USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Star Trek / Lęk, strach i rozpacz....wstydliwe tematy Star Treka?
 Strona:  ««  1  2  3  4  5 
Autor Wiadomość
Elaan
Użytkownik
#121 - Wysłana: 23 Paź 2015 17:59:35
Q__:
Bo jest to zbiorowość, która wiekami fundowała innym tylko ludobójstwo i niewolnictwo. /.../ przecież decydowali jako Great Link, wspólnie, jednomyślnie /.../ na poziome jedności niedostępnym humanoidom

Zatem odpowiedzialność zbiorowa...
Trochę niedobrze to brzmi, zwłaszcza gdy pamiętamy o ideałach Treka.
Ale może w tym przypadku byłoby to... logiczne?
Cóż, chyba mimo wszystko, miałabym wątpliwości.

Q__:
pozwoliłbym mu najpierw zrobić sobie potomstwo, wychować nowe, nieskażone zbrodnią, pokolenie... Właśnie po to, by pokazać, że jest dla Zmiennych szansa...

A gdyby Odo zaproponował: "Utwórzmy nowe pokolenie i znajdźmy zaginionych, by wspólnie zmienić pozostałych?"
Resocjalizacja zamiast eksterminacji?
Eviva
Użytkownik
#122 - Wysłana: 23 Paź 2015 18:58:18 - Edytowany przez: Eviva
Elaan

Kirk w "The Apple" naruszył Pierwszą Dyrektywę i w zasadzie oddał ludowi Vaala niedźwiedzią przysługę. Inna rzecz, że chcąc ocalić swój statek i załogę nie miał wyjścia.
Podróżnik wrócił raczej po Weenę niż po to, żeby pomóc Elojom. Chciał ją ocalić, bo zdawał sobie chyba sprawę z tego, że Elojom jako społeczności pomoc nie można. A w każdym razie nie zrobi tego jeden człowiek.
Zmienni z kolei to bardzo trudny temat. Ciężko w ich sprawie podjąć jakąkolwiek słuszną decyzję. Myślę, ze taka nie istnieje.
Q__
Moderator
#123 - Wysłana: 23 Paź 2015 20:27:31 - Edytowany przez: Q__
Elaan

Elaan:
Zatem odpowiedzialność zbiorowa...

Właśnie nie... Odpowiedzialność zbiorowa uderza w niewinnych... Między władcami Dominium - podkreślam - niewinnych nie było.

Elaan:
A gdyby Odo zaproponował: "Utwórzmy nowe pokolenie i znajdźmy zaginionych, by wspólnie zmienić pozostałych?"
Resocjalizacja zamiast eksterminacji?

Czemu nie, w imię ideałów Treka właśnie... ale jak tak powinno się tę czeredę z planety stołecznej Dominium zamknąć na Elbie II w wygodnych kubełkach...

Eviva

Eviva:
Kirk w "The Apple" naruszył Pierwszą Dyrektywę i w zasadzie oddał ludowi Vaala niedźwiedzią przysługę.

Oddał, albo i nie oddał... Dał im wolność, a konsekwencje to mógł po stuleciu Picard oceniać, jeśli ruszył w podróż sentymentalną śladami wielkiego poprzednika...*

* Choć według tego komiksu masz rację...
http://memory-alpha.wikia.com/wiki/Devil_Down_Belo w!
http://memory-beta.wikia.com/wiki/Devil_Down_Below !

Eviva:
bo zdawał sobie chyba sprawę z tego, że Elojom jako społeczności pomoc nie można. A w każdym razie nie zrobi tego jeden człowiek.

Wiesz jak mawiał Wilton Knight: "one man can make a difference."...
Eviva
Użytkownik
#124 - Wysłana: 23 Paź 2015 21:41:38
Q__:
Oddał, albo i nie oddał... Dał im wolność,

Uhm. Śpiewali, tańczyli, jedli do woli i poza godzinami karmienia Vaala ni cholery nie robili. Nie chorowali, nie starzeli się, nie umierali. Kirk podarował im ciężką harówkę, choroby i śmierć. Przysługa jak sie patrzy.

Q__:
Wiesz jak mawiał Wilton Knight: "one man can make a difference."..

Tak, ale już starożytni Rzymianie powiadali Nec Hercules contra plures
Q__
Moderator
#125 - Wysłana: 24 Paź 2015 00:07:35 - Edytowany przez: Q__
Eviva

Eviva:
Uhm. Śpiewali, tańczyli, jedli do woli i poza godzinami karmienia Vaala ni cholery nie robili. Nie chorowali, nie starzeli się, nie umierali.

No, ale tu wchodzimy w filozoficzny dyskurs nt. tego czy bezmyślny hedonizm - bo do tego się to w dużej mierze sprowadza - jest wyborem godnym istot rozumnych. Picard - w INS - uznał, że jednak tak, że należy uszanować taki wybór (choć sam dokonał wyboru skrajnie odmiennego). Kirk był dokładnie przeciwnego zdania. Taki np. Lem zgodziłby się raczej z Kirkiem...

Eviva:
Tak, ale już starożytni Rzymianie powiadali Nec Hercules contra plures

Dylan Hunt - na swoje, i wielu innych, szczęście - chyba przysnął w szkole gdy była mowa o tej maksymie.
Eviva
Użytkownik
#126 - Wysłana: 24 Paź 2015 07:25:56
Q__:
No, ale tu wchodzimy w filozoficzny dyskurs nt. tego czy bezmyślny hedonizm - bo do tego się to w dużej mierze sprowadza - jest wyborem godnym istot rozumnych.

Tego wyboru nie ma prawa dokonywać nikt poza zainteresowanymi. "No tak, będziecie sie starzeć, chorować, ciężko pracować i w końcu umrzecie - ja wam mówię, ze to dla was lepsze." Już za wielu na świecie było orędowników takiego uszczęśliwiania na siłę.

Q__:
Dylan Hunt - na swoje, i wielu innych, szczęście - chyba przysnął w szkole gdy była mowa o tej maksymi

Dylan Hunt umiał zebrać ludzi, którzy walczyli. Kogo mógł zebrać Podróżnik? Eloje nie nadawali sie do walki, byli niedorozwinięci fizycznie i umysłowo. Z takich armii nie zrobisz, a sam co by zdziałał przeciw Morlokom?
Q__
Moderator
#127 - Wysłana: 24 Paź 2015 15:43:48
Eviva

Eviva:
Tego wyboru nie ma prawa dokonywać nikt poza zainteresowanymi. "No tak, będziecie sie starzeć, chorować, ciężko pracować i w końcu umrzecie - ja wam mówię, ze to dla was lepsze." Już za wielu na świecie było orędowników takiego uszczęśliwiania na siłę.

Teoretycznie zgoda - na tu-i-teraz. Niemniej... patrząc na to jak łatwo i jak chętnie Kirk miesza się w sprawy innych planet, ale też jaką idyllą jest w sumie sama Federacja, należy sądzić, że Fedki posiadają ściśle zmatematyzowane nauki społeczne, dostarczające pewnych (no, prawie pewnych) rozwiązań na każdą okazję (coś na kształt asimovowskiej psychohistorii), co go różni od współczesnych - jak to ujęłaś - dobrodziejaszków działających na oślep i intuicję.
Gdy połączymy prawdopodobną ścisłość jego wiedzy (przekładającą się na zdolność dobrego oszacowania skutków swoich poczynań) i stan umysłowy Vaalian (można długo i namiętnie dyskutować czy zdolni byli decydować za siebie), a ponadto czynniki zewnętrzne - co jeśli się tam Klingoni napatoczą zamiast Kirka? - sprawa przestaje być tak jednoznaczna, jak mówisz...

Eviva:
Kogo mógł zebrać Podróżnik? Eloje nie nadawali sie do walki, byli niedorozwinięci fizycznie i umysłowo. Z takich armii nie zrobisz, a sam co by zdziałał przeciw Morlokom?

Nie wiem... Może liczył, że dogada się jakoś z Morlokami również* (i doprowadzi np. do krzyżowania się tych gatunków - może specjacja nie zaszła zbyt daleko, by to nie było możliwe?)? Albo zrobi z Elojów prymitywne, ale zdolne - po jakimś treningu - do samoistnego bytu plemię, które dalsza walka o byt urozumni, że tak powiem, znaną ewolucyjną drogą?
Chwała mu, zresztą, że próbował, że chciał odbudować ludzkość... Jaki miał zresztą wybór w obliczu takiej świadomości/odpowiedzialności?

* Baxter słusznie wskazał w swojej kontynuacji, że z pobudek wiktoriańsko-snobistyczno-estetycznych niesłusznie lekceważył potencjał tego - na swój sposób b.zdolnego - gatunku/podgatunku... Co zawsze mogło ulec zmianie...
Elaan
Użytkownik
#128 - Wysłana: 25 Paź 2015 20:17:34 - Edytowany przez: Elaan
Eviva:
Podróżnik wrócił raczej po Weenę niż po to, żeby pomóc Elojom. Chciał ją ocalić, bo zdawał sobie chyba sprawę z tego, że Elojom jako społeczności pomoc nie można. A w każdym razie nie zrobi tego jeden człowiek.

Uważam, że tu nie masz racji.
Gdyby tak było zabrałby Weenę i wrócił do domu na dobre.
Tymczasem wpadł do domu, zabrał jedną książkę i na zawsze wrócił do świata Elojów.
Najciekawsza jest odpowiedź na pytanie, jaka to mogła być książka?
Ale na nie - na szczęście - każdy widz musi odpowiedzieć sobie sam.

Q__:
Czemu nie, w imię ideałów Treka właśnie... ale jak tak powinno się tę czeredę z planety stołecznej Dominium zamknąć na Elbie II w wygodnych kubełkach...

Każdego w osobnym? Jak najbardziej.
Dla istot przywykłych funkcjonować jako Całość, tego typu długotrwałe Odosobnienie przez duże "O" byłoby karą samą w sobie.
Poszczególni osobnicy byliby do tego bardziej podatni na indoktrynację.

Eviva:
Śpiewali, tańczyli, jedli do woli i poza godzinami karmienia Vaala ni cholery nie robili. Nie chorowali, nie starzeli się, nie umierali.

Q__:
czy bezmyślny hedonizm - bo do tego się to w dużej mierze sprowadza - jest wyborem godnym istot rozumnych.

Zatem wiedli życie prawie niczym społeczność Q - ale czy Q sami w pewnym momencie nie mieli tego dość i nie zaczęli wybijać się po prostu z nudów?
Lud Vaala, bez pojawienia się Kirka, mógł łatwo spotkać podobny los.

Eviva:
Kogo mógł zebrać Podróżnik? Eloje nie nadawali się do walki, byli niedorozwinięci fizycznie i umysłowo.

No, nie powiedziałabym.
Kiedy już zrozumieli sens walki, jeden z nich przyłożył Morlokowi z pięści, aż ten padł jak długi.
Q__
Moderator
#129 - Wysłana: 25 Paź 2015 20:37:37 - Edytowany przez: Q__
Elaan

Elaan:
Najciekawsza jest odpowiedź na pytanie, jaka to mogła być książka?

Ja bym postawił na jakiś dobry podręcznik biologii (właśnie kwestie specjacji, ewolucji itp. - dzieło Wellsa jest zresztą b. darwinowskie z ducha...), gdyby nie to, że w owym czasie takowe jeszcze istnieć nie mogły... Więc może jakaś, tendencyjna i ograniczona do europejskiego kręgu kulturowego, bo innej trudno się wtedy spodziewać, ale jednak możliwie kompletna i przeglądowa praca historyczna, by potomkowie ludzkości odzyskali świadomość dziedzictwa, do którego się mogą odwoływać... albo - przeciwnie - jakiś b. praktyczny podręcznik techniki czy metalurgii pozwalający na odbudowę podstaw cywilizacji technicznej? Ja na jego miejscu takie rzeczy bym zabierał...
Elaan
Użytkownik
#130 - Wysłana: 25 Paź 2015 22:59:49 - Edytowany przez: Elaan
Q__:
Ja bym postawił na jakiś dobry podręcznik biologii /../ gdyby nie to, że w owym czasie takowe jeszcze istnieć nie mogły... Więc może jakaś /.../ możliwie kompletna i przeglądowa praca historyczna, by potomkowie ludzkości odzyskali świadomość dziedzictwa, do którego się mogą odwoływać... albo - przeciwnie - jakiś b. praktyczny podręcznik techniki czy metalurgii pozwalający na odbudowę podstaw cywilizacji technicznej?

Każdy z tych wyborów ma jedną wadę - ogranicza się do jednej dziedziny.
Technikę zresztą możemy wykreślić, bo Podróżnik zdolny wybudować Wehikuł Czasu musiał znać się na niej dość dobrze.
Ja stawiałabym na ówczesne kompendium wiedzy, czyli Encyclopædia Britannica.
Q__
Moderator
#131 - Wysłana: 26 Paź 2015 00:00:23
Elaan

Elaan:
Technikę zresztą możemy wykreślić, bo Podróżnik zdolny wybudować Wehikuł Czasu musiał znać się na niej dość dobrze.

Mógł woleć przekazać potomnym dokument pisany niż tylko wiedzę mówioną... a nie wiemy jak tam z dostępnością środków piśmienniczych było...

Elaan:
Ja stawiałabym na ówczesne kompendium wiedzy, czyli Encyclopædia Britannica.

Tylko czy istniała wówczas wersja jednotomowa?
http://en.wikipedia.org/wiki/History_of_the_Encycl opædia_Britannica
Zdaje się, że nie... No, chyba, że wcześniej ją z przyszłości zabrał, w ramach jakiejś wcześniejszej, nie opisanej, wycieczki...

Swoją drogą... Co ciekawe sam Podróżnik... do zabrania żadnej książki się nie przyznaje, przynajmniej w wersji Baxtera:

"Obfite śniadanie jest jednak moim zwyczajem, jestem bowiem przekonany, że porządna dawka peptonów, dostarczona z samego rana do arterii, niezbędna jest do skutecznego działania energicznej ludzkiej maszyny. A dzisiejszy dzień mógł być najbardziej wymagający w moim życiu. Dlatego odsunąłem na bok skrupuły i dokończyłem jedzenie, przeżuwając z determinacją bekon.
Po skończeniu śniadania założyłem lekki lecz trwały letni garnitur. Jak mi się zdaje, wspomniałem moim towarzyszom przy kolacji poprzedniego wieczora, że podczas mojej włóczęgi w czasie stało się dla mnie jasne, iż zima została usunięta ze świata roku Pańskiego 802 701 - czy to wskutek naturalnej ewolucji, geogonicznego planowania, czy też przekształceń samego Słońca, nie potrafiłem powiedzieć - tak więc w przyszłości nie powinienem potrzebować zimowych płaszczy i szali. Włożyłem kapelusz, żeby osłonić moje blade, angielskie czoło przed słońcem przyszłości i poszukałem najmocniejszych butów.
Chwyciłem mały plecak i zacząłem przetrząsać mieszkanie, plądrując szafy i komody w poszukiwaniu przedmiotów, które uważałem za potrzebne podczas mojej drugiej podróży; ku wielkiej trwodze biednej, cierpliwej pani Watchets, która - jestem pewien - już dawno uznała, iż jestem niepoczytalny! Zgodnie ze swoją naturą paliłem się do wyjazdu, jednak postanowiłem nie postępować tak impulsywnie jak za pierwszym razem, kiedy przebyłem osiem tysięcy wieków z zabezpieczeniem nie lepszym od pary pantofli i jednego pudełka zapałek.
Włożyłem do plecaka wszystkie zapałki, jakie zdołałem znaleźć w domu - właściwie wysłałem Hillyera do sprzedawcy wyrobów tytoniowych, aby zakupił więcej pudełek. Spakowałem kamforę oraz świeczki i odruchowo włożyłem kawałek mocnego szpagatu na wypadek, gdybym w sytuacji awaryjnej musiał spreparować nowe świeczki. (A propos, nie miałem za bardzo pojęcia, jak to zrobić, ale w jasnym świetle tego optymistycznego poranka nie wątpiłem w swoje zdolności do improwizacji.)
Zabrałem biały spirytus, kilka tabletek chininy i rolkę bandażu. Nie miałem broni - wątpię zresztą, czy bym ją wziął, nawet gdybym takową po siadał, bo na cóż broń, gdy amunicja do niej się wyczerpie? - ale wsunąłem do kieszeni składany nóż. Zapakowałem kilka narzędzi: śrubokręt, klucze o różnych rozmiarach, małą piłę z zapasowymi ostrzami, jak również asortyment wkrętów i prętów z niklu, mosiądzu i kwarcu. Postanowiłem sobie, że żaden błahy wypadek mogący przydarzyć się wehikułowi czasu nie postawi mnie w krytycznej sytuacji w jakiej koi wiek zwichrowanej przyszłości z powodu braku kawałka mosiądzu: pomimo przelotnego zamiaru zbudowania nowego wehikułu czasu, gdy mój oryginał został skradziony przez Morloków w roku 802 701, nie dostrzegłem w podupadłym świecie naziemnym żadnego dowodu, że mógłbym znaleźć materiały do naprawienia choćby pękniętej śruby. Oczywiście Morlokowie zachowali pewne umiejętności w zakresie mechaniki, ale nie uśmiechała mi się perspektywa prowadzenia negocjacji z tymi wypłowiałymi robakami z powodu kilku śrub.
Znalazłem mojego kodaka i wygrzebałem urządzenie błyskowe. W aparacie znajdowała się nowa rolka z setką negatywowych klatek na zwoju papieru. Przypomniałem sobie, jak piekielnie drogi wydawał się ten sprzęt, kiedy go kupowałem podczas podróży do Nowego Jorku - kosztował ponad dwadzieścia pięć dolarów - ale gdybym wrócił ze zdjęciami przyszłości, każda z tych dwucalowych klatek filmowych byłaby cenniejsza od najwspanialszych obrazów.
Wreszcie zadałem sobie pytanie, czy jestem gotowy? Zwróciłem się do biednej pani Watchets o poradę, choć, oczywiście, nie powiedziałem jej, dokąd zamierzam się wybrać. Ta zacna kobieta - flegmatyczna, konserwatywna i wyjątkowo nieładna, ale o wiernym i spokojnym sercu - zajrzała do mojego wypchanego plecaka i uniosła wysoko jedną ze swoich wielkich brwi. Następnie poszła do mojego pokoju i wróciła ze skarpetkami i bielizną na zmianę oraz - miałem ochotę ją za to pocałować! - moją fajką, kompletem przetyczek i słoikiem tytoniu, który stał na gzymsie kominka.
Ze zwykłą dla siebie gorączkową niecierpliwością i bezgraniczną ufnością w dobrą wolę i zdrowy rozsądek innych, zdany wyłącznie na własną przeciętną inteligencję, byłem w końcu przygotowany do powrotu w czas.

Trzymając plecak pod jedną pachą i kodaka pod drugą, poszedłem do laboratorium, gdzie czekał mój wehikuł czasu. Kiedy dotarłem do palarni, zaskoczony zobaczyłem, że mam gościa. Była to jedna z osób, które mnie odwiedziły poprzedniego wieczora, prawdopodobnie mój najbliższy przyjaciel
- Pisarz, o którym już wcześniej wspominałem. Stał na środku pokoju w źle dopasowanym garniturze, jego krawat był zawiązany bardzo niewprawnie, a ręce dyndały nieporadnie. Znów przypomniałem sobie, że z kręgu przyjaciół i znajomych, których zaprosiłem po to, aby byli pierwszymi świadkami moich wyczynów, to właśnie ten poważny młodzieniec słuchał mnie z największą uwagą, a w jego milczeniu wyczuwało się zrozumienie i fascynację.
Odczułem niesłychaną radość na jego widok i wdzięczność za to, że przyszedł, że nie unikał mnie jako ekscentryka, tak jak niektórzy mogliby to robić po moim wystąpieniu poprzedniego wieczora. Roześmiałem się i, obładowany plecakiem oraz aparatem fotograficznym, wysunąłem łokieć; Pisarz uścisnął go z powagą.
- Jestem strasznie zajęty - odezwałem się. - Chodzi o tę maszynę, która jest w laboratorium.
Przyjrzał mi się dokładnie; wydawało mi się, że w jego bladoniebieskich oczach widać jakąś rozpaczliwą chęć przełamania niewiary.
- Czy nie jest to czasem jakaś mistyfikacja? Czyżbyś rzeczywiście podróżował w czasie?
- Rzeczywiście i naprawdę podróżuję - odparłem, wytrzymując jego spojrzenie tak długo, jak tylko potrafiłem, ponieważ chciałem, żeby dał się przekonać.
Był niskim, przysadzistym mężczyzną, miał wysuniętą dolną wargę, szerokie czoło, kudłate baczki i dość brzydkie uszy. Był młody - przypuszczam, że w wieku około dwudziestu pięciu lat, dwadzieścia lat młodszy ode mnie - a jednak jego proste i gładkie włosy już zaczynały się przerzedzać nad czołem. Chodził sprężystym krokiem i widać w nim było pewną energię - podenerwowanie, jak u pulchnego ptaka - ale zawsze wyglądał niezdrowo: wiem, że od czasu do czasu cierpiał na krwotoki spowodowane kopnięciem w nerki podczas gry w piłkę nożną, kiedy pracował jako nauczyciel w jakiejś zapomnianej przez Boga prywatnej szkole w Walii. I dziś jego niebieskie oczy, choć zmęczone, jak zawsze były mądre i wyrażały troskę o moją osobę.
Mój przyjaciel pracował jako nauczyciel - w tamtym czasie nauczał korespondencyjnie - lecz mimo to był marzycielem. Podczas naszych przyjemnych czwartkowych kolacji w Richmond zwykł snuć domysły na temat przyszłości i przeszłości i dzielić się z nami swoimi najświeższymi przemyśleniami dotyczącymi znaczenia niewesołej, bezbożnej koncepcji Darwina oraz najróżniejszych innych rzeczy. Marzył o możności osiągnięcia doskonałości przez rasę ludzką; wiedziałem, że jest dokładnie takim typem człowieka, który pewnie całym sercem pragnie, aby moje opowieści o podróżach w czasie okazały się prawdą!
Przypuszczam, że “Pisarzem” nazywam go z życzliwości, gdyż o ile było mi wiadomo, opublikował jedynie kilka nieporadnych artykułów spekulatywnych w czasopismach szkolnych i tym podobnych periodykach; nie miałem jednak wątpliwości, że dzięki błyskotliwości wyrobi sobie sławę w świecie literackim i, co ważniejsze, on też w to nie wątpił.
Choć paliłem się do wyjazdu, przystanąłem na chwilę. Właściwie pisarz mógłby być świadkiem mojej nowej wyprawy; przyszło mi teraz do głowy, że być może już zamierza spisać moje wcześniejsze przygody w jakimś górnolotnym stylu w celu ich opublikowania.
Cóż, miałby moje błogosławieństwo!
- Potrzebuję tylko pół godziny. - Obliczyłem, że wystarczy jeden ruch dźwigni mojej machiny, abym wrócił dokładnie w to samo miejsce i czas, bez względu na to, jak wiele czasu postanowię spędzić w przyszłości lub przeszłości. - Wiem, dlaczego przyszedłeś, to strasznie miło z twojej strony. Jest tu kilka czasopism. Jeśli zechcesz zostać na lunch, dam ci niezbite dowody na istnienie podróży w czasie, łącznie z konkretnymi przedmiotami. Czy darujesz mi, że cię teraz opuszczę?
Zgodził się. Skinąłem mu głową i bez dalszych ceregieli ruszyłem korytarzem do laboratorium.
Tak więc opuściłem świat roku 1891. Nigdy nie przywiązywałem się za bardzo do ludzi i nie lubię kwiecistych mów pożegnalnych, gdybym jednak wiedział, że już nigdy nie zobaczę Pisarza - przynajmniej osobiście - przypuszczam, iż zachowałbym się trochę bardziej wylewnie."


"Statki Czasu"
Eviva
Użytkownik
#132 - Wysłana: 26 Paź 2015 06:56:21
Elaan:
No, nie powiedziałabym.
Kiedy już zrozumieli sens walki, jeden z nich przyłożył Morlokowi z pięści, aż ten padł jak długi.

Hmmm... ja myślę o oryginale, nie o współczesnej przeróbce historii Wellsa. Jeśli jeszcze jej nie czytałaś, to szczerze radzę.
Q__
Moderator
#133 - Wysłana: 26 Paź 2015 12:42:12 - Edytowany przez: Q__
Eviva

Eviva:
o współczesnej przeróbce historii Wellsa. Jeśli jeszcze jej nie czytałaś, to szczerze radzę.

Jeśli masz na myśli tę, którą powyżej zacytowałem (rzadki przypadek, gdy taka doróbka jest wartościowa zresztą), to przyłączając się do polecanki dorzucę pochwalną recenzję:
http://hinowe-kity.blogspot.com/2014/09/w-cieniu-w ellsa-czyli-statki-czasu.html

Skoro zaś już w/w bloga zlinkowałem...
- o oryginale:
http://hinowe-kity.blogspot.com/2014/05/wehiku-cza su.html
- o kolejnej współczesnej przeróbce :
http://hinowe-kity.blogspot.com/2014/08/miedzy-hit em-i-kitem-czyli-wehiku-czasu.html
- i o kolejnych wellsowskich tropach w ST i SG:
http://hinowe-kity.blogspot.com/2014/06/na-tropie- wellsa-w-star-treku-i.html
Eviva
Użytkownik
#134 - Wysłana: 26 Paź 2015 13:47:34
Q__:
(rzadki przypadek, gdy taka doróbka jest wartościowa zresztą

Tak czy siak to przeróbka, czyli coś, czego bardzo nie lubię. Cenię sobie oryginalną myśl autora, a nie "na tle osnute" dywagacje reżyserów.
Q__
Moderator
#135 - Wysłana: 26 Paź 2015 14:25:13
Eviva

Eviva:
Cenię sobie oryginalną myśl autora, a nie "na tle osnute" dywagacje reżyserów.

I pewnie dlatego Baxter tak się wyróżnia, że stać go na oryginalne, b. oryginalne nawet, myśli, nie tylko przerabianie... Ba, jego najlepsze wątki poradziłyby sobie bez wplatania wellsowskiego bohatera i używania nazwy Morlockowie... Acz - niewątpliwie - taka skala przemyśleń i wizji wystąpiła po raz pierwszy u Wellsa, on ją do SF wprowadził... I w tym sensie bez Wellsa (i Stapledona też) nie byłoby Baxtera...
Elaan
Użytkownik
#136 - Wysłana: 26 Paź 2015 19:46:44 - Edytowany przez: Elaan
Q__:
Tylko czy istniała wówczas wersja jednotomowa?

Kto wie, gdyż pierwsze wydanie londyńskie ukazało się w roku 1870, a powieść Wellsa, o ile mnie pamięć nie myli w 1895.

Q__:
Co ciekawe sam Podróżnik... do zabrania żadnej książki się nie przyznaje, przynajmniej w wersji Baxtera

Rzeczywiście, powieść mówi tylko:
"Podróżnik w Czasie spotkał mnie w palarni. Wracał ze swego pokoju. Pod jedną pachą miał niewielki aparat fotograficzny, w drugiej trzymał tłumoczek."

Nie wiemy, co w nim jest, ale nie wyklucza to hipotezy przedstawionej w klasycznej ekranizacji "Wehikułu Czasu" z roku 1960, iż była to właśnie książka.

Eviva:
ja myślę o oryginale, nie o współczesnej przeróbce historii Wellsa

Sęk właśnie w tym, że rozmawiamy jak gdyby jednocześnie o oryginale powieściowym, ekranizacjach i dopiskach jakiegoś p. Baxtera.
W wyniku tego trudno nam się dogadać.

Q__:
(rzadki przypadek, gdy taka doróbka jest wartościowa zresztą), to przyłączając się do polecanki dorzucę pochwalną recenzję

Podobnie jak Eviva nie bardzo lubię dopisywanki do historii, które stanowią klasyczną, zamkniętą całość bez jednoznacznych odpowiedzi.
Dla jasności, nie znam "Statków czasu".

Eviva:
Cenię sobie oryginalną myśl autora, a nie "na tle osnute" dywagacje reżyserów.

Oryginalna powieść jest nawet dla mnie, miłośniczki książek, już nieco zbyt archaiczna pod paroma względami. Przyznaję za to, że bardzo cenię sobie "reżyserskie dywagacje" George`a Pala w tym temacie.
Q__
Moderator
#137 - Wysłana: 26 Paź 2015 19:58:43
Elaan

Elaan:
jakiegoś p. Baxtera.

Czyli jednego z dwu najlepszych żyjących brytyjskich pisarzy SF (i niedoszłego scenarzysty ST), którego zresztą - (nie) chwalęcy - poznałem osobiście.

Więcej o nim:
http://encyklopediafantastyki.pl/index.php/Stephen _Baxter
http://en.wikipedia.org/wiki/Stephen_Baxter_(autho r)

Elaan:
Podobnie jak Eviva nie bardzo lubię dopisywanki do historii, które stanowią klasyczną, zamkniętą całość bez jednoznacznych odpowiedzi.

A jednak będę Cię kusił... znaczy... przekonywał. Rzuć okiem:
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthr ead&forum=8&topic=2944&page=1#msg207111
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthr ead&forum=5&topic=2998&page=0#msg208463
Elaan
Użytkownik
#138 - Wysłana: 26 Paź 2015 20:23:39
Q__:
którego zresztą - (nie) chwalęcy - poznałem osobiście

Gratuluję, oczywiście, tym bardziej, że najwyraźniej była to dla Ciebie pamiętna i pełna satysfakcji chwila.

Q__:
A jednak będę Cię kusił...

Nie wstyd Ci, śliskołuski pobratymcze Kaa?
No cóż, zobaczymy, zobaczymy...
Poszukam sobie tekstu i może kiedyś przeczytam.

A przy okazji, mam pytanie.
Wpadł mi raz kiedyś w ręce tomik drobnych opowiadań Wellsa.
Zainteresowało mnie jedno, którego tytułu już, niestety, nie pamiętam.
Pojawiał się tam motyw turnieju pretendentów do ręki pięknej arystokratki, jak gdyby żywcem wzięty z Mahabharaty, lub średniowiecza - tyle że turnieju intelektualnego - oraz bohater wyruszający tejże damie na ratunek w starym Patrolowcu.
Kojarzysz coś takiego?
Q__
Moderator
#139 - Wysłana: 26 Paź 2015 20:48:01
Elaan

Elaan:
Gratuluję, oczywiście, tym bardziej, że najwyraźniej była to dla Ciebie pamiętna i pełna satysfakcji chwila.

Owszem, dlatego przypominam o niej do znudzenia.

Elaan:
Kojarzysz coś takiego?

Niestety, nie. Bardzie już zresztą niż do Wellsa pasowałoby mi do SFowych opowieści Poego lub Kiplinga (pisywał takie i on)...
Elaan
Użytkownik
#140 - Wysłana: 26 Paź 2015 21:09:59
Q__:
pasowałoby mi do SFowych opowieści Poego lub Kiplinga

Dzięki za wskazówkę, postaram się rozejrzeć i tam.
Q__
Moderator
#141 - Wysłana: 1 Lis 2015 19:22:10 - Edytowany przez: Q__
Tym razem mamy ranking na najstraszniejszy odcinek... Znów z dość niespodziewanym wynikiem:

Says Trek Series With the Scariest Episode Was...

The Next Generation (35%)
Voyager (27%)
Deep Space Nine (16%)
The Original Series (13%)
Enterprise (9%)
The Animated Series (1%)

http://www.startrek.com/article/poll-says-trek-ser ies-with-the-scariest-episode-was

(I znów: ciekawi mnie, które odcinki zdecydowały...?)
Q__
Moderator
#142 - Wysłana: 12 Paź 2019 13:28:18
Q__
Moderator
#143 - Wysłana: 3 Sier 2020 14:05:55 - Edytowany przez: Q__
O najbardziej tragicznych odcinkach ST:
https://www.youtube.com/watch?v=iQB4gfkESa4
https://www.looper.com/189709/the-saddest-star-tre k-episodes-ever/

Wymienili:

The Sound of Her Voice
The Offspring
Hard Time
The City on the Edge of Forever
The Outcast
The Visitor
Course: Oblivion
Project Daedalus
Terra Prime
The Inner Light
Whispers
Q__
Moderator
#144 - Wysłana: 14 Sier 2020 18:38:20 - Edytowany przez: Q__
Trochę obok tematu, ale chyba TU pasuje bardziej, niż gdzie indziej... Robiłem sobie niedawno - z pomocą YT - powtórkę różnych scen z ORV* (tak, nie mogę się doczekać na trzeci sezon) i uderzyło mnie jak wielkim źródłem cierpienia bywają dla siebie Ed i Kelly - każde wspomnienie czy wypomnienie niewierności, każdy romans z inną osobą (Darulio, Cassius, Pria), każdy moment gdy jedno odrzuca drugie emocjonalnie (choćby jako przyjaciela czy przyjaciółkę)... W sumie jedno wielkie pasmo fundowanego sobie nawzajem - a dającego się wyczytać między wierszami z ich min czy spojrzeń - bólu (choć z drugiej strony mogą na siebie liczyć jak mało kto), czyli b. mroczny akcent jak na teoretycznie pogodny serial...**
Mogliby się w końcu zejść, zamiast wzajemnie wykańczać...

* M.in. tych:
https://www.youtube.com/watch?v=8Y5HxfxV1BY

** Zresztą nie tylko ich to dotyczy, pamiętajmy o mrokach małżeństwa Bortusa z Klydenem, tym co w pewnych momentach czuła za sprawą Isaaca Claire, rozpadających się związkach Alary, a zwłaszcza o nieszczęśliwym zakochaniu Gordona w holoprogramie...
 Strona:  ««  1  2  3  4  5 
USS Phoenix forum / Star Trek / Lęk, strach i rozpacz....wstydliwe tematy Star Treka?

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!