednej z bezliku zagadek. Rozważali, czy wysłać bezludny lądownik na drugą stronę Księżyca, czy raczej siąść na niej statkiem. O szansach alternatywy GOD wiedział tyleż, co ludzie: na dobrą sprawę nic. Podług auskultacji wykonanej przez patrol, Księżyc zdawał się bezludny, choć miał atmosferę. Półtorakrotnie masywniejszy od ziemskiego, nie mógł jej utrzymać. Do tego jej skład okazał się następną łamigłówką: gazy szlachetne — argon, krypton i ksenon z przymieszką helu. Bez sztucznego zasilania atmosfera ta ulotniłaby się w ciągu kilkuset lat.
Q__
Moderator
#34 - Wysłana: 5 Paź 2014 16:55:49 - Edytowany przez: Q__
O pracach technicznych świadczył jeszcze dobitniej ognik plazmy. Księżyc milczał jednak, nie miał też magnetycznego pola, i Steergard zdecydował się na lądowanie. Jeśli były tam jakieś istoty, to tylko w podziemiach, głęboko pod skalną skorupą, podziurawioną kraterami i kalderami. Zastygłe morza lawy lśniły koliskiem smug, rozbiegających się przybiegunowo od największego krateru. Steergard postanowił lądować, uczyniwszy wpierw “Hermesa" kometą. Kadłubowe kingstony, rozwarte wzdłuż burt, zaczęły toczyć ze zbiorników pianę, która, rozdmuchiwana zastrzykami gazu, otoczyła cały okręt wielkim kokonem nieregularnie skrzepłych bąbli. “Hermes" tkwił jak pestka w owocu w gąbczastej masie pęcherzy. Nawet z bliska wyglądał jak wydłużony odłam skalny pokryty lejami kraterów. Resztki rozpękłych bąbli upodobniły tę skorupę do asteroidu, bombardowanego od wieków przez obłoki pyłu i meteory. Niezbędny ciąg miał się upodobnić do ogona komety, który w miarę jej biegu do perihelium odchyla się z orbity odsłonecznie. Tę iluzję wykonywały deflektory ciągu. Dokładna spektralna analiza wykryłaby co prawda impuls i skład gazów, nie spotykany u komet. Ale takiej ewentualności nie można było uniknąć. “Hermes" przeszedł z hyperboliczną prędkością od Seksty ku orbicie Kwinty — w końcu zdarzają się, choć rzadko, tak chyże, bo pozaukładowe komety — i po dwu tygodniach żeglugi wyhamowawszy za Księżycem pęd, wysłał na zewnątrz manipulatory z telewizyjnymi oczami. Złudzenie starej, poszczerbionej skały było znakomite — dopiero pod energicznym uderzeniem rzekome głazy gięły się elastycznie jak balon. Samego lądowania nie dało się zamaskować; wchodząc rufą w atmosferę Księżyca, “Hermes" ogniem przepalił osłonę dysz, reszty dokonało atmosferyczne tarcie. Zdarło rozpaloną maskownicę i nagi pancerny kolos tłocząc pod sobą płomienie stanął sześciorgiem rozkraczonych łap na gruncie, sprawdziwszy uprzednio jego wytrzymałość serią wystrzelonych pocisków. Przez dobrą chwilę sypał się wokół statku deszcz spalonej osłony. Gdy ustał, obejrzeli całe otoczenie po horyzonty. Od plazmowego wahadła dzielił ich wybrzuszony brzeg wielkiego krateru. Przy panującym ciśnieniu czterystu hektopaskali można było użyć śmigłowców dla lotniczego zwiadu — i to jawnie. Zaczynała się gra o nie znanych dotąd regułach, choć o znaną stawkę. Śmigłowców, rozesłanych ósemką w tysiącmilowym kolisku, nic nie tknęło. Z ich zdjęć powstała mapa ogarniająca osiem tysięcy kilometrów kwadratowych wokół punktu lądowania. Mapa typowego, bezpowietrznego globu, z chaotycznym rozrzutem kraterowych lejów, częściowo wypełnionych tufem wulkanicznym. Tylko na północowschodzie magnetowidy utrwaliły ogniową kulę w ruchu. Mknęła nad skalnym gruntem, roztopionym wzdłuż jej przebiegu w płytki, gorący wąwóz. Obszar ten ponownie spenetrowały helikoptery, by dokonać pomiarów i spektralnych analiz w locie i po lądowaniu. Jeden rozmyślnie zbliżono do słonecznej kuli. Nim spłonął, podał dokładnie jej temperaturę i moc promienistą rzędu teradżula. Zasilało ją i prowadziło zmienne pole magnetyczne. Osiągało 1010 gausów.
Steergard, po głębokich sondowaniach magnetycznego podłoża wąwozu, dał GODowi sporządzić schemat wykrytej tam sieci z węzłami, od których szły wbite głęboko pod litosferę liczne pionowe szyby, i nie okazał się zbyt zaskoczony diagnozą. Przeznaczenie olbrzymiej instalacji było niejasne. Nie ulegało jednak wątpliwości, że roboty porzucono w pełnym toku, a wszystkie wiodące do chodników i szybów wejścia zamknięto czy raczej zasypano wybuchowymi ładunkami, wrzuciwszy pierwej w głąb tuneli i studni ciężki sprzęt maszynowy. Plazmatyczne mikrosłońce żywiły przetwornice termoelektryczne systemem magnetowodów, pobierając energię z głębin atmosfery — około 50 kilometrów pod zewnętrznym płaszczem księżycowej skorupy.
Wysłał wprawdzie na ów teren ciężkie wszędochody dla dokładniejszych badań i doczekał się ich powrotu, lecz zarządził rychły start. Fizycy, zafascynowani rozmiarami podksiężycowego kompleksu energetycznego, radzi byli zostać dłużej i może nawet otworzyć zagwożdżone tunele. Steergard odmówił. Niezrozumiały był stan złowionych satelitów, niezrozumiała budowa, wszczęta na pustkowiu z takim rozmachem, niezrozumiałe jeszcze bardziej — jeśli ignorancja podlega stopniowaniu — rzucenie tych prac; niczym w popłochu ewakuacji — czego im nie powiedział. Myśl, która mu świtała, pozostawił dla siebie."


Lem, "Fiasko"

Fajnie by było zobaczyć takie podchody przed spotkaniem choćby jednej cywilizacji odcinka (piszę tak, bo z raz może by znaleźli czas na detale, potem już pewnie starczałyby - modne od pewnego czasu - migawki z muzycznym podkładem ilustrujące realizowane przez załogę procedury).

Queerbot

Queerbot:
Federacja w zamysle Roddenberrego, jak sądzę, miała być tworem, którego powstanie uniemożliwi wybuch jakiejkolwiek wojny,

Fakt faktem jednak, że na zasadzie Peace Through Superior Firepower, cokolwiek.

FederacyjneMSZ

FederacyjneMSZ:
To nie była kwestia dogadania - UFP naruszał pewne status qou w kwadrancie. Pojawienie się nowego aktora, wymogło reakcje dwóch liczących się frakcji. Jedna chciała nie dopuścić do powstania czegoś więcej niż paktu, a druga chciała już rywalizować z tym podmiotem.

Zdaje się, że różnica jest tu taka, że Ty traktujesz ST bardzo dosłownie, jako pewien setting, którego wewnętrzne uwarunkowania astropolityczne można badać i analizować, Queerbot jako pewien zestaw idei, który należy rozpatrywać na płaszczyźnie symbolicznej. (Co zresztą nie pozostaje bez związku z Waszymi pozatrekowymi zainteresowaniami.) To - zdaje się - nie ułatwi Wam dialogu.
Inna sprawa, że taka wielowarstwowość ST jest b. fajna, nawet gdy w efekcie perspektywy różnych fanów będą się rozjeżdżać.

(Przyznać jednak trzeba, że Queerbot ma tu po swojej stronie D.C. Fontanę upierającą się, że kanon ST nie istnieje i samego Roddenberry'ego, który - jako miłośnik wprowadzania cywilizacji odcinka - wręcz optował początkowo za tym, by Klingoni, poza Worfem, i Romulanie nie powracali wcale w TNG. Ty z kolei możesz podeprzeć się Pillerem, który usiłował zrobić z ST funkcjonujący świat - co widać po jego wkładzie w TNG, DS9 i VOY, Meyerem, który postrzegał GF jako typową organizację militarną i Gerroldem, który zdecydowanie popiera nastawiony wybitnie pro-kanonicznie Axanar.
Co znów dowodzi, że rozjeżdżały się i wizje autorów.)

FederacyjneMSZ:
Trochę czasu minęło jak zajmowałem się - czy sprawa Borg pojawiła się przed czy po śmierci Gena?

Pojawia się przed, aczkolwiek w okresie dość specyficznym, gdy decydujący wpływ na kształt ST zaczynał przechodzić z rąk Roddenberry'ego, do rąk Pillera, choć ten pierwszy jeszcze żył i na serial również oddziaływał. To jest taka szara strefa pomiędzy Trekiem czysto roddenberry'owskim, a Trekiem pillerowskim trochę.

(Inna sprawa, że już wcześniej był jeszcze odcinek "Conspiracy" będący jakąś przymiarką do wprowadzenia wątku potężnego antagonisty. Acz zdaje się, że była to raczej oddolna inicjatywa scenarzystów, poparta przez Bermana.)
Mav
Użytkownik
#35 - Wysłana: 6 Paź 2014 15:29:46
Q__:
Lem, "Fiasko"

Fajnie by było zobaczyć takie podchody przed spotkaniem choćby jednej cywilizacji odcinka (piszę tak, bo z raz może by znaleźli czas na detale, potem już pewnie starczałyby - modne od pewnego czasu - migawki z muzycznym podkładem ilustrujące realizowane przez załogę procedury).

Oj, taaak. O taką właśnie celebracje detali chodzi. Świetny tekst. Ale własnie o takie spektakularne, skomplikowane użycie nowoczesnej technologi w zderzeniu z naturą kosmosu i obcych środowisk chodzi. Niech w końcu powstanie SF (filmowe, czy serialowe), które nie będzie unikać problemów, upraszczać, bać się tego, tylko właśnie z radością używać, opierać na tym fabułę.

Niestety dzisiejsze myślenie twórców (głownie ekranowego SF) polega na walce z technologią, a nie współpracy z nia. Np skafander kosmiczny, czy egzoszkielet to problem z zasłoniętą twarzą aktora. Tak nie może być, więc albo robi się komiczne akwarium na głowie jak w "Prometeuszu" albo planetę klasy M. Wysyłanie robotów na misje? Nieee, to największy wróg dla fabuły, no bo co będą robić w tym czasie aktorzy? Siedzieć bezpiecznie na statku? Muszą się pchać w niebezpieczne miejsca, mają być emocje, ale oczywiście koniecznie z odkrytymi głowami!

W "Edge of Tomorrow" Tom Cruise już przy pierwszym upadku zbij szybkę zasłaniającą pół twarzy, a minutę później spadł mu cały hełm

Pytanie brzmi, czy dzisiejszą widownie interesowała by taka celebracja analitycznej pracy sond badających nieznaną planetę pełną skomplikowanej, nieznanej infrastruktury technologicznej? Czy taka walka, którą opisałem w tym swoim amatorskim tekście, gdzie ma miejsce szybka i chaotyczna dla widza, ale w pełni czytelna dla komputerów bitwa, zainteresowała by widza, czy byłaby zbyt niezrozumiała?
Q__
Moderator
#36 - Wysłana: 7 Paź 2014 09:13:12 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
Oj, taaak. O taką właśnie celebracje detali chodzi. Świetny tekst. Ale własnie o takie spektakularne, skomplikowane użycie nowoczesnej technologi w zderzeniu z naturą kosmosu i obcych środowisk chodzi.

Wiedziałem, że Ci się spodoba. I też uważam, że SF - co najmniej - nie traci stawiając na takie detale.

Ba... Mógłbym się tu rozpisać i zachwalać celowość wprowadzania czegoś takiego do fabuły udowadniając jaka to dbałość o prawdopodobieństwo, jak dowodzi dojrzałości - i kompetencji - autorów, itd., itp..

Mav:
Niestety dzisiejsze myślenie twórców (głownie ekranowego SF) polega na walce z technologią, a nie współpracy z nia.

Pozostaje mi polecić Ci serial Space: 1999, gdzie było inaczej - celebracja scen dokowania, lądowania, zwiadów, często pokazywane skafandry. Może nie było tego przesadnie dużo, ale stanowiło w pierwszym - tym strawnym - sezonie integralną część fabuły.

Nie jest to może poziom "Fiaska", ale sam popatrz:
http://www.youtube.com/watch?v=9ZOQTUBN3_k
A to wszystko tylko z pilota.

Mav:
Pytanie brzmi, czy dzisiejszą widownie interesowała by taka celebracja analitycznej pracy sond badających nieznaną planetę pełną skomplikowanej, nieznanej infrastruktury technologicznej?

Zdaje się, że nawet w fantastyce mocno rozrywkowej coś takiego dałoby się przemycić. Pamiętasz takie zdanko z TESB (tak, Starłorsy wyprzedziły tu Treka):

"We have thousands of probe droids searching the galaxy. I want proof, not leads!"

I te słynne sceny, gdy Viper Probe Droid sobie lata i skanuje?

http://starwars.wikia.com/wiki/Viper_probe_droid
Ktoś na nie narzekał, czy budowały napięcie?
pirogronian
Użytkownik
#37 - Wysłana: 7 Paź 2014 13:38:15
Q__:
Lem, "Fiasko"

Q__:
Nie jest to może poziom "Fiaska", ale sam popatrz:
http://www.youtube.com/watch?v=9ZOQTUBN3_k
A to wszystko tylko z pilota.

Q__:
I te słynne sceny, gdy Viper Probe Droid sobie lata i skanuje?

Q__
Moderator
#38 - Wysłana: 7 Paź 2014 19:34:33 - Edytowany przez: Q__
pirogronian

Cieszę się, że się podobało.

BTW. skoro lubisz klasyczną SF, jak znalazłeś Robinsona, którego zachwalaliśmy z mozgiem_kl2?
pirogronian
Użytkownik
#39 - Wysłana: 7 Paź 2014 19:54:04
Q__

Fiasko przeczytałem całe, i jestem nim zachwycony. A co do Space:1999, to w sumie z początku nie zwracałem uwagi, dopiero teraz, z perspektywy czasu, widzę, że to jest technicznie prawie jak 2000: Space Odyssey. Nawet rok się prawie zgadza :p

Ale nie wiem, o jakim Robinsonie mówisz. Musiało mi umknąć. W którym wątku żeście go zachwalali?
Q__
Moderator
#40 - Wysłana: 7 Paź 2014 19:57:49 - Edytowany przez: Q__
pirogronian

pirogronian:
opiero teraz, z perspektywy czasu, widzę, że to jest technicznie prawie jak 2000: Space Odyssey. Nawet rok się prawie zgadza

A wiesz, że ten sam facet od F/X / modeli jedno i drugie robił?
http://en.wikipedia.org/wiki/Brian_Johnson_(specia l_effects_artist)
Potem pracował przy dwu pierwszych Alienach i drugo-piątej odsłonie SW (ta sonda więc też jego).

pirogronian:
W którym wątku żeście go zachwalali?

TU:
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthr ead&forum=5&topic=3785
Mav
Użytkownik
#41 - Wysłana: 8 Paź 2014 23:36:41
Q__:
Pozostaje mi polecić Ci serial Space: 1999

Przecież znam spejsa Może nie pamiętam dokładnie, ale znam. Widać tam inspiracje Odyseją. Dbanie o detale, celebrowanie technologii - to o czym piszesz. Tylko mniejszy budżet oczywiście trochę ograniczył efektowność.

Q__:
Zdaje się, że nawet w fantastyce mocno rozrywkowej coś takiego dałoby się przemycić. Pamiętasz takie zdanko z TESB (tak, Starłorsy wyprzedziły tu Treka):

"We have thousands of probe droids searching the galaxy. I want proof, not leads!"

I te słynne sceny, gdy Viper Probe Droid sobie lata i skanuje?

Bo TESB to bliżej do SF niż do space opery
Q__
Moderator
#42 - Wysłana: 8 Paź 2014 23:40:34
Mav

Mav:
Przecież znam spejsa

To podziel się kiedy jakimi wspomnieniami, impresjami...

Mav:
Widać tam inspiracje Odyseją. Dbanie o detale, celebrowanie technologii - to o czym piszesz. Tylko mniejszy budżet oczywiście trochę ograniczył efektowność.

Widać ogólnie, że to czołówka seriali SF.

Mav:
Bo TESB to bliżej do SF niż do space opery

Może niekoniecznie, ale arcydziełem ekranowej fantastyki z pewnością jest.
Mav
Użytkownik
#43 - Wysłana: 8 Paź 2014 23:46:03 - Edytowany przez: Mav
Q__:
To podziel się kiedy jakimi wspomnieniami, impresjami...

Żebym mógł wyrzucić te jakieś swoje mądrości, to musiałbym odświeżyć, a mam trochę w kolejce - są wspomniani "Wikingowie", czy choćby "Blade Runner" w wersji Final Cut. Poza tym trochę mnie denerwuję, że oni na tym Księżycu latają

Q__:
Może niekoniecznie, ale arcydziełem ekranowej fantastyki z pewnością jest.

Ja wiem, że to kontrowersyjna i mocno naciągana teza, ale na pewno TESB jest najbardziej SF ze wszystkich części
Q__
Moderator
#44 - Wysłana: 8 Paź 2014 23:53:23 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
ale na pewno TESB jest najbardziej SF ze wszystkich części

A z tym się zgodzę. (Cloud City, tte rzeczy...) Choć jest i burak straszliwy - ten potwór co chciał pożreć Sokoła - co toto je? czym w Próżni oddycha?
pirogronian
Użytkownik
#45 - Wysłana: 8 Paź 2014 23:58:06 - Edytowany przez: pirogronian
Q__:
Choć jest i burak straszliwy - ten potwór co chciał pożreć Sokoła - co toto je? czym w Próżni oddycha?

Kosmiczny ślimak. Z resztą - Mynocki też żyją w próżni, co sie dziwisz. Się przystosowały i tyle. Może wystarczy im promieniowanie kosmiczne. Mnie bardziej dziwi, jak oni tam w tych maseczkach wytrzymali bez atmosfery (bo skąd niby na planetoidzie). Że im oczy nie wyszły i rozerwało płuc?

Jeszcze apropos tych ślimaczków:

Nie było dowodów, aby ślimaki takie posiadały tradycyjnie rozumiane narządy zmysłów (w postaci oczu i uszu). Miały one za to parę anten pozwalających na skanowanie przestrzeni otaczającej stwora.[8] Ślimaki poruszały się odpychając się od asteroid i szybując w kosmicznej próżni. Wytworzyły zmysł przestrzenny pozwalający na szacowanie trajektorii i prędkości każdego obiektu w otoczeniu. (Ossus.pl) - od razu mi staje przed oczami Solaris i jej ocean
Mav
Użytkownik
#46 - Wysłana: 9 Paź 2014 00:10:01 - Edytowany przez: Mav
Q__:
ten potwór co chciał pożreć Sokoła - co toto je? czym w Próżni oddycha?

Taaaak, niestety. Najwyraźniej jak Lawrence Kasdan i Leigh Brackett pisali scenariusz to przy scenie chowania się Sokoła akurat wszedł George Lucas i stwierdził, że czegoś tu brakuje

pirogronian:
Jeszcze apropos tych ślimaczków:

Nie było dowodów, aby ślimaki takie posiadały tradycyjnie rozumiane narządy zmysłów (w postaci oczu i uszu). Miały one za to parę anten pozwalających na skanowanie przestrzeni otaczającej stwora.[8] Ślimaki poruszały się odpychając się od asteroid i szybując w kosmicznej próżni. Wytworzyły zmysł przestrzenny pozwalający na szacowanie trajektorii i prędkości każdego obiektu w otoczeni

Ja nie wiem, czy próby wyjaśnienia tego ślimaka nie pogarszają tylko sprawy. Może lepiej zostawić to w spokoju
Q__
Moderator
#47 - Wysłana: 9 Paź 2014 00:10:27 - Edytowany przez: Q__
pirogronian

pirogronian:
od razu mi staje przed oczami Solaris i jej ocean

Sądzisz, że jaki długoń się oderwał i usamodzielnił?

Mav

Mav:
Taaaak, niestety. Najwyraźniej jak Lawrence Kasdan i Leigh Brackett pisali scenariusz to przy scenie chowania się Sokoła akurat wszedł George Lucas i stwierdził, że czegoś tu brakuje



Mav:
Ja nie wiem, czy próby wyjaśnienia tego ślimaka nie pogarszają tylko sprawy. Może lepiej zostawić to w spokoju

Eee. fan-hipotezy, nawet najbardziej naciągane, są piękne.
Q__
Moderator
#48 - Wysłana: 10 Lis 2014 01:00:15 - Edytowany przez: Q__
Taki cytacik...

https://www.facebook.com/STRtheSeries/photos/pb.51 4118728619525.-2207520000.1415577159./854764034554 991/

Ekipa Renegades zamieściła go na swojej osi czasu FB... Ciekawe jakie wyciągnie z tego praktyczne wnioski?

ps. A to im ktoś dorzucił w komentarzu, też a'propos tego o czym jest Trek:

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=8851353314 97336&set=p.885135331497336
Mav
Użytkownik
#49 - Wysłana: 10 Lis 2014 16:32:10
Q__:
Ekipa Renegades zamieściła go na swojej osi czasu FB... Ciekawe jakie wyciągnie z tego praktyczne wnioski?

Gdyby to umieściła ekipa Axanar'u to bym spadł z fotela... I musiałbym obalić z pół litra wieczorem, żeby jakoś z tym dalej żyć
Q__
Moderator
#50 - Wysłana: 10 Lis 2014 17:24:39
Mav

Mav:
Gdyby to umieściła ekipa Axanar'u to bym spadł z fotela... I musiałbym obalić z pół litra wieczorem, żeby jakoś z tym dalej żyć

Kiedy zdaje mi się, że ekipa Axanaru jakoś bardziej to rozumie, wbrew pozorom... ;]
Mav
Użytkownik
#51 - Wysłana: 10 Lis 2014 19:53:21
Q__:
Kiedy zdaje mi się, że ekipa Axanaru jakoś bardziej to rozumie, wbrew pozorom... ;]

Preludium raczej wskazuje na coś innego... Wskazuje na zabawę w wojnę, używanie jej do bohaterstwa postaci, tworzenia kozackich przezwisk i podniecania się tym, kto ma większą armatę.
Q__
Moderator
#52 - Wysłana: 12 Lis 2014 10:54:37 - Edytowany przez: Q__
Mav

Dlatego mówię: wbrew pozorom .

ps. A'propos:
- rozsądne stanowisko Petersa w sprawie JJ Treka:
http://www.startrekaxanar.com/axanar-and-jj-trek/
- wywiad z dźwiękowcem Axanaru:
http://www.startrekaxanar.com/the-amazing-audio-of -axanar/
- i drobny seksistowski akcent dla fanboy'ów:


RewriteDestiny
Użytkownik
#53 - Wysłana: 12 Lis 2014 20:47:22
Q__:
I teraz oto gdy powstaje Trek człowiek się w pierwszym odruchu zastanawia z kim tym razem będą walczyć, a kapitan Picard lamentuje (przy wtórze kapitana Hunta zazdroszczącego Metisowi): "we uset to be explorers"...

Czas więc postawić - zadane w sumie przez Queerbota, (w dyskusji o Axanarze) - pytanie czy Trek w ogóle potrzebuje tych wszystkich wojen?
Oraz drugie: czemu te wojny tak łatwo się w ST przyjeły?

Fani Star Trek dzielą się na dwie formacje: tych którzy szukają akcji i tych którzy gonią za przekazem - nie ma lepszego sposobu na wprowadzenie akcji niż wojna. Niech Borg błogosławi tych, którzy szukają obu. Tęsknię za taką serią jak TOS - intensywny przekaz, relacje między ludźmi po bokach tematu filmu (a nie w centrum). Udowodnił, że nie trzeba bajkowych wybuchów, zdumiewających efektów specjalnych i trzepania załogą o ściany, żeby zrobić uczący czegoś i trzymający w napięciu serial.

Queerbot:
I teraz do czego zmierzam. Star Trek wcale nie opiera się na wojnie, Federacja nie powstała na bazie wojny, a Trek wcale wojny nie potrzebuje. Powiem więcej nawet - wojna jest systemowo obca Trekowi. III WŚ i Wojna Romulańsko-Ziemska to są w mitologii Roddenberrego figury II WŚ oczywiście, wydarzenia pre-Trekowe. Federacja w zamysle Roddenberrego, jak sądzę, miała być tworem, którego powstanie uniemożliwi wybuch jakiejkolwiek wojny, jest tworem post-wojennym, w którego logice pojęcie wojny nie występuje, a jej nadrzędnym celem jest strzeżenie pozbawionego wojny ładu.

Dokładnie. Wojna i Federacja Zjednoczonych Planet o nie : "To sen, sen który stał się rzeczywistością i rozpościera się między gwiazdami".
Q__
Moderator
#54 - Wysłana: 12 Lis 2014 21:13:04 - Edytowany przez: Q__
RewriteDestiny

RewriteDestiny:
Udowodnił, że nie trzeba bajkowych wybuchów, zdumiewających efektów specjalnych i trzepania załogą o ściany, żeby zrobić uczący czegoś i trzymający w napięciu serial.

A to aż zapytam czy oglądasz nieoficjalne ciągi dalsze TOS - ST: New Voyages/Phase 2 i Star Trek Continues. IMO miejscami są godną kontynuacją oryginału?

RewriteDestiny:
Wojna i Federacja Zjednoczonych Planet o nie : "To sen, sen który stał się rzeczywistością i rozpościera się między gwiazdami".

Swoją drogą - że odniosę się obocznie do naszej dyskusji z innego topicu - TNG bodaj bardziej podkreślało to pokojowe przesłanie Treka niż TOS, przynajmniej do momentu gdy Piller nie zaczął kombinować z wątkami cardassiańskimi...

ps. Scaliłem treść Twoich postów i na przyszłość proszę nie dublować - tj. nie zamieszczać dwu wypowiedzi w jednym temacie pod rząd przed upływem 24h. (Pouczać, to pieski los moda.)
RewriteDestiny
Użytkownik
#55 - Wysłana: 12 Lis 2014 21:17:34 - Edytowany przez: RewriteDestiny
Q__:
A to aż zapytam czy oglądasz nieoficjalne kontynuacje TOS - ST: New Voyages/Phase 2 i Star Trek Continues. IMO miejscami są godną kontynuacją oryginału?

Taak!! Codziennie wchodzę sprawdzić czy ukazał się kolejny odcinek. Oj, zgadzam się - Lolani zrobił na mnie głębokie wrażenie. I ten odcinek w którym znów widzimy Apolla. Zachowali pastelowy charakter TOSu, gra aktorów super - tylko jedno mi przeszkadza ta seria z córką Sulu nie miała napisów - a ja poważnie nie dosłyszę.

"Swoją drogą - że odniosę się obocznie do naszej dyskusji z innego topicu - TNG bodaj bardziej podkreślało to pokojowe przesłanie Treka niż TOS, przynajmniej do momentu gdy Piller nie zaczął kombinować z wątkami cardassiańskimi..."

To raz, a dwa - ja mam z TNG jeszcze inne problemy właśnie opisane w w/w wątku. TOS bardzo silnie podkreśla dążenie do wiedzy i eksploracji - w TNG na razie mi tego brakuje. + różnica w pokazaniu emocji i relacji.

"ps. Scaliłem treść Twoich postów i na przyszłość proszę nie dublować - tj. nie zamieszczać dwu wypowiedzi w jednym temacie pod rząd przed upływem 24h. ((Pouczać, to pieski los moda.)"

Uh-oh sorry.
Q__
Moderator
#56 - Wysłana: 12 Lis 2014 21:22:55 - Edytowany przez: Q__
RewriteDestiny

RewriteDestiny:
Taak!! Codziennie wchodzę sprawdzić czy ukazał się kolejny odcinek.

W końcu będziemy mieli z kim o nich dyskutować, nie Queerbot?

RewriteDestiny:
TOS bardzo silnie podkreśla dążenie do wiedzy i eksploracji - w TNG na razie mi tego brakuje.

I tak, i nie... TNG w teorii bardziej intelektualizuje od TOS (czasem z b. dobrym skutkiem), ale - bodaj za sprawą Pillera - daje też bohaterom sporo dyplomatycznej roboty, kosztem wątków eksploracyjnych.

Poczekaj jednak - będą odcinki o Kontakcie, o próbach wzajemnego zrozumienia, o eksploracji i nasłuchasz się tyrad mojego ulubieńca: Łysego (kapitana Picarda, znaczy) o tym co jest podstawowymi powinnościami oficerów GF.

RewriteDestiny:
Uh-oh sorry.

Spokojnie. Pouczam pro forma, ale mam świadomość, że większość z nas potrzebowała trochę czasu, by rozeznać się w funkcjonowaniu forum. Newbies - o ile nie zaczynają od złośliwego trollingu - mogą u nas liczyć na sporą wyrozumiałość w początkowym okresie.

ps. Rzuć okiem do topicu "Najlepszy trekowy serial ! ! !", postarałem się rozbudować swojego posta, dodając do powitania próbę odpowiedzi.
FederacyjneMSZ
Użytkownik
#57 - Wysłana: 12 Lis 2014 21:24:49 - Edytowany przez: FederacyjneMSZ
Queerbot:
I teraz do czego zmierzam. Star Trek wcale nie opiera się na wojnie, Federacja nie powstała na bazie wojny, a Trek wcale wojny nie potrzebuje.

Gdyby nie powstała to by Gene o niej nie wspominał. Nie wspominał by również, że użyto wszystkich rodzaje broni znanych ludzkości i nie tylko - nawet atomówki szły w ruch. To była walka o przetrwanie..Ale oczywiście był to pewnie konflikt o charakterze lokalnym nie zagrażającym Ziemi, Volkana, Andorii etc..

Queerbot:
Federacja w zamysle Roddenberrego, jak sądzę, miała być tworem, którego powstanie uniemożliwi wybuch jakiejkolwiek wojny, jest tworem post-wojennym, w którego logice pojęcie wojny nie występuje, a jej nadrzędnym celem jest strzeżenie pozbawionego wojny ładu.

Moment - uniemożliwiało przywrócenia dawnych animozji w ramach Federacji . Andorianie vs Volkanie, Tellaryci vs Andorianie, Tellaryci vs Volkanie. UFP miała być organizacją, która nie dopuściła by do konfliktów na JEJ obszarze..

Problem się pojawił, kiedy zagrożenie przychodzi z zewnątrz. I o dziwo temat bardzo wiąże się z teraźniejszością. Jak obronić naszą cywilizacje, nasz styl życia przed ingerencją sił nam nieprzychylnych. I ta tematyka jest najbardziej trekowa.

Trek nie może tkwić mentalnie w zimnej wojnie.
Queerbot
Użytkownik
#58 - Wysłana: 12 Lis 2014 22:55:22 - Edytowany przez: Queerbot
FederacyjneMSZ:

Trzeba odróżnić logikę czy zamysł Roddenberry'ego od efektu pracy różnych twórców, którzy do Treka wprowadzali swoje pomysły. Byli tacy, którzy wprowadzili do Star Treka wielkie konflikty zbrojne, już nie będę wymieniał ich nazwisk. To się nie tylko nie udało, bo źle wyszło fabularnie, czy coś takiego. Po prostu to nie miało prawa zagrać w układzie, który stworzył Roddenberry, a układ ten jest właśnie taki, jak pisałem - post-wojenny, pokojowy itd. Mogłoby zagrać w nBSG, mogłoby w B5 itd, bo konstrukcja tamtych uniwersów od początku zakładała konflikt.

Jest taka słynna mapa:

Mapa

Z czym kojarzy się Federacja na tej mapie? Mi kojarzy się z wielkim bydlem, które wszystkich otacza. Z czymś takim nie zaczyna się wojny, to jest po prostu zbyt gigantyczne i ten gigantyzm właśnie zabezpiecza Federację przed wojnami.

Q__:
W końcu będziemy mieli z kim o nich dyskutować, nie Queerbot?

Jasne, tylko niech się coś nowego pojawi ;)
Q__
Moderator
#59 - Wysłana: 12 Lis 2014 23:10:14
Queerbot

Queerbot:
Jasne, tylko niech się coś nowego pojawi

Premiera nowego odcinka NV/P2 ponoć za mniej niż miesiąc... A poza tym może RewriteDestiny zechce powiedzieć coś nowego - albo, po prostu, coś od siebie - o epizodach, które już przemaglowaliśmy? W końcu... nowy głos = nowe spostrzeżenia.
Queerbot
Użytkownik
#60 - Wysłana: 12 Lis 2014 23:22:35
Q__:
A poza tym może RewriteDestiny zechce powiedzieć coś nowego - albo, po prostu, coś od siebie - o epizodach, które już przemaglowaliśmy? W końcu... nowy głos = nowe spostrzeżenia.

Pewnie! Jestem ciekawy RewriteDestiny co myślisz o tych NV, STC itd - raz, że będziesz 3 osobą, która szerzej się w tej sprawie udzieli, a dwa że może rzucisz na nie jakieś nowe światło.
 Strona:  ««  1  2  3  4  »» 
USS Phoenix forum / Star Trek / Jest Trek - jest wojna!

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!