Coś mnie wzięło na przypominanie sobie różnych znanych fanprodukcji i sięgnąłem ponownie po
OGaM. Nie jest to nawet tak zła historia, jak czasem o niej mówią, ale - co tym razem uderzyło mnie bardziej niż poprzednio - niewątpliwie czerpie z najbardziej wątpliwych rozwiązań ST. Czego tam, bowiem, nie ma? Czerwone mundurki Meyera i towarzyszący im bennetowski
camp (co zresztą prawie automatycznie oznacza bycie
na bakier z utopijną wizją Roddenberry'ego), w dodatku - także przez wyraźny element
crossoverowy - użycie fabuły jako pretekstu do spotkania różnych znanych już postaci - skręca to wszystko (także wizualnie, choćby w czołówce) w bermanowski klimat GEN, skąd pewnie się bierze podobnie przekombinowany (i mało przekonujący zarazem) scenariusz, do czego dochodzą jeszcze najbardziej przegięte pomysły (i wizualna tandeta) TOS, nie użyte w uszlachetniający TOSowy sposób (tj. jako pretekst do oryginalnego filozofowania), tylko po bennetowsko-bermanowsku jako okazja do fundowania widzom powtórek, a jednocześnie traktowany serio (co, paradoksalnie, oznacza, że Trek przestaje sam siebie traktować poważnie) kanon poskładany z nawarstwionych dziwactw (mamy tam bowiem aż dwu
typków o nadludzkich mocach, Strażnika Wieczności, mirroropodobną mhroczną

linię czasu i po Trekowemu umowną chronomocję)... (Pojawia się więc jeszcze i element cawleyowskiego petryfikacyjnego fanboystwa...)
Nic dziwnego, że w REN ta sama ekipa poszła podobną drogą, czerpiąc tym razem z tak cennych źródeł

jak przygodówki Abramsa i NEM. W zasadzie - znając OGaM - należało się tego spodziewać...
TMP może nawet i przesadzało, chcąc czerpać z ST tylko to co w nim najlepsze i najbardziej serio. Russ i Conway najwyraźniej wolą dokładnie odwrotną drogę (by nie rzec: dokładnie
odwrotną stronę Treka

*), którą od biedy da się dojść do wyemitowania pod logo ST obyczajowego
sitcomu z życia Klingonów czy kulinarnych przygód Neelixa...
* Co nie znaczy, że całkiem nic fajnego w ich produkcjach nie znalazłem...
ps. I tak to widać trzy drogi rozwoju Treka:
1.
kanonizacja i petryfikacja (OGaM, REN) - jest to spadek po Bermanie,
2. militaryzacja (Axanar) - to znów dziedzictwo Meyera i Behra,
3. infantylizacja (Abramsverse) - to znów, chyba, zapoczątkował Bennett...
A gdzie się podziała tradycja Roddenberry'ego (czy nawet Pillera z Coonem)?