USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Star Trek XI / ST XI - Pierwsze wrażenia, opinie, itp
 Strona:  ««  1  2  3  ...  123  124  125  126  127  128  129  »» 
Autor Wiadomość
Picard
Użytkownik
#3811 - Wysłana: 20 Wrz 2013 00:51:44
Q__:
Gratka dla abramsofobów:

Dzięki, przeczytam.

Seybr:
Dość skrajne, dla nie go załoga to statystyka. Akt zemsty jakie to ludzki i proste. Zresztą moim zdaniem Picard powinien odpowiadać za zdradę ludzkości, federacji i masakrę na członkach tej organizacji.

Nieprawda. W omawianym przypadku załogę traktował tak a nie inaczej bo kierowała nim chęć irracjonalnej zemsty. Tak, to jest ludzie i proste ale też i niezaprzeczane. Jeśli chcesz udogodnić tezę, że dla Jean-Luca załoga to statystyka, to czekam na konkretne argumenty przemawiające za tą tezą. Ale jakiekolwiek by one nie były to rzekome błędy popełniane przez Picarda w żadne sposób nie rozgrzeszają kapitana Jerka.

Seybr:
Ale przedtem wymordował wiele istnień ;].

Jakich?

Q__:
I dla równowagi dowód, ze wieelkie bzdury trafiają się i w cenionych filmach:

Niektóre z tych błędów wcale nie są błędami np. kwestia wolnej woli w Matrixie. To był jeden z motywów przewodnich tego filmu: maszyny nie mogły w pełni kontrolować ludzi bo ci mieli naturalne pragnienie samookreślenia, skłonność do buntu i kwestionowania natury rzeczywistości. To właśnie główne pytanie całej serii: czy człowieka da się zdalnie sterować przy pomocy maszyn stawiających przed ludzkimi oczami iluzje? Kiedy maszyny postanowiły gmerać przy ludzkiej naturze, pozwalając żyć ludzkości w symulowanym raju, to wówczas skończyło się to dla owych maszyn źle - traciły całe plony. Możliwe, że tak samo skończyło by się gmeranie przy ludzkim mózgu, którego działanie maszyny mogły nie w pełni rozumieć - sami go nie rozumiemy. Co do zarzutu, że maszyny mogły stworzyć wersje Ziemi z XVIII wieku dzięki czemu nie było by komputerów dzięki, którym powstańcy mogli by się kontaktować z osobami uwięzionymi w Matrixie. Po pierwsze: w XVIII wieku istniały inne metody komunikacji niż komputery - wiadomość równie dobrze można zapisać na kartce papieru. Dwa: skąd maszyny miały wiedzieć jak wyglądał XVIII wiek? AI powstał w tej rzeczywistości pod koniec wieku XX i tylko taką rzeczywistość znał, próba odtworzenia innej epoki była by czystą zgadywanką, a po utracie całych plonów w wyniku próby symulowania ziemskiego raju, nie sądzę by maszyny się odważyły się na taki eksperyment. Zresztą autor tej listy jest mało spostrzegawczy bo w filmie jest znacznie większy i bardziej fundamentalny błąd logiczny: ludzkie ciało nie zdołało by zasilić żadnej maszyny. Sorry, produkujemy zwyczajnie zbyt mało energii. Czyli autor mędrkował, przegapiając oczywiste. A co się tyczy Batman begins - nigdzie nie wspominano w tym filmie, że fale z emitera mikrofal rozchodziły się we wszystkich kierunkach, wręcz przeciwnie, powiedziano, że był to focus microwaves emitter - czyli, że skupiał mikrofale na wybranym celu.

A o błędach w filmie Abramsa z 2009 roku można było by nie książkę napisać, jeśli omówić każdy z nich z osobna - tyle ich jest. Więc ta lista tak czy siak, nie robi na mnie wrażenia.

Mav:
Ale co mnie obchodzi czy jest znaczaca postacia czy nie.

A to Cię powinno obchodzić, że jest to motyw wart omówienia. Drugie dno, które Ty ignorujesz, bo Ci się ono nie podoba.

Mav:
Postac Picarda byla konsekwentnie kreowana przez 7 lat TNG i to co mamy w FC to nie jest Jean Luc. I tlumaczenie ze jest to Ahab to jakis absurd, to ma byc Picard, a nie jakas kosmiczna wersja Ahaba. Mozna bylo nawiazac do Moby Dicka nie zmieniajac Picarda w cos czym nigdy nie byl.

Picard zraniony był przez Borg już w serialu - przypomnij sobie chociażby jak zachowywał się w TNG Family - gdzie chciał zrezygnować z roli dowódcy i rękoczynami odreagował swoją krzywdę na bracie, a później się przed nim popłakał - czy w TNG I,Borg - gdzie prawie dopuścił się ludobójstwa na masową skalę, bo miał urazę do Borg o to co mu zrobili. To też było Ahabowanie.

Mav:
Dociera do Ciebie, ze nawiazanie do Moby Dicka nie tlumaczy spaprania postaci kreowanej przez 7 lat?

Trala,lala: TNG Family, TNG, I,Borg.

Q__:
Pozwolisz, że zlinkuję pewien moment TNG?

Czemu odwołujesz się do jednego z najgorszych odcinków TNG i czemu myślisz, że Patrick Stewart występujący w koszulce i slipkach mógł by być wabiem na nastolatki?
Mav
Użytkownik
#3812 - Wysłana: 20 Wrz 2013 00:59:39 - Edytowany przez: Mav
Picard:
Picard zraniony był przez Borg już w serialu - przypomnij sobie chociażby jak zachowywał się w TNG Family - gdzie chciał zrezygnować z roli dowódcy i rękoczynami odreagował swoją krzywdę na bracie, a później się przed nim popłakał - czy w TNG I,Borg - gdzie prawie dopuścił się ludobójstwa na masową skalę, bo miał urazę do Borg o to co mu zrobili. To też było Ahabowanie.

Picard:
Trala,lala: TNG Family, TNG, I,Borg.

Nieeeeee... W TNG "Famili" pobicie się z bratem i popłakanie to był impuls, incydent, każdemu człowiekowi może się to zdarzyć, nawet najspokojniejszemu. Duże znaczenie ma także fakt, iż to nie była służba, tylko rodzinna wizyta, nie był tam kapitanem, a bratem i synem. W FC jest na służbie. A jego zachowanie nie jest incydentem, cały czas jest nerwowy, narwany, groźny, bojowy, po prostu nie on.

W "I Borg" szarpią go emocje, ale zachowuję się typowo po swojemu, z klasą, z godnością, widać tą wewnętrzną, inteligentną burze myśli, konflikt jego zasad moralnych. W FC jest zwykłym, prostackim awanturnikiem.
Picard
Użytkownik
#3813 - Wysłana: 20 Wrz 2013 01:32:37 - Edytowany przez: Picard
Mav:
Nieeeeee... W TNG "Famili" pobicie się z bratem i popłakanie to był impuls, incydent, każdemu człowiekowi może się to zdarzyć, nawet najspokojniejszemu. Duże znaczenie ma także fakt, iż to nie była służba, tylko rodzinna wizyta, nie był tam kapitanem, a bratem i synem. W FC jest na służbie. A jego zachowanie nie jest incydentem, cały czas jest nerwowy, narwany, groźny, bojowy, po prostu nie on.

Myślę, że przegapiłeś meritum mojego wywodu: Picard w obu przypadkach zachowywał się irracjonalnie, agresywnie, zupełnie jak nie on. To nie był spokojny czytelnik książek, popijający Earl Grey'a i filozofujący na przeróżne tematy - to był furiat, któremu poczucie krzywdy przesłoniło zdrowy rozsądek. I tyczy się to również decyzji kapitana o rezygnacji z funkcji dowódcy, która to decyzja sama w sobie była niezwykle impulsywna i podjęta pod wpływem chwili. A a obie rzeczy działy się w innych okolicznościach: w Famili Jean-Lucowi nic nie groziło, był wprawdzie po przejściach ale nie był wówczas skonfrontowany z wrogiem. Kiedy natomiast do takiej konfrontacji doszło, wszelkie hamulce Picardowi puściły... I przegapiasz też sens character arc prezentowanego w FC - Jean-Luc się otrząsnął, pokonał własną traumę stając się w ten sposób lepszym człowiekiem. Taki był sens tej opowieści - ale żeby to zrobić trzeba było właśnie ukazać Picarda jako takiego Ahaba.

Mav:
W "I Borg" szarpią go emocje, ale zachowuję się typowo po swojemu, z klasą, z godnością, widać tą wewnętrzną, inteligentną burze myśli, konflikt jego zasad moralnych. W FC jest zwykłym, prostackim awanturnikiem.

I dlatego omal nie dopuścił się masowego mordu? Wybacz, ale to znacznie gorsze postępowanie niż tłuczenie szkła i strzelanie z tommy guna. A i okoliczności były inne - Picard nie miał okazji bezpośredniej konfrontacji z groźnym wrogiem.
Mav
Użytkownik
#3814 - Wysłana: 20 Wrz 2013 16:24:30 - Edytowany przez: Mav
Picard:
To nie był spokojny czytelnik książek, popijający Earl Grey'a i filozofujący na przeróżne tematy - to był furiat, któremu poczucie krzywdy przesłoniło zdrowy rozsądek.

Myślę, że Ty nie rozumiesz podstaw psychologii... Każdy człowiek, nawet najbardziej spokojny, wyważony, może stracić kontrole nad sobą, może wybuchnąć, może skrywać emocje, które eksplodują. Ale trwa to chwile, kilka, kilkadziesiąt minut, bo nie jest to zachowanie stałe dla takiej osoby. Picard w "Famili" to właśnie przykład takiego chwilowego zachwiania emocji, a w FC on cały czas jest agresywny, impulsywny, bo to nie jest on.

Picard:
w FC - Jean-Luc się otrząsnął, pokonał własną traumę stając się w ten sposób lepszym człowiekiem.

Otrząsnął się, ale nadal biegał w bezrękawniku i zachowywał się jak nie on... Nie rozumiesz, że przez cały film zachowuję się nie jak Picard z serialu?

Picard:
I dlatego omal nie dopuścił się masowego mordu? Wybacz, ale to znacznie gorsze postępowanie niż tłuczenie szkła i strzelanie z tommy guna. A i okoliczności były inne - Picard nie miał okazji bezpośredniej konfrontacji z groźnym wrogiem.

"I Borg' to kompletnie zły odcinek na porównanie. Picard nie jest tam furiatem, tylko w swoim stylu rozmyśla, jest bardziej emocjonalny, ale to nadal kalkulacja, konflikt zasad, inteligentne rozmyślanie. Do tego odcinek ten jest NAIWNY! Powiedzmy sobie szczerze, przy tej przewadze Borga, było tylko kwestią czasu aż zgładzi setki tysięcy ludzkich istnień i zasymiluje Federacje. To była super okazja, aby powstrzymać piekielnego wroga i... należało ją wykorzystać!

Odcinek jest do bólu naiwny, przesadnie poprawny moralnie. Te rozczulenie Picarda i załogi skończyłoby się w prawdziwym świecie fatalnie, zagładą cywilizacji ludzkiej. Postąpili jak kretyni.

"Starship Mine" - to jest idealny odcinek do porównania. Picard walczy z terrorystami, którzy przejęli Enteprise. Walczy z nimi, a w międzyczasie zbliża się śmiercionośne promieniowanie. Picard cały czas ma dystans, kamienną twarz, zimną kalkulacje.
Q__
Moderator
#3815 - Wysłana: 23 Lut 2014 12:45:08 - Edytowany przez: Q__
Jeszcze a'propos:
Q__:
"tubylec" Keenser pracował dla "bwany" Scotty'ego

Keensera nie należy jednak lekce sobie ważyć, odgrywa dość istotną, wręcz kluczową, rolę:
http://www.howtogeek.com/trivia/who-is-the-only-ac tor-to-appear-in-star-trek-star-wars-and-doctor-wh o/


EDIT... i jeszcze drobiazg a'propos:
Q__:
No Sound In Space

http://www.futuredude.com/there-is-no-sound-in-spa ce/
Q__
Moderator
#3816 - Wysłana: 7 Mar 2014 11:35:59 - Edytowany przez: Q__
Picard

Jeszcze a'propos:

Picard:
zamienienie kadetów Gwiezdnej Floty w bezmyślnych kiboli

Szkoda, że nie zapoznałeś się z komiksami z serii Star Trek Ongoing powstałymi pod egidą tego diabła Orciego. Można im - owszem - zarzucić, że wpisują się w kontrowersyjny abramsowy plan rebootowania całego TOS, ale gdybyś np. sięgnął po zeszyt 13 "The Redshirt's Tale" to byś zobaczył kim naprawdę, od strony osobowości, jest ów "barowy kibol" - nazwiskiem Hendorff zresztą* - co przywiodło go do GF i co zrobił potem dla naprawienia swoich relacji z Kirkiem (pisząc w skrócie: obaj czuli się winni zaistniałej sytuacji):
http://en.memory-alpha.org/wiki/The_Redshirt's_Tal e
http://memory-beta.wikia.com/wiki/IDW_Star_Trek,_I ssue_13

* tak, to są dwie wersje tej samej osoby:
http://en.memory-alpha.org/wiki/Hendorff
http://en.memory-alpha.org/wiki/Hendorff_(alternat e_reality)
cóż, w nowszej linii czasu widać częściej chodził na siłownię...

Picard:
Zważając na to w jak ekspresowym tempie ten pierwszy awansował można spokojnie powiedzieć, że film ma anty wychowawcze właściwości, jako iż implikuje, że bycie łobuzem właściwie się opłaca, bo w ten sposób można przeskoczyć oficerów, którzy całe lata pracowali nad swoim awansem!

Znów odwołam się do w/w serii... Otóż w drugiej części komiksowej, abramsowskiej, wersji "The Return of the Archons", w finalnych zdaniach dowiadujemy się, że neoKirk to jest trochę taki Wesley Crusher siadający za sterami na odpowiedzialność Picarda - admirał Pike mianowicie tak wierzy w talent chłopaka, że ręczy za niego swoją karierą (jeśli Kirk zawiedzie i on za to odpowie), a GF traktuje ów szybki awans jako swoisty eksperyment (STID uzupełnia te informacje o dane o podstępnych planach Marcusa chcącego używać naszego młodziana jako marionetki i dlatego godzącego się na to):
http://en.memory-alpha.org/wiki/The_Return_of_the_ Archons,_Part_2
http://memory-beta.wikia.com/wiki/The_Return_of_th e_Archons,_Part_2
Owszem, możesz to krytykować jako prywatę i upadek obyczajów Gwiezdnej Floty, ale o to chodzi. Flota z Abramsverse jest upadła, skażona, tak jak po zagładzie WTC uległ skażeniu - zdaniem amerykańskiej lewicy - The American Dream. To jest ta gorsza linia czasu, bo i nasze czasy są gorsze iż się marzyło heroicznej SF.

ps. Nie wiem oczywiście na ile Orci miał to zaplanowane od początku, a na ile - jako fan - przejął się krytyką innych fanów, tych z Twojego obozu (jeśli to drugie to hejt antyjedenastkowy miałby pewną zbawienną rolę; byłby to też dowód znacznie większego wschłuchania w głos fandomu niż kiedykolwiek w czasach B&B, nawiasem mówiąc), ale prawdą jest, że wybrnął, bardzo dobrze wybrnął, chociaż Hendorff sam do siebie niepodobny. Ba, nawet poprawił stary TOSowy błąd, u niego na zwiady chodzi się w skafandrach, przynajmniej czasami. No i podjął twórczą dyskusję z mitem redshirta. Więc ogólnie zyskuje w moich oczach.
Q__
Moderator
#3817 - Wysłana: 22 Mar 2014 13:55:47 - Edytowany przez: Q__
Q__
Moderator
#3818 - Wysłana: 6 Kwi 2014 12:48:58 - Edytowany przez: Q__
Q__
Moderator
#3819 - Wysłana: 15 Mar 2015 20:46:22
Fajny filmik okołojedenastkowy:
http://www.youtube.com/watch?v=kCDl-PaUjw4
Picard, to tak dla uczczenia Twojego powrotu.
Elaan
Użytkownik
#3820 - Wysłana: 16 Mar 2015 20:13:02
Q__:
Fajny filmik okołojedenastkowy:

Filmik rzeczywiście ciekawy, zwłaszcza te przemiany starych postaci w nowe.
Oglądając je, upewniłam się w swojej awersji do Simona Pegga jako neo-Scotta.
Doohan nasycił tę postać takim wewnętrznym ciepłem, przystępnością, życzliwością, że w porównaniu z tym mina nadąsanego inżynierka-zarozumialca w wykonaniu Pegga po prostu mierzi.
Doprawdy trudno wyobrazić sobie neo-Scotta, który potrafiłby w jednej krótkiej scenie przekonująco oddać niemal ojcowski ból po stracie podwładnego.
A Doohan po prostu to zrobił:

a
Q__
Moderator
#3821 - Wysłana: 17 Mar 2015 08:13:23 - Edytowany przez: Q__
Elaan

Elaan:
Doprawdy trudno wyobrazić sobie neo-Scotta, który potrafiłby w jednej krótkiej scenie przekonująco oddać niemal ojcowski ból po stracie podwładnego.
A Doohan po prostu to zrobił

Zgoda, nikt nie zastąpi Doohana: ani Pegg, ani Root, ani nawet rodzony syn. Pytanie jednak czy nie jesteś dla neo-Scotty'ego zbyt surowa? W końcu to on odegrał chyba najbardziej Trekową rolę w STID:
http://www.youtube.com/watch?v=xXlh0uxBliY#t=144
Elaan
Użytkownik
#3822 - Wysłana: 17 Mar 2015 12:23:28 - Edytowany przez: Elaan
Q__:
Pytanie jednak czy nie jesteś dla neo-Scotty'ego zbyt surowa?

Nie, nie sądzę.
Simon Pegg jest IMVHO po prostu głęboko nietrafioną osobą w obsadzie.
Scotty w wykonaniu Doohana zna swoją wartość jako inżynier, ale nie zadziera nosa. Jest wcieleniem spokoju, życzliwości, kimś do kogo odruchowo czujemy sympatię. Od pierwszej chwili wiemy, że przełożeni i podwładni mogą na nim polegać w każdej sytuacji. Nawet, jeśli od czasu do czasu ulega swoim słabostkom.
Neo-Scotty to śliski, antypatyczny typ - zarozumiały, wrzaskliwy, zachowujący się, jakby nie wyrósł z ADHD i miał żal do całego świata, że miast w spokoju bawić się silnikami Enterprise`a, musi użerać się wokół z samymi tępakami.
Toteż ile razy widzę go na ekranie, nieodmiennie kojarzy mi się z głównym inżynierem PSS Hermasz - brakuje tylko paru barwnych językowych "wiązanek" pod adresem kapitana i szkockie wcielenie Karola Michałowa jak żywe.
Czyli w sumie, Pegg to chodząca antyteza Montgomery`ego Scotta, przy której - w przywołanym przez Ciebie ST ID - nawet neo-Kirk wypada o niebo lepiej.

Q__:
W końcu to on odegrał chyba najbardziej Trekową rolę w STID:

Dano mu tę rolę chyba tylko po to, by odkleić odeń etykietkę trekowego C-3PO.
Ale z oryginalnego, starwarsowego duetu dyżurnych błazenków, ja i tak zawsze wolałam R2-D2...
Fraa
Użytkownik
#3823 - Wysłana: 18 Mar 2015 08:01:43
O, o, znalazłam miejsce, gdzie mogę się bezczelnie wciąć! :P

Elaan:
Neo-Scotty to śliski, antypatyczny typ - zarozumiały, wrzaskliwy, zachowujący się, jakby nie wyrósł z ADHD i miał żal do całego świata, że miast w spokoju bawić się silnikami Enterprise`a, musi użerać się wokół z samymi tępakami.

W gruncie rzeczy to mi pasuje do całej abramsowej obsady

Pegg mi nie gra głównie dlatego, że mam go już opatrzonego w innych filmach (jestem fanką), więc dość trudno mi "wpasować" go w rolę, w której z kolei mam opatrzonego kogoś zupełnie innego. Ale chyba mogłabym się przyzwyczaić. W przeciwieństwie do takiego na przykład neo-Kirka, którego hejtuję całym sercem swoim. :P
Q__
Moderator
#3824 - Wysłana: 18 Mar 2015 08:47:26
Elaan

Elaan:
Simon Pegg jest IMVHO po prostu głęboko nietrafioną osobą w obsadzie.
Scotty w wykonaniu Doohana zna swoją wartość jako inżynier, ale nie zadziera nosa. Jest wcieleniem spokoju, życzliwości, kimś do kogo odruchowo czujemy sympatię. Od pierwszej chwili wiemy, że przełożeni i podwładni mogą na nim polegać w każdej sytuacji. Nawet, jeśli od czasu do czasu ulega swoim słabostkom.

Zwróciłaś mi uwagę na istotny fakt - otóż Scotty Doohana (ale i jego naśladowców z NV/P2 i STC) w istocie zdaje się być (mimo skłonności do pijaństwa) chodzącą oazą spokoju (raz ma to wydanie bardziej solidno-inżynierskie, raz twardzielskie - w końcu to weteran wielu bójek, raz dobroduszno-biboszowskie, ale to pogodzenie z rzeczywistością zawsze z niego promieniuje). Scotty Pegga to raczej miotający się (jak oni wszyscy) neurotyk.
Tyle tylko, że jednak bym bronił takiej wizji - skoro Sulu wyrósł we wszechświecie alternatywnym na obnoszącego efektowną bliznę psychopatę ("Mirror, Mirror"), a z genów Picarda wyrósł w innych warunkach - za przeproszeniem - Shinzon (tak, mnie też bolało wspominanie tego czegoś), to i Scotty miał prawo pójść w innym kierunku - tym bardziej, że:
- po pierwsze, nic nie wiemy o warunkach jego dorastania, może skomplikowały się równie drastycznie co te Kirka i Spocka (może też stracił kogoś ważnego na Kelvinie? a może zadziałał efekt motyla? - pamiętasz, że nawet Annorax nie mógł ogarnąć stopnia takich zmian...?),
- po drugie, nie wiemy też jak przebiegał proces dojrzewania oryginalnego Montgomery'ego Scotta, może podobnie?
Zresztą - co by nie gadać - Pegg jeszcze i tak najbardziej przypomina oryginał, zraz po Urbanie (który byłby doskonałym McCoy'em gdyby tylko scenariusz nie traktował go tak po macoszemu, o czym była kiedyś mowa... no i nie kazał mu - jak całej reszcie - ganiać i wrzeszczeć).

Fraa

Fraa:
O, o, znalazłam miejsce, gdzie mogę się bezczelnie wciąć!

I dobrze!

Fraa:
W przeciwieństwie do takiego na przykład neo-Kirka, którego hejtuję całym sercem swoim. :P

Fakt. Charakter można mu wybaczyć (młodość, trudniejsze dzieciństwo), ale braku charyzmy* - w życiu.

* umiał ją skopiować Cawley, umiał Mignogna, więc czemu Pine nie umie?
Elaan
Użytkownik
#3825 - Wysłana: 18 Mar 2015 11:43:16 - Edytowany przez: Elaan
Q__:
Tyle tylko, że jednak bym bronił takiej wizji

Ta wizja, INVHO dałaby się obronić tylko w jednym wypadku - gdybyśmy założyli, że we wczesnej młodości ktoś dokonywał na nieszczęsnym neo-Scotty`m takich manipulacji genetycznych, jak na Khanie, tylko z gorszym skutkiem.

Q__:
a może zadziałał efekt motyla?

Jeżeli tak, to było ich całe stado, a najwredniejszy z nich zabrał to, co było sercem Montgomery`ego Scotta - miłość do świata, do życia oraz łaskę u Boga i ludzi.

Q__:
Zresztą - co by nie gadać - Pegg jeszcze i tak najbardziej przypomina oryginał, zraz po Urbanie

Usiłowałeś napisać tu herezję, której nijak puścić płazem nie można. Ale sprawiedliwość dopadła Cię z Twojej własnej ręki.
Niechcący bowiem napisałeś prawdę.
Pierwszy, jeżeli chodzi o wierność w odtwarzaniu oryginalnej postaci jest rzeczywiście i bezapelacyjnie Karl Urban.
Za nim, jak zwarty peleton, podążają Quinto, Cho, Saldana i Yelchin.
Kilka kroków w tyle drepcze nieporadnie Chris Pine, zrównując się niekiedy z tą czwórką, ale na krótko.
Zaś na samym końcu faktycznie wlecze się coś, co przypomina niedojedzone zrazy [choć nie wiem, czy Urban lubi akurat tę potrawę ] i jest to właśnie Simon Pegg.
Smacznego!

a
Q__
Moderator
#3826 - Wysłana: 20 Mar 2015 21:22:17 - Edytowany przez: Q__
Elaan

Elaan:
Zaś na samym końcu faktycznie wlecze się coś, co przypomina niedojedzone zrazy [choć nie wiem, czy Urban lubi akurat tę potrawę ] i jest to właśnie Simon Pegg.

Lepiej już nie krytykuj tak tego Pegga, bo jeszcze jakimś cudem się dowie (w końcu ktoś tam czasem na Zachodzie polski fandom dostrzega, raz na parę lat) i za karę wysmaży nam w roli scenariusza do "trzynastki" taką chałę, że wspomnimy z utęsknieniem wszelkie "jedenastki", "dwunastki" i NEMesisy .
Eviva
Użytkownik
#3827 - Wysłana: 21 Mar 2015 07:18:46
O Peggu też tu jest...

Star Trek 2009 - recenzja
Picard
Użytkownik
#3828 - Wysłana: 29 Mar 2015 23:47:43
Czas sobie pohejtować...
http://www.reactiongifs.com/r/2013/09/tee-hee.gif

Nie wiem czy poniższy tekst był już zamieszczany, ale narażając się na to, że będę wtórny, podzielę się moim odkryciem - też jest tam dość obszernie o aktorach i postaciach:
START TREK VS. STAR TREK
Q__
Moderator
#3829 - Wysłana: 29 Maj 2015 00:13:50
Refleksje na marginesie linkowanej dwakroć recenzji "jedenastki" pióra Rogera Eberta:
http://www.rogerebert.com/letters/ebert-the-michae l-savage-of-star-trek-critics
Q__
Moderator
#3830 - Wysłana: 2 Wrz 2015 22:10:31
Rod Roddenberry odpowiadał na żywo na pytania redditowiczów:
https://www.reddit.com/r/IAmA/comments/3j4h2y/i_am _rod_roddenberry_son_of_star_trek_creator/?limit=5 00

Co ciekawe konsekwentnie pochwalił "jedenastkę" przyznając, że Kelvin sequence wzruszyła go do łez:
http://1701news.com/node/938/roddenberry-beginning -2009-film-brought-me-tears.html

Wygłosił też jednak tezę, że następny wielki serial SF (ST?) będzie dziełem fanów:
http://airlockalpha.com/10082/the-next-great-sci-f i-series-will-come-from-a-fan
(Poza tym opowiadał o AND, E:FC i różnych innych rzeczach.)
Q__
Moderator
#3831 - Wysłana: 11 Wrz 2015 15:14:57
Kto by pomyślał, że po tylu latach wygoogla mi się stara recenzja ST XI?
http://stopklatka.pl/artykuly/-/7866735,-star-trek -to-nie-gwiezdne-wojny-
Mav
Użytkownik
#3832 - Wysłana: 11 Wrz 2015 16:12:12
Q__:
Kto by pomyślał, że po tylu latach wygoogla mi się stara recenzja ST XI?

Bardzo dobra recenzja, szczegółowa i analityczna. Mnie szczególnie podoba się temat rasizmu w ST, bo już dawno to stwierdziłem, że Federacja nie jest tak cukierkowa:

- Wszystkie rasy, które mogą wstąpić do Federacji muszą przestrzegać jej zasad, jej ideałów, inaczej mogą zapomnieć o członkostwie.

- W Federacji dominują ludzie, stanowią największą siłę i to oni ewidentnie ustalają fundamentalne zasady.

- Federacja toleruje odmienne od jej filozofii kultury (ale nie u siebie oczywiście, u siebie ma tylko te dokładnie wyselekcjonowane), ale gdy tylko ktoś choć minimalnie naskoczy na jej wartości, reakcja jest natychmiastowa i zdecydowana. Enterprise odwiedzał pewną planetę i wszystko było ok, do momentu, w którym uwięzione zostało kilkoro dzieci z załogi. Picard momentalnie, bez prób negocjacji, bez zbadania tematu ostrzelał planetę torpedami fotonowymi detonując je kilka kilometrów nad ziemią. Dopiero po tej demonstracji siły zaczął ostrą dyskusje. Gdy coś idzie nie po myśli Federacji, nie ma taryfy ulgowej, jej ideały są najważniejsze, nie ma wytłumaczenia dla dziwacznych zwyczajów na innych planetach.

Dlatego jak ktoś twierdzi, że w przypadku muzułmanów powinniśmy czerpać lekcję tolerancji z ST, to się myli, bo gdy uznamy muzułmanów za inną rasę, o skrajnie innych poglądach niż europejczycy (Federacja), to tak naprawdę nie ma tu dla nich miejsca, tak jak nie byłoby dla nich miejsca z ich odmiennymi poglądami w Federacji.
Q__
Moderator
#3833 - Wysłana: 11 Wrz 2015 18:13:10 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
Bardzo dobra recenzja, szczegółowa i analityczna.

Fajno, że się podobała...

Mav:
Federacja nie jest tak cukierkowa:
- Wszystkie rasy, które mogą wstąpić do Federacji muszą przestrzegać jej zasad, jej ideałów, inaczej mogą zapomnieć o członkostwie.

Gdybyż to takie proste i konsekwentne było... Z jednej strony jest niby tak, jak mówisz, z drugiej ta sama Federacja ma w swoich szeregach Wolkan (o których co ciekawszych cechach zakładała ledwo co topic Eviva ). No i zdarza się tejże Federacji dogadywać z gatunkami całkiem - z naszego punktu widzenia - paskudnymi (choćby Son'a) o czym i w następnym akapicie...

Mav:
- Federacja toleruje odmienne od jej filozofii kultury (ale nie u siebie oczywiście, u siebie ma tylko te dokładnie wyselekcjonowane)

Z drugiej strony tworzy sojusz z Klingonami i Romulanami, których specyficzne zasady są dobrze znane i - przynajmniej w niektórych liniach czasu - przyjęła ich w swoje szeregi...
Umie też przyjąć do GF na stałe b. klingońskiego Klingona (Worf), czy dwu - fakt, nie są to typowi Romulanie - Romulan (w wersji nieoficjalnej, ale zawsze - S'Ceris z INT, T'Von z ST:P). O służących w niej w ramach wymiany oficerów (Kurn, J'Dan - Klingoni, T'Lorra - Romulanka z ODY) już nie wspomnę...

Mav:
gdy tylko ktoś choć minimalnie naskoczy na jej wartości, reakcja jest natychmiastowa i zdecydowana. /.../ Gdy coś idzie nie po myśli Federacji, nie ma taryfy ulgowej, jej ideały są najważniejsze, nie ma wytłumaczenia dla dziwacznych zwyczajów na innych planetach.

Zgoda, Federacji zdarza się prowadzić klasyczną gunboat diplomacy - pokazał to Kirk na Eminiarze VII, pokazał na Sigmie Iotii II, pokazał Picard na Rubicun III (by podać kolejny przykład), pokazał Sisko w "For the Uniform", pokazała Janeway w "Phage" (grożąc deadliest force).
I przyznam, że nawet to lubię (i znajduję odświeżającym).

Mav:
Dlatego jak ktoś twierdzi, że w przypadku muzułmanów powinniśmy czerpać lekcję tolerancji z ST, to się myli, bo gdy uznamy muzułmanów za inną rasę, o skrajnie innych poglądach niż europejczycy (Federacja), to tak naprawdę nie ma tu dla nich miejsca, tak jak nie byłoby dla nich miejsca z ich odmiennymi poglądami w Federacji.

Muzułmanie, jak muzułmanie, to jeszcze od rodzaju muzułmanów zależy (ci z Uncharted - o ile Uncharted powstanie - z pewnością będą akceptowalni i dla UFP i - z zachowania - dla nas)...
Ale gdy myślę o islamistach to jakoś finał "Conspiracy" mi się przypomina.
Mav
Użytkownik
#3834 - Wysłana: 11 Wrz 2015 18:53:34 - Edytowany przez: Mav
Q__:
Z drugiej strony tworzy sojusz z Klingonami i Romulanami

No bo stanowią siłę w kwadrancie z którą Federacja musi się liczyć. Ale nie zapominaj, że z oboma rasami Fedki wojowały i zapewne będą wojować.

Q__:
Umie też przyjąć do GF na stałe b. klingońskiego Klingona (Worf)

Hmmm, a czy Worf chodzi w brudnym, śmierdzącym mundurze? Spożywa posiłki w 10 dziobowym jak świnia w korycie? Trzyma drapieżnego zwierzaka w kajucie? Próbował zabić podwładnego, żeby awansować? Nieeee...

Worf jest przerobiony przez Federacje jak tylko można. Do tego cały czas tępione są jego klingońskie ciągotki jak tylko się jakieś pojawią. Znasz zresztą ten filmik na YT, gdzie bodajże przez kilka minut Picard i Riker ciągle zbijają jego pomysły. Tolerancja Federacji pozwoliła mu jedynie przyodziać ozdobny pas i praktykować pewne rytuały klingońskie w zaciszu kajuty i holodeków.

Jak na Defiant pojawiła się Romulanka, to z tego co pamiętam załoga zadowolona nie była. Szpieg, pierwsza myśl jaka im przychodziła do głowy.

Q__:
Muzułmanie, jak muzułmanie, to jeszcze od rodzaju muzułmanów zależy (ci z Uncharted - o ile Uncharted powstanie - z pewnością będą akceptowalni i dla UFP i - z zachowania - dla nas)...

Tu się zgodzę z Picardem, Uncharted popełni gigantyczny błąd jeśli wstawi do załogi muzułmanina. To będzie prawdziwy upadek tego serialu. Kompletnie nie zrozumienie przesłania Star Treka. Otóż w załodze powinien być Arab! Ale powinien on być wyprany z religijnej otoczki tak jak reszta załogi. Powinien symbolizować pojednanie się wszystkich grup etnicznych jak to miało miejsce w ST, w imię wspólnych ideałów Federacji.

Czy Scotty był praktykującym katolikiem? Nosił krzyż i chodził do Kościoła? Czy Sulu wyznawał buddyzmu? Picard lansował laickie podejście? Nie! To do jasnej ciasnej jaka logika stoi za wprowadzeniem muzułmanina do Treka?!!! Ma być Arab, człowiek z Bliskiego Wschodu, tak jak Robau, coś w tym stylu, a nie wyznawca konkretnej religii! Trek nagle ma być reklamą islamu? Lansować religię? G.R. w grobie się przewraca...

Cały ten Uncharted nadaje się na śmietnik.
Jo_anka
Użytkownik
#3835 - Wysłana: 11 Wrz 2015 21:06:05
Mav

Mav:
Otóż w załodze powinien być Arab! Ale powinien on być wyprany z religijnej otoczki tak jak reszta załogi. Powinien symbolizować pojednanie się wszystkich grup etnicznych jak to miało miejsce w ST, w imię wspólnych id

W Treku już pojawiła się taka postać i to należała do pierwszoplanowych: Dr Bashir w DS9!

W TOSie w XXIII wieku, pojawiały się ślady religijności wśród ludzi, w seriach osadzonych w XXIV społeczeństwa ludzkie są post religijne.
Mav
Użytkownik
#3836 - Wysłana: 11 Wrz 2015 21:20:02
Jo_anka:
W Treku już pojawiła się taka postać i to należała do pierwszoplanowych: Dr Bashir w DS9!

Bashir? Nie kojarzę jego religijności. Poza tym DS9 wprowadziło mało sensowną wojenkę niezgodną z ideą Treka Gene Roddenberry'iego, to i religijność tej postaci z czystym sumieniem mogę uznać za niezgodną z filozofią ST.

Jo_anka:
W TOSie w XXIII wieku, pojawiały się ślady religijności wśród ludzi, w seriach osadzonych w XXIV społeczeństwa ludzkie są post religijne.

Myślę, że Picard jasno dał do zrozumienia jaki jest przekaz religijny ST. To było w tym odcinku, gdzie prymitywna rasa uznała Fedków za bogów. A także choćby w odcinku, gdzie pewna pani podszywała się pod szatana. ST:5 też coś mówi na ten temat. Ta podejrzliwość Kirka w stosunku do domniemanego Boga. Nie bał się zadawać niewygodnych pytań. G.R. odcinał się od religii w ST. Uważał, że dla ludzi przyszłości religią będzie nauka, dzięki której odkrywają otaczający ich świat. Ludzie w Treku mają otwarte umysły nie uciskane przez żadne nakazy i przekazy religijne.

Dla mnie to istny fundament ST. Każdy serial ST, który zacznie lansować jakąkolwiek religie, będzie uznany przeze zemnie na niegodny Treka.

Przy czym podkreślam, że nie jestem ateistą, jestem agnostykiem. I wydaję mi się, że ludzie w Treku też tacy są. Odrzucają religie jako wymysł człowieka, wynikający z braku wiedzy, używany do kontrolowania ludzi i manipulowania nimi. Nie odrzucają jednak możliwości iż Bóg istnieje.
Q__
Moderator
#3837 - Wysłana: 11 Wrz 2015 21:46:59 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
No bo stanowią siłę w kwadrancie z którą Federacja musi się liczyć. Ale nie zapominaj, że z oboma rasami Fedki wojowały i zapewne będą wojować.

A to już zależy od tego, kto do steru się dorwie. Gdyby Roddenberry żył pewnie by już dawno trafili - najpierw w szeregi Federacji, potem na plan b. daleki, jak Wolkanie w TNG. Epigonom trudno jednak zrezygnować z ich atrakcyjności jako odrębnych kultur...

Mav:
czy Worf chodzi w brudnym, śmierdzącym mundurze? Spożywa posiłki w 10 dziobowym jak świnia w korycie? Trzyma drapieżnego zwierzaka w kajucie? Próbował zabić podwładnego, żeby awansować? Nieeee...
Worf jest przerobiony przez Federacje jak tylko można. Do tego cały czas tępione są jego klingońskie ciągotki jak tylko się jakieś pojawią. Znasz zresztą ten filmik na YT, gdzie bodajże przez kilka minut Picard i Riker ciągle zbijają jego pomysły.

Z drugiej strony zdarzało się Worfowi zabijać w typowym klingońskim pojedynku tego, czy owego i jakoś nie trafił do brygu, ani na Elbę II.

Mav:
Tolerancja Federacji pozwoliła mu jedynie przyodziać ozdobny pas i praktykować pewne rytuały klingońskie w zaciszu kajuty i holodeków.

Zauważ przy tym, że religia - i w ogóle dziedzictwo kulturowe - w ST nie sięga dalej - na tym samym polega indiańskość Chakotay'a czy afroamerykanizm Sisko. Na tym samym mogłaby więc polegać religijność potencjalnego muzułmanina w GF.

Mav:
Jak na Defiant pojawiła się Romulanka

Fakt, zapomniałem o subcommander T'Rul. Czyli mamy kanoniczną czystą Romulankę na statku GF.

Mav:
Tu się zgodzę z Picardem, Uncharted popełni gigantyczny błąd jeśli wstawi do załogi muzułmanina. To będzie prawdziwy upadek tego serialu. Kompletnie nie zrozumienie przesłania Star Treka. Otóż w załodze powinien być Arab! Ale powinien on być wyprany z religijnej otoczki tak jak reszta załogi. Powinien symbolizować pojednanie się wszystkich grup etnicznych jak to miało miejsce w ST, w imię wspólnych ideałów Federacji.
Czy Scotty był praktykującym katolikiem? Nosił krzyż i chodził do Kościoła? Czy Sulu wyznawał buddyzmu? Picard lansował laickie podejście? Nie! To do jasnej ciasnej jaka logika stoi za wprowadzeniem muzułmanina do Treka?!!! Ma być Arab, człowiek z Bliskiego Wschodu, tak jak Robau, coś w tym stylu, a nie wyznawca konkretnej religii! Trek nagle ma być reklamą islamu? Lansować religię? G.R. w grobie się przewraca...

Mówię... Mam do sprawy stosunek ambiwalentny... Z jednej strony pamiętam ostrość przesłania TNG w tym względzie, z drugiej nie jestem pewien czy rev. Bem to nie był jednak, również, bohater wykreowany przez G.R.
A prawdę mówiąc roddenberryzm wydaje mi się kierunkiem właściwym dla Treka (czy się z nim w szczegółach zgadzam, czy nie)...

Inna sprawa, że trudno uniknąć takich wątków (co o nich nie sądzimy) po tym jak Taylor, Berman i Piller* otworzyli puszkę Pandory, z której wyskoczył Chakotay.

* http://en.memory-alpha.wikia.com/wiki/Chakotay#Bac kground_information

Jo_anka

Jo_anka:
W Treku już pojawiła się taka postać i to należała do pierwszoplanowych: Dr Bashir w DS9!

A jakby tego było mało jest jeszcze przyszły saudyjski król w roli redshirta...

Jo_anka:
w seriach osadzonych w XXIV społeczeństwa ludzkie są post religijne.

W większości... Bo mamy przykład izolowanych społeczności wymyślonych gwoli obejścia tego stanu (znów XO Kaśki się klania)...

Mav

Mav:
Bashir? Nie kojarzę jego religijności. Poza tym DS9 wprowadziło mało sensowną wojenkę niezgodną z ideą Treka Gene Roddenberry'iego, to i religijność tej postaci z czystym sumieniem mogę uznać za niezgodną z filozofią ST.

Poczekaj... Nie zrozumieliście się... Jo_anka podała Bashira jako przykład Araba laickiego, nie muzułmanina.
Poza tym... Z tego co wiadomo - z plotek - o pierwotnej koncepcji serialu o planetary outpost, tej najwstępniejszej, dyskutowanej jeszcze za życia G.R. dowódca miał tam być czarnoskóry lub o bliskowschodnich korzeniach (czyt. Arab), o zaznaczonym kulturowym* dziedzictwie (czyli te szaty w stylu rasta Bena już wtedy - jakby - planowano). Początkowo nawet wydawało się, że to Bashir zostanie kapitanem, nie Sisko, i będzie dumnym z korzeni Arabem, ale ktoś - bodaj Berman - się postawił, że Siddig za młody. Wprowadzenie Robau było poniekąd rekompensatą za tamto...

* fakt, o religijnym mowy nie było...

Mav:
Nie odrzucają jednak możliwości iż Bóg istnieje.

Tu by można po raz kolejny przywołać co powiedział Picard Nagilum podszywającemu się pod Datę nt. śmierci...

ps. Wspominaliśmy tu o gunboat diplomacy, to wrzucę cytacik a propos:

"odparła z lekko ironicznym uśmieszkiem. — Czy to przypadkiem nie pan tłumaczył mi niedawno, że oficer Królewskiej Marynarki powinien znać się nie tylko na taktyce, ale również na dyplomacji?
— Święte słowa, kapitanie — rozległ się inny glos i Honor z trudem stłumiła grymas. — Chciałbym, żeby więcej oficerów Królewskiej Marynarki zdawało sobie sprawę, że dyplomacja jest znacznie ważniejsza niż taktyka czy strategia — dodał Reginald Houseman głębokim barytonem.
— Obawiam się, że nie mogę się zgodzić z pańską opinią — odparła cicho Honor, mając nadzieję, że panuje nad irytacją wywołaną bezpardonowym wtrąceniem się w jej prywatną rozmowę. — Z punktu widzenia Królewskiej Marynarki, dyplomacja jest rzeczą ważną, ale naszym zadaniem jest wkroczyć, gdy dyplomaci przestają dawać sobie radę.
— Doprawdy? — Houseman uśmiechnął się z wyższością wywołującą u Honor odruchową żądzę mordu. — Rozumiem, że wojskowym często brak czasu na studiowanie historii, ale już pewien wojskowy na długo przed zjednoczeniem Ziemi napisał, że wojna jest po prostu kontynuacją polityki przy użyciu niedyplomatycznych metod. I nadal jest to prawda.
— Jest to parafraza, a użycie słów „po prostu” znacznie spłyca sens wypowiedzi, ale w ogólnych zarysach zgadzam się, że oddaje ducha wypowiedzi generała Clausewitza. — Houseman zaskoczony zmrużył oczy, a większość obecnych umilkła i zaczęła przyglądać się Honor, czując, że nie będzie to zwykła pogawędka przy stole. — Trzeba pamiętać, że Clausewitz żył na Ziemi w epoce napoleońskiej, która doprowadziła do finalnego Wieku Zachodniego Imperializmu, a jego książka o wojnie nie dotyczy tak naprawdę polityki czy dyplomacji w innym znaczeniu niż to, że podobnie jak wojna są narzędziami państwowymi. To samo zresztą ponad dwa standardowe tysiąclecia wcześniej napisał Sun Tzu, myślę, że zna pan to nazwisko? Mimo to żaden z nich nie miał i nie ma monopolu na pomysł, nieprawdaż? Tanakow w Doktrynach Wojny twierdził podobnie, a było to, jak pan wie, w czasach, w których wynalezienie żagla Warshawskiej umożliwiło prowadzenie działań wojennych w przestrzeni. Zaś Gustaw Anderman udowodnił, w jaki sposób skutecznie połączyć środki dyplomatyczne i militarne, by się wzajemnie umacniały, kiedy zdobył New Berlin, a potem zbudował Imperium Andermańskie w szesnastym wieku. Czytał pan może jego Sternenkrieg, panie Houseman? Interesujące kompendium zawierające esencję myśli większości wcześniejszych teoretyków z kilkoma ciekawymi wnioskami autora, opartymi prawdopodobnie na jego własnych doświadczeniach jako najemnika. Uważam, że najlepsze dostępne tłumaczenie jest autorstwa admirała White Haven. Chyba się pan ze mną zgodzi?
Po czym z uprzejmym uśmiechem umilkła, czekając, aż coraz bardziej czerwieniejący Houseman odzyska zdolność mowy.
— Ach… nie… obawiam się, że nie czytałem — wykrztusił po chwili dyplomata.
Courvosier otarł serwetką usta, maskując szeroki uśmiech, i czekał na ciąg dalszy.
— Chodziło mi o coś innego. — Houseman nie poddawał się łatwo. — Uważam, że przy odpowiednio przeprowadzonej misji dyplomatycznej militarna strategia staje się nieważna, ponieważ przestaje istnieć groźba wojny. Rozsądni ludzie, negocjujący w dobrej wierze, zawsze osiągną sensowny kompromis. Weźmy choćby obecny problem: ani system Yeltsin, ani układ Endicott nie są na tyle atrakcyjne, czy to z uwagi na posiadane środki, czy na położenie, by przyciągnąć międzyplanetarny handel. Każdy z nich posiada jednak zamieszkałą planetę; łącznie oba systemy mają prawie dziewięć miliardów mieszkańców, a leżą w odległości dwóch dni lotu nadprzestrzennego frachtowca. Teoretycznie daje im to świetne podstawy do stworzenia lokalnego dobrobytu, a w praktyce gospodarki obu systemów znajdują się na krawędzi bankructwa. Dlatego absurdem jest, że przez tak długi czas toczą wojnę na tle jakichś bzdurnych różnic religijnych! Obie planety powinny z sobą handlować i wspierać się ekonomicznie, a nie marnować środki na wyścig zbrojeń. Kiedy ich społeczeństwa odkryją wreszcie korzyści płynące z handlu i zrozumieją, że ich dobrobyt i rozwój zależy od współpracy z drugą stroną, problem rozwiąże się sam i skończy się na potrząsaniu szabelkami.
Q__
Moderator
#3838 - Wysłana: 11 Wrz 2015 21:48:27
W miarę jak mówił, wracała mu pewność siebie oraz pełen wyższości uśmieszek i ton. Honor, słuchając jego wywodu, zdołała zapanować nad sobą na tyle, by nie wgapiać się weń z niedowierzaniem, ale gdyby nie znała tak dobrze Courvosiera, doszłaby do wniosku, że ktoś nie wytłumaczył jego zastępcy, na czym polega problem, i nie zapoznał go z historią konfliktu. Pewnie, że najlepiej byłoby doprowadzić do pokoju między obiema planetami, ale informacje, które otrzymała wraz z rozkazami, potwierdzały wszystko, co usłyszała od Courvosiera, dodając tylko szczegóły. A poza tym, celem rządu Jej Królewskiej Mości i zadaniem tej misji nie było krzewienie pokoju we wszechświecie, co byłoby i tak z góry skazane na fiasko, ale zyskanie sprzymierzeńców przeciwko Haven.
— Nie przeczę, że byłoby to pożądane zakończenie, panie Houseman, ale nie widzę realnej możliwości jego zaistnienia — powiedziała po chwili.
— Doprawdy? — najeżył się Houseman.
— Walczą ze sobą od ponad sześciuset standardowych lat — zaczęła tłumaczyć łagodnie jak niezbyt rozgarniętemu dziecku. — Na dodatek wojny religijne są najmniej logiczne, za to najzacieklejsze ze wszystkich w dziejach ludzkości.
— Właśnie dlatego niezbędny jest nowy punkt widzenia nie zaangażowanej, trzeciej strony, która zdoła im to wytłumaczyć.
— Przepraszam, ale wydawało mi się dotąd, że naszym celem jest zyskanie sojusznika i utworzenie bazy floty — stwierdziła już mniej uprzejmie. — Że nie wspomnę o zapobieżeniu usadowienia się w tym rejonie Haven zamiast nas…
— Naturalnie, że to są nasze cele — odparł zniecierpliwiony. — I najlepszym sposobem ich osiągnięcia jest zlikwidowanie lokalnego konfliktu. Potencjalne zagrożenie, tak z uwagi na niestabilność sytuacji, jak i poczynania Ludowej Republiki, będzie się utrzymywać tak długo, jak długo obie planety będą wobec siebie wrogie, i nie zmienia tego żadne nasze działanie. Kiedy jednak doprowadzimy do zakończenia sporu, nie będzie ich kusiło, by zaprosić Haven do towarzystwa w celu uzyskania przewagi militarnej. Najlepszym dyplomatycznym klejem jest wspólny interes, a nie wspólny wróg — Houseman upił łyk wina. — W rzeczy samej, zainteresowanie tym obszarem jest efektem naszej własnej klęski, bo nie potrafiliśmy dotąd znaleźć takiego wspólnego interesu z Ludową Republiką Haven. Zawsze znajdzie się jakiś sposób na uniknięcie zbrojnej konfrontacji, jeśli wytrwale się go szuka, pamiętając, że na dłuższą metę przemoc niczego nie rozwiązuje. Dlatego właśnie mamy dyplomatów, kapitan Harrington i dlatego też uciekanie się do brutalnej siły jest oznaką dyplomatycznej nieudolności. Niczym więcej i niczym mniej.
Major Tomas Ramirez dowodzący kontyngentem Marines przydzielonym na krążownik przyglądał się mówiącemu najpierw z zaskoczeniem, potem z obrzydzeniem, a na końcu ze złością. Gdyby nie uspokajająca i dyskretna interwencja pierwszego mechanika, komandor porucznik Higgins, Houseman miałby pierwszy raz w życiu okazję usłyszeć w bezpośredni i zrozumiały sposób, co o jego teorii sądzą oficerowie Korpusu. Honor zauważyła całą scenkę. Całkowicie rozumiała Ramireza. Barczysty oficer miał dwanaście lat, gdy Haven podbiło Trevor Star, gdzie się urodził. Wraz z matką i siostrami uciekli do systemu Manticore przez terminal Manticore Junction w ostatnim konwoju, który wydostał się z terenu walk. Konwój zdołał odlecieć tylko dlatego, że ojciec Ramireza osłaniał jego odwrót, dowodząc resztkami systemowej floty, i zapłacił za to życiem.
— Rozumiem — mruknęła, unosząc powoli kielich i zastanawiając się, jakim cudem Courvosier był w stanie tolerować tego pompatycznego teoretyka-cymbała.
Houseman cieszył się reputacją doskonałego ekonomisty, i jeśli wziąć pod uwagę zacofanie gospodarcze Graysona, włączenie go do misji miało sens. Ale był także najczystszym, podręcznikowym przykładem teoretyka, który nosa nie wystawiał poza Kolegium Ekonomiczne Mannheim University, gdzie miał doskonale płatną posadę. Mannheim nie bez podstaw nazywano „socjalistyczną uczelnią”. Prominentny ród Housemanów osiągnął silną pozycję w dyplomacji, jego członkowie zaś byli zadeklarowanymi zwolennikami partii Liberalnej. Żaden z tych powodów nie wpływał korzystnie na jej nastawienie do rozmówcy, ale dopiero uproszczona i całkowicie nieżyciowa wizja tego, jak rozwiązać konflikt między Masadą a Graysonem, była naprawdę przerażająca. Każda głupota może być groźna, a głoszona przez kogoś, kto mógł ją realizować, zawsze groźną się okazywała.
— Nie zgadzam się z pańskim rozumowaniem — powiedziała, starając się zachować spokojny i w miarę uprzejmy ton, i odstawiła kielich. — Jest ono oparte na co najmniej dwóch błędnych założeniach, co powoduje, że wnioski są równie błędne. Pierwszym jest założenie, że wszyscy negocjujący są uczciwi, a drugim, że zawsze dojdą do porozumienia w kwestii tego, co konkretnie w danej sytuacji oznacza „rozsądny kompromis”. Historia udowadnia nam, jasno i wielokrotnie, że jedno z tych założeń występuje w praktyce nader rzadko, oba naraz — prawie nigdy. Jeśli chodzi o konkretną sytuację między społecznościami obu planet, o których mowa, skoro pan po zaledwie krótkim przestudiowaniu jej dostrzega potencjalne korzyści płynące z handlu i współpracy, to przez tyle stuleci powinno stać się to oczywiste i dla nich. A nic nie wskazuje na to, by którakolwiek ze stron kiedykolwiek próbowała rozpocząć rozmowy na temat takiego rozwiązania. Świadczy to jednoznacznie o takim poziomie wrogości, w obliczu którego interesy ekonomiczne stają się nieistotne. To z kolei sugeruje z dużym prawdopodobieństwem, że to, co uważamy za racjonalne przesłanki, może nie odgrywać zbyt dużej roli w ich myśleniu czy postępowaniu. Zresztą nawet gdyby było inaczej, sytuacja łatwo może się wymknąć spod kontroli, a ludzie znajdujący się w stanie stresu znacznie szybciej popełniają błędy. I wtedy pozostają już tylko wojskowi.
— Takie „błędy”, jak to pani ujęła, często zdarzają się właśnie dlatego, że wojskowi działają zbyt szybko albo udzielają złych rad.
— Oczywiście że tak — przyznała, zaskakując go całkowicie. — Praktycznie rzecz biorąc, finalna pomyłka prawie zawsze popełniona zostaje przez kogoś w mundurze. Albo dlatego, że źle doradził on przełożonym, jeśli są stroną atakującą, albo dlatego, że za szybko kazał strzelać, jeśli zajmował pozycje obronne. Czasami mylimy się, planując coś zbyt szczegółowo i nie mogąc w realnej sytuacji uwolnić się od teorii zaplanowanej, tak jak notorycznie zdarzało się uczniom Clausewitza. Ale pamiętać trzeba, panie Houseman, że sytuacje, w których błędy militarne stają się możliwe lub nabierają decydującego znaczenia, powstają w wyniku poprzedzających je zabiegów i manewrów dyplomatycznych i politycznych. — Mówiąc to, spojrzała mu prosto w oczy.
— Doprawdy? — Houseman przyglądał się jej z mieszaniną wymuszonego podziwu i odruchowej niechęci. — W takim razie wojny są głównie winą cywilów, a nie zaś nieskalanych obrońców suwerenności paradujących w mundurach?
— Tak bym tego nie ujęła, choć brzmi to atrakcyjnie — Honor uśmiechnęła się przelotnie. — Z zasady „nieskalany” i „wojskowy” rzadko chodzą w parze. Z drugiej zaś strony, w każdym systemie sprawowania władzy, takim jak nasz, wojsko kontrolowane jest przez powołane do tego cywilne władze, a więc ostateczna odpowiedzialność za polityczne decyzje w okresach między wojnami spoczywa na nich. Nie chcę sugerować, że wszyscy ich członkowie są głupi czy niekompetentni ani też że wojskowi zawsze udzielają im najlepszych możliwych rad, ale całkowicie sprzeczne interesy rozmaitych nacji mogą i przeważnie stanowią nierozwiązywalne dylematy, niezależnie od dobrej woli obu stron. Jeżeli na dodatek któraś ze stron nie prowadzi negocjacji uczciwie, czyli z rzeczywistą wolą rozwiązania problemu w pokojowy sposób… Zresztą Clausewitz napisał także, iż z polityki rodzą się wojny, panie Houseman. Ja osobiście mam inne zdanie, uważam, że wojna może był wynikiem dyplomatycznego fiaska, ale każdy, nawet najlepszy dyplomata działa na kredyt. Prędzej czy później ktoś mniej rozsądny od niego zechce sprawdzić, co stoi za jego słowami, i jeśli okaże się, że nie jest to wystarczająca siła militarna, przegra i straci wiarygodność.
— Cóż, zadaniem tej misji jest uniknięcie takiej sytuacji, nieprawdaż? — Houseman uśmiechnął się chłodno. — Sądzę, że nie ma pani nie przeciwko uniknięciu wojny, jeśli okaże się to możliwe?
Honor ugryzła się w język i skinęła z uśmiechem głową. Nie powinna dać się sprowokować i pozwolić, by tak ją zirytował. To nie jego wina, że wychowany został w miłym, cywilizowanym i bezpiecznym społeczeństwie, co uchroniło go od kontaktu z brutalną rzeczywistością. Poza tym, misją kierował nie ten nadęty bufon, tylko Courvosier, a co do jego zdrowego rozsądku nie miała żadnych wątpliwości."


David Weber, "Honor królowej"
Mav
Użytkownik
#3839 - Wysłana: 13 Wrz 2015 18:09:54
Q__:
Zauważ przy tym, że religia - i w ogóle dziedzictwo kulturowe - w ST nie sięga dalej - na tym samym polega indiańskość Chakotay'a czy afroamerykanizm Sisko. Na tym samym mogłaby więc polegać religijność potencjalnego muzułmanina w GF.

No i podałeś przykłady z dwóch seriali po śmieci G.R. DS9 w ogóle nie pasuje do ST z tą całą psychodelią religijną w postaci proroków. Generalnie sprawa jest prosta, jeśli w ST pojawi się jakaś postać będąca wyidealizowaną reklamą danej religii, to będzie to porażka idei ST. Dalej, jeśli się pojawi jedna, to będzie to także dyskryminacja wyznawców innych religii, bo dlaczego islam ma być reklamowany, a chrześcijanizm, buddyzm i judaizm nie? Dyskryminacja pełną gębą.

Jeśli więc chcesz muzułmanina w ST, bo wg Ciebie jest miejsce w Treku na takie tematy, to musisz być konsekwentny i uniknąć tym samym dyskryminacji, więc postulować za wprowadzeniem kilku postaci religijnych. Chcesz takiego Treka wypełnionego symbolami i reprezentantami religijnymi?
Q__
Moderator
#3840 - Wysłana: 13 Wrz 2015 19:22:58 - Edytowany przez: Q__
Mav

Mav:
No i podałeś przykłady z dwóch seriali po śmieci G.R. DS9 w ogóle nie pasuje do ST z tą całą psychodelią religijną w postaci proroków

Tak, tylko - jak już pisałem - wątek zaakcentowanego ("czarnego" lub bliskowschodniego) dziedzictwa kulturowego kapitana, był prawdopodobnie zaakceptowany jeszcze przez Roddenberry'ego (acz pełnej pewności nie ma).
No i wątek "Proroków" inny miał skręt ideowy na etapie "Emissary"-"In the Hands of the Prophets" (ten G.R. by zaakceptował, jak sądzę), inny zaś na etapie "Rapture"+. Tego drugiego nie bronię.

Mav:
Jeśli więc chcesz muzułmanina w ST, bo wg Ciebie jest miejsce w Treku na takie tematy, to musisz być konsekwentny i uniknąć tym samym dyskryminacji, więc postulować za wprowadzeniem kilku postaci religijnych.

Oczywiście. Dlatego wspominałem Chakotay'a (indiański synkretyzm, obstawiam peyotyzm), rev. Bema (wayizm = katolicyzm/chrześcijaństwo + taoizm, z grubsza) i fanowskiego Raya Martina (chrześcijaństwo).

Mav:
Chcesz takiego Treka wypełnionego symbolami i reprezentantami religijnymi?

Jeśli jeden na co którąś załogę i nie fanatyk? I can live with it .
 Strona:  ««  1  2  3  ...  123  124  125  126  127  128  129  »» 
USS Phoenix forum / Star Trek XI / ST XI - Pierwsze wrażenia, opinie, itp

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!