USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Star Trek / Star Trek – czy aby na pewno ambitne kino s-f?
 Strona:  1  2  3  »» 
Autor Wiadomość
Mav
Użytkownik
#1 - Wysłana: 13 Sier 2009 02:38:18 - Edytowany przez: Mav
Wróciłem do Treka po paru latach przerwy (po ok. 7 ). W międzyczasie obejrzałem mnóstwo filmów wszelkiego rodzaju ( a także z nastolatka stałem się już inaczej na życie patrzącą osobą). Wśród nich jest wiele ambitnych produkcji, które coś przekazują, opowiadają o czymś ważnym, są po prostu kinem ambitnym. Do takich filmów mogę zaliczyć np. Hotel Ruanda, Miasto Boga, Michael Clayton, Syriana, Pluton, Tropa De Elite (Elitarni). Mamy także coś bezpośrednio tematem związanego ze Star Trek-iem czyli Odyseje Kosmiczną 2001 czy Solarisa. To niewątpliwie ambitne kino. Czy filmy Star Trek są, choć trochę na ich poziomie? Najnowszy produkcja z spod znaku gwiezdnej wędrówki jest często przez fanów odbierana jak spłycenie ambicji prawdziwego Star Trek-a. Dzieło Abramsa jest bowiem typowym filmem akcji s-f. Nie porusza wielkich problemów, ani niema wielkiego przekazu jak np. Odyseja 2001. Jest to kino czysto rozrywkowe, które ma nas oderwać od szarości dnia codziennego, a nie być źródłem na wielkie przemyślenia. Dlatego wielu fanów nie akceptuje filmu lub go lubią, ale i tak zarzucają mu pewne spłycenie idei Trek-a, czy jednak poprzednie filmy tego uniwersum były faktycznie tak o wiele mądrzejsze? Były, choć trochę ambitne? Szczególnie ostatnie filmy są do 11 najbardziej porównywane, jako, że są tak jak ona dosyć nowe. Zajmę się, więc głownie trzema ostatnimi fatalnymi wręcz odsłonami, Treka, aby udowodnić, że są one tym, czym jest jedenastka, ale w gorszym wydaniu w dodatku bazującymi na głębi serialu The Next Generation i to jest mylące. Oczywiście nie opieram się na wspomnieniach z przed kilku lat. Po premierze jedenastki obejrzałem wszystkie pozostałe klinówki oraz kilkadziesiąt odcinków TNG i TOS-a, więc mam świeży ich obraz.

TMP – Star Trek Odyssey

Na początek jednak The Motion Picture, który wyróżnia się od pozostałych Trek-owych filmów. Zmieniłem całkowicie zdanie o pierwszej filmowej odsłonie Treka. To jedyny Star Trek, w którym niema strzelanin z fazerów i bitew statków kosmicznych jak w typowych filmach akcji, umiejscowionych dla rozrywki widza. Tutaj mamy coś bardziej ambitnego. Mamy pewną zagadkę i ciekawe jej wytłumaczenie. TMP Wydaję się najbardziej pasować do takich dzieł jak wspomniana Odyseja czy Solaris (bardziej książka) niż jakikolwiek inny Trek-owy obraz. Dialog V’ger-a o tym, że węglowi zanieczyszczają pokład Enterprise jest cenniejszy niż molestowanie biednego androida przez Brogową „Bąbę”. Gdyby taką wymowę posiadały późniejsze Treki i nagle Abrams wyskoczyłby z wypełnionym akcją, fajerwerkami i humorem jedenastką byłbym bardzo zdegustowany.

First Contact – Anty Trek?

Przede wszystkim jedna sprawa już niszczy ten film na starcie (szczególnie w kontekście ambicji) to mianowicie zniszczenie, spłycenie najciekawszej rasy z Trek-a ( jak i w sumie jednej z ciekawszych w całym s-f ogólnie ) czyli Borga przez wprowadzenie nędznej królowej. Najgorszy jest jednak powód jej wprowadzenia. Zgodnie ze schematem płytkiego kina akcji w filmie tego typu potrzebny jest główny zły bohater, który dowodzi swoją złą bandą. Na końcu filmu jest likwidowany przez głównego dobrego bohatera i to by było na tyle. Gdzie tu ambicja? Dlaczego scenarzyści nie zgłębili kolektywnego myślenia Borga? Dlaczego niewykorzystani potencjału, jakim jest niewątpliwie ciekawa przeszłość Borga? Przecież kiedyś musieli być tacy jak my prawda? Jak to się zaczęło, jak oni myślą itd. To pasuje to poważnego, ambitnego kina s-f. FC zaprzecza temu wszystkiemu. Borg okazuje się być idiotą, który wysyła jeden sześcian, a jego planem awaryjnym jest podróż w czasie. Mogli się przenieść przed granicą Federacji i ze spokojem dolecieć do bezbronnej Ziemi z przeszłości prawda? Jeśli natomiast boją się podróży w czasie trzeba było wysłać powiedzmy… z dziesięć sześcianów? To tak dużo? Jakie wartości nie się ten film? Co takiego wielkiego mówi o nas samych? Dla mnie parę tanich przesłań czy morałów nie sprawia, że film jest mądrzejszy. Możemy pójść drogą pewnego użytkownika forum i wynieść parę takich przesłań np. Ostrzeżenie przed 3 wojną światową? Pocisk, który maił zabijać zmienia się i otwiera drogę ku lepszej przyszłości ludzkości, co to ma być? Równie dobrze mamy tu takie same malutkie, mało znaczące anty morały jak np. możecie pić alkohol, bo to nie przeszkadza w osiągnięciu wielkiego sukcesu (możesz zbudować nawet rakietę z ultra skomplikowanym napędem po trzeciej wojnie światowej) załatwiaj ciężkie sprawy przez lóżko (pani Borgowa tak przekupywała androida). Generalnie FC to dosyć płytki film akcji s-f ze słabym budżetem i reżyserem.

Insuretion – Miłość jest wszędzie

Jak to w schematach tanich romansów mamy dość przystojnego mężczyznę i piękną kobietę. To by tłumaczyło, dlaczego Ba’ku (obcy z filmu, choć ciężko ich nazwać obcymi) są tak podobni do ludzi oj przeprasza identyczni jak ludzie. Przecież bohaterski Picard nie mógłby się całować z maszkarą prawda? Mamy Tu też cudowną planetę (nie tak cudowną jak w Solarisie, ale Solaris to ambitne s-f) Powoduję, że ludzie i obcy (bo ci co tam mieszkają to obcy, niewtajemniczony może się zdziwić, o co w tym chodzi, podglądają samych siebie?) nie starzeją się! (ale uwaga! Tylko po ukończeniu 18 roku życia!). Mamy tu także złych bandytów Sona (schemat kina akcji zawitał, mamy głównego złego, zabijanego na końcu przez głównego dobrego) akcji mamy tu pod dostatkiem i nie mogło zabraknąć super statków kosmicznych walczących z Enterprise. Generalnie oprócz banalnych mini przesłań film ten nic wielkiego nie przedstawia. Nie skupia się na czymś wielkim ani nie jest ambitny. Ambitne kino s-f samych takich obcych podejrzanie do nas podobnych by nie zostawiło w spokoju. Jeśli już takie coś by miało miejsce to taki film skupiałby się na rozwiązaniu zagadki pt., dlaczego są tacy jak my? Badałby cud tej planety i poruszał w głębszy sposób problem śmiertelności, a nie użeraj się z brzydkimi Sona atakującymi biednych mieszkańców planety i ich super urządzeniu do wchłaniania cudownych właściwości planety, które jest zresztą w efektowny sposób wysadzane na końcu filmu. Riker nie cwaniaczył by dżojstikiem z Commodore 64 i nie męczył się z super bronią podprzestrzenną Statków Sona. Nie było by banalnego przesłanie o złych skutkach przesiedleń tylko coś mądrzejszego, na czym skupiałby się film. Pozostaje nam tylko Romans/akcja s-f bez powiewu ambicji i ze słabym budżetem oraz reżyserem.

Nemesis – Atak klona!

Te same schematy nieambitnego kina Trek-owego. Mamy głównego złego i jego bandę (Shizon i Remianie) Główny dobry (Picard oczywiście) bierze bezpośredni udział w jego likwidacji na końcu filmu. Shizon ma super statek kosmiczny lepszy od Enteprisa (ma podwójne osłony i mnóstwo dezruptorów i torped łał! Super! Ale będzie walka!). Znowu zamiast czegoś ambitnego mamy kilka marnych, banalnych przesłań i morałów jak np. zła strona klonowania (łał) lub jak inne otoczenie, warunki wychowywania zmieniają osobowość, charakter nawet takiego samego człowieka. Na prawdę nie wiedziałem jak ogromny wpływ na rozwój osobowości, charakteru danego człowieka ma dzieciństwo, sposób wychowywania, otoczenie w którym dorasta, dzięki Nemesis!. Gdzie tu ambicja? Coś mądrego? Czy to nie czasem zwykłe kino akcji s-f?

Nieznośna Jedenastka

Dlaczego tak polubiłem 11? Tak samo jak poprzednie Treki, o których pisałem nie jest i nie próbuje być ambitnym dziełem (szkoda). Posiada takie same schematy jak one( głowny zły i jego banda, walki statków kosmicznych, itd.) ale w odróżnieniu od nich jest świetnie, ciekawie i z pomysłem nakręcona. Ma rozmach, posiada porządną dawkę humoru i świetnie się ją ogląda. Już od pierwszych sekund czuć, że wpompowano w nią olbrzymie pieniądze i że za kręcenie wziął się ktoś z większym talentem, pasją. Nie jest, zatem czymś dziwnym, że tak się podoba i to nie tylko zwykłym widzą, ale i krytyką. Jakoś sobie nie przypominam by ostatnie filmy z „łysym” były chwalone za ambicje i mądrość. Jest świetną rozrywką odrywającą od szarości i o to chodzi. Ambitnego Treka mieliśmy w 1979 r. Jedenastka czerpała wzory z późniejszych filmów i dlatego jest taka a nie inna.

Klasyka

Dlaczego cenie bardziej filmy ze starą załogą? (oprócz fatalnego Final Frontier) bo one w odróżnieniu od tych z „łysym” wiedziały co to humor (powaga pasuje to ambitnego kina). Miały ciekawe postacie z charyzmą i wydają się być mniej komercyjne i mniej banalne. Posiadają pewien klimat, którego nie mają filmy z załogą TNG. Szkoda jednak, ze Gniew Khana jest czymś zupełnie innym niż The Montion Picture.
Q__
Moderator
#2 - Wysłana: 13 Sier 2009 03:59:25 - Edytowany przez: Q__
Mav

Rozbuduj i wezmę to jako artykuł do naszej bazy danych .

Jeśli dalsze "okołojedenastkowe" polemiki będą się toczyć na takim poziomie, to uznam, że bany odniosły skutek. W każdym razie: pokazałeś teraz że jak chcesz, umiesz. Nie zepsuj tego.

ps. Picard, jeśli nas w tej chwili czytasz: jeszcze parę dni i wrócisz do nas, mam nadzieję, że także okażesz i jeśli zachcesz podjąc "okołojedenastkową" polemikę uczynisz to w stylu, za który kiedyś Cię ceniłem - spokojnym, rozważnym, eleganckim. Że wrócisz do nas jako stary-dobry Picard nie zniżający się do prostackiego słownictwa i miotania niedowiedzionych oskarżeń.

Jeśli tak się stanie, dyskutujcie sobie, Panowie, o tej nieszczęsnej "jedenastce" choćby i do końca świata (w końcu to już niedługo, w 2012 ), jeśli nie - będziemy musieli Was, ze szczerym żalem, przynajmniej z mojej strony, pożegnać.
Mav
Użytkownik
#3 - Wysłana: 13 Sier 2009 04:14:31
Q__:
Rozbuduj i wezmę to jako artykuł do naszej bazy danych .

Cieszę się, że się podoba
W sumie mogę coś jeszcze dorzucić (no i popoprawiać co nieco ) ale na pewno nie dzisiaj w nocy
Q__
Moderator
#4 - Wysłana: 13 Sier 2009 04:16:24 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
Cieszę się, że się podoba

Ja jeszcze bardziej się ucieszę, gdy zyskam pewność (na razie mam tylko taką nadzieję), że wyciągnąłeś właściwe wnioski na przyszłość.

Pisanie długich, merytorycznych postów jest sztuką, którą cenię. Jeszcze bardziej jednak cenię zachowanie zimnych nerwów, i szacunku dla oponenta, w ferworze nawet najostrzejszej dyskusji. Zobaczymy jak Ci z tym pójdzie.
kordian
Użytkownik
#5 - Wysłana: 13 Sier 2009 10:30:24
MAV, masz w 100% rację.

Kino tekowe nigdy nie było ambitne. Ono miało nas skłonić do rozmyślań, co by było gdyby, lub co będzie gdy...

Problemy rasowe są w każdym prawie filmie kosmicznym. Oryginalna seria to kino akcji SF z dużą dawką humoru i czasem niebanalnymi scenariuszami.

Najlepszym filmem pozostanie TMP. To film naprawdę świetny i dopracowany.

Inne są filmami innej klasy i kategorii.
11 dogania TMP, jest filmem bardziej akcji ale zrealizowanym tak samo dobrze i profesjonalnie.
Madame Picard
Moderator
#6 - Wysłana: 13 Sier 2009 10:40:21 - Edytowany przez: Madame Picard
Mav:
Szkoda jednak, ze Gniew Khana jest czymś zupełnie innym niż The Motion Picture.

E tam szkoda . ST II jest inteligentną, angażującą prawdziwe emocje rozrywką z najwyższej półki. TMP jest - jak dla mnie - ambitną porażką. Och, z pewnością nie można odmówić mu ambicji. Z tym, że aspiracje a ich realizacja to dwie różne sprawy. I na tym polega problem tego filmu: tak bardzo chciał być ambitny, że z tą ambicją przesadził i w efekcie powstał obraz nieznośnie pretensjonalny, napuszony, irytujący swą teatralną manierą. Film, w którym nadęta forma góruje nad dość banalną w sumie treścią. To ja już wolę STII, który przynajmniej nie składa obietnic bez pokrycia i paradoksalnie oferuje chwilami nawet więcej niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać . Pewnie też dlatego ST XI mi się w sumie podobał, bo był do ST II bardziej podobny niż do któregokolwiek z Treków. Choć niestety do ST II mu tak daleko jak przewracającemu oczami Nero do charyzmatycznego Khana.

(To wprawdzie kolejny wątek z serii: o wyższości świąt Bożego Narodzenia, ale mamy sezon ogórkowy i można się tym zająć, czemu nie, podobnie jak np. wyższością Quinto nad Pinem ).
Q__
Moderator
#7 - Wysłana: 13 Sier 2009 12:47:35 - Edytowany przez: Q__
Mav
kordian
Madame Picard

Tak jak już mówiłem cenię TMP najwyżej z wszystkich kinowych Treków (trudno Madame, nie we wszystkim musimy się zgadzać ). Za to, że jest, a przynajmniej stara sie być kinem intelektualnym. Ale nie tylko za to, także za stronę wizualną - przeestetyzowanie (widać, że Wise był kimś więcej niż rzemieślnikiem), swoistą wizyjność niektórych scen, dopracowane szczegóły.

Niezależnie od tego jak ocenimy efekt tych starań, Star Trek nigdy później nie mierzył tak wysoko. "Dwójka" to insza inszość , to space opera buffo , luzacka opowieść o kosmicznych piratach. Aspiracje - na starcie - znacznie niższe, ale dobre wykonanie, naprawdę godziwa rozrywka z przebłyskami ambicji (bo godziwa rozrywka takie przebłyski musi mieć).

Kolejne godne uwagi filmy to "czwórka" i "szóstka" - zasadniczo są to spadkobiercy "dwójki" (wizualnie, fabularnie, pod względem ekipy). Nie mają lekkości ST II, ale poruszają istotne (choć, po prawdzie, dość oczywiste) zagadnienia. Są dobrymi Trekami, ale nie są w stanie ścigać się ani z ambitnymi filmami SF pokroju "Odysei Kosmicznej", "Blade Runnera" czy "Odmiennych stanów świadomości", ani z najlepszą fantastycznonaukową rozrywką typu SW TESB, pierwszych "Terminatorów", pierwszych "Obcych", podczas gdy ST II nie wypada na tle filmów z tej drugiej kategorii aż tak źle (jak dla mnie ex-equo z SW EP IV np.).

Teraz jest jedenastka - pod wzgledem oryginalnosci wizualnej i "realizmu" usiłuje (w trailerze) ścigać się z TMP, pod względem rozrywkowości z ST II. Prawdę mówiąc przegrywa z oboma wielkimi poprzednikami, niestety. No i scenariuszowo jest po prostu fatalna jako nieodrodne dziecko epoki Bay'a i Emmericha. Tym niemniej faktycznie ma pewien "nerw", rozmach i urok, które każą nazwać ją najlepszym kinowym ST od czasów "szóstki". Ten film - obiektywnie patrząc - jest średni, ale przykuwa uwagę, a to już sporo. To w sumie porażka, ale porażka godna uwagi.

Wspomnę jeszcze o FC, bo to w sumie najlepszy film ze - zmarnowaną na dużym ekranie - załogą Picarda. Będąc starszym bratem "jedenastki" jest jednocześnie bratem uboższym. Widać te same wady i zalety co w filmie Abramsa - swobodne psucie starych wątków i postaci (tu Picarda i Kolektywu, tam Spocka i Romulan), poświecenie logiki dla akcji, swobodne obejście z kanonem (wątek Cohrane'a, który wcale nie jest z Alpha Centauri), ale i dużą dbałość o wizualną oryginalność. Można powiedzieć, że FC był przymiarką do ST XI.

Tak jak powiedział Mav - "jedenastka" oceniana tylko na tle TMP to koszmarny gniot (i tu zgadzam się ze sporą częścią zarzutów, które na początku podnosili Domko, Picard i Delta) jednak oceniany na tle całokształtu trekowych filmów wypada znacznie lepiej. (I jako pierwszy Trek od dawna jest dostrzegalny przez "zewnętrznego widza". Pierwszy od czasów TNG. Jest też - jako pierwszy trekowy film od czasów TMP - wyrażnie kinowy, szerokoekranowy, wizualnie dopieszczony; cecha, której zabrakło nawet ST II.)

Owszem, jako postać stanowczo wolę kapitana Picarda od Kirka (wszystko jedno: starego czy młodego), ale tym surowiej muszę ocenić to co zrobiono z tej postaci na dużym ekranie, a zrobiono:
-parodię kapitana Ahaba,
-komandosa ganiającego z giwerą,
-amanta tubylczych piękności,
-człowieka, który sięga po broń, nie spróbowawszy dyplomacji,
-"staruszka" leczącego kryzys wieku średniego przez rozbijanie się terenówką,
-króla Artura zabijającego Mordreda.
To co zrobiono ze Spocka w "jedenastce" jest tylko kontynuacja tej tradycji.
Madame Picard
Moderator
#8 - Wysłana: 13 Sier 2009 13:05:07
Q__:
Za to, że jest, a przynajmniej stara sie być kinem intelektualnym.

No właśnie: stara się... A przedsięwzięcia (enterprises? ) należy oceniać za efekty, nie za zamiary. Po owocach ich poznacie, jak naucza Pismo . Jak dostaję pracę studenta, to oceniam tę pracę, a nie jego marzenia o tym, jaka wspaniała ta praca mogłaby być. Podobnie kiedy ja piszę artykuł, to jest oceniany pod kątem zawartej tam treści merytorycznej a nie moich ambicji.

Q__:
To co zrobiono ze Spocka w "jedenastce" jest tylko kontynuacja tej tradycji.

Etam . Gdyby z takimi zachowaniami wyskoczył nagle "stary" Spock, to rzeczywiście byłoby to od czapy. Ale to jest brand new Spock*. I jego zachowanie nie jest tak bardzo sprzeczne z potencjałem tej postaci (podwójna natura, wpływ silnych wolkańskich emocji).

*Powiedzmy, że jest to Spock na miarę możliwości Abramsa. I obawiam się, że nie jest to jego ostatnie słowo .
Q__
Moderator
#9 - Wysłana: 13 Sier 2009 13:14:34 - Edytowany przez: Q__
Madame Picard

Madame Picard:
No właśnie: stara się... A przedsięwzięcia (enterprises? ) należy oceniać za efekty, nie za zamiary. Po owocach ich poznacie, jak naucza Pismo . Jak dostaję pracę studenta, to oceniam tę pracę, a nie jego marzenia o tym, jaka wspaniała ta praca mogłaby być. Podobnie kiedy ja piszę artykuł, to jest oceniany pod kątem zawartej tam treści merytorycznej a nie moich ambicji.

Widzisz (abstarahując już od tego że ja nie uważam TMP za porażkę ), wolę na przykład Scotta, który nie wrócił z Bieguna, od kogoś kto bezpiecznie przemierza drogę w tą i nazad na rowerku.

Madame Picard:
Powiedzmy, że jest to Spock na miarę możliwości Abramsa. I obawiam się, że nie jest to jego ostatnie słowo

Mam takie same obawy, i zauważ, że mówimy to my - sympatycy "jedenastki" :]. (Co pozwala zrozumieć i racje krytyków.)
Madame Picard
Moderator
#10 - Wysłana: 13 Sier 2009 13:19:26
Q__

Nie da się jednak niestety ukryć, że biedak niestety poniósł porażkę... Tak jak TMP, który utopił się we własnej ambicji .

A co do Spocka... Cóż, mimo wszystko ujrzenie, dajmy na to, Quinto z gołą klatą byłoby łyżką miodu w beczce dziegciu .
Q__
Moderator
#11 - Wysłana: 13 Sier 2009 13:25:38 - Edytowany przez: Q__
Madame Picard

Madame Picard:
Nie da się jednak niestety ukryć, że biedak niestety poniósł porażkę...

Rozumiem, że wolisz sukces Amundsena. Ale miedzy kinowymi Trekami nie ma Amundsena (czyt. jednoznacznego arcydzieła gatunku SF).

Z perspektywy nie-fana, (i znawcy gatunku) patrzącego na kinowe Treki, i TMP, i ST II to jednoocy między ślepymi* (do najlepszych-z-najlepszych filmów SF jednak im dość daleko), a jedenastka to taki ślepy, który wpada na meble rzadziej niż paru innych po prostu.

(Na szczęscie w konkurencji wśród seriali SF Trek wypada znacznie lepiej.)

----------------------------------------------
* "ślepy" to oczywiście figura retoryczna, nie kpina z osób mających kłopot ze wzrokiem i ich problemów
Q__
Moderator
#12 - Wysłana: 28 Wrz 2009 10:45:24
Q__
Moderator
#13 - Wysłana: 26 Lis 2009 12:02:57
Dla odmiany po samobiczujmy się .

O ambitnym kinie SF (Trek wypadł słabo ):
http://www.sfsignal.com/archives/2009/08/mind-meld -the-most-intelligent-films-of-science-fiction/
za to w popełnianiu błędów naukowych jest najlepszy (pewnie z racji długości tak wyszło, skumulowało się):
http://io9.com/367792/bad-movie-physics-a-report-c ard
Bashir
Moderator
#14 - Wysłana: 26 Lis 2009 16:46:48
Q__:
za to w popełnianiu błędów naukowych jest najlepszy (pewnie z racji długości tak wyszło, skumulowało się):
http://io9.com/367792/bad-movie-physics-a-report-c ard

O co chodzi temu autorowi z Alienem i rozmnażaniem z człowiekiem. Przecież Alieny nie romznażały się z człowiekiem tylko rozwijały się w nim a to duża różnica ...
Q__
Moderator
#15 - Wysłana: 26 Lis 2009 17:30:10
Bashir

Bashir:
O co chodzi temu autorowi z Alienem i rozmnażaniem z człowiekiem. Przecież Alieny nie romznażały się z człowiekiem tylko rozwijały się w nim a to duża różnica ...

Ale były nazwijmy to tak "kompatybilne". Korzystały z ludzkiego DNA (i ogólnie DNA nosicieli), nie było konfiliktu białkowego itd.
Bashir
Moderator
#16 - Wysłana: 26 Lis 2009 17:32:34
Q__:
Ale były nazwijmy to tak "kompatybilne". Korzystały z ludzkiego DNA (i ogólnie DNA nosicieli), nie było konfiliktu białkowego itd.

nie jestem specem od Alienów... ale czy aby na pewno gdzieś było o tym że korzystały z ludzkiego DNA? Ludzie to były tylko inkubatorki... Różne pasożyty też mogą składać jaja pod skórą innych zwierząt/ludzi i te larwy tam się tylko rozwijają a nie rozmnażają się
The_D
Użytkownik
#17 - Wysłana: 26 Lis 2009 17:33:51
No może formalnie nie było to rozmnażanie sensu stricto, ale nowy alien przejmował część cech gospodarza, więc nie było to też zwykłe pasożytnictwo. A chyba szczyt realizmu biologicznego rozumianego inaczej osiągnięto w 4. części wymyślając pamięć genetyczną u klona Ripley.
Bashir
Moderator
#18 - Wysłana: 26 Lis 2009 17:37:36
The_D:
No może formalnie nie było to rozmnażanie sensu stricto, ale nowy alien przejmował część cech gospodarza

Chyba niedokładnie oglądałem Aliena :-O

The_D:
A chyba szczyt realizmu biologicznego rozumianego inaczej osiągnięto w 4. części wymyślając pamięć genetyczną u klona Ripley.

Aliena 4 nawykłem litościwie przemilczać
The_D
Użytkownik
#19 - Wysłana: 26 Lis 2009 18:44:42
Bashir:
Chyba niedokładnie oglądałem Aliena :-O

W sumie w "8. Pasażerze" i "Aliens" ksenomorfy były hodowane na ludziach, ale w 3. odsłonie pieszczoszek inkubował w psie/bawole (w zależności od wersji) i był czworonożny od samego początku. Jest jeszcze dowód pośredni w postaci skamieniałości olbrzyma odkrytej na statku z jajami przez załogę Nostromo. Porównując wyrwę w klatce piersiowej obcy, który go zabił musiał być znacznie większy od tego, który "wylągł się" z Kane'a przy śniadaniu.
Toudi
Użytkownik
#20 - Wysłana: 26 Lis 2009 19:00:57
The_D:
A chyba szczyt realizmu biologicznego rozumianego inaczej osiągnięto w 4. części wymyślając pamięć genetyczną u klona Ripley.

Podobny motyw jest w Stargate. Goa'uld rodzi się z pełną genetyczną kopią swojego rodzica. I zostało to nawet raz przeniesienio na człowieka - Shifu.
Z ciekawszy rzeczy, to Goa'uld ma możliwośc nie przekazania pamięci genetycznej potomkom. I one wówczas nie uzyskują własnej świadomości, wraz z dorastaniem: SG-1 6x10 Cure.
Poklok
Użytkownik
#21 - Wysłana: 26 Lis 2009 19:16:12
Bashir
The_D

Poza tym w "Alien vs Predator 2" jeden z obcych wykarmił się na predatorze, drugi na psie i oba osobniki wyraźnie różniły się od "zwykłych" ksenomorfów. Przy czym podejrzewam, że taka forma kompatybilności DNA jest nieco bardziej prawdopodobna, niż swobodne rozmnażanie między gatunkami z różnych planet, choć nadal jest to prawdopodobieństwo bardzo znikome. Trzeba przy tym przyjąć na przykład, że ksenomorfy i ich "inkubatory" to organizmy oparte na DNA - a to wcale nie jest oczywiste.
Pomijając kwestię technicznej możliwości, to taki mechanizm może być całkiem sensowny, przygotowując obcego na warunki panujące w środowisku. Właściwie to jeśli się nad tym zastanowić, ksenomorfy wyglądają trochę jak wynik eksperymentu naukowego obcej rasy. Mam pewne wątpliwości , czy same mogłyby wyewoluować - są tak skuteczne, że - pozostawione same sobie - mogłyby prawdopodobnie dość szybko namnożyć się do takiej ilości, że po prostu zabraknie dla nich zwierzyny łownej, która przy okazji służy tez im do rozrodu. Chyba, że miały w środowisku naturalnym jakiegoś naprawdę wrednego wroga, który hamował przyrost ich populacji.
aanirauta
Użytkownik
#22 - Wysłana: 26 Lis 2009 21:26:31 - Edytowany przez: aanirauta
Alieny nie są moją mocną stroną, oglądałam, ale skleroza postępuje i teraz nawet nie potrafiłabym podać, co się w którym działo, więc powrócę do ST ;)

Jak na mój gust, to TMP jest naprawdę ambitnym kinem sf. Zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę, jak za TOSa wykorzystywany był powracający motyw superkomputera zagadanego przez Kirka na śmierć ;)

ST II może nie zaliczyłabym już do kina ambitnego, ale uważam za bardzo wartościowy film, a to za sprawą treści i formy poruszanych przezeń tematów.

I tu bym skończyła (niestety ), bo określenie ambitny nie pasuje mi do żadnego z kolejnych Treków. Trochę szkoda, ale w sumie chyba nie za to go uwielbiamy
Poklok
Użytkownik
#23 - Wysłana: 26 Lis 2009 23:16:53 - Edytowany przez: Poklok
aanirauta

TMP to, jak dla mnie, zdecydowanie najlepszy z trekowych filmów, i jeden z lepszych filmów w ogóle z tych, które widziałem. Miał niesamowitą atmosferę, fascynującą fabułę, w ciekawy sposób pokazuje (logiczną!) ewolucję dwóch najważniejszych postaci ToS-a: Kirka i Spocka, a zresztą co ja się będę produkował, niejeden już taki pean powstał na tym forum

Natomiast niemal równie chętnie chwalony ST II nie bardzo mi się podobał, sam właściwie nie wiem do końca dlaczego. Może przez kontrast z TMP? Niby elementy składowe są ok, ale całość jakoś nie zagrała. Khan mnie nie przekonał, cały wątek Genesis sprawiał wrażenie wydumanego, końcowa scena ze Spockiem zrobiła na mnie wrażenie robionej na siłę. Może dlatego, że wiedziałem, że w następnym filmie i tak go ożywią.

Honorową nagrodę dla największej trekowej szmiry otrzymuje ST V. Nie wiem, czy do końca słusznie, bo po pierwsze: kilku ewentualnych kandydatów do nagrody nie widziałem, a po drugie - nie byłem w stanie obejrzeć go do końca, zmogło mnie mniej więcej w połowie. Tym niemniej nie wahałem się ani sekundy, bo podobnie bzdurnego scenariusza i odmóżdżonych bohaterów ze świecą szukać, pół ST V wymęczyło mnie bardziej, niż całe Nemesis.
Queerbot
Użytkownik
#24 - Wysłana: 15 Cze 2010 08:25:51 - Edytowany przez: Queerbot
Oglądam teraz TOS, niektóre odcinki są ulepszone, inne nie. Nigdy nie mogłem się do tej serii przekonać, odcinki wydawały mi się banalne, całość mało wciągająca. I niestety niewiele się w tej mierze zmieniło - uważam, że większość odcinków TOS nie ma sensu lub jest nudna. I nie chodzi mi o braki budżetowe i technologiczne i tę specyficzną stylizację lat 60-tych (bo akurat wolę tę niż z ST XI). Chodzi mi o jałowość, którą epatuje seria. Bohaterowie mają wielki potencjał, to prawda, ale są sztucznie spłycani i w większości zachowują się jak kołki.

Ale nie o tym chciałem pisać. Otóż wg mnie TOS nie jest ambitnym kinem s-f. O ile rzeczywiście jest bogatszy o różne naukowe analizy od innych serii (poza TOSem nie słyszałem, żeby wspominali o bańkach gazów unoszących się w przestrzeni po zniszczeniu statku, brak stałych punktów odniesienia w kosmosie też jest jakby częściej sygnalizowany), o tyle pod względem światopoglądowego przekazu jest na szarym końcu.

Co mi najbardziej rzuca się w oczy to gargantuiczna doza seksizmu. I nie mówię o ciągłych romansach Kirka, bo to akurat jakiś plus, ale o pozycji kobiety. Kiedy patrzę na oficerki na pokładzie Enterprise, mam wrażenie, że to same sekretarki albo służące. Nie zarejestrowałem, żeby kawę podawał ktoś inny niż kobieta. W odcinku Metamorphosis kawę podaje nawet federacyjna komisarz Nancy Hedford (!!!). Zobaczcie jak było w TNG - Yar odpowiedzialna za bezpieczeństwo, Troi mimo że bardzo kobieca nie panikuje w sytuacjach kryzysowych, Crusher podobnie, to samo znajdziemy w DS9 i VOY. Natomiast w TOS? - kobiety w tunikach sięgających ledwie za majtki i rajstopach, nic dziwnego, że boją się podnieść nogę do ataku. W razie ataku piszczą albo mówią: "Kapitanie, boję się". Nie znajdziemy tam kobiet w barwach ochrony, żadna z nich nie spróbuje powstrzymać intruza, wszystkie za to zdają się być na skraju załamania nerwowego. Co z tego, że Uhura siedzi na mostku, skoro nikt jej specjalnie nie słucha i jej zadaniem jest tylko przełączanie kanałów? Co z tego, że kobiety w ogóle są na pokładzie, skoro parzą kawę albo czernią sobie brwi? Jedynie Chapel jest troszkę inna, ale co z tego, skoro pojawia się tylko w 25 odcinkach.

Jestem na to wyczulony i między innymi oglądam TOS właśnie pod tym kątem. Niestety jest do bani.
Eviva
Użytkownik
#25 - Wysłana: 15 Cze 2010 08:43:11 - Edytowany przez: Eviva
Queerbot:
Nie znajdziemy tam kobiet w barwach ochrony

A nieprawda. Jest taka w odcinku "The Apple" i daje niezły wycisk. W odcinku "Dagger of the mind" doktor Noel również dobrze sobie radzi. To nie były obecne czasy, gdy z kobiety robi się w filmach babochłopa, sypiącego wulgaryzmami i wszczynającego bójki po barach. Nie oszukujmy się - kobieta nie jest kontrtorpedowcem, ale istotą subtelniejszą i delikatniejszą niż mężczyzna. jeśli teraz nawet stara się być Norrisem w spódnicy, to tylko dlatego, że nie wiadomo czemu wymaga się tego od niej. Kiedyś wymagano od wszystkich kobiet, by były delikatne i wrażliwe. teraz od wszystkich wymaga się, by były maszynami do walki. Sama nie wiem, co gorsze.

Podam pewien przykład, aczkolwiek nie z naszej parafii. W moim ulubionym serialu "Thierry la Fronde" , który pewnie Ty uznałbyś za szczyt kiczu, a który jest rówieśnikiem TOS, mamy następującą scenę: główny bohater wpada w pułapkę. Jest spętany, a czarny charakter chce go zabić. Pomóc mu może jedynie jego ukochana, która uważa się za jego towarzysza broni i nawet ośmiela się ubierać po męsku. Nigdy jednak przedtem nie zabiła człowieka. Strzela co prawda z kuszy i trafia, ale wywołuje to u niej taki szok, ze mdleje. Gdyby kręcono ten serial dziś, nie tylko by strzeliła, ale dla pewności poderżnęła powalonemu gardło i rozwaliła twarz obcasem. Tyle, że jakoś bardziej do mnie przemawia oryginalne rozwiązanie.

Pojęcie "kobiecości" w filmie i w ogóle w dzisiejszym świecie bardzo się zbrutalizowało. Stało się wręcz rynsztokowe i nic dziwnego, że zamiast prawdziwej damy, którą niewątpliwie była Nichelle Nichols, mamy
ulicznicę, rozbijającą się po barach.


Queerbot:
Niestety jest do bani.

To bardzo krzywdząca i niesprawiedliwa opinia. Może wcale nie jesteś tak "wyczulony" jak Ci się zdaje, przeciwnie, umyka Ci mnóstwo rzeczy.
Queerbot
Użytkownik
#26 - Wysłana: 15 Cze 2010 09:10:52 - Edytowany przez: Queerbot
Eviva:
Nie oszukujmy się - kobieta nie jest kontrtorpedowcem, ale istotą subtelniejszą i delikatniejszą niż mężczyzna. jeśli teraz nawet stara się być Norrisem w spódnicy, to tylko dlatego, że nie wiadomo czemu wymaga się tego od niej. Kiedyś wymagano od wszystkich kobiet, by były delikatne i wrażliwe. teraz od wszystkich wymaga się, by były maszynami do walki. Sama nie wiem, co gorsze.

Nie jestem tego taki pewien czy kobieta jest subtelniejsza od mężczyzny, to opinia, która z kobiet robi mimozy. Jesteśmy raczej zróżnicowani pod względem subtelności i brutalności na poziomie osobniczym, a nie płciowym.

Nie chodzi mi o pokazanie postaci skrajnie przeciwnych, ale realistycznych. Właśnie po to podałem przykład TNG - tam mamy kobiety, które na służbie potrafią być bardzo agresywne, podczas gdy w życiu prywatnym pozostają bardzo wrażliwe; podobnie zresztą z mężczyznami. Poza tym jeśli ta subtelność ma polegać na podawaniu kawy, to ja dziękuję. Rzeczywiście, zdarzają się w TOS odcinki i postaci kobiece, o których wspomniałaś, ale i tak drżą i oddają pałeczkę mężczyznom gdy tylko nadarzy się taka okazja (a przypominam, że to oficerki Floty Gwiezdnej, a nie damy z przedmieść).
Eviva
Użytkownik
#27 - Wysłana: 15 Cze 2010 09:16:02 - Edytowany przez: Eviva
Queerbot:
Nie chodzi mi o pokazanie postaci skrajnie przeciwnych, ale realistycznych.

W latach 60-tych właśnie takie były realistyczne.

Queerbot:
przykład TNG - tam mamy kobiety, które na służbie potrafią być bardzo agresywne, podczas gdy w życiu prywatnym pozostają bardzo wrażliwe;

Pytanie, czy odpowiada to prawdzie. Bo to trochę jak gorący lód. Mówiąc szczerze zresztą, nie widzę w TNG wrażliwości u kobiet, najwyżej przerysowaną czułostkowość i skłonność do seksualnych przygód. Są skonstruowane raczej nielogicznie.

Queerbot:
darzają się w TOS odcinki i postaci kobiece, o których wspomniałaś, ale i tak drżą i oddają pałeczkę mężczyznom gdy tylko nadarzy się taka okazja.

Bo po pierwsze: tego wymagała epoka, a po drugie, jest to uwarunkowane biologicznie. Jeśli to kobieta będzie bronić swego faceta przed napastnikami, a on się będzie za nią chował, to owszem, może go dalej kochać, ale jednocześnie będzie nim pogardzać. Mężczyzna, który przestaje być obrońcą stadła, liczy się już tylko jako dostawca materiału genetycznego. Nawet Wolkanie, rasa tak logiczna, potrafią walczyć o kobietę - czemu? zastanawiałeś się?
Nie lubię brutali, ale sama pogardzałabym flimonem, który nie umiałby mnie obronić w razie czego (choć umiem to sama).

Ty, jak mi się zdaje, chciałbyś, żeby seks-bomba umiała spalić całą armię miotaczem, skopać tyłki dziesięciu gangsterom, a zaraz potem być czułą i delikatną kochanką. Nie za wiele żądasz?

Podobne zarzuty, jakie mam wobec Ciebie, wysunął Witkacy ustami jednego ze swych bohaterów wobec niejakiej Serafombyx, sztuka bodajże "Niepodległość trójkątów":

Ty chcesz, by się ktoś dla ciebie na własnych kiszkach powiesił, a dopiero potem owładnął światem - i potem dopiero, po tej podwójnej śmierci, był twoim kochankiem, to znaczy zwykłym, dość przystojnym bubkiem...

W TOSie mamy sporo silnych kobiet - silnych, ale nie zaborczych do obłędu, z wyjątkiem jednej czy dwóch. Według mnie to dobrze.
Queerbot
Użytkownik
#28 - Wysłana: 15 Cze 2010 10:32:43
Eviva:
W latach 60-tych właśnie takie były realistyczne.

W latach 60-tych to uważano za godne bycia realistycznym, tak je przedstawiano.

Eviva:
Pytanie, czy odpowiada to prawdzie. Bo to trochę jak gorący lód. Mówiąc szczerze zresztą, nie widzę w TNG wrażliwości u kobiet, najwyżej przerysowaną czułostkowość i skłonność do seksualnych przygód. Są skonstruowane raczej nielogicznie.

Nie tyle są skonstruowane, co zdekonstruowane. Znajdziemy tam mężczyzn i kobiety wielu możliwych typów. Wrażliwe i nie, subtelne i nie, wyuzdane i cnotliwe.

Eviva:
Bo po pierwsze: tego wymagała epoka, a po drugie, jest to uwarunkowane biologicznie. Jeśli to kobieta będzie bronić swego faceta przed napastnikami, a on się będzie za nią chował, to owszem, może go dalej kochać, ale jednocześnie będzie nim pogardzać. Mężczyzna, który przestaje być obrońcą stadła, liczy się już tylko jako dostawca materiału genetycznego. Nawet Wolkanie, rasa tak logiczna, potrafią walczyć o kobietę - czemu? zastanawiałeś się?
Nie lubię brutali, ale sama pogardzałabym flimonem, który nie umiałby mnie obronić w razie czego (choć umiem to sama).

Tego może i wymagała epoka, doceniam, że w ogóle kobiety się na statku pojawiły. Ale z perspektywy czasu mamy też prawo oceniać te lata i wytknąć im ewentualne braki. To pokazuje nam jak długą drogę przeszliśmy.

Co do biologicznych uwarunkowań, to jest to dla mnie błąd naturalizmu. Płeć biologiczna to jajniki, jądra i tyle. Utożsamianie cech płciowych z cechami charakteru to wielkie nadużycie, które niestety występuje też w naukach przyrodniczych. Ciekawą analizę badań nad warunkowaniem płci można znaleźć w Uwikłanych w płeć. W wielkim skrócie okazało się, że autor tych badań nie mógł pogodzić się z aktywnością jajników.

Poza tym to, czego chcesz nie jest zachcianką uniwersalną. To wspaniale, że chcesz, by ktoś cię bronił i wyręczał, ale nie jest to ogólna zasada. TNG pokazuje różne rodzaje realizacji płci, TOS w zasadzie jeden.

Eviva:
Ty, jak mi się zdaje, chciałbyś, żeby seks-bomba umiała spalić całą armię miotaczem, skopać tyłki dziesięciu gangsterom, a zaraz potem być czułą i delikatną kochanką. Nie za wiele żądasz?

Tylko ci się zdaje. Chodzi mi o to, żeby kobieta nie musiała być ani seks bombą, ani gangsterką, ani zimną suką, ani wrażliwą empatyczką. Jesteśmy różnorodne i chodzi mi o pokuszenie się o pokazanie tej różnorodności. TOS niestety sprowadza kobiety do roli sex-bomby, nie traktuje ich poważnie, spłyca, koncentruje się na cyckach.
Adek
Użytkownik
#29 - Wysłana: 15 Cze 2010 10:56:21 - Edytowany przez: Adek
Queerbot:
Oglądam teraz TOS, niektóre odcinki są ulepszone, inne nie. Nigdy nie mogłem się do tej serii przekonać, odcinki wydawały mi się banalne, całość mało wciągająca. I niestety niewiele się w tej mierze zmieniło - uważam, że większość odcinków TOS nie ma sensu lub jest nudna. I nie chodzi mi o braki budżetowe i technologiczne i tę specyficzną stylizację lat 60-tych (bo akurat wolę tę niż z ST XI). Chodzi mi o jałowość, którą epatuje seria. Bohaterowie mają wielki potencjał, to prawda, ale są sztucznie spłycani i w większości zachowują się jak kołki.

Co do TOSa mam podobne negatywne odczucia, aczkolwiek natrafiłem w ostatnich tygodniach na parę ciekawych odcinków (z czego jeden niedawno opisałem na forum). Niestety grają jak "kołki" bo takie było ogólnie kino lat 60-tych. W większości produkcji tamtych lat takie było aktorstwo z herosami, patetycznością, bardzo wyrazistymi postaciami i w sumie taki styl miało tamto aktorstwo. Dużo w tym można zinterpretować in plus ale niestety i wiele in minus. Czasem dziś w kinie trekowym brakuje takich wyrazistych postaci. Należy wziąć też pod uwagę, iż kiedyś społeczeństwa były inne i tak też świat filmu naśladował i interpretował aktorsko ówczesny świat i postrzeganie jego przez ludzi.
Abigail
Użytkownik
#30 - Wysłana: 15 Cze 2010 12:02:01
W jednym z wątków pisałam już chyba o tym, że przedstawienie kobiet w TOSie jest dla mnie jedną z najbardziej irytujących cech tej serii. W pełni zgadzam się z Queerbot. Czy kobiety są słabsze od mężczyzn? Fizycznie - tak, oczywiście generalizując. A psychicznie? Tutaj opinie są już znacznie bardziej podzielone, zarówno potoczne jak i naukowe. Każdy ma prawo do słabości, strachu i paniki - także mężczyźni. A to, że właśnie kobiety okazują te emocje częściej wynika już tylko i wyłącznie z wzorców kulturowych.

Gwiezdna Flota to jednak organizacja w dużej mierze militarna. Służba na statku wiąże się z wieloma ciężkimi sytuacjami, którym czoło musi umieć stawić każdy, nawet gdy nie pełni funkcji stricte militarno-ochronnych. Utrata głowy i panika to zachowania niedopuszczalne w momencie, gdy od zachowania zimnej krwi może zależeć czyjeś życie albo wręcz los całego okrętu. Tu nie ma miejsca na taryfy ulgowe ze względu na płeć, wszystkich oficerów powinny obowiązywać takie same normy.
 Strona:  1  2  3  »» 
USS Phoenix forum / Star Trek / Star Trek – czy aby na pewno ambitne kino s-f?

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!