USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Star Trek / ST 2, 3, 4: Wasze opinie
 Strona:  1  2  »» 
Autor Wiadomość
Madame Picard
Moderator
#1 - Wysłana: 9 Lut 2008 09:48:33 - Edytowany przez: Madame Picard
Jako, że wreszcie udało mi się obejrzeć w całości tę serię filmów, ciekawa jestem Waszych opinii. Ja mam wrażenie mieszane, ale chyba jednak bardziej na plus. Najbardziej podobało mi się pokazanie starej załogi Enterprise`a jako zgranego zespołu ludzi związanych ze sobą głęboką przyjaźnią (co w TOS-ie nie było takie oczywiste), gotowych poświęcić się "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Ci, którzy w TOS-ie robili za element wyposażenia - Sulu, Chekov, Uhura czy nawet Scotty - tutaj wreszcie pokazują własną indywidualność. Pewnym ciekawym, zarysowanym, ale w pełni niewykorzystanym motywem była próba podsumowania dotychczasowego życia bohaterów (niestety dotyczy to właściwie tylko Kirka). Okazuje się, że to podsumowanie wypada dość gorzko. Kirk, największy bohater Federacji, który osiągnął w życiu niemal wszystko, sprawia w ST2 wrażenie człowieka przegranego, który mówi o "życiu, którego nie miał". Niestety potem temat się rozpływa.
Największą słabością tych filmów są głupie pomysły i nielogiczności scenariusza. Od biedy można nawet przeboleć bzdurność projektu Genesis i zmartwychwstanie Spocka. Trudniej jednak przełknąć to, że wszyscy oprócz naszej dzielnej załogi, a już w szczególności Khan, Klingoni i karykaturalny kapitan Excelsiora mogliby wygrać konkurs na kretyna roku.
Poza tym filmom szkodzi niejednorodność gatunkowa. O ile ST2 to coś na kształt dramatu, to ST3 to już ewidentna przygodówka, a ST4 komedia (swoją drogą bardzo dobra, ale bohaterowie nie sprawiają wrażenia, że właśnie przeżyli tragedię i generalnie to wybierają się na sąd wojskowy).
Ze scenek to - poza oczywiście gagami z ST4 - najbardziej podobały mi się te z Kirkiem w okularach w ST2. A już scenka z Kirkiem na Entku zaatakowanym przez Khana spokojnie odwracającym się od ekranu, zakładającym okulary i wydającym szeptem rozkaz Saavik znajdzie się w moim prywatnym rankingu ulubionych.
Halbard
Użytkownik
#2 - Wysłana: 9 Lut 2008 10:55:18
Zdecydowanie najbardziej z tych trzech podobał mi się "The Voyage Home" szczególnie w scenie, gdy Scotty próbuje rozmawiać z XX-wiecznym komputerem

Trudniej jednak przełknąć to, że wszyscy oprócz naszej dzielnej załogi, a już w szczególności Khan, Klingoni i karykaturalny kapitan Excelsiora mogliby wygrać konkurs na kretyna roku.
Niestety to prawda, ciekawe że w ST3 dowódce Klingonów gra profesor z "Powrotu do przyszłości"-powinien być mądrzejszy
Pah Wraith
Użytkownik
#3 - Wysłana: 9 Lut 2008 11:03:22
Ja osobiście z tej trylogii (niezamierzonej swoją drogą, bo Spock miał pierwotnie nie wrócić) najbardziej cenię sobie ST2 (z powodów wymienionych przez Madame P.). "Trójka" do mnie nie przemawia, jest IMO zupełna pomyłką i projektem dużo gorszym od ST5. Wrażenie wywierają tylko dwie sceny - chwilowe załamanie Kirka po śmierci Davida ("Ty Klingoński bekarcie! Zamordowałeś mojego syna...") oraz (oczywiście) zniszczenie Enterprise (choć sam jego przebieg jest kretyński, bo wybuchła tylko połowa spodka). TVH jest zabawne, bardzo zabawne, a nawet zbyt zabawne. Otrzymujemy tam mało innych emocji, w związku z czym wychodzi to jak dla mnie mdło.
Delta
Użytkownik
#4 - Wysłana: 9 Lut 2008 15:37:14 - Edytowany przez: Delta
Też sądzę, ze "dwójka" jest z tych trzech najlepszą częścią, ale nie bardzo mogę zrozumieć co takiego złego jest w ST III? Dlaczego "Klingoni (...) mogliby wygrać konkurs na kretyna roku."?
Co do "karykaturalnego kapitana Excelsiora", to kto powiedział, że we Flocie wszyscy są tacy jak Kirk? Widzieliśmy już różnych. Harrimana (dowódcę "Ent-B"), Ronalda Tracey'a (U.S.S. "Exeter"), komodora Stockera (Starbase 10), Pressmana (U.S.S. "Pegasus"). Co takiego złego zrobił Styles oprócz tego, że ściągnął na swój pokład inżyniera cieszącego się sławą świetnego fachowca i przez myśl mu nie przeszło, że mu sabotuje okręt. A Wam na jego miejscu przyszłoby to do głowy?
A czemu to Khan jest takim kretynem? Bo nie skorzystał z okazji, że ma okręt i nie poszedł w długą tylko szukał Kirka. Przecież wiadomo, że był zaślepiony zemstą. To chęć zemsty wpływała na jego trzeźwe rozumowanie i to go zgubiło podobnie jak chęć zemsty zgubiła nie jedną osobę w rzeczywistości. No i na dokładkę zapominacie o tym, że Khan może być geniuszem, ale nie jest wyszkolonym oficerem. Brakuje mu wiedzy teoretycznej i doświadczenia (co zresztą zauważył Spock).

A, i jeszcze jedno. Co takiego złego jest w Projekcie Genesis? Że jest on nierealny? A technologia transportera, to niby jest realna? W końcu to przecież S-F. Czytam sobie ostatnio książkę Zubrina o projekcie Mars Direct i padło tam takie zdanie: "Współczesne teorie powstania życia utrzymują, że ewolucja form żywych z materii nieożywionej to naturalny proces, zachodzący z dużym prawdopodobieństwem w każdym sprzyjającym okresie i warunkach". A czym innym jest Projekt Genesis jak nie zamianą nieożywionej materii w żywe organizmy? Przecież koniec końców sprowadza się to tylko do zmiany ilości tych samych atomów (węgla, wodoru, potasu itd.) i powiązań między nimi. Na dobrą sprawę to startrekowy transporter powinien móc zrobić to samo.
Pah Wraith
Użytkownik
#5 - Wysłana: 9 Lut 2008 15:59:53
Delta
Dlaczego "Klingoni (...) mogliby wygrać konkurs na kretyna roku."?

Powiedzmy, że gdyby w analogicznej sytuacji klingońska załoga zostałaby złapana z opuszczonymi spodniami przez załogę Enterprise/Defiant/Voyager ci pierwsi nie mieliby żadnych szans :]

Co takiego złego jest w Projekcie Genesis? Że jest on nierealny? A technologia transportera, to niby jest realna?

Genesis w zaprezentowanej formie przekracza IMO granice sf. W kilka godzin mieliśmy uzyskać żywą planetę? W prezentacji kształtowały się góry, rzeki, dorosłe okazy drzew itp. To lekka przesada. W tej skali ten proces byłby do pomyślenia w, powiedzmy, kilka tygodni, miesięcy, ale nie w kilka godzin.
Delta
Użytkownik
#6 - Wysłana: 9 Lut 2008 16:36:43 - Edytowany przez: Delta
Pah Wraith
Powiedzmy, że gdyby w analogicznej sytuacji klingońska załoga zostałaby złapana z opuszczonymi spodniami przez załogę Enterprise/Defiant/Voyager ci pierwsi nie mieliby żadnych szans

To już jest wina scenarzystów, którzy we własnym interesie wyciągają Trekowe załogi z każdej opresji i czynią z nich geniuszy i herosów. Ale mi chodzi o spojrzenie z punktu widzenia świata ST, gdzie nie ma kogoś takiego jak scenarzysta. Klingoni mogli zniszczyć "Enterprise" to fakt, ale nie chcieli bo chcieli go zdobyć. Przy czym nie mieli o o okręcie i załodze wszystkich informacji. To zmienia całkowicie sytuację z taktycznego punktu widzenia. I to samo działo się później na planecie. Kruge mógł zostawić załogę Kirka na powierzchni, ale nie dostałby tego czego chciał -informacji o Genesis. Chcąc je zdobyć musiał ich przesłać na pokład (złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma).

Genesis w zaprezentowanej formie przekracza IMO granice sf. W kilka godzin mieliśmy uzyskać żywą planetę? W prezentacji kształtowały się góry, rzeki, dorosłe okazy drzew itp. To lekka przesada. W tej skali ten proces byłby do pomyślenia w, powiedzmy, kilka tygodni, miesięcy, ale nie w kilka godzin.

A czemu nie? Nic nie wiemy o prędkości, to po pierwsze. Po drugie wychodząc z takiego założenia użycie transportera, który z przesłanych atomów w sekundę poskłada człowieka do kupy i z taką samą prędkością zadziała nawet gdy będzie tych osób kilkaset, również jest przesadą. Skoro jednak go powszechnie akceptujemy, to dlaczego Genesis nie ma być takim samym cudem techniki? Zresztą, kto powiedział, że to się dzieje w kilka godzin? Jeśli dobrze pamiętam to w jego prezentacji powiedziano, że proces rozpoczyna się natychmiast, a nie że w kilka godzin jest ukończony. Pokazana prezentacja może ukazywać przyśpieszone tempo od momentu rozpoczęcia przekształcania planety do uzyskania wspomnianych przez Ciebie gór, rzek i dorosłych okazów drzew (nawiasem mówiąc kto powiedział, że wielkość drzew nie może być taka od razu, skoro np. replikator da Ci zamawiany bochenek chleba w sekundę, a nie każe Ci np. czekać aż ciasto wyrośnie). No i widzieliśmy przecież w ST III, że proces trwał nadal. To oznacza, że nie zakończył się w kilka godzin. Mogły minąć tygodnie a nawet miesiące.
Pah Wraith
Użytkownik
#7 - Wysłana: 9 Lut 2008 17:02:13 - Edytowany przez: Pah Wraith
Delta
wiesz, różnica pomiędzy Genesis a transporterem jest taka, że w przypadku tego drugiego mamy znaczną, ale (w XXIII wieku) nie prohibitywnie wielką oraz komputer ze znacznym bankiem pamięci sterujący tym procesem. W przypadku Genesis, ilość energii potrzebnej do wypiętrzenia górotworu, przekształcenia całej materii planety w coś innego jest przeogromna nawet w przyszłości. Ponadto żadnego sterowania tym procesem nie uświadczysz...

PS A planeta musiała nadawać się do podtrzymywania życia w kilka(nascie godzin) lub maksimum kilka dni, skoro Spock na niej zregenerował się i przeżył.
Delta
Użytkownik
#8 - Wysłana: 9 Lut 2008 17:39:23 - Edytowany przez: Delta
Pah Wraith
A planeta musiała nadawać się do podtrzymywania życia w kilka(nascie godzin) lub maksimum kilka dni, skoro Spock na niej zregenerował się i przeżył.

Zbyt mało informacji, by określić z całkowitą pewnością ile minęło czasu. Co do samego Spocka to sytuacja jest jeszcze trudniejsza do określenia. Spock wylądował tam po rozpoczęciu eksperymentu (i też nie wiemy jak długo po). Do tego sztywny i opakowany w szczelną obudowę torpedy fotonowej. Był odizolowany od zewnętrznego środowiska. Z braku bezpośredniego dostępu do niego, mógł minąć dłuższy czas nim się zregenerował.

W przypadku Genesis, ilość energii potrzebnej do wypiętrzenia górotworu, przekształcenia całej materii planety w coś innego jest przeogromna nawet w przyszłości.

Ilość energii jest gigantyczna, to prawda, ale z punktu widzenia trekowego universum jest do osiągnięcia (torpedy trikobaltowe, trikobalt używany w rakiecie Sorana, trójlit i protomateria (ją też zastosowano w Genesis) użyte przez Dominum do zniszczenia bajorańskiego słońca, cząsteczka Omega). Poza tym torpeda Genesis tylko zapoczątkowała cały proces, potem prawdopodobnie potoczył się już z wykorzystaniem sił natury. Jeśli w jakiś sposób uda się doprowadzić np. do aktywności wulkanicznej, to później wybuchy wulkanów, aż do momentu ich wygaśnięcia, następują same. A czy współcześnie nie uważa się, że doprowadzenie do kontrolowanych uderzeń asteroid w planetę, ma korzystny wpływ na terraforming tej planety? To nic innego jak wykorzystanie sił natury do własnych celów.
Owszem Projekt Genesis jest fantastyczny ale IMHO mieści się w normie.

Ponadto żadnego sterowania tym procesem nie uświadczysz...

Stad projekt zakończył się niepowodzeniem (w końcu był to eksperyment). Co najwyżej mógłby rzeczywiście być doskonałą "ultimate weapon" (czyli koniec końców Klingoni nie byli aż tacy głupi jak ich malują ). Udało się to w laboratorium, gdzie minimalne ilości być może dały się jakimś cudem kontrolować. Nie udało się na wielką skalę. Przynajmniej na razie.
Pah Wraith
Użytkownik
#9 - Wysłana: 9 Lut 2008 18:54:54
Delta
Był odizolowany od zewnętrznego środowiska. Z braku bezpośredniego dostępu do niego, mógł minąć dłuższy czas nim się zregenerował.

Hmm, samo opakowanie torpedy się nie przekształciło. Mutacji/wzrostowi uległy organizmy znajdujące się na jego powierzchni oraz zregenerował się Spock. To chyba świadczy o tym, że transmutacyjny efekt Genesis już osłabł w momencie lądowania kapsuły na powierzchni. Pozostało najwyraźniej tylko jakieś promieniowanie, na tyle przenikliwe, że przedostało się przez obudowę. Sam pogrzeb Spocka mógł mieć miejsce w zaledwie kilka dni po jego śmierci. Enterprise był ciężko uszkodzony...

Ilość energii jest gigantyczna, to prawda, ale z punktu widzenia trekowego universum jest do osiągnięcia

Oczywiście, pokazano nam cywilizacje lub też ich wytwory, które wskazują na umiejętność manipulowania ogromnymi (nawet z punktu widzenia Federacji) energiami, np. sfera Dysona. Jednak przykłady które podałeś są złe:

trójkobalt (albo tricobalt, zdecydujmy się ) jest potężnym środkiem wybuchowym, ale pytanie, czy Federacja go ujarzmiła? IMO nie,

trikobalt używany w rakiecie Sorana

nie przypominam sobie, był to raczej...

trójlit

No właśnie, to już lepiej. Pytanie tylko czy widzieliśmy kiedy naprawdę potężną eksplozję bomby opartej o trójlit? Np. kiedy Zmienny próbował wysadzić w powietrze słońce Bajor? Czy to była spora eksplozja? Czy aby połączenie materii z antymaterią nie jest efektywniejsze?

Cząsteczka Omega z zasady odpada jako federacyjne źródło energii.

Protomaterię David użył jako sposób na ominięcie pewnych problemów. Nie ma explicite wyrażenia, że jako źródło energii.

oza tym torpeda Genesis tylko zapoczątkowała cały proces, potem prawdopodobnie potoczył się już z wykorzystaniem sił natury. Jeśli w jakiś sposób uda się doprowadzić np. do aktywności wulkanicznej, to później wybuchy wulkanów, aż do momentu ich wygaśnięcia, następują same.

No właśnie, a to zabiera duuuużo czasu.

Stad projekt zakończył się niepowodzeniem

Nie w tym rzecz. Sugerowałeś, że Genesis może działać na podobnej zasadzie jak transporter (a raczej replikator). W tym przypadku nie ma jednak wzorców, schematów wg których tworzony byłby baobab, buraki czy mount everest. To jest jeden wielki chaos. Kojarzy mi się to z nieszczęsnym promieniowaniem thelaronowym z NEM, które jakimś cudem na poziomie subatomowym potrafiło odróżnić materię organiczną i nieorganiczną...
Domko
Użytkownik
#10 - Wysłana: 9 Lut 2008 19:13:20
buraki

Buraki były tworzone - tylko w innym znaczeniu.
Pah Wraith
Użytkownik
#11 - Wysłana: 9 Lut 2008 19:19:59
miałem na myśli cukrowe
Madame Picard
Moderator
#12 - Wysłana: 9 Lut 2008 19:52:13
Delta
Dlaczego "Klingoni (...) mogliby wygrać konkurs na kretyna roku."?
Bo uwierzyli, że załoga Enterprise`a powita ich na pokładzie z otwartymi ramionami. Że nie będzie próbować jakoś ratować / odbić okrętu. Że np. nie zacznie strzelać do świeżo przesłanych Klingonów. Wreszcie, że nie prześle się gdzie indziej, co zresztą zrobiła. I nie mówię tego, bo jestem taka mądra po obejrzeniu. To była moja pierwsza myśl, kiedy była mowa o przesłaniu się Klingonów na Ent. Myślałam wprawdzie, że nasza załoga prześle się na klingoński statek i go przejmie, a w filmie było w końcu inaczej.
A następnie: bo klingoński kapitan tak łatwo uwierzył, że Kirk da mu projekt Genesis. Ja rozumiem, że bardzo chciał tego projektu, ale nawet wtedy naiwność powinna mieć jakieś granice...

Co do "karykaturalnego kapitana Excelsiora", to kto powiedział, że we Flocie wszyscy są tacy jak Kirk? Widzieliśmy już różnych. Harrimana (dowódcę "Ent-B"), Ronalda Tracey'a (U.S.S. "Exeter"), komodora Stockera (Starbase 10), Pressmana (U.S.S. "Pegasus").
No właśnie. Można odnieść wrażenie, że cała Gwiezdna Flota poza Kirkiem i jego załogą to banda kretynów.

Co takiego złego zrobił Styles oprócz tego, że ściągnął na swój pokład inżyniera cieszącego się sławą świetnego fachowca i przez myśl mu nie przeszło, że mu sabotuje okręt. A Wam na jego miejscu przyszłoby to do głowy?
Tak, w momencie, gdybym się zbierała do pościgu za statkiem, na którym znajduje się teraz ten świetny fachowiec, to pomyślałabym, że zadbałby wcześniej o to, żeby mieć z głowy pościg.
Odwrócę to pytanie: kto z Was przy tej scenie pomyślał, żeScotty mógłby _nie_ sabotować tamtego okrętu? 8-)
Delta
Użytkownik
#13 - Wysłana: 9 Lut 2008 20:07:49 - Edytowany przez: Delta
Pah Wraith
Sam pogrzeb Spocka mógł mieć miejsce w zaledwie kilka dni po jego śmierci. Enterprise był ciężko uszkodzony...

Ale zdążyli jeszcze się wybrać na Ceti Alpha i zabrać załogę Relianta.

To chyba świadczy o tym, że transmutacyjny efekt Genesis już osłabł w momencie lądowania kapsuły na powierzchni.

Owszem, to właśnie dlatego uważam, że torpeda Genesis miała tylko zapoczątkować proces a nie cały czas brać w nim aktywny udział.

trójkobalt (albo tricobalt, zdecydujmy się )

Masz rację.

trójkobalt (albo tricobalt, zdecydujmy się ) jest potężnym środkiem wybuchowym, ale pytanie, czy Federacja go ujarzmiła? IMO nie,

Posiadanie przez "Voyagera" czyli przez przeciętny okręt Floty, tych torped na pokładzie oraz ich świadome i bezpieczne stosowanie, świadczy o tym, że ujarzmiła. Generalnie Flota raczej nie ma na wyposażeniu tak potężnej broni, która jest niestabilna. Bo powodowałoby to gigantyczne zagrożenie (stąd np. nie ma nic opartego na cząsteczce Omega).
I zanim napiszesz, że Voyager to dla XXIII wieku odległa przyszłość, to chciałbym zwrócić uwagę, że wynalazki, które dla załogi Janeway i Picarda są codziennością musiały się skądś wziąć. Powstawały wcześniej, były mniej lub bardziej udanymi eksperymentami. Za taki można tez uznać Projekt Genesis.

nie przypominam sobie, był to raczej...

Trójlit. Masz rację, moja pomyłka. Co jednak nie zmienia faktu, że obie substancje są znane ze swej potęgi.

No właśnie, to już lepiej. Pytanie tylko czy widzieliśmy kiedy naprawdę potężną eksplozję bomby opartej o trójlit? Np. kiedy Zmienny próbował wysadzić w powietrze słońce Bajor? Czy to była spora eksplozja? Czy aby połączenie materii z antymaterią nie jest efektywniejsze?

To zależy. O ile pamiętam to torpeda fotonowa nie zaszkodzi gwieździe. Połączenie trójlitu i protomaterii widocznie już tak, skoro Dominium i załoga "Defianta" byli tego tak pewni.

Cząsteczka Omega z zasady odpada jako federacyjne źródło energii.

To wcale nie jest takie pewne. Zerknij kiedy w Federacji prowadzono nad nią badania.
http://memory-alpha.org/en/wiki/Omega_molecule

A to, że XXIV-wieczna Federacja nie posiada technologii do jej ujarzmienia wcale nie oznacza, że w mniej lub bardziej odległej przyszłości nie będzie w stanie ujarzmić Omegi.

Protomaterię David użył jako sposób na ominięcie pewnych problemów. Nie ma explicite wyrażenia, że jako źródło energii.

A czemu musi być to źródło energii? Zresztą IMHO podchodzisz do tego ze złej strony -chcesz znaleźć źródło energii, coś w rodzaju reaktora warp. Tymczasem lekceważysz składniki potrzebne do uzyskania energii. Uran użyty do produkcji broni jądrowej sam w sobie nie jest źródłem energii. Energia uzyskiwana z detonacji głowicy jądrowej to produkt uboczny reakcji łańcuchowej. Materia czy antymateria osobno także nie są źródłami energii. Ponownie energię uzyskasz z reakcji jaka wyniknie z połączenia tych dwóch składników. I wracając do tej bomby, którą dominium chciało zniszczyć układ Bajor. To nie protomateria była źródłem energii. To protomateria w połączeniu z trójlitem i samą gwiazdą spowodowała wybuch i wytworzenie energii.

No właśnie, a to zabiera duuuużo czasu.

A nie sądzisz, ze to sa własnie te problemy, które musiał ominąć Marcus? Pamiętasz co powiedział Saavik? Że gdyby nie protomateria, to doszedłby do czegoś po latach, albo w ogóle. Możliwe, że protomateria w przypadku Projektu Genesis jakoś przyspieszała proces.

Nie w tym rzecz. Sugerowałeś, że Genesis może działać na podobnej zasadzie jak transporter (a raczej replikator). W tym przypadku nie ma jednak wzorców, schematów wg których tworzony byłby baobab, buraki czy mount everest.

Nie mamy dość dowodów by cokolwiek udowodnić. O transporterze i replikatorze wspomniałem po pierwsze dlatego by pokazać, że inne "cudowne wynalazki" przyjmujemy do wiadomości. Po drugie dlatego, że oba te urządzenia przekształcają materię, a w gruncie rzeczy to nic innego jak rozbicie na cząstki atomowe lub subatomowe i poskładanie do kupy ponownie ale wg. innego wzoru. Wydaje mi się, że do pewnego stopnia Genesis może działać podobnie.
A może jest jeszcze inaczej. Uderzenie torpedy powoduje aktywność wulkaniczną, a to protomateria w połączeniu z materią nieożywioną tworzy formy życia i przyspiesza ich wzrost? Nie wiem. Gdybym wiedział dokładnie jak to działa i jaka jest budowa takiej torpedy to startowałbym do Nobla. Ale nie odrzucam tego pomysłu jako całkowita bzdurę, podobnie jak nie odrzucam transportera czy replikatorów, albo napędu warp.

Kojarzy mi się to z nieszczęsnym promieniowaniem thelaronowym z NEM, które jakimś cudem na poziomie subatomowym potrafiło odróżnić materię organiczną i nieorganiczną...

Wcale nie. Zwróć uwagę na kłótnię Spocka z McCoy'em. Co by było gdyby na tej planecie było życie? Genesis zniszczy je, tworząc nowe.

Thalarony z NEM niszczyły wiązania atomowe żywych organizmów a jakimś cudem zostawiały podobne wiązania atomowe w materii nieożywionej, co samo sobie zaprzecza.
Halbard
Użytkownik
#14 - Wysłana: 9 Lut 2008 20:51:29
problem z projektem "Genesis" polega na tym, że procesy prowadzące do powstania życia i powierzchni typu ziemskiego na danej planecie, składa się z tak wielu etapów, że szansa na "załatwienie" tego wszystkiego jednym pociskiem jest praktycznie niemożliwa. Wszelkie terraformowanie jest możliwe tylko etapowo (poprzez żmudną pracę wielu pokoleń). W końcu żeby wywołać wybuchy wulkanów trzeba zmienić strukturę płaszcza danej planety, natomiast żeby powstały lądy, a później także górotwory muszą powstać płyty litosfery, a później doprowadzić do ruchów konwekcyjnych aby płyty te mogły się poruszać i nachodzić na siebie w strefach subdukcji itp. itd. Na ziemi proces ten trwał miliony lat, a przecież Ziemia jest planetą wyjątkową umiejscowioną w najbardziej odpowiedniej odległości od Słońca naszego układu (w końcu to też ma kolosalne znaczenie)-nie sądze żeby udało się znaleźć źródło energii na tyle potężnej żeby przyspieszyć ten proces w stopniu w jakim zakładał to projekt "Genesis". Oczywiście z drugiej strony projekt ten to czyste SF i jako taki się broni.
Delta
Użytkownik
#15 - Wysłana: 9 Lut 2008 20:57:41 - Edytowany przez: Delta
Madame Picard
Bo uwierzyli, że załoga Enterprise`a powita ich na pokładzie z otwartymi ramionami. Że nie będzie próbować jakoś ratować / odbić okrętu. Że np. nie zacznie strzelać do świeżo przesłanych Klingonów.

Wcale nie. Nawet któryś tam powiedział do Kruge'a, że ich są setki. Ale na klingońskich okrętach wymagane jest ślepe posłuszeństwo inaczej grozi Gre'thor i wieczna hańba. To co najwyżej błędna ocena Kruge'a zaślepionego chęcią zdobycia Genesis. I mająca pewne uzasadnienie, bo miał bezbronny okręt na muszce, federacyjną załogę, która nie ma klingońskiego podejścia do śmierci i zakładników na powierzchni.

I nie mówię tego, bo jestem taka mądra po obejrzeniu. To była moja pierwsza myśl, kiedy była mowa o przesłaniu się Klingonów na Ent.

A widzisz. Tu dochodzimy do odwiecznego problemu: oceny umiejętności dowodzącego, na podstawie wcześniejszych wydarzeń, o których, po fakcie, wiadomo więcej (lub w przypadku filmu wiemy od razu bo mamy wgląd w karty drugiej strony). Na okrętach klasy Constitution służy ponad 400 osób. To Ty, jako widz, wiesz, że w rzeczywistości ich było pięciu. Klingoni o tym nie wiedzieli. Stąd nie przyszło im do głowy, że się wszyscy przesiądą za jednym razem na powierzchnię. Nie wspominając już o tym, że to było tymczasowe i nie gwarantujące sukcesu rozwiązanie, zważywszy, że wiadomo było, że planeta ulegnie samozniszczeniu. W klingońskiej niewoli, nie ceniący tak śmierci jak klingoński wojownik, Ziemianie mieli większe szanse przeżycia.

Myślałam wprawdzie, że nasza załoga prześle się na klingoński statek i go przejmie, a w filmie było w końcu inaczej.

Nie da rady. BoP był w lepszej kondycji. Musiał mieć podniesione osłony (chociaż prawdopodobnie słabsze niż przed walką).

A następnie: bo klingoński kapitan tak łatwo uwierzył, że Kirk da mu projekt Genesis. Ja rozumiem, że bardzo chciał tego projektu, ale nawet wtedy naiwność powinna mieć jakieś granice...

A co mu bezbronny Kirk mógł zrobić? Zabić go? Wtedy jedna torpeda skróciłaby jego załodze wypoczynek na Genesis.

No właśnie. Można odnieść wrażenie, że cała Gwiezdna Flota poza Kirkiem i jego załogą to banda kretynów.

E, tam. Kilku równie inteligentnych tez się znajdzie.

Tak, w momencie, gdybym się zbierała do pościgu za statkiem, na którym znajduje się teraz ten świetny fachowiec, to pomyślałabym, że zadbałby wcześniej o to, żeby mieć z głowy pościg.

Tak? A skąd Styles miał wiedzieć, że Scott jest na pokładzie "Enterprise"? Radio było głuche, a Kirk zapomniał podać skład załogi w manifeście okrętowym. Podobnie jak i datę oraz okoliczności wyjścia z doku oraz cel wyprawy, który co najwyżej był znany temu admirałowi z którym Kirk rozmawiał.
Poza tym kto uwierzyłby, że oficer, którego lojalność została wielokrotnie udowodniona odrzuci karierę i zbuntuje się oraz zdezerteruje porywając okręt by ścigać księżycowe cienie? A gdyby katra nie istniała? A gdyby nie odnaleziono Spocka?

Odwrócę to pytanie: kto z Was przy tej scenie pomyślał, żeScotty mógłby _nie_ sabotować tamtego okrętu?

Ja się domyślałem, że coś będzie kombinowane, ale to bardziej dlatego, że na to wskazywała fabuła i mój dostęp, jako widza, do wszystkich kart. Natomiast będąc na miejscu dowódcy "Excelsiora" prawdopodobnie nie wziąłbym tego pod uwagę. Co najwyżej może przypadkiem przemknęłoby mi to przez myśl gdyby Scott lub Kirk stawali na głowie by Scott został inżynierem na pokładzie "Excelsiora" (i pewnie bym w to nie uwierzył, a w momencie gdy porwanie stało się faktem to byłoby i tak za późno). Ale problem polega na tym, że to Flota prosiła Scotta o to by nim został. Scotty poszedł na to stanowisko bo dostał taki rozkaz a nie dlatego, ze tam się pchał. Poza tym Excelsior otrzymał rozkaz pościgu, a skąd pewność, ze akurat on go otrzyma? No i jakoś nikt inny nie przeszkadzał Kirkowi ani przy starcie ani po drodze. Tak jakby Flota składała się z dwóch okrętów.

Halbard

To wszystko zależy od tego co uznamy za formy życia. Ja nie widziałem biegających po planecie zwierząt (poza tymi glizdami które dusiły Klingona). Po drugie nie wiemy nic o odległości planety od gwiazdy systemu.Po trzecie technologia miała być przełomowa właśnie dzięki tempu działania.
No i na koniec jak sam zauważyłeś to czyste S-F. Ja nie twierdzę, że to na pewno jest możliwe, podobnie jak nie twierdzę, ze transporter na pewno jest możliwy. Aczkolwiek przy założeniu, ze dysponowano by odpowiednią substancją i ilością energii to można to jakoś logicznie powiązać.
Halbard
Użytkownik
#16 - Wysłana: 9 Lut 2008 21:23:47
To wszystko zależy od tego co uznamy za formy życia.
sprostowanie-miałem oczywiście na myśli całą biocenozę, a więc także rośliny.

Aczkolwiek przy założeniu, ze dysponowano by odpowiednią substancją i ilością energii to można to jakoś logicznie powiązać.
Dlatego właśnie ciekawość mozliwości przekraczania kolejnych barier pcha ludzkość do przodu i kto wie co się wydarzy w przyszłości. Dlatego dyskusja na temat "Genesis" jest czysto teoretyczna, choć nie jałowa.
Madame Picard
Moderator
#17 - Wysłana: 9 Lut 2008 21:29:42
Delta
To co najwyżej błędna ocena Kruge'a
Dobrze, a więc nagroda kretyna roku zostaje przyznana indywidualnie dowódcy zamiast zbiorowo Klingonom.

wiesz, że w rzeczywistości ich było pięciu. Klingoni o tym nie wiedzieli. Stąd nie przyszło im do głowy, że się wszyscy przesiądą za jednym razem na powierzchnię.
Ale i tak przesłanie 5 czy 6 Klingonów na statek pełen (jak mogli sądzić Klingoni) wrogich ludzi było... erm... nierozsądne?

Musiał mieć podniesione osłony
Czy podczas przesyłania osłony nie muszą być opuszczone?

A co mu bezbronny Kirk mógł zrobić? Zabić go? Wtedy jedna torpeda skróciłaby jego załodze wypoczynek na Genesis.
No przecież w końcu go zabił? I nic się nie stało?

A skąd Styles miał wiedzieć, że Scott jest na pokładzie "Enterprise"?
Racja. Punkt dla Ciebie.

Poza tym Excelsior otrzymał rozkaz pościgu, a skąd pewność, ze akurat on go otrzyma?
Pewności to nigdy nie ma; ale w dokach widzieliśmy tylko te 2 okręty (co oczywiście nie znaczy, że nie było ich więcej). Oczywiście można też założyć, że jak ścigają admirała, to z wielką pompą najlepszym okrętem (to był żart, żeby nie było...).
Pah Wraith
Użytkownik
#18 - Wysłana: 9 Lut 2008 21:52:27 - Edytowany przez: Pah Wraith
Delta
Ale zdążyli jeszcze się wybrać na Ceti Alpha i zabrać załogę Relianta.

Ale to było chyba raczej po pogrzebie... Poza tym mogli mieć p drodze.

Owszem, to właśnie dlatego uważam, że torpeda Genesis miała tylko zapoczątkować proces a nie cały czas brać w nim aktywny udział.

trudno tak uważać, skoro rozpirzyła się na samym poczatku. To zapewne jakieś promieniowanie czy cuś w tem sensie.

Posiadanie przez "Voyagera" czyli przez przeciętny okręt Floty

Notabene nigdy wcześniej ani póxniej ta broń ostatecznej zagłady się nie pojawiła :]

I zanim napiszesz, że Voyager to dla XXIII wieku odległa przyszłość, to chciałbym zwrócić uwagę, że wynalazki, które dla załogi Janeway i Picarda są codziennością musiały się skądś wziąć. Powstawały wcześniej, były mniej lub bardziej udanymi eksperymentami. Za taki można tez uznać Projekt Genesis.

Przy czym tu już wchodzimy na pole domysłów - co było pierwsze, trójkobalt czy kura

To zależy. O ile pamiętam to torpeda fotonowa nie zaszkodzi gwieździe. Połączenie trójlitu i protomaterii widocznie już tak, skoro Dominium i załoga "Defianta" byli tego tak pewni.

Ha, pytanie tylko na ile miało to być zniszczenie spowodowane wybuchem, a na ile inhibitywną (jest takie słowo?) aktywnością trójlitu?

A to, że XXIV-wieczna Federacja nie posiada technologii do jej ujarzmienia wcale nie oznacza, że w mniej lub bardziej odległej przyszłości nie będzie w stanie ujarzmić Omegi.

No, tak, ale t ciąż nam mówi jedno: w XXIII wieku (a w tej dyskusji wazny jest ten okres) jej nie ujarzmiono.

A nie sądzisz, ze to sa własnie te problemy, które musiał ominąć Marcus? Pamiętasz co powiedział Saavik? Że gdyby nie protomateria, to doszedłby do czegoś po latach, albo w ogóle. Możliwe, że protomateria w przypadku Projektu Genesis jakoś przyspieszała proces.

Owszem, owszem, szkoda tylko, że nie ma tu żadnej logicznej nici pomiędzy tajemniczym przyspieszeniem masowych ruchów górotwórczych a aktywnością protomaterii :]

Po drugie dlatego, że oba te urządzenia przekształcają materię, a w gruncie rzeczy to nic innego jak rozbicie na cząstki atomowe lub subatomowe i poskładanie do kupy ponownie ale wg. innego wzoru. Wydaje mi się, że do pewnego stopnia Genesis może działać podobnie.

To nie ulega wątpliwości, napewno jakaś forma manipulacji energią i materią zachodzi w procesie Genesis. Sęk w tym, że brak w nim tego wzorca. Innymi słowy, skąd Genesis wie, że ta kupka piachu ma się przekształcić w gustowną paprotkę a nie na przykład diament albo inną kupkę piachu?

Uderzenie torpedy powoduje aktywność wulkaniczną

To musiałaby być nielicha torpedka. Aż dziw, że żaden federasty nie wpadł na militarne zastosowanie :]

Ale nie odrzucam tego pomysłu jako całkowita bzdurę, podobnie jak nie odrzucam transportera czy replikatorów, albo napędu warp.

Ja również nie odrzucam. Uznaję jednak tą technologię za bardziej magiczną niż pozostałe wynalazki ST.

Wcale nie. Zwróć uwagę na kłótnię Spocka z McCoy'em. Co by było gdyby na tej planecie było życie? Genesis zniszczy je, tworząc nowe.

Tym gorzej. Mamy zatem dziwny proces który nie tylko rozpoznaje ale i przekształca w coś podobnego...

wiesz, że w rzeczywistości ich było pięciu. Klingoni o tym nie wiedzieli. Stąd nie przyszło im do głowy, że się wszyscy przesiądą za jednym razem na powierzchnię.

skan - skan - skan
już wiesz, czemu ci Klingoni to idioci?
Delta
Użytkownik
#19 - Wysłana: 9 Lut 2008 23:04:58
Madame Picard
Ale i tak przesłanie 5 czy 6 Klingonów na statek pełen (jak mogli sądzić Klingoni) wrogich ludzi było... erm... nierozsądne?

To Klingoni. Im więcej wrogów, tym bardziej chwalebna bitwa, w której można zginąć. Qapla' i do przodu.

Czy podczas przesyłania osłony nie muszą być opuszczone?

Owszem, tylko, że to jest kilka sekund, a na pokładzie "Enterprise" już nikogo nie było, kto mógłby przesłać się na BoP-a. I zanim powiesz, że mogliby zaprogramować transporter na koordynaty klingońskiego okrętu zamiast na koordynaty planety, a co by było gdyby zmienił on swą pozycję choćby o kilometr?

No przecież w końcu go zabił? I nic się nie stało?

Tak. Ale nie zdążył zawiadomić okrętu co się dzieje. A gdyby zdążył? Poza tym Kirk bardzo liczył na to, że Kruge zabierze ich na pokład. Zdobycie okrętu od środka mogło mieć większe szanse powodzenia, zwłaszcza, że w każdej sekundzie na powierzchni ryzykowali, że zginą choćby z powodu warunków jakie panowały na planecie.

Oczywiście można też założyć, że jak ścigają admirała, to z wielką pompą najlepszym okrętem

Użycie "Excelsiora" było o tyle logiczne, że był on lepszy niż Constitution. Ale użycie tylko jego i żadnych przeszkód ani w drodze na Genesis an na Wolkana, to już przesada. Zupełnie jakby ktoś we Flocie im pomagał.

Pah Wraith
Ale to było chyba raczej po pogrzebie...

Masz rację, mój błąd (a raczej moja skleroza). Faktycznie z Genesis wybrali się na Ceti Alpha.

Notabene nigdy wcześniej ani póxniej ta broń ostatecznej zagłady się nie pojawiła :]

Prawda. Ale jest bronią jak najbardziej kanoniczną.

Ha, pytanie tylko na ile miało to być zniszczenie spowodowane wybuchem, a na ile inhibitywną (jest takie słowo?) aktywnością trójlitu?

Wg ST GEN trójlit jest niezbędnym składnikiem do zatrzymania reakcji termojądrowej w gwieździe. To powoduje, że podobnie jak w przypadku gdy kończy się paliwo gwiazdy tworzy się implozja i gwiazda zapada się w siebie tworząc zjawisko zwane potocznie czarną dziurą. Czarną dziura nie ma się co jednak martwić bo poprzedza ją wybuch supernowej. Zmiotłoby wszystko w tym systemie.

Ergo: wychodziłoby na to, że ładunek z trójlitem działa raczej jak zapalnik bomby, a nie jako sama bomba. Wymusza reakcję którą tworzą siły natury.

No, tak, ale t ciąż nam mówi jedno: w XXIII wieku (a w tej dyskusji wazny jest ten okres) jej nie ujarzmiono.

Ale robiono eksperymenty. Kto wie może by zostały uznane za udane, gdyby nie wypadek jaki miał miejsce. Genesis to nic innego jak podobny eksperyment.

Owszem, owszem, szkoda tylko, że nie ma tu żadnej logicznej nici pomiędzy tajemniczym przyspieszeniem masowych ruchów górotwórczych a aktywnością protomaterii

Nie licząc tego, że wiemy (mniej więcej) z czego składała się torpeda Genesis. Jeśli podobnie jak w przypadku rakiety trójlitowej Sorana, uznamy ją za "zapalnik", to masz odpowiedź na pytanie.

To nie ulega wątpliwości, napewno jakaś forma manipulacji energią i materią zachodzi w procesie Genesis. Sęk w tym, że brak w nim tego wzorca. Innymi słowy, skąd Genesis wie, że ta kupka piachu ma się przekształcić w gustowną paprotkę a nie na przykład diament albo inną kupkę piachu?

A skąd założenie, że wiadomo było co powstanie? Przecież po to "Grissom" robił skany powierzchni by dowiedzieć się co zostało "upichcone". Pamiętasz jacy byli zaskoczeni że mają wszystkie klimaty? No i jeszcze jedno, jeśli nawet dziś uważa się, ze życie powstało z materii nieożywionej, to skąd ta kupka piachu na plaży na Hawajach wiedziała jak zrobić z siebie palmę? Odpowiedź brzmi nie wiedziała. Wymusiła to ewolucja (a w tym wypadku przyspieszona ewolucja).

To musiałaby być nielicha torpedka. Aż dziw, że żaden federasty nie wpadł na militarne zastosowanie

Owszem musiała być silna. No i co w tym takiego nieosiągalnego? VGR: Dreadnought, kardasjanski statek-pocisk, który przejęli Maquis. Chakotay powiedział, że przenosi tonę materii i tonę antymaterii. A Tuvok, że taka ilość wystarczy do rozwalenia przeciętnego księżyca. O trikobaltowej torpedzie i jej sile uderzenia jaką podawała 7z9 nie wspominając. Przy trikobaltówce torpeda kwantowa to niegroźny fajerwerk.

Tym gorzej. Mamy zatem dziwny proces który nie tylko rozpoznaje ale i przekształca w coś podobnego...

Wcale nie jest powiedziane, że rozpoznaje. IMO rozwala tylko na drobne atomy. A jak się to wszystko poskłada do kupy wychodzi coś innego.

skan - skan - skan
już wiesz, czemu ci Klingoni to idioci?


"Mam pod ręką 5000 torped fotonowych uzbrojonych i gotowych do odpalenia. Jak mi nie wierzycie to przeskanujcie stację." Na pewno wiesz skąd to. I co? Przeskanowali? Przeskanowali. Uwierzyli? Nie. Nacięli się? I owszem. Nie zawsze wierzy się skanom, nie zawsze ma się też możliwość skanu. No i czasami ma się dowódcę idiotę lub takiego, którego rozsądek jest zaślepiony.
Pah Wraith
Użytkownik
#20 - Wysłana: 10 Lut 2008 10:45:26
Delta
Prawda. Ale jest bronią jak najbardziej kanoniczną.

Tak, ale i kłopotliwą i zalatującą aromatem buraczanym na kilometr :]

Wg ST GEN trójlit jest niezbędnym składnikiem do zatrzymania reakcji termojądrowej w gwieździe. (...) Zmiotłoby wszystko w tym systemie.

Tak, ale pisząc o wybuchu miałem na myśli zapalnik, nie eksplozję gwiazdy.


Ergo: wychodziłoby na to, że ładunek z trójlitem działa raczej jak zapalnik bomby, a nie jako sama bomba. Wymusza reakcję którą tworzą siły natury.


Dokładnie.

Ale robiono eksperymenty. Kto wie może by zostały uznane za udane, gdyby nie wypadek jaki miał miejsce. Genesis to nic innego jak podobny eksperyment.

Jasne, tylko, że aby dokonać tak gwałtownego terraformingu na skalę planetarną (a tu wręcz utworzenia planety z mgławicy co jest zdaje się ogromnym burakiem biorac pod uwagę gestość mgławic i sposób kształtowania ciał niebieskich) potrzebna jest gigantyczna ilość energii. Tu tego nie mamy. Opanowanie tej energii (czyli proces, który podjęto, załóżmy, w XXIII wieku) jest pierwszym do tego krokiem. Pierwszym - to znaczy, że nie ma możliwości, by Genesis prowadzić równolegle. To tak jakby oczekiwać, że człowiek pierwszy raz spowodował, że para coś ruszyła i równolegle zbudował parowóz.

A skąd założenie, że wiadomo było co powstanie?

No, sam napisałeś, że Spock wskazywał (choć takiego czegoś jak rozumiem, ze względów humanitarnych nie przeprowadzono), że Genesis zniszczy jedno życie na korzyść powstania drugiego. IMO to dość precyzyjna wypowiedź. Zmierzam do tego, że równie dobrze mogła im wyjść z tej Mutary ogromna kulka lodowa lub też statua braci Kaczyńskich. David i Carole jednak byli przekonani, że efektem Genesis będzie "living, breathing planet" - a zatem planeta klasy M z bujnym ekosystemem. Bez sterowania (takiego jakie ma miejsce w przypadku kontroli komputera replikatora) coś takiego byłoby niemożliwe. Genesis na tym etapie jest informacyjnym perpetuum mobile - sam się programuje.

Wymusiła to ewolucja (a w tym wypadku przyspieszona ewolucja).

Jak coś takiego miało by działać (jeszcze bez zwierząt)?

No i co w tym takiego nieosiągalnego? VGR: Dreadnought, kardasjanski statek-pocisk, który przejęli Maquis. Chakotay powiedział, że przenosi tonę materii i tonę antymaterii.

Pamiętasz jakie miał rozmiary Dreadnought? Skoro federaści dysponowali głowicami o takiej sile zniszczenia (nawet bez efektu Genesis) w XXIII wieku to chyba by im nikt nie podskoczył już więcej. Nawet Borg by nie pierdnął...
Notabene w Dreadnoughcie wystarczyłaby sama antymateria. Wtedy można by załadować dwie tony i efekt byłby lepszy. Ale to już typowy VOYageryzm.

Przy trikobaltówce torpeda kwantowa to niegroźny fajerwerk.

Oto jest pytanie.

Wcale nie jest powiedziane, że rozpoznaje. IMO rozwala tylko na drobne atomy. A jak się to wszystko poskłada do kupy wychodzi coś innego.

"Zniszczy jedno życie na korzyść innego" - czyli jednak rozpoznaje...

Nie zawsze wierzy się skanom, nie zawsze ma się też możliwość skanu.

Cóż, powiem tak, w ST3 nie ma mowy o tym, żeby Klingoni przeskanowali E. Mieli na to sporo czasu. Zrobić to powinni, bo BoP był pyrtek przy E - Klingonów była zaledwie garstka. Porywanie się do abordażu okrętu na którym jest 150 członków załogi w kilka osób jest... no nie jest odważne, tylko to drugie

No i czasami ma się dowódcę idiotę lub takiego, którego rozsądek jest zaślepiony.

Co powraca nas na ojczyzny łono - Klingoni w ST3 to idioci :]
Madame Picard
Moderator
#21 - Wysłana: 10 Lut 2008 11:54:55 - Edytowany przez: Madame Picard
Pah Wraith
ównie dobrze mogła im wyjść z tej Mutary ogromna kulka lodowa lub też statua braci Kaczyńskich.
ROTFL
To przypomina napęd nieskończonego nieprawdopodobieństwa z "Autostopem po galaktyce" .
rorq
Użytkownik
#22 - Wysłana: 10 Lut 2008 15:21:30 - Edytowany przez: rorq
Ja się wtrącę tak BTW, niekoniecznie w dyskusję, bo wiedzy mi brak.. Ale na temat zawarty w topiku..

ST1 - klimat, klimat, klimat. Okropne dłużyzny, ale budujące jakiś taki nastrój a'la Odyseja kosmiczna 2001. SF w wydaniu metafizycznym, czyli taki ST, jaki najbardziej lubię. V'Ger to rewelacyjny pomysł i dał mi sporo ciekawych przemyśleń, zresztą bardzo dobrze że nie został już nigdzie indziej sprzedany, bo by się rozmył.

ST2 - hmm.. Dzicy indianie szukający pomsty w zapalczywym gniewie na Kirku nie przekonują mnie zupełnie. Może to kwestia kostiumów, a może jakiegoś takiego buraczanego stylu, ale nie nie nie. Natomiast bitwa w mgławicy to majstersztyk klimatu i obgryzania paluchów z wrażenia

ST3 - Projekt Genesis - przegięcie. Odrodzenie Spocka - przegięcie. Kwestie klingonów i ich inteligencji - w tym wypadku chyba emocjonalnej - pozostawiam bez komentarza. Natomiast cały motyw buntu, porwania statku i wyruszenia na ratunek Spocka - to jest kwintesencja ST dla mnie. GF - tak, ale przyjaciele ważniejsi. O ile jeszcze w TNG czy DS9 ten ideał przezierał przez postaci, to w VOY chyba właśnie tego mi zabrakło..

ST4 - właśnie jestem po.. Uczucia mam baaardzo ambiwalentne. Bo w sumie to mi się podobał, ale jakoś nie mogę się pozbawić głupiego hihotu i to wcale nie z powodu gagów, a samego pomysłu.

Będzie spoiler - uwaga!

Tajemnicza sonda z technologią przy której nawet borg raczkuje przylatuje na ziemię by pogadać z wielorybami. Załoga HMS Bounty radośnie cofa się w czasie by przywieźć 2 okazy, bo one uratują ziemię, która umiera z powodu deszczu i zachmurzenia oraz "strzelenia korków". a po wszystkim - jak i disneya - w minutę wszystkie efekty się cofają i panuje szczęście i radość. A sonda odlatuje. Teraz pewnie leci pogadać z czymś na Wolkanie lub Romulusie.
Hmm.. Inaczej jak film ekologiczny z akcentami humorystycznymi, oparty na ST nazwać tego nie mogę..
a na dodateg milion niekonsekwencji, z których chyba najbardziej rozwaliło mnie potraktowanie Checkova jako szpiega. Czy tak w latach zimnej wojny traktowało się rosyjskich szpiegów znalezionych w pobliżu reaktora flagowego okrętu floty USA? hmm...

Wniosek - ST1 tak, pozostałe.. Dają radę bo jestem fanem. Natomiast komuś nie wprowadzonemu w świat bym tego nie puścił. Bo usłyszałbym tradycyjne argumenty przeciw St - i niestety - byłyby one prawdziwe.

Teraz zostały jeszcze 5 i 6 - o ile wiem - lepsze. mam nadzieję
Domko
Użytkownik
#23 - Wysłana: 10 Lut 2008 15:50:03
A jednak bym puścił. Właśnie na Star Trek IV "wychowałem" nowego fana Star Treka.
Ja zresztą też podobnie zacząłem swoją przygodę ze Star Trekiem.
Odetta
Użytkownik
#24 - Wysłana: 10 Lut 2008 16:35:16 - Edytowany przez: Odetta
IV mnie zabiła. No ratunku. Właśnie, przybywa jakaś strasznie dziwna sonda która nie wiedzieć czemu rozwala cały ziemski ekosystem. Dzielna załoga stwierdza: "ej ona chce pogadać z wielorybami!" i od tego momentu poziom absurdu rośnie. "Importujmy z przeszłości ze dwa wieloryby, to pogadają z sondą i sonda sobie pójdzie". I importują, łamiąc po drodze Iszą dyrektywę i jeszcze parę innych. Importowane wieloryby natomiast nie dziwią się niczemu i przekazują sondzie najwyraźniej że jest OK [zamiast "Ziemianie to penisy, wybijają nas co do płetwy a w ogóle to gdzie my jesteśmy i GDZIE JEST MÓJ KUBECZEK Z UKWIAŁEM ???"***] i sonda sobie grzecznie idzie.

Kirk z kolei nie ponosi żadnych konsekwencji natomiast jeszcze bonusem dostaje nagrodę chociaż powinien wylecieć z GF na zbitą klatę. Ogólnie spiętrzenie gagów i nieprawdopodobnych sytuacji oraz wygląd Spocka z karatecką przepaską nasuwa mi ogólnie odczucia bliskie tym, jakie się ma po obejrzeniu "Akademii Policyjnej"



*** [kubeczek z ukwiałem (c)Rorq]
Q__
Moderator
#25 - Wysłana: 10 Lut 2008 18:41:05
Madame Picard

Jako, że wreszcie udało mi się obejrzeć w całości tę serię filmów, ciekawa jestem Waszych opinii. Ja mam wrażenie mieszane, ale chyba jednak bardziej na plus.

Temat interesujący (drugi już), ale filmy te trudno rozpatrywać łącznie, choć jako twór Bennetta są poniekąd "ciałęm obcym" w ST. ST II to może nie najmądrzejsza (mam też niejaki żal o odgrzanie postaci Khana jako szwarccharaktera, co spreciwia się happy endowi odcinka z jego udziałem), ale dramatyczna historia robiąca wielkie wrażenie sceną śmierci i pogrzebu Spocka. Można zgłaszć zastrzeżenia do tak naciąganych pomysłów jak Projekt Genasis czy czerwone mundury idące pod prąd trekowej tradycji, ale ogólnier ogląda się to (mimo wszelkich wad) bardzo dobrze. Przyznaję to bez entuzjazmu, ale jest to jeden z lepszych filmów ze świata ST.
ST III to dla odmiany dno dna, flim IMHO gorszy niż NEM, czy - tym bardziej - ST V. Chodziło po prostu o to by jakos wskrześć Spocka. więc scenarzyści zrobili to jak umieli wymyślajac takei brednie jak wolkańska katra, czy działąnia Genesis jeszcze bardziej "baśniowe" niz w poprzedniej części. Rzadko widuje się tyle głupot w ST.
Z kolei ST IV... A to zupełnie inna para kaloszy... Film inteligentny, dowcipny. I dajacy do myslenia przez ukazanie jak prymitywni o "obcy" są dwudziestowieczni ludzie na tle tych federacyjnych. Dla mnie numer dwa, lub trzy w rankingu trekowych filmów. (Inna rzecz, że niektóre buraki tym filmie bywaja powalajace.)

Pewnym ciekawym, zarysowanym, ale w pełni niewykorzystanym motywem była próba podsumowania dotychczasowego życia bohaterów (niestety dotyczy to właściwie tylko Kirka). Okazuje się, że to podsumowanie wypada dość gorzko. Kirk, największy bohater Federacji, który osiągnął w życiu niemal wszystko, sprawia w ST2 wrażenie człowieka przegranego, który mówi o "życiu, którego nie miał". Niestety potem temat się rozpływa.

Tak, to jest dobre i poniekad kontynuuje linię z TMP.

karykaturalny kapitan Excelsiora

Postać pasująca wręcz do "Kosmicznych jaj"...

A już scenka z Kirkiem na Entku zaatakowanym przez Khana spokojnie odwracającym się od ekranu, zakładającym okulary i wydającym szeptem rozkaz Saavik znajdzie się w moim prywatnym rankingu ulubionych.

Tak, to je vyborne.

Halbard

Zdecydowanie najbardziej z tych trzech podobał mi się "The Voyage Home"

Nic dziwnego. Jest najlepszy.

ciekawe że w ST3 dowódce Klingonów gra profesor z "Powrotu do przyszłości"-powinien być mądrzejszy



Pah Wraith

TVH jest zabawne, bardzo zabawne, a nawet zbyt zabawne. Otrzymujemy tam mało innych emocji, w związku z czym wychodzi to jak dla mnie mdło.

A co z głębią tego filmu?

Delta

Co takiego złego zrobił Styles

Może nic złego. Ale większego - excuse le mot - dupka chyba we Flocie nie widzeliśmy...

A, i jeszcze jedno. Co takiego złego jest w Projekcie Genesis? Że jest on nierealny? A technologia transportera, to niby jest realna?

Zgoda, ale tu już skala nierealizmu jest IMHO przesadna. z tą technolgią UFP powinna w czasch Picarda być praiwe tak potężna jak Q...

Pah Wraith

Genesis w zaprezentowanej formie przekracza IMO granice sf. W kilka godzin mieliśmy uzyskać żywą planetę? W prezentacji kształtowały się góry, rzeki, dorosłe okazy drzew itp. To lekka przesada. W tej skali ten proces byłby do pomyślenia w, powiedzmy, kilka tygodni, miesięcy, ale nie w kilka godzin.

Zgoda.

Delta

To już jest wina scenarzystów, którzy we własnym interesie wyciągają Trekowe załogi z każdej opresji i czynią z nich geniuszy i herosów.

Dobrze jednak, gdy nie przekraczają w tym granic śmieszności...

Pah Wraith

równie dobrze mogła im wyjść z tej Mutary ogromna kulka lodowa lub też statua braci Kaczyńskich.

Zwłąszcza to ostatnie

To przypomina napęd nieskończonego nieprawdopodobieństwa z "Autostopem po galaktyce"

Jedyne co mnie ubawiło w dfilmowej wersji "Autostopem..." Cód, miód i orzeszki....

rorq

ST1 - klimat, klimat, klimat. Okropne dłużyzny, ale budujące jakiś taki nastrój a'la Odyseja kosmiczna 2001. SF w wydaniu metafizycznym, czyli taki ST, jaki najbardziej lubię. V'Ger to rewelacyjny pomysł i dał mi sporo ciekawych przemyśleń, zresztą bardzo dobrze że nie został już nigdzie indziej sprzedany, bo by się rozmył.

Widze, że jestes jednak b. cennym nabytkiem dla Forumowej społeczności, w końcu myłśisz o TMP to samo co ja.

A serio: TMP jest filmem wybitnym i arcydziełem wyrastajacym powagą ponad poziom reszty Treka (szkoda, że nie utrzymano tego pozimu), resztę oglada się po prostu jak odcinki TOSu z zachowana continuity i lepszym budżetem.

ST3 - Projekt Genesis - przegięcie. Odrodzenie Spocka - przegięcie. Kwestie klingonów i ich inteligencji - w tym wypadku chyba emocjonalnej - pozostawiam bez komentarza.

Bo nawet nie ma tu co gadać...

Teraz pewnie leci pogadać z czymś na Wolkanie lub Romulusie.



Wniosek - ST1 tak, pozostałe.. Dają radę bo jestem fanem. Natomiast komuś nie wprowadzonemu w świat bym tego nie puścił. Bo usłyszałbym tradycyjne argumenty przeciw St - i niestety - byłyby one prawdziwe.

ST IV nie ovceniałbym tak surowo, ale racja...

Teraz zostały jeszcze 5 i 6 - o ile wiem - lepsze. mam nadzieję

"Piątka" niekoniecznie...

Domko

A jednak bym puścił. Właśnie na Star Trek IV "wychowałem" nowego fana Star Treka.
Ja zresztą też podobnie zacząłem swoją przygodę ze Star Trekiem.


Nie dziwie isę. Jest to bezpretensjonalna rozrywak ze stosowna dawka głebi.

Odetta

I importują, łamiąc po drodze Iszą dyrektywę

Pierwszą Temporalną...

Kirk z kolei nie ponosi żadnych konsekwencji natomiast jeszcze bonusem dostaje nagrodę chociaż powinien wylecieć z GF na zbitą klatę.

Hmm, hmmm... W końcu ocalił ludzkosć...
Pah Wraith
Użytkownik
#26 - Wysłana: 10 Lut 2008 18:57:54
Q__
A co z głębią tego filmu?

Głębi to tam sporo było całkiem, to fakt. Głebi oceanicznych, rzecz jasna.

"Piątka" niekoniecznie...

Oj, bo oberwiesz po łapkach

Odetta
kubeczek z ukwiałem

"Przecież, to mój kubeczek, to mój kubeczek z ukwiałem jest!"
Odetta
Użytkownik
#27 - Wysłana: 10 Lut 2008 19:00:24 - Edytowany przez: Odetta
Q

Kirk ocalił ludzkość to raz ale zasady złamał wcześniej, a nie w celu ratowania ludzkości więc w zasadzie to wcale nie musiałoby być rozpatrywane jako okoliczność całkowicie łagodząca..

Czy gdybyś zabił człowieka a potem ugasił płonące przedszkole, system karny by się o Ciebie nie upomniał?
Pah Wraith
Użytkownik
#28 - Wysłana: 10 Lut 2008 19:02:42
Dlatego został zdenominowany, pardon, zdemontowany, ekskiuzemła, zdewaluowany... ZROBILI GO kapitanem z admirała
Madame Picard
Moderator
#29 - Wysłana: 10 Lut 2008 19:03:59
Odetta

Kirk z kolei nie ponosi żadnych konsekwencji natomiast jeszcze bonusem dostaje nagrodę chociaż powinien wylecieć z GF na zbitą klatę.

Ja w ogóle ma wrażenie, że dla Kirka rozkazy i regulamin to zbiór luźnych wskazówek. I tyle razy za to nie poleciał, że to aż podejrzane (mój mąż, który nie wiedzieć czemu nie cierpi Kirka, uważa, że powinno się go odpowiednio wcześnie zdegradować do szeregowca i całe życie kazać szorować przewody plazmowe). Albo wszystkim w dowództwie weszło w nawyk przymykanie oka na wybryki Kirka albo w dowództwie są same kobiety .
Q__
Moderator
#30 - Wysłana: 10 Lut 2008 19:22:43 - Edytowany przez: Q__
Pah Wraith

Oj, bo oberwiesz po łapkach

Od ST III lepszy

Odetta

Czy gdybyś zabił człowieka a potem ugasił płonące przedszkole, system karny by się o Ciebie nie upomniał?

Analogia trochę nietrafna. (Acz uratowanie przedszkoal byoby dobrym dowodem resocjalizacji jednosatki.)

Pah Wraith

ZROBILI GO kapitanem z admirała

Dzięki czemu mógł wrócić na mostek.

Madame Picard

Ja w ogóle ma wrażenie, że dla Kirka rozkazy i regulamin to zbiór luźnych wskazówek.
Albo wszystkim w dowództwie weszło w nawyk przymykanie oka na wybryki Kirka albo w dowództwie są same kobiety

Albo też w XXIII wieku brak sztywnego formalizmu i wyżej się ceni "ducha" nad "literę". Moze to dowód ich dojrząłosci (podczas gdy my toniemy w biurokracji)...
 Strona:  1  2  »» 
USS Phoenix forum / Star Trek / ST 2, 3, 4: Wasze opinie

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!