Powtórzyłem sobie i pilota ORV - "Old Wounds", i coś Wam powiem... Prawda, fabuła jest pretekstowa (i gdzieś od połowy odcinka zaczyna to przeszkadzać), prawda, nie wszystkie żarty są śmieszne, czasem gdy zakłopotani bohaterowie (zwł. Ed) usiłują pokryć swoje zażenowanie "dowcipnymi" uwagami wypada to żenująco (i to do tego stopnia, że i widz zaczyna się żenować)

, ale... takiej celebracji
utopijnego świata ST*, klimatu eksploracji i gatunkowej różnorodności (nie tylko obsady) nie widziałem od czasu TMP. Człowiek ogląda, chłonie ten klimat (a jest go jeszcze więcej niż w "PtA", czy klimatu SW w Mandalorianinie i zwiastunach EP VII) i gęba mu się uśmiecha dobre 20 minut bez przerwy. A przy okazji docenia np. b. fajny prom z początkowej sceny (szkoda, że go nigdy potem nie widzimy) czy kwiatopodobnego (owszem, celowo
tanio wyglądającego, ale b. pomysłowo zaprojektowanego) współpracownika Aronova. Więc nie do końca zgodzę się z dość powszechną opinią, że jest to słaby pilot (czy najsłabszy z pilotów szeroko pojętego ST), bo swoje zadanie - przypomnienia na czym polega wizja G.R. i dania widzowi/fanowi jasno do zrozumienia, że dostanie tu to, na co czekał - spełnia znakomicie**.
* Zwróćcie uwagę, że w otwierającej scenie przez pierwsze pół minuty podziwiamy niespiesznie serwowane przez twórców widoczki:
https://www.youtube.com/watch?v=PA2dhVL3T3sA osadzenie w tej sielankowej scenerii banalnego małżeńskiego dramaciku dodaje mu z miejsca podszytej melancholijną refleksyjnością szlachetności, bo oto widz ma okazję uświadomić sobie jak wiele się przez wieki zmieniło, a jednocześnie, jak bardzo - mimo to - pewne sprawy wciąż pozostają takie same. (Jest tam zresztą obecny ten kameralny psychologiczny dramatyzm jakiego domagałem się pisząc jak pojmuję dobrze pojęty realizm w ST.)
** I należałoby go chyba wyświetlać Kurtzmanowi raz za razem, aż pojmie na czym polega Trek

.