GuauldGuauld:
więc nie pomyślałem, Nightsidersi mieli być właśnie Ferengi
A wiedziałeś o tym?
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthr ead&forum=2&topic=1866&page=1#msg270321To by nam dopiero postrzeganie Ferengi zrewolucjonizowało...
I czy wychwyciłeś
Guauld:
w The Sum of Its Parts
nieoficjalną - a dość intrygującą (mimo swych wad) - kontynuację wątku Borga?
ps. W międzyczasie obejrzałem AND
"All Great Neptune's Ocean" i przyznam, iż - jako że zdążyłem praktycznie wszystko zeń zapomnieć - zaskoczył mnie ów epizod.
Owszem, jest tam wyraźny powiew klasycznego Treka - ot, choćby podwodna cywilizacja (co b. przypomina jedną z nowszych powieści Bennetta o Titanie, choć to, co w książce można pokazać w detalach, tu - z przyczyn budżetowych - pozostało w niedopowiedzeniu, cała fabuła rozegrała się na pokładzie Andromedy*) czy scena, w której Rommie, jako technicznie winna (co z tego, że była zhackowana) zabójstwa, gotowa jest z godną Daty prostodusznością (i pasującym do Spocka pędem do poświęceń) oddać się do dyspozycji lokalnych władz. Schemat technobełkotliwego (tym razem jest to nawet przytomna technologia militarna) śledztwa naukowego również jest b. typowy dla ST (który zresztą do kryminalnych historii miał słabość jeszcze od czasów TOS). Okołobankietowy humor zdaje się natomiast pachnieć INS (acz zastanawiam się czemu Beka i Harper musieli się stroić we współcześnie wyglądające garnitur i suknię wieczorową, a nie w galowe mundury oficerskie, po prostu).
Całość fabuły jednak to - i stąd rzeczone zaskoczenie - praktycznie czyste dziedzictwo DS9 - tragedie z, tam przedfederacyjnego, tu - międzyfederacyjnego, że tak powiem, okresu, rachunki krzywd, które w jakimś momencie trzeba przerwać, pytanie o to czy cel uświęca środki (powiązane z typowo Trekowym sceptycznym spojrzeniem na wielkich ludzi), i indywidualne historie bohaterów to pachnące dziejami Kiry (Tyr upominający się o sprawiedliwość za krzywdy
swoich; tubylcza pani pułkownik mająca już
serce po właściwej stronie, ale metody wciąż skłonna stosować brutalne, poza tym dowiadująca się nowych faktów dotyczących jej najbliższych), to ewolucją Damara (miejscowy prezydent z całą dwuznacznością swojej biografii i jego rusotowaty zastępca). Pobrzmiewają też w tym wszystkim tragiczne tony "Duetu", gdzie również śledztwo było tylko pretekstem, o bolesne grzebanie w historii cywilizacji i jednostek chodziło.
Podobnie DS9owska jest wolta Seamusa. Ten dyżurny tchórz, cynik i wielokrotny niedoszły morderca, pokazuje mniej oczekiwaną (acz zgadzającą się z tym co wiemy o tej postaci i jej technofilii) stronę, biorąc na siebie nieswoje winy, by ratować Rommie. Świadczy to o - godnej B5 wręcz - intrygującej złożoności tej postaci.
Sama fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Ot, na tytułowym statku goszczą delegaci obejmującej układ planetarny republiki, której ludność (więc i reprezentująca ją grupa) składa się głównie z przystosowanych do życia pod wodą humanoidów. Jest to potencjalnie cenny nabytek dla odradzającej się Federacji - rozwijająca się, bogata, pokojowa, kultura, mająca pewną skłonność do celebry, która podniosła się z upadku w ciągu ostatnich paru dekad.
To właśnie jej przedstawicieli obecność (która ma się zakończyć podpisaniem umowy akcesyjnej), powoduje, że Rommie zmusza inżyniera i Pierwszą do wbijania się w wieczorowe stroje, przeciwko czemu wspomniana parka mocno oponuje... by ostatecznie ulec.
Zdaje się, że wszystko idzie gładko... do czasu jednak, bo oto Anasaziemu wychodzi z analizy dostępnych danych, że przewodniczący delegacji miejscowy prezydent dokonał - w trakcie walk o zjednoczenie układu - zbrodni wojennej, nakazując zniszczenie stacji kosmicznej zamieszkałej przez (odlegle spokrewnionych z nim - Tyrem, nie tubylczym przywódcą
) Nietzschean (owszem wcześniej rozpychających się w okolicy i usiłujących jej mieszkańców obrócić w niewolników), choć usiłowali się poddać.
Wparowuje więc na bankiet i rzuca to oskarżenie w/w prezydentowi w twarz, nadając mu formę ironicznego toastu.
Dylan przekonuje swojego podkomendnego by nie narażał negocjacji i złożył oficjalne przeprosiny. Dodaje, że przecież, gdy tubylcy przystąpią do Federacji, będzie można ich przywódcę legalnie osądzić jeśli faktycznie jest ludobójcą.
Anasazi zgadza się i przybywa odbyć z prezydentem przeprosinową rozmowę w cztery oczy. Dialog ów kończy się tak, że lokalny lider zostaje znaleziony martwy, a Tyr - nieprzytomny (czy to nie pachnie ST VI trochę?).
Kto był zabójcą - wydaje się oczywiste, dlatego pozostali obecni na statku przedstawiciele miejscowych (w tym kanclerz teraz z urzędu przejmujący prezydenturę i wspominana pułkownik, przybrana córka zabitego, której biologiczna rodzina niewolona przez Nietzschean zginęła wraz z wiadomą stacją) domagają się wydania Anasaziego ich jurysdykcji, a tubylcze siły kosmiczne podejmują, ponoć samowolnie, ataki na Andromedę (jeden nawet zakończony - dość gładko odpartym - desantem).
Hunt powątpiewa jednak w winę swojego oficera (który kluczowych zdarzeń nie pamięta, twierdzi jednak, że gdyby miał się wziąć do mordowania zrobiłby to znacznie bardziej fachowo) i zdecydowany jest mu zapewnić uczciwy proces na pokładzie statku.
Harper i Valentine prowadzą śledztwo. Odkrywają, że lanca Nietzscheanina wystrzeliła sama pod wpływem sygnału wyemitowanego przez Rommie (to wtedy Sztuczna Inteligencja skłonna jest ponieść za to karę, a inżynier - poświęcić się za nią), którą wcześniej ktoś zhackował. Okazuje się też, że wyzwalaczem była melodia zgodnie z miejscowym (wymagającym nadania wszystkiemu muzycznej oprawy) zwyczajem grana w obecności prezydenta.
Nasi dzielni bohaterowie montują drobną prowokację. Otóż w czasie procesu Tyra zostaje odtworzony prezydencki motyw melodyczny, a lanca Anasaziego zdaje się ponownie
budzić do życia. Wtedy niedawny kanclerz zdziera z siebie w panice prezydenckie insygnia, tym samym demaskując się jako hacker-morderca (kto inny wiedziałby, bowiem, na jaki cel broń Tyra została nastawiona).
Polityk przyznaje się do winy. Wyznaje, że decyzję o wiadomej zbrodni wojennej podjęli wspólnie ze swoim poprzednikiem, długoletnim przyjacielem i ofiarą w jednym. Dodaje też, że tamten był gotów publicznie wyznać ich winę, dlatego zabił go, bojąc się, że ujawnienie prawdy wywoła polityczny chaos i unicestwi to co za cenę owego ludobójstwa zbudowali.
Pułkownik jest wstrząśnięta. Aresztuje swojego przywódcę i - chcąc pomścić śmierć swojej rodziny, ale i zgadzając się z nim, że lepiej uniknąć skandalu - skłonna jest go "zastrzelić w czasie próby ucieczki", jednak Dylan powstrzymuje ją i przekonuje, że ujawnienie prawdy i uczciwe postępowanie sądowe to lepsza droga. Tłumaczy jej również by nie oceniała zamordowanego prezydenta zbyt surowo - wielcy ludzie popełniają też wielkie błędy i wielkie zbrodnie, pytanie jednak co przeważy, gdy przyjdzie do zbilansowania ich dokonań. A w tym wypadku dokonaniem jest stworzenie sprawnego, praworządnego, państwa.
Akcesja zostaje dokonana. Kapitan Andromedy ma jednak wątpliwości czy bolesna prawda nie zaszkodzi stabilności politycznej nowego członka Federacji (
ergo: czy postąpił słusznie). Rev. Bem (skąd ten Obcy zna ziemskie mity?) przypomina mu jak w Orestei Apollo przerwał krwawą spiralę zemsty sprawiedliwym procesem sądowym. Hunt odpowiada, że tamten miał łatwiej, bo był bogiem. Duchowny kwituje to wieloznacznym uśmiechem.
(Aha: ze smaczków technologicznych trzeba wymienić
naoczną kamerę wirtualną i wodne aparaty tlenowe
doprowadzające życiodajny płyn do skrzeli widocznych na szyjach gości.
Natomiast z niedoszłych rewolucji kanonicznych fakt, że Nietzscheanie - a więc Wolkano-Romulanie - nigdy nie popełniają samobójstwa, co ujawnił Tyr odrzucając ze wzgardą opcję, że jego rodacy wysadzili swój habitat sami. Jak w kontekście tego rozumieć zatem znane zachowania Spocka?)
Podsumowując... Zgadzam się z Tobą, że to dobry, warty polecenia, epizod (jeśli przymknąć oko na typowe dla tej serii wizualia dałbym 3,5, może nawet 3,9/4 w skali
Jammera), acz nie nazwałbym go najlepszą (ani nawet moją ulubioną) odsłoną ANDzi. Wciąż wolę (acz nie wszystkie z nich uważam za lepiej nakręcone!) takie epizody AND jak "The Banks of the Lethe", "The Mathematics of Tears", "Una Salus Victus", "The Knight, Death, and the Devil", "The Lone And Level Sands", bo w jednych z nich więcej hard SF, w innych - ducha Roddenberry'ego.
* Cóż, można i tak. Zetknąć załogę z naprawdę oryginalną rasą, i zrobić z tego
bottle show.
Inni o w/w odcinku:
http://www.jammersreviews.com/andr/s1/ocean.phphttp://sadgeezer.com/Andromeda-Season-1-11All-Grea t-Neptunes-Ocean.htmhttp://www.littlereview.com/getcritical/androm/nep tune.htmhttp://www.cynicscorner.org/andro_1/andro_110.html