USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Star Trek / Andromeda
 Strona:  ««  1  2  3  4  5  6 
Autor Wiadomość
Q__
Moderator
#151 - Wysłana: 24 Cze 2017 01:09:13 - Edytowany przez: Q__
Guauld

Guauld:
więc nie pomyślałem, Nightsidersi mieli być właśnie Ferengi

A wiedziałeś o tym?
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthr ead&forum=2&topic=1866&page=1#msg270321
To by nam dopiero postrzeganie Ferengi zrewolucjonizowało...

I czy wychwyciłeś
Guauld:
w The Sum of Its Parts

nieoficjalną - a dość intrygującą (mimo swych wad) - kontynuację wątku Borga?

ps. W międzyczasie obejrzałem AND "All Great Neptune's Ocean" i przyznam, iż - jako że zdążyłem praktycznie wszystko zeń zapomnieć - zaskoczył mnie ów epizod.
Owszem, jest tam wyraźny powiew klasycznego Treka - ot, choćby podwodna cywilizacja (co b. przypomina jedną z nowszych powieści Bennetta o Titanie, choć to, co w książce można pokazać w detalach, tu - z przyczyn budżetowych - pozostało w niedopowiedzeniu, cała fabuła rozegrała się na pokładzie Andromedy*) czy scena, w której Rommie, jako technicznie winna (co z tego, że była zhackowana) zabójstwa, gotowa jest z godną Daty prostodusznością (i pasującym do Spocka pędem do poświęceń) oddać się do dyspozycji lokalnych władz. Schemat technobełkotliwego (tym razem jest to nawet przytomna technologia militarna) śledztwa naukowego również jest b. typowy dla ST (który zresztą do kryminalnych historii miał słabość jeszcze od czasów TOS). Okołobankietowy humor zdaje się natomiast pachnieć INS (acz zastanawiam się czemu Beka i Harper musieli się stroić we współcześnie wyglądające garnitur i suknię wieczorową, a nie w galowe mundury oficerskie, po prostu).
Całość fabuły jednak to - i stąd rzeczone zaskoczenie - praktycznie czyste dziedzictwo DS9 - tragedie z, tam przedfederacyjnego, tu - międzyfederacyjnego, że tak powiem, okresu, rachunki krzywd, które w jakimś momencie trzeba przerwać, pytanie o to czy cel uświęca środki (powiązane z typowo Trekowym sceptycznym spojrzeniem na wielkich ludzi), i indywidualne historie bohaterów to pachnące dziejami Kiry (Tyr upominający się o sprawiedliwość za krzywdy swoich; tubylcza pani pułkownik mająca już serce po właściwej stronie, ale metody wciąż skłonna stosować brutalne, poza tym dowiadująca się nowych faktów dotyczących jej najbliższych), to ewolucją Damara (miejscowy prezydent z całą dwuznacznością swojej biografii i jego rusotowaty zastępca). Pobrzmiewają też w tym wszystkim tragiczne tony "Duetu", gdzie również śledztwo było tylko pretekstem, o bolesne grzebanie w historii cywilizacji i jednostek chodziło.
Podobnie DS9owska jest wolta Seamusa. Ten dyżurny tchórz, cynik i wielokrotny niedoszły morderca, pokazuje mniej oczekiwaną (acz zgadzającą się z tym co wiemy o tej postaci i jej technofilii) stronę, biorąc na siebie nieswoje winy, by ratować Rommie. Świadczy to o - godnej B5 wręcz - intrygującej złożoności tej postaci.

Sama fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Ot, na tytułowym statku goszczą delegaci obejmującej układ planetarny republiki, której ludność (więc i reprezentująca ją grupa) składa się głównie z przystosowanych do życia pod wodą humanoidów. Jest to potencjalnie cenny nabytek dla odradzającej się Federacji - rozwijająca się, bogata, pokojowa, kultura, mająca pewną skłonność do celebry, która podniosła się z upadku w ciągu ostatnich paru dekad.
To właśnie jej przedstawicieli obecność (która ma się zakończyć podpisaniem umowy akcesyjnej), powoduje, że Rommie zmusza inżyniera i Pierwszą do wbijania się w wieczorowe stroje, przeciwko czemu wspomniana parka mocno oponuje... by ostatecznie ulec.
Zdaje się, że wszystko idzie gładko... do czasu jednak, bo oto Anasaziemu wychodzi z analizy dostępnych danych, że przewodniczący delegacji miejscowy prezydent dokonał - w trakcie walk o zjednoczenie układu - zbrodni wojennej, nakazując zniszczenie stacji kosmicznej zamieszkałej przez (odlegle spokrewnionych z nim - Tyrem, nie tubylczym przywódcą) Nietzschean (owszem wcześniej rozpychających się w okolicy i usiłujących jej mieszkańców obrócić w niewolników), choć usiłowali się poddać.
Wparowuje więc na bankiet i rzuca to oskarżenie w/w prezydentowi w twarz, nadając mu formę ironicznego toastu.
Dylan przekonuje swojego podkomendnego by nie narażał negocjacji i złożył oficjalne przeprosiny. Dodaje, że przecież, gdy tubylcy przystąpią do Federacji, będzie można ich przywódcę legalnie osądzić jeśli faktycznie jest ludobójcą.
Anasazi zgadza się i przybywa odbyć z prezydentem przeprosinową rozmowę w cztery oczy. Dialog ów kończy się tak, że lokalny lider zostaje znaleziony martwy, a Tyr - nieprzytomny (czy to nie pachnie ST VI trochę?).
Kto był zabójcą - wydaje się oczywiste, dlatego pozostali obecni na statku przedstawiciele miejscowych (w tym kanclerz teraz z urzędu przejmujący prezydenturę i wspominana pułkownik, przybrana córka zabitego, której biologiczna rodzina niewolona przez Nietzschean zginęła wraz z wiadomą stacją) domagają się wydania Anasaziego ich jurysdykcji, a tubylcze siły kosmiczne podejmują, ponoć samowolnie, ataki na Andromedę (jeden nawet zakończony - dość gładko odpartym - desantem).
Hunt powątpiewa jednak w winę swojego oficera (który kluczowych zdarzeń nie pamięta, twierdzi jednak, że gdyby miał się wziąć do mordowania zrobiłby to znacznie bardziej fachowo) i zdecydowany jest mu zapewnić uczciwy proces na pokładzie statku.
Harper i Valentine prowadzą śledztwo. Odkrywają, że lanca Nietzscheanina wystrzeliła sama pod wpływem sygnału wyemitowanego przez Rommie (to wtedy Sztuczna Inteligencja skłonna jest ponieść za to karę, a inżynier - poświęcić się za nią), którą wcześniej ktoś zhackował. Okazuje się też, że wyzwalaczem była melodia zgodnie z miejscowym (wymagającym nadania wszystkiemu muzycznej oprawy) zwyczajem grana w obecności prezydenta.
Nasi dzielni bohaterowie montują drobną prowokację. Otóż w czasie procesu Tyra zostaje odtworzony prezydencki motyw melodyczny, a lanca Anasaziego zdaje się ponownie budzić do życia. Wtedy niedawny kanclerz zdziera z siebie w panice prezydenckie insygnia, tym samym demaskując się jako hacker-morderca (kto inny wiedziałby, bowiem, na jaki cel broń Tyra została nastawiona).
Polityk przyznaje się do winy. Wyznaje, że decyzję o wiadomej zbrodni wojennej podjęli wspólnie ze swoim poprzednikiem, długoletnim przyjacielem i ofiarą w jednym. Dodaje też, że tamten był gotów publicznie wyznać ich winę, dlatego zabił go, bojąc się, że ujawnienie prawdy wywoła polityczny chaos i unicestwi to co za cenę owego ludobójstwa zbudowali.
Pułkownik jest wstrząśnięta. Aresztuje swojego przywódcę i - chcąc pomścić śmierć swojej rodziny, ale i zgadzając się z nim, że lepiej uniknąć skandalu - skłonna jest go "zastrzelić w czasie próby ucieczki", jednak Dylan powstrzymuje ją i przekonuje, że ujawnienie prawdy i uczciwe postępowanie sądowe to lepsza droga. Tłumaczy jej również by nie oceniała zamordowanego prezydenta zbyt surowo - wielcy ludzie popełniają też wielkie błędy i wielkie zbrodnie, pytanie jednak co przeważy, gdy przyjdzie do zbilansowania ich dokonań. A w tym wypadku dokonaniem jest stworzenie sprawnego, praworządnego, państwa.
Akcesja zostaje dokonana. Kapitan Andromedy ma jednak wątpliwości czy bolesna prawda nie zaszkodzi stabilności politycznej nowego członka Federacji (ergo: czy postąpił słusznie). Rev. Bem (skąd ten Obcy zna ziemskie mity?) przypomina mu jak w Orestei Apollo przerwał krwawą spiralę zemsty sprawiedliwym procesem sądowym. Hunt odpowiada, że tamten miał łatwiej, bo był bogiem. Duchowny kwituje to wieloznacznym uśmiechem.

(Aha: ze smaczków technologicznych trzeba wymienić naoczną kamerę wirtualną i wodne aparaty tlenowe doprowadzające życiodajny płyn do skrzeli widocznych na szyjach gości.
Natomiast z niedoszłych rewolucji kanonicznych fakt, że Nietzscheanie - a więc Wolkano-Romulanie - nigdy nie popełniają samobójstwa, co ujawnił Tyr odrzucając ze wzgardą opcję, że jego rodacy wysadzili swój habitat sami. Jak w kontekście tego rozumieć zatem znane zachowania Spocka?)

Podsumowując... Zgadzam się z Tobą, że to dobry, warty polecenia, epizod (jeśli przymknąć oko na typowe dla tej serii wizualia dałbym 3,5, może nawet 3,9/4 w skali Jammera), acz nie nazwałbym go najlepszą (ani nawet moją ulubioną) odsłoną ANDzi. Wciąż wolę (acz nie wszystkie z nich uważam za lepiej nakręcone!) takie epizody AND jak "The Banks of the Lethe", "The Mathematics of Tears", "Una Salus Victus", "The Knight, Death, and the Devil", "The Lone And Level Sands", bo w jednych z nich więcej hard SF, w innych - ducha Roddenberry'ego.

* Cóż, można i tak. Zetknąć załogę z naprawdę oryginalną rasą, i zrobić z tego bottle show.

Inni o w/w odcinku:
http://www.jammersreviews.com/andr/s1/ocean.php
http://sadgeezer.com/Andromeda-Season-1-11All-Grea t-Neptunes-Ocean.htm
http://www.littlereview.com/getcritical/androm/nep tune.htm
http://www.cynicscorner.org/andro_1/andro_110.html
Guauld
Użytkownik
#152 - Wysłana: 24 Cze 2017 14:45:25
Q__:
To by nam dopiero postrzeganie Ferengi zrewolucjonizowało...

Renegades stara się wyrzucić oczywiste trekowe elementy by nie mieć problemów z Paramountem, daje to szansę na zrewolucjonizowanie bardzo wielu rzeczy, w tym Ferengich. Ale nie słyszałem o takich planach.

Q__:
I czy wychwyciłeś nieoficjalną - a dość intrygującą (mimo swych wad) - kontynuację wątku Borga?

To akurat bardziej oczywiste być nie mogło. Na marginesie, najbardziej podobało mi się w tym odcinku spostrzeżenie Tyra jak to AI może doskonale rozumieć ludzkie zachowania i stosować podstęp na każdym kroku by dopiąć swego, np. nadając posłańcowi naiwną formę.

Q__:
acz nie nazwałbym go najlepszą (ani nawet moją ulubioną) odsłoną ANDzi

Wiesz, dla mnie problem jest taki, że te odcinki stoją często na bardzo podobnym poziomie, czasem np. wyróżni się czymś jedna scena w całym epizodzie, a takich naprawdę dobrych jest niewiele.

Q__:
Wciąż wolę (acz nie wszystkie z nich uważam za lepiej nakręcone!) takie epizody AND jak "The Banks of the Lethe", "The Mathematics of Tears", "Una Salus Victus", "The Knight, Death, and the Devil", "The Lone And Level Sands"

Po obejrzeniu serialu wcześniej już sobie patrzyłem na różne rankingi i wiem, że odcinki, które wymieniłeś, są właściwie wymieniane w każdym z nich na szczycie, więc celowo postanowiłem ich nie wspominać, równie dobrze można by najlepsze z TNG wybrać Drumhead, The measure of a Man, Darmok, TBoBW, Redenption etc., ale ciekawiej jest chyba szukać tych bardziej ukrytych zalet.
Q__
Moderator
#153 - Wysłana: 24 Cze 2017 15:37:51 - Edytowany przez: Q__
Guauld

Guauld:
Renegades stara się wyrzucić oczywiste trekowe elementy by nie mieć problemów z Paramountem, daje to szansę na zrewolucjonizowanie bardzo wielu rzeczy, w tym Ferengich. Ale nie słyszałem o takich planach.

Cóż... ANDromedę robili Roddenberry i jeden z ciekawszych scenarzystów DS9. RENegades - sieroty po Bermanie. To pewnie tłumaczy różnicę podejść.

Guauld:
Na marginesie, najbardziej podobało mi się w tym odcinku spostrzeżenie Tyra jak to AI może doskonale rozumieć ludzkie zachowania i stosować podstęp na każdym kroku by dopiąć swego, np. nadając posłańcowi naiwną formę.

B. a propos naszej niedawnej debaty o Borgu.

Guauld:
a takich naprawdę dobrych jest niewiele.

Niestety. Acz przyznajmy uczciwie, że w całym Treku, jeszcze od czasów TOS, to zawsze była zabawa w wyławianie wybitnych odcinków z morza przeciętności (niestety, wymieszanej z żenadą).

Guauld:
Po obejrzeniu serialu wcześniej już sobie patrzyłem na różne rankingi i wiem, że odcinki, które wymieniłeś, są właściwie wymieniane w każdym z nich na szczycie, więc celowo postanowiłem ich nie wspominać /.../ ciekawiej jest chyba szukać tych bardziej ukrytych zalet.

I udało Ci się, cwaniaczku , skutecznie skłoniłeś mnie do ponownego sięgnięcia po "All Great Neptune's Ocean"i jak widzisz - nie żałuję (ba, wdzięczny jestem)*.

* Nawiasem... Ech, zobaczyłby człowiek tę Castalię nakręconą takimi środkami technicznymi jak Yorktown z Beynod... (A ci jej mieszkańcy to dobry dowód na ilustrację Twojej - i Mavowej - tezy, że obcoplanetarnych humanoidów w sumie nie trzeba, ludzkie warianty wystarczą. Ale i mojej - przeciwstawnej - że różnica: potomek Preserverów/potomek ziemskiej ludzkości jest tak naprawdę czysto umowna, ot, z asimovowskim sporem o macierzystą planetę ludzi się kojarzy.)

Po "Fear and Loathing in the Milky Way" i "All Too Human" (fajny smaczek w tytule, właściwie w obu tytułach) też chyba sięgnę.
Q__
Moderator
#154 - Wysłana: 19 Sier 2018 16:01:50 - Edytowany przez: Q__
Interesujący cykl analiz poświęconych ANDzi (ich autora zapewne kojarzycie, bo zajmował się też kanonicznym ST i - ostatnio - ORV*):
http://www.youtube.com/playlist?list=PLr7s6PBTndqH yzXxYZYxrnLBNldkFd2eZ

* Gwoli przypomnienia:
http://www.youtube.com/playlist?&list=PLr7s6PBTndq GAtw8GOBGRp3gDKijjifW4
http://www.youtube.com/playlist?&list=PLr7s6PBTndq GWfVRo8eAQC1M_VEL8fu5N
Q__
Moderator
#155 - Wysłana: 23 Lut 2019 01:16:45
Q__
Moderator
#156 - Wysłana: 25 Paź 2020 13:23:27 - Edytowany przez: Q__
Poniekąd z okazji wystartowania 3 sezonu DSC wziąłem się do powtarzania... AND. W związku z czym chciałbym się z Wami podzielić refleksjami o "The Ties That Blind". Nie jest to zły odcinek, ale nie jest też dobry. Ot, na pokład tytułowego statku (kierując się namiarami, które rev. Bem wysłał swoim*) dociera święty mąż Wayistów (w tej roli nasz stary znajomy z DS9 i ORV - Brian George) ze swoim akolitą, którym okazuje się... sprawiajacy wrażenie przebudzonego religijnie - co b. do jego przeszłości nie pasuje - brat Beki. W ostatecznym rachunku duchowny okazuje się wypełnionym nanotechnologią chodzącym trupem stanowiącym broń ekoterrorystów sprzeciwiających się krwawymi sposobami eksploracji i kolonizacji przestrzeni kosmicznej, zaś Rafe (bo tak się wspomniany braciszek zwie) infiltrującym ich szeregi (w zamian za amnestię, która pozwoli mu z czystą kartą powrócić do dawnego żywota oszusta i awanturnika) tajnym agentem pracującym dla międzygwiezdnej organizacji handlowej, ale - po pełnej zmyłek (a przedstawionej trochę zbyt szybko i niejasno) rozgrywce, w czasie której będzie się nam wydawało, że kapitan Valentine musiała zabić swojego brata - jedno staje się jasne: Rafe może wiele się nie zmienił, ale naprawdę kocha młodszą siostrę.
Cóż, mimo zahaczenia o realny problem ekoterroryzmu i nawiązanie do kosmiczno-ekologicznego wątku TNG, nie jest wspomniana historia specjalnie głęboka. Ot, dostajemy trochę kosmicznej sensacji i pewne cegiełki worldbuildingu, jednym słowem przypominają się co słabsze epizody DS9 i B5, i średnie bratnio-konkurencyjnego ENTka, ale oglądać się da, nawet z przyjemnością, także za sprawą sympatycznych interakcji Tyr-Trance stanowiących wątek tła.
Nie powiem, że szczególnie polecam, ale w wolnej chwili sięgnąć można.

* Tak, tym razem, co dość zaskakujące, za słabe ogniwo w załodze robi nasz Klingon... Magog-księżulo (choć Dylan, jak zwykle, i tak wszystko wie), a Anasazi wykazuje się lojalnością. Ot, widać scenarzyści doszli do wniosku, że czas na takie przetasowanie.

ps. Inni o odcinku:
https://www.jammersreviews.com/andr/s1/ties.php
http://www.cynicscorner.org/andro_1/andro_107.html
http://www.sadgeezer.com/andromeda-season-1-07-the -ties-that-bind/
http://www.littlereview.com/getcritical/androm/tie blind.htm

EDIT:
Relatywnie nowa recenzja całej ANDzi:
https://sidneyblaylockjr.wordpress.com/2019/11/04/ gene-roddenberrys-andromeda-series-review/

EDIT 2:
Powtórzyłem też sobie m.in. AND "A Rose in the Ashes". Jest to odcinek na poziomie gorszych, ale - co istotne - nie najgorszych odsłon TOS. Widać, że twórcy chcieliby powiedzieć coś istotnego, ale wpletli te myśli (że więzień też człowiek, że genetyczne skłonności to nie wszystko, i trudno na ich podstawie kogoś z góry skreślać, że nie należy karać dzieci za winy rodziców, że póki życia - póty szans na odkupienie, że bunt jest czasem lepszym wyjściem, niż akceptacja nieludzkich reguł i granie według nich, że rozum daje na dłuższą metę więcej możliwości przetrwania niż siła, że społeczeństwo potrafi niesłusznie krzywdzić jednostki, ale od tego, jak widzą nas inni istotniejsze jest wówczas kim sami jesteśmy; można się zresztą zastanawiać czy ORV "All the World Is Birthday Cake" nie czerpał częściowej inspiracji właśnie stąd) w dość prostą, a bazującą głównie na akcji i męsko-damskich napięciach, a przy tym paradoksalnie dość niemrawą, opowieść, kojarzącą się z filmem klasy B.
Fabuła nie jest skomplikowana - ot, kiedy Dylan i Rommie przybywają na pewną planetę nieść ideę odbudowy Federacji, zostają - po posłuchaniu mogącym się luźno kojarzyć z pierwszą sceną późniejszego Beyond - uznani przez tamtejsze władze za wichrzycieli i - w stylu przywodzącym znów na myśl ST VI - skazani na kolonię karną, która, co jest wyraźnie podkreślone, po upadku UFP z zaawansowanego ośrodka resocjalizacyjnego zmieniła się w brutalne więzienie zarządzane przez komputer czy też robota (maszynowy ów strażnik zresztą łączy wygłaszanie gładkich komunałów z sadyzmem). Avatar Andromedy muszący przez większość czasu oszczędzać baterie nie odegra w wydarzeniach większej roli, natomiast Hunt trafi najpierw pomiędzy tamtejszych - dość sympatycznie pokazanych (mimo podkreślanego zamiłowania do przemocy) - grypsujących, potem zaś, choć wywalczy sobie ich szacunek i wpadnie w oko ich przywódczyni, między miejscowy odpowiednik frajerów (wygnany z więziennych budynków na teren - "The Way to Eden" się przypomina; czyżby to ta sama planeta była? - gościnnie wyglądającego, ale toksycznego globu), którym przewodzi błyszcząca technicznymi zdolnościami młodsza siostra wcześniej wymienionej pani (nasz kapitan i jej wpadnie w oko). Dylan oczywiście zburzy lokalną równowagę sił, jednocząc obie panie i obie społeczności i doprowadzając do buntu, w którym zginie starsza z sióstr i jej przyboczny małpopodobny Obcy (oboje bohatersko, pokazując, że nie byli do końca zdemoralizowani), zniszczona też zostanie maszyna strażnicza (w ostatnim momencie, zanim sama zdąży zniszczyć Eurekę Maru (z usiłującymi przybyć z odsieczą Beką i Tyrem)*, a planeta znajdzie się pod rządami, mającej nadzieję, że przekształci ex-skazańców w funkcjonujące społeczeństwo, młodszej siostrzyczki.
Trochę kuleje również B-plot. Pozostawiona samej sobie reszta załoga Andromedy ma kłopoty z wypracowaniem jasnego planu działania - Valentine i Anasazi miotają się między chęcią użycia przemocy, a odruchem wycofania się i zaniechania - choć ostatecznie reaguje nawet racjonalnie. Natomiast interakcje Trance - Harper wypadają dość zabawnie, i wnoszą nieco humoru. Skoro o pannie Gemini mowa - wychodzi ona ponownie na more than meets the eye wskazując bezbłędnie z mrowia** "podejrzanych" właściwy więzienny świat. Twierdzi potem, że zrobiła to przypadkiem, ale finalna scena, w której gra w orła i reszkę zdobycznym więziennym dyskiem czy chipem sugeruje, że być może i nad Przypadkiem potrafi panować.
Podsumowując: zła sława w/w epizodu jest przesadzona. Ogląda się go, mimo pewnych niedociągnięć i czytelnych schematyzmów dość przyjemnie (zwł. na tle Treków obecnej doby), lepiej niż wiele kanonicznych odcinków, ale i on nadaje się głównie na niezobowiązujący czasowypełniacz.

* XO Andzi deklaruje po tym, że zaczyna lubić swojego dowódcę.

** To mrowie budzi zresztą pewne wątpliwości. Slipstream - slipstreamem, ale czy opłaca się wozić więźniów tak daleko?

A oto, co sadzą o nim inni:
https://sadgeezer.com/andromeda-season-1-09-a-rose -in-the-ashes/
http://www.littlereview.com/getcritical/androm/ros eash.htm
https://www.jammersreviews.com/andr/s1/rose.php
http://www.cynicscorner.org/andro_1/andro_109.html
 Strona:  ««  1  2  3  4  5  6 
USS Phoenix forum / Star Trek / Andromeda

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!